poniedziałek, 30 maja 2016

8. Przyzwyczajenie.

          Wyszliśmy z gabinetu dziesięć minut po dzwonku na lekcje. Dyrektor zadeklarował, że porozmawia na ten temat z innymi nauczycielami i nas usprawiedliwi. Chociaż tyle dobrze, że nie będę musiała wymyślać znów jakichś bajek na temat mojego spóźnienia. Jak tak dalej by poszło mój wachlarz wymówek mógł się poszerzyć nawet kilkukrotnie. Zaraz po tym jak wyszliśmy z gabinetu Bartek wziął mnie na plecy. Gdy mnie podnosił usłyszałam cichy syk, na co odruchowo prychnęłam w jego stronę. Przesadzał, bo aż tak ciężka nie byłam. Byłam prawie przekonana, że to mięśnie dodają mi tych dodatkowych kilogramów. Wiedział, że trenuję tenisa ziemnego. Mógł się domyślić, że lekka nie będę. Zarzuciłam ręce na jego szyję, żeby nie spaść. Wiem, że mu to nie pasowało, bo kątem oka zauważyłam jego grymas na twarzy. Starałam się go nie ściskać zbyt mocno, żeby go nie udusić. Usłyszałam jak cicho westchnął.
- Ile ty ważysz? - spytał, idąc w kierunku klasy do języka polskiego.
- Nie pytaj, bo i tak ci nie powiem. - powiedziałam ostro.
- Kolejna z kompleksami? - spytał z przekąsem.
Delikatnie mną podrzucił. Chciał złapać mnie inaczej, żeby pewnie było mu wygodniej. Cicho westchnęłam pod nosem, czując jego ręce pod moimi udami. Skłamałabym twierdząc, że to mnie nie peszyło, ale musiałam się przyzwyczajać. To miało się stać codziennością. To miało sprawić, że przez następne trzy tygodnie będę wstawać ze świadomością spędzenia z nim większości dnia. Czy tego chciałam, czy nie - miał stać się kimś, kogo potrzebowałam. Ciężko mi to przyznać i wolałam wmawiać sobie, że to miała być tylko kara, którą dziwnym trafem musiałam dzielić z nim. Zaczęłam się karcić w myślach, że w ogóle nie przeciwstawiłam się dyrektorowi. Ale czy to by coś dało? Pan Woźniewski wydawał się być zdecydowany i raczej nie chciał słyszeć żadnych sprzeciwów.
          Pod klasą zjawiliśmy się po około dwóch minutach. Bartek szedł naprawdę powoli. Wydawało mi się, że zanim stawi następny krok myśli nad czymś, by później stąpać w wolnym tempie do celu. Cieszył mnie ten fakt. Miałam obawy, że nie potraktuje tej kary poważnie i będzie mnie traktował dosłownie jak śmiecia. Najgorsze byłoby to, że nie miałabym żadnego wpływu na to, bo w końcu bez niego daleko bym nie zaszła. To miało być to - jedynie interes. Ja mu pomogę dotrwać do końca kary, a on w zamian za to potraktuje ją na serio i będzie się mną opiekował w tym czasie.
          Bartek spojrzał na mnie kątem oka i skinął na białe drewniane drzwi do klasy polonistycznej. W tej szkole wszystkie drzwi były białe i drewniane. Tym razem zrozumiałam o co mu chodzi. Nie był na tyle idealny by, nosząc mnie na plecach mógł jeszcze zapukać. Ostrożnie podniosłam rękę i uderzyłam dwa razy delikatnie w drzwi. Bartek nie czekał na odpowiedź, tylko od razu skinął głową na klamkę. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy. Powodem tego było to, że nie należał prawdopodobnie do spostrzegawczych osób, albo za bardzo wierzył w moje zdolności akrobatyczne. Możliwe, że zapomniał o dzielącej mnie odległości od ziemi i jego nienormalnej jak na ten wiek wysokości. Bartek miał prawie dwa metry, a mnie od klamki dzieliła odległość minimum dwudziestu centymetrów. Możliwe, że więcej lub mniej - nigdy nie byłam dobra w określaniu odległości. Całe szczęście zauważył, że nie ma opcji bym otworzyła te drzwi i sam to zrobił. Do tego celu oparł mnie o ścianę, następnie otworzył drzwi i znów mnie podniósł.
          Nie jestem w stanie opisać min uczniów w klasie, gdy zobaczyli kto wszedł. Nie mogłam się powstrzymać i cicho parsknęłam śmiechem. Zakryłam usta dłonią, żeby za bardzo tego nie pokazać. Patrzyli na nas jakby zobaczyli ducha, zjawę. W sumie to się im nie dziwiłam. Nikt by się zapewne nie spodziewał, że kiedykolwiek będę miała takie wejście. Jedynie mój nauczyciel, pan Kwaśniewski wydawał się nie być tym zaskoczony. Spoglądał na nas obojętnie, podrzucając w dłoni telefon. Jak zwykle nosił dresową bluzę i znoszone dżinsy do kompletu. Czasem chłopacy ze szkoły nazywali go Krasnalem, bo był niski. Wskazał na wolne miejsce obok Izy w pierwszej ławce. Moja przyjaciółka odsunęła krzesło by Bartek mógł mnie posadzić. Pomógł mi usiąść i wyszedł, po drodze rzucając, że przyjdzie do mnie zaraz po lekcji i mam się nie ruszać z sali. Pokiwałam głową na znak, że rozumiem. Gdy wyszedł w klasie zapanował harmider i hałas. Z tego co słyszałam rozmawiali o tym, co przed chwilą zaszło. Dziewczyny spoglądały na mnie z zawiścią w oczach, a chłopacy przyglądali mi się z zainteresowaniem. Spodziewałam się takiego odbioru tej sytuacji wśród rówieśników. Weronika, szara myszka stojąca przeważnie z boku i trzymająca się jedynie swoich ukochanych przyjaciół zdołała zainteresować najpopularniejszego chłopaka w szkole, pewnie tak myśleli. Nie znali prawdy, której w sumie i ja nie poznałam.
          Lekcja mijała na rozmowach, których polonista nie był w stanie uciszyć. Gdy zauważyłam, że z zajęć nici i nie wyjdę z nich mądrzejsza o te kilka pojęć, po prostu odpuściłam. Zaczęłam bawić się kosmykami opadającymi na moją szyję. Kręciłam je wokół palca, ignorując wcześniejsze ostrzeżenia mamy, że przez to nie będę mogła ich później rozczesać. Ukradkiem słuchałam o czym mówi nauczyciel w razie gdyby zechciał mnie spytać o powtórzenie jego słów. Gdy jako tako zaczął prowadzić lekcje i nawet pewna grupka uczniów go słuchała, nie wliczając w nich mnie i Izy zadzwonił dzwonek na lekcje. Zdenerwowany polonista wymamrotał coś pod nosem i wyszedł z klasy w pierwszej kolejności. Wychodząc powiedział, że zostawi klasę otwartą. Pozostawało mi jedynie czekać na Bartka. Iza wyszła, chwytając Fabiana za rękę. Zdezorientowana obserwowałam tą sytuację. Zdawało mi się, że moja przyjaciółka w końcu podjęła jakieś kroki. Niestety, jak się obawiałam, za późno. Fabian lada chwila przenosił się do innej klasy, zostawiając Izę smutną a mnie obarczoną ciężarem poczucia winy, że to ja jej to przekazałam i zraniłam ją tym.
          Na Bartka nie czekałam długo. Wszedł do klasy zaraz po tym, jak wszyscy z niej wyszli. Podszedł do mnie i delikatnie mnie podniósł. Chyba zaczynało mi to pasować. Mimo początkowego oporu kara zaczęła mi nawet odpowiadać. Byłam pewna, że to wszystko było za sprawą jego zachowania.Gdy mnie nosił czułam się jak mała dziewczynka. Nie przeszkadzało mi to uczucie, wręcz przeciwnie - po tym wszystkim co zaszło między nami w ciągu ostatnich dni, polubiłam to. Odczuwałam na sobie każdy jego krok, podczas którego lekko mną podrzucał. Perspektywa świata widziana z wysokości jego ramion była taka inna i tajemnicza. Wtuliłam twarz w jego koszulę w kratę, którą tego dnia założył. Usłyszałam jak ciężko wzdycha i kręci głową. Zdawałam sobie sprawę z tego, że to go wkurza i nie powinnam posuwać się tak daleko. W końcu dla niego najlepszym wyjściem byłoby ciąganie mnie po korytarzach. Przynajmniej jego plecy nie byłyby obolałe. Mimo tego, co robił nie chciałam mu sprawiać jakichś problemów zdrowotnych. Też trenowałam regularnie sport i znałam to uczucie, gdy chcesz dać z siebie wszystko, ale twoje ciało odpada z gry po zaledwie pięciu minutach. Ból jest nieznośny a świadomość, że znów przesadziłeś cię dobija. Z drugiej strony nie chodziło mi chyba tylko o problemy z plecami jakich się nabawi nosząc mnie. Zawsze była jedna rzecz, którą w nim podziwiałam - jego grę w siatkówkę, chęć do treningów, wytrwałość. Na swoim przykładzie mogę stwierdzić, że takie osoby, którym naprawdę zależy na grze i są w stanie poświęcić dla niej wszystko nie spotyka się za często. Są jak gatunek zagrożony wyginięciem, jest ich coraz mniej. Bardzo często spotykałam osoby, które chciały kroczyć sportową karierą nie ze względu na pasję i chęć doskonalenia się, ale ze względu na pieniądze i sławę. Nie lubię kłamać, więc nie ukrywam, że kiedyś należałam do tej grupy ludzi. Chciałam sławy i pieniędzy. Marzyłam o tym, że będę popularna a ludzie będą wytykać osoby, które nie słyszały nigdy mojego nazwiska i nie wiedzą kim jestem. Teraz mi wstyd, że kiedykolwiek tak na to spoglądałam. Dotarłam do tego, czego tak bardzo pragnęłam - wreszcie pokochałam tenis tak bardzo, że przestała mnie interesować sława i pieniądze. Z biegiem czasu myślę, że to przychodzi z wiekiem. Niektórym musi przybyć kilka lat by pojęli, co jest najważniejsze w życiu i choć przychodzi to ciężko, marzenia o sławie i bogactwie odchodzą w zapomnienie. Przestałam wiązać przyszłość z tenisem i sportem w momencie, gdy uświadomiłam sobie, że jestem realistką. Zaśmiałam się w duchu z moich rozmyśleń. Czasem zanosiło mnie na ten filozoficzny tor, którym kroczenie przypominało wycieczkę - zawsze odkrywało się coś nowego.
          Następnie miałam mieć lekcję biologii. Przekazałam tą informację Bartkowi i ponownie wtuliłam nos w jego koszulę. Po raz pierwszy mogłam poczuć jego zapach a właściwie jego ubrań, które były przesiąknięte aromatem wody kolońskiej. Nie przepadam za tego typu zapachami, bo strasznie drażnią mój układ oddechowy, ale jego mogłam znieść.
          Pod klasę dotarliśmy po kilku minutach. Nie widziałam Izy, więc poleciłam Bartkowi aby odstawił mnie, wskazując pierwszą lepszą ławkę z boku. Nic nie odpowiedział i po chwili mogłam poczuć twarde drewno, na którym ostrożnie mnie posadził. Spodziewałam się, że odejdzie gdzieś do swoich kolegów, więc zdziwił mnie tym, że usiadł obok mnie. Oparł głowę o parapet i zamknął oczy jak gdyby nigdy nic się nie wydarzyło. Starałam się nie zwracać na niego uwagi, więc wyjęłam z przedniej kieszenie dżinsów swoją komórkę. Zauważyłam wiadomość od Izy o treści: Poszłam do toalety. Trochę mi to zajmie, więc poczekaj na mnie pod klasą. Chyba, że wolisz przyjść tu z Bartusiem. Prychnęłam niezadowolona, czytając ostatnie zdanie. Iza jak zwykle robiła sobie żarty z sytuacji, w której się znajduję. Zdawałam sobie sprawę, że w ten sposób starała się poprawić mi humor, ale będąc szczerą - nie zawsze jej to wychodziło. Czasem nie umiała zachować powagi sytuacji, która w tamtych chwilach była mi nieodłączna.
           Bartek również zagłębił się w przeglądaniu aplikacji na telefonie. Nie byłam wścibska, więc nie zaglądałam mu bezczelnie przez ramię na to, co widnieje na ekranie. Wyłączyłam telefon, bo nie miałam co robić i cierpliwie czekałam na moją przyjaciółkę.
          Przerwa mijała mi w spokoju, za co skrycie dziękowałam. Bartek całkowicie zajął się czymś innym. Nie przeszkadzałby mi w zupełności gdyby jednak raczył zmienić miejsce i pójść gdzieś dalej, przynajmniej na odległość kilku metrów. Jednak nie powiedziałam mu tego. Niech się nie wkurza niepotrzebnie. Będziemy mieć na to okazje przez następne kilka tygodni.
          Iza pojawiła się na holu kilka minut przed dzwonkiem. Natychmiast do mnie podeszła, mimo chłopaka, który siedział kawałek ode mnie. Szybko zajęła sobie miejsce obok i zaczęła mi coś opowiadać. Od czasu do czasu lubiła rozmawiać ze mną o swojej młodszej siostrze - Kasi. Nie przepadałam za słuchaniem tego, mimo iż sama miałam w rodzinie dziecko mniej więcej w wieku Kaśki. Mikołaj był moim siostrzeńcem i był niezłym kawałem urwisa. Już wiele razy omal nie przyprawił mojej siostry o zawał. Miki ma jedynie dwa lata a mimo to jest naprawdę pomysłowym dzieckiem jeżeli chodzi o pakowanie się w kłopoty. Raz na przykład omal nie wypadł z okna.
           Moja przyjaciółka szybko się zorientowała, że jej nie słucham. Uznała raczej, że to przez Bartka, który cały czas zajmował miejsce niedaleko mnie. Nie chciałam jej wyprowadzać z błędu, więc tylko skinęłam głową, gdy ukradkiem wskazała na niego palcem.
          Dźwięk dzwonka wywołał u mnie odruchowe wzdrygnięcie, co zdecydowanie nie było wskazane w moim stanie. Na szczęście nic mi się nie stało w nogę, więc z pomocą Izy wstałam. Bartek nie ruszył się z miejsca, nawet na mnie nie spojrzał, więc stanęłam obok parapetu i czekałam aż odciągnie się od telefonu i weźmie mnie na plecy.
          Zaraz po drugim dzwonku pani Szymańska otworzyła drzwi do klasy. Jak zwykle ubrała brązową sukienkę w kratę, której odcień zupełnie mi się nie podobał a kruczoczarne włosy spięła w koka. Bartek zaniósł mnie do klasy i pomógł mi usiąść w pierwszej ławce. Zaraz po tym bez słowa wyszedł. Spojrzał jedynie na mnie znacząco, sygnalizując, że jak zwykle mam na niego czekać po lekcji. Jakbym miała cokolwiek innego do roboty, pomyślałam.
          Biologia minęła mi na nudnym tłumaczeniu przez panią tematu anatomii człowieka. Nie wiedziałam nawet o czym mówi. Jedyne, co usłyszałam to początek lekcji, na którym zaczęła nam tłumaczyć wyniki naszych ostatnich sprawdzianów, w których anatomia człowieka wypadła szczególnie źle. Nie interesowało mnie to, bo akurat ten temat miał opanowany perfekcyjnie. Zajęłam się bazgraniem na tyle brudnopisu, rysowaniem dziwnych karykatur i komiksów. Pani Szymańska nie zwróciła nawet na mnie uwagi. W sumie, była to też po części zasługa mojej podzielności uwagi. Co jakiś czas zerkałam co robi nauczycielka by w najgorszym wypadku nie zostać przyłapaną na gorącym uczynku. Wielokrotnie słyszałam, że podzielność uwagi mam bardzo dobrą, więc czemu z tego nie skorzystać?
          Po biologii lekcje toczyły się w tej mojej żałosnej rutynie. Tłumaczenie, zadania, czytanie tematu jeszcze raz, bo nie zrozumiałam za wiele z paplaniny nauczyciela, a w międzyczasie ziewanie. Jak zwykle się nie wyspałam i pewnie miałam żałosne wory pod oczami, które ostatnimi czasy stały się nieodłącznym elementem mojej urody. Po każdej lekcji czekałam w klasie przez pół przerwy, bo Bartek nie raczył przyjść wcześniej. W pewnym sensie mi to pasowało, ponieważ przerw nie musiałam spędzać obok niego. Ironią było to, że za miejsce jakie zajmowałam większość dziewczyn byłaby w stanie wydłubać sobie oczy obmalowane toną tapety.
          Nim się obejrzałam siedziałam śpiąca na sali gimnastycznej, czekając aż Bartek mnie odbierze. Miałam cichą nadzieję, że tym razem przyjdzie punktualnie, bo nie miałam ochoty spóźnienia. W ostatniej chwili przypomniało mi się, że z tą nogą nie miałabym jak podróżować autobusem i to przecież tata po mnie przyjedzie. Pokręciłam z zażenowaniem głową. Potrzebuję snu, dużo snu, pomyślałam.
          Bartek wszedł na salę powolnym krokiem. Znalazł mnie szybko, co wcale nie było ciężkie. W końcu znalezienie dziewczyny z nogą w gipsie w pustej sali nie jest jakimś trudnym wyczynem. Gdy do mnie podszedł rzucił w moją stronę dwie kule i po prostu odszedł. Zacisnęłam wściekła zęby, żeby nie krzyknąć czegoś głupiego na odchodne, bo później mogłoby to się dla mnie źle skończyć.
          Do samochodu kuśtykałam przez kilka minut. Na dworze było zimniej niż rano, więc okryłam się bardziej brązową kurtką. Szybko znalazłam na parkingu bordowego golfa mojego taty. Tata pomógł mi wejść do środka i ruszyliśmy do domu.
          Następny dzień szkoły nie zapowiadał się nadzwyczajnie. Kolejny zwykły dzień, no może z tym wyjątkiem, że będę się poruszać w dosyć nietypowy sposób. Dziś dałam sobie postanowienie. Pierwsze dwie lekcje to miały być zajęcia wychowania fizycznego, na których po pierwsze: nie ćwiczę, po drugie: jestem choć trochę wolna od kontroli Bartka, co nijak kontrolą można nazwać. Postanowiłam wreszcie powiedzieć Izie prawdę, czyli informację, że Fabian za niedługo zmieni klasę a nasze trio może się rozpaść.
           Tym razem obudziłam się dokładnie o szóstej rano. Później jeszcze przeklinałam siebie za to, że ustawiłam dwadzieścia siedem alarmów, które dzwoniły co minutę. Nim zdążyłam wyłączyć jeden uruchamiał się kolejny, co doprowadzało mnie do furii. Śniadanie zjadłam w ekspresowym tempie, nawet nie gryzłam dokładnie, co nie było zdrowe. Ubrałam dżinsy i koszulkę z nadrukowanym uśmiechem. Nie wiem, co mnie podkusiło do ubrania czegoś, co w żadnym stopniu nie określało mojego aktualnego nastroju.
          Pod szkołą znalazłam się równo o godzinie siódmej. Dokuśtykałam się z trudem do pokoju dyrektora. Jak zwykle na korytarzu był tłok, jak to bywało rano. Wszyscy się witają i odpowiadają wzajemnie na pytania i marudzenie, że znowu szkoła. Inni dzielą się swoimi wiadomościami i tym, jak się przygotowały na testy, których ostatnimi czasy było sporo. Ale to były tylko te bardziej inteligentne osoby, które wiedzą m. in. to, że bynajmniej nie jest synonimem przynajmniej, więc nie było ich za dużo. Cóż, dla niektórych wystarczającą formą nauki języka polskiego jest wkuwanie na pamięć łamaczy języka, który w efekcie i tak nie umieli wymówić bez zająknięcia się.
           Obok gabinetu dyrektora spotkałam Bartka. Stał oparty o ścianę z dłońmi w kieszeniach i zamkniętymi oczami. Podeszłam do niego ostrożnie i powoli, co nie było trudne zważywszy na to, że miałam kule. Miał w uszach słuchawki zapewne, żeby zagłuszyć harmider panujący na korytarzu. W pewnym momencie wydawało mi się, że po prostu zasnął. Oddychał równo i spokojnie, nie ruszał się i wydawało mi się, że jest tak samo niewsypany jak ja. Zresztą, ja zawsze byłam niewyspana gdy chodziłam do szkoły, ale byłam zdecydowanym przeciwnikiem kawy. Jej smak mi nie pasował. Nie piłam jej, więc poranne nagłe pokłady energii były dla mnie czymś obcym.
          Bartek stał w tej pozycji cały czas a mnie coś wewnętrznie blokowało przed wytrząśnięciem go z transu. Poczekałam obok niego kilka minut zanim sam nie otworzył oczu i nie zauważył, że stoję obok niego. Nie odezwał się, widząc, że go obserwuję i sam spojrzał na mnie. To był pierwszy raz, gdy tak patrzyliśmy sobie w oczy w ciszy. No może nie do końca w ciszy, bo na holu cały czas panował harmider a Bartek miał w uszach słuchawki. Trochę mnie speszył tym zachowaniem, ale nie dałam za wygraną. Toczyliśmy taki mały pojedynek, w którym ten kto pierwszy odwróci wzrok przegrywa. Jeśli miałam z nim w czymkolwiek wygrać to była moja okazja.
          Uśmiechnął się złośliwie i otworzył drzwi, tym samym odwracając wzrok od moich szarych oczu. Wygrałam, pomyślałam, gdy wchodził i patrzył na mnie, wskazując wejście. Powoli dokuśtykałam się do środka i po cichym przywitaniu odstawiłam kule w kąt pomieszczenia. Pan dyrektor rozmawiał przez telefon, więc wskazał ruchem głowy na kartkę, którą powiesił obok drzwi. Najpierw podpisał się Bartek. Zrobił to szybciej niż poprzedniego dnia i zdecydowanie bardziej niestarannie. Gdy oddał mi długopis zauważyłam, że zapisał datę za mnie, co wywołało u mnie ciche prychnięcie śmiechem. Podpisałam się równie nieestetycznie co on i po tej porannej wizycie ruszyliśmy w kierunku sali gimnastycznej.
          Bartek wziął mnie na plecy zaraz po wyjściu z gabinetu dyrektora. Na sali gimnastycznej znaleźliśmy się po kilku minutach. Posadził mnie na ławce i jak zwykle wyszedł bez słowa. Tym razem nie zaszczycił mnie nawet obdarować surowym spojrzeniem zakazującym mi ruszania się z miejsca. Nie interesowało mnie to i zaczęłam szukać mojej przyjaciółki.
          Siedziała przy drabinkach i przeglądała coś w telefonie. Jak na tak dobre liceum, jak to do którego uczęszczałam sala gimnastyczna była bardzo uboga. Pomieszczenie było niewiele wielkie, co największy hol w mojej szkole, czyli w porównaniu z innymi salami gimnastycznymi ta pod względem rozmiarów była przeciętna. Typowo jak dla sali na specjalnej nawierzchni, której po prostu nienawidziłam były namalowane linie do gry w sporty zespołowe lub indywidualne, takie jak tenis ziemny. W kącie były ustawione materace, obok których były złożone stoły do gry w ping - ponga.  Równolegle do siebie były ustawione dwie bramki do piłki nożnej, a nad nimi były kosze do gry w koszykówkę. Prawą ścianę zajmowały w całości drabinki, a lewa to była siatka chroniąca okna przed wszelkimi pociskami w postaci podkręconych piłek przez trzecio- lub drugoklasistów.
          Iza spojrzała na mnie zaraz po tym jak ją zauważyłam, jakbym miała przy sobie jakiś czujnik informujący o mojej obecności. Uśmiechnęła się lekko i wskazała miejsce obok siebie. Jak zwykle ubrała dżinsy, koszulkę z głupim nadrukiem, podobnie jak ja wtedy i swoje czarne trampki. Swoje długie do pasa brązowe włosy spięła w kucyka z prawej strony głowy. Usiadłam obok niej pod drabinkami, co było dosyć ciężkie. Przeklęłam cicho pod nosem, gdy moje próby bezpiecznego spoczęcia skończyły się fiaskiem, bo i tak z hukiem spadłam. Na szczęście ucierpiały jedynie moje pośladki. Iza cicho się zaśmiała i wróciła do przeglądania czegoś w telefonie.
          Z tego co zauważyłam sprawdzała propozycje kupna nowych doniczek. Z początku zdziwiłam się, ale dopiero potem zrozumiałam o co jej chodzi. Nie dość, że jeszcze nie wiedziała to w dodatku chciała po raz kolejny uratować mu skórę. Zagryzłam  dolną wargę na tyle mocno, że popłynęła po niej strużka krwi. Czasem przesadzałam z tym odruchem. Otarłam usta i zdecydowanym ruchem wyrwałam jej telefon. Jeśli mam jej to powiedzieć to bez zbędnego owijania w bawełnę. Niech zna prawdę i robi z tym, co uważa za słuszne. Ważne, żeby po prostu ją znała.
          Była tak pochłonięta w przeglądaniu najtańszych ofert kupna doniczek do szkoły, że od razu zauważyła brak sprzętu. Spojrzała na mnie poirytowana i próbowała odebrać telefon, ale skutecznie zabrałam jej go sprzed nosa. Była zła i kazała mi oddać telefon, bo inaczej zamierzała się ze mną o niego szarpać. Nałogowiec, pomyślałam w pierwszej chwili, ale od razu przypomniałam sobie w jakim celu tak naprawdę zabrałam jej telefon. Czasem zazdrościłam Bartkowi jego stylu mówienia, tego walenia prosto z mostu bez owijania w bawełnę. To trochę sarkastyczne, że akurat z niego postanowiłam wziąć przykład.
- Fabian zmienia klasę. - powiedziałam zdecydowanie.
Mrs Black bajkowe-szablony