niedziela, 2 października 2016

36. Za drugim razem.

          Nigdy nie wierzyłam, że istnieją przyjacielskie pocałunki i bynajmniej nie chciałam testować ich w mojej znajomości. Ale jak inaczej mogłabym nazwać to co zaszło między mną a Bartkiem? Nasza relacja nie miała określonej nazwy. Przyjaciółmi nazwać się nie mogliśmy, przede wszystkim dlatego, że te uczucia, które towarzyszyły nam przy rozmowach już dawno wyszły poza tę granicę. Parą też nie byliśmy, a przynajmniej ja nie miałam pojęcia czy taka propozycja miała miejsce i jak na nią odpowiedziałam.
          Następnego dnia musiałam iść do szkoły i spotkać Sandrę. Dałabym naprawdę wiele by móc zostać w domu i nie oglądać jej twarzy. Ponadto na domiar złego Bartek wspominał coś, że tego dnia nie pójdzie do szkoły, żeby kogoś (czyli jej) nie skrzywdzić. Przystanęłam na tę opcję tylko dlatego, żeby nie widzieć znowu jego furii i żeby unikał konfrontacji z dyrektorem najdłużej jak tylko mógł.
          W szkole panował gwar jak jeszcze nigdy. Dzień wcześniej zwolniłam się z ostatnich lekcji, ale mogłam się domyślać, że ta atmosfera utrzymuje się od akcji z Sandrą i Bartkiem. Patrząc na to z innej perspektywy, dla uczniów rzeczywiście mógł to być niesamowity temat do rozmów - nowa uczennica już swojego pierwszego dnia w nowej szkole podpada najpopularniejszemu chłopakowi w szkole, w dodatku nie byle jak, bo rzucanie osobami najdelikatniejszą formą przekazania zakazu zbliżania się nie jest.
          Lekcje dłużyły mi się na oglądaniu tablicy, rysowaniu czegoś po okładce brudnopisu i zabawą przyborami. Rozumiałam już, dlaczego niektórzy tak bardzo chcą siedzieć w tylnych ławkach. Nauczyciele nie zwracali na mnie w ogóle uwagi. Nawet gdy przez przypadek upuściłam ołówek na podłogę, którym rysowałam jakieś komiksy uszło to ich uwadze. Poza tym naprawdę nie miałam pojęcia, jak to możliwe, że tak bardzo nie skupiając się na lekcji i tak temat zrozumiałam lepiej od niektórych. Westchnęłam głośno na samą myśl, że będę musiała zrobić kilka notatek by to utrwalić.
          Po zajęciach z przerażeniem stwierdziłam, że jeśli się nie pospieszę spóźnię się na pociąg. W nowym roku cały system zmienił godziny odjazdów na moją niekorzyść. Teraz w każdy wtorek i środę musiałam biec ile sił w nogach by dotrzeć na czas.
          Padał śnieg, ale nie wiem co dokładnie podkusiło mnie żeby udać się na skróty. Przysięgam, że gdybym wiedziała jak to się skończy bez wahania poczekałabym na drugi kurs w stronę mojego domu.
          Z początku nie zapowiadało się na coś strasznego. Szłam spokojnie, no może z bardziej przyspieszonym tempem niż zwykle, ale nie panikowałam. Wiedziałam, że z taką prędkością dojdę w odpowiednim czasie.
          Skróty składały się z kilku alejek połączonych w jedną sieć, która mogła mnie bez problemu zaprowadzić do celu, teoretycznie bez problemu. Ciemne uliczki były idealną kryjówką dla uczniów, którym nie przypadło do gustu ukrywanie się przed służbami prawa na głównych ulicach. Szczegół powinien być dla mnie tak oczywisty, a zarazem przerażający, że bez cienia wątpliwości wybrałabym inną drogę. Tym razem jednak o tym zapomniałam.
          Gdy wyszłam zza jednego z rogów przed sobą zauważyłam obraz, który wprowadził mnie w osłupienie i przerażenie, że właśnie wpakowałam się w kłopoty. Przede mną stali Sebastian, Wiktor (nie miałam pojęcia, co on tam w ogóle robił), Sandra, Anka, Iza i dwóch chłopaków, których nie znałam. Nie wiedziałam, co takiego wśród nich robi też Iza, ale nie zwróciłam na to większej uwagi.  Skupiłam się przede wszystkim na tym, że byli tu tylko oni i ja, a inne żywe dusze były kilkaset metrów od nas. Co ważniejsze, nie było tu Bartka i szczerze wątpiłam, że mógłby się pojawić.
          Nie przypatrzyłam się im dobrze, dlatego nie wiedziałam, czy ktoś z nich zauważył, jak panicznie wracam za ścianę budynku. Serce podeszło mi do gardła, gdy wśród dźwięku ich rozmów, z których nie rozpoznałam żadnego głosu, bo byłam zbyt przerażona usłyszałam odgłos czyjegoś biegu.
          Momentalnie zerwałam się również do ucieczki, przez chwilę zastanawiając się czy nie wołać o pomoc. Chwila zastanowienia okazała się za krótka, bo nim się spostrzegłam napastnik złapał mnie w pasie i z agresją bez najmniejszego problemu podniósł mnie i rzucił mną o ścianę za nami. Od razu rozpoznałam w nim Sebastiana.
          Z przeraźliwym dźwiękiem uderzyłam plecami o beton, a przez mój kręgosłup przeszedł paraliżujący ból. Przez pewien czas nie mogłam się w ogóle ruszyć z miejsca. Myślałam, że cisnął mną z taką siłą, że połamał mi wszystkie kości. Nie miałam czasu by sprawdzić, czy moje plecy jakoś się trzymają, bo po chwili ujrzałam nad sobą jego posturę.
          Widziałam, że był wkurzony, ale również dostrzegłam radość w jego wyrazie twarzy. Nie dziwiłam się temu, skoro teraz mógł ze mną zrobić co chciał, dosłownie. Nie było szans, że otrzymam jakąkolwiek pomoc. Bo od kogo? Byliśmy tu przecież sami. Ogarnął mną taki strach, że nie mogłam nic powiedzieć, czułam jak struny głosowe nerwowo napinają się uniemożliwiając mi nawet żałosne błaganie o to by pozwolił mi odejść.
          Kucnął przede mną i wyciągnął dłoń by ująć moją brodę. Twarz miał nadzwyczaj blisko na tyle, że mogłam poczuć jego oddech, przesiąknięty smrodem piwa. Dopiero skończyły się lekcje. Jak to możliwe, że on już zdążył się napić alkoholu?
- Co tu robisz, skarbie? - spytał z tak bardzo udawaną troską, że w głowie już pojawił mi się obraz, jak dokańcza dzieło, które rozpoczął w szkole. - Zgubiłaś się?
          Ścisnął palce na mojej szczęce na tyle mocno, że musiałam zacisnąć powieki, żeby zaraz nie wybuchnąć płaczem. To była ostatnia rzecz, jaką teraz chciałam zrobić. Płacz wydawał mi się pokazaniem mu, że ma nade mną kontrolę, jakby nie wystarczyła mi świadomość, że tak rzeczywiście jest.
- Oj. - westchnął. Jego głos przybierał coraz bardziej nieodgadniętą barwę, która nie wróżyła nic dobrego. - Teraz chyba nikt ci nie pomoże.
          Chwilę później zamachnął się, a jego ściśnięta pięść wylądowała na moim policzku. Pod wpływem uderzenia moja głowa odbiła się niczym piłka na ścianę, wywołując ogromny ból. Poczułam jak po mojej twarzy spływa strużka krwi, a rana niemiłosiernie mnie piecze. W oczach zakręciły mi się łzy, a umysł opanował strach jeszcze większy niż poprzednio. Czy ten idiota zdawał sobie sprawę, że chwila nieuwagi, jeden zbyt silny ruch i mógł mnie zabić? Modliłam się, żeby to była tylko moja histeryczna strona, która teraz się uwidoczniła.
          Oderwał mnie od ściany, o którą się opierałam i rzucił mną na środek przejścia.
          Po chwili poczułam jak ściska mi się żołądek pod wpływem mocnego kopnięcia w brzuch. Mimowolnie wrzasnęłam gardłowo, czując rozdzierający mnie od środka ból. Chciałam podkulić nogi, ale przeszkodził mi kolejnym kopem prosto w brzuch.
          Straciłam rachubę czasu przy jakimś czwartym kopniaku w brzuch i drugim w plecy. Czasami zastanawiałam się, jak to jest uodpornić się na wciąż zadawany tobie ból. Wolałam aby rozmyślenia poprzestały na wyobraźni, a nie rzeczywistości. Z każdym kolejnym ciosem ból był mniejszy. Ale to nie zmienia faktu, że całe ciało miałam sparaliżowane, nie mogłam nic zrobić. Ani podnieść ręki, ani czegoś powiedzieć. W pewnej chwili zaczęłam się obawiać czy w ogóle wyrobię z oddychaniem.
          Przerażenie nie ustępowało, jedynie potęgowało się, gdy coraz bardziej uświadamiałam sobie o mojej bezradności w tej sytuacji.
- Przestań!
          Rozpoznałam ten głos od razu. Wydawał się być tak rozpaczliwy, że posądziłabym ją o płacz, gdybym mogła lepiej się temu przysłuchać. Szumiło mi w uszach, więc jedynie skrawki tych głośniejszych wypowiedzi do mnie docierały, a reszty musiałam się domyślać. Iza.
          Mimo że od jakiegoś czasu przez zaciśnięte oczy i brak bólu domyślałam się jedynie, czy Sebastian wciąż mnie atakuje, tak w tym momencie byłam pewna, że przestał. Uciekać, pierwsza myśl, gdziekolwiek. Wiedziałam jednak, że nieważne gdzie bym się nie udała, będę tak osłabiona, że nie dam rady uciekać za długo.
          Podniosłam delikatnie głowę i dopiero teraz zauważyłam jak brudne miałam okulary, na tyle, że za wiele przez nie nie widziałam.
- Masz coś do mnie? - syknął, podchodząc do niej.
          Wyciągał już przed siebie rękę by ją złapać, ale Wiktor popisał się trzeźwością umysłu i odepchnął go delikatnie.
- Zostaw ją w spokoju. - warknął Wiktor.
- Ośmielasz się przeciwstawiać komuś wyżej rozstawionym? - spytał Sebastian.
- I mówisz to ty, gdy właśnie pobiłeś dziewczynę, który wyżej od ciebie rozstawiony Bartek zakazał szczególnie tobie dotykać.
          Zauważyłam jak ze zdenerwowania zaciska zęby.
- Dobrze wiesz, że na Bartka nie masz żadnego haka i jeśli będzie chciał może zniszczyć cię jednym ruchem palca. - powiedział Wiktor, podchodząc do Sebastiana. - Dlatego jeśli ośmielisz się ją tknąć - wskazał Izę. Nie żeby coś, ale to ja tutaj jestem ta najbardziej poszkodowana, prychnęłam w myślach. Nawet jeśli tak się zachował w stosunku do Izy to i tak wolałam do niego zachować dystans. - Ja ośmielę się powiedzieć wszystko Bartkowi, wspominając o wszystkich szczegółach, takimi jak ilość ciosów w brzuch, w plecy i dokładny przebieg...
- Niech ci będzie. - odparł Sebastian, po czym machnął na nich ręką.
          Odwrócił się do mnie i zaczął znów podchodzić. Jakby do tej pory ból rozchodzący się po moim ciele, paraliżujący każdą najdrobniejszą komórkę nie wystarczył, on potrzebował jeszcze więcej. Niekontrolowanie spojrzałam na Izę błagającym spojrzeniem. Mogła być na mnie zła, mogła być wściekła o te bzdury, ale błagałam ją żeby w tej jednej chwili, gdy najbardziej potrzebowałam jej pomocy odpłaciła mi się za wszystko, co kiedykolwiek dla niej zrobiłam. Jak dobrze, że porozumiewanie się bez słów wciąż płynęło w naszej krwi.
- Zostaw ją. - powiedziała stanowczo, o wiele mniej rozpaczliwie niż wcześniej.
          Poruszyłam delikatnie wargami, wypowiadając, a raczej starając się, słowo: dziękuję. 
          Sebastian znów odwrócił się w jej stronę i chciał już coś powiedzieć, gdy ona go wyprzedziła.
- Nie widzisz, że już ma dość? - spytała, na co Sebastian parsknął śmiechem. Śmieć, bawi go moja krzywda, pomyślałam.
          Iza wzięła głęboki wdech. Zbierała odwagę by coś powiedzieć. Rozpoznałam to pomimo zdecydowania widocznemu na twarzy również przerażeniu, które niewątpliwie tylko ja mogłam dostrzec. Sebastian był na to zbyt ślepy, podobnie jak inni wokół.
- Jeśli ją tkniesz, powiem wszystko Bartkowi. - zadeklarowała. - I nie interesują mnie twoje groźby, możesz robić sobie ze mną, co chcesz, o ile zdążysz zanim Bartek ciebie zniszczy.
          Takiej reakcji Sebastiana bez wątpienia obydwie się nie spodziewałyśmy. Roześmiał się głośno, jakby Iza żartowała, a nie mu groziła.
- Widocznie z Bartka jest genialny aktor - przyznał ze śmiechem. - Skoro nabrał was wszystkich na tę samą bajeczkę. Zniszczy mnie? Wolne żarty.
          O jakiej bajeczce on mówił? Od razu przypomniałam sobie moją wcześniejszą rozmowę z Bartkiem i skojarzyłam fakty. Czy oni mówili o tym samym? Sposób w jaki się poznaliśmy był z góry ustalonym planem, w którym odgrywałam jedynie swoją rolę? I mimo że wcześniej uznałam to za niemożliwe, świadomość, że to może być prawda zraniła mnie bardziej niż wszystkie ciosy Sebastiana razem wzięte.
          Sebastian otarł teatralnie łzy śmiechu z kącików oczu.
- Oświecę teraz was wszystkich. - powiedział, powstrzymując śmiech. Mnie i Izie bynajmniej do śmiechu nie było. - Bartek to wszystko zaplanował, a większość osób, zdarzeń była jedynie pionkami. A o wszystkim powiedział jedynie mi i Tomkowi, żebyśmy wspólnie mogli zniszczyć tą małą niczemu niewinną dziewczynkę. - wskazał na mnie. Chciałam, żeby kłamał, tak bardzo chciałam aby to było kłamstwo, jak wszystko inne przez niego wypowiedziane. - Chyba cała nasza trójka jest niesamowitymi aktorami, skoro nikt nie zauważył, że wszystko jest reżyserowane przez nas jak w jakimś filmie. Proszę, powiedz mu jeśli chcesz. Z chęcią przyjmę jego gratulacje dobrze wykonanej roboty.
          Chciałam przestać go słuchać, uciec od tego jak najdalej. Łzy już się dłużej mnie nie słuchały i zaczęły spływać niekontrolowanie po moich policzkach. Słyszałam ich śmiechy, ale nie obchodziło mnie już to. Dlaczego ja? Dlaczego akurat mnie chciał tak skrzywdzić? Rzeczywiście jest genialnym aktorem.
          Sebastian pochylił się nade mną, zdjął moje okulary z nosa i rzucił nimi o ziemię, po czym zdeptał doszczętnie, a w uszach odbijało mi się jedynie tłuczenie szkła. Zaraz po tym wylał coś na mnie, po zapachu rozpoznałam, że to piwo, a na zakończenie opluł mnie. Czułam się jak śmieć.
- Niech będzie. - powiedział znużonym głosem. - Znaj moją litość, wystarczy ci. - powiedział to, jakby odbierał mi właśnie coś na czym mi zależy. Wywołał u mnie tym tonem obrzydzenie.
          Gdy wszyscy odeszli, zostawiając mnie samą w końcu mogłam rozpłakać się tak głośno jak tylko chciałam. Podkuliłam z trudem nogi przez rozdzierający mnie ból, nie tylko fizyczny, ale również psychiczny. Z każdą sekundą rozumiałam coraz więcej.
          Nasze stosunki utrzymujące się jeszcze po zakończeniu kary wcale nie były moją szansą zaistnienie w jego oczach jako naprawdę wartościowa dziewczyna. On mnie przez cały czas wykorzystywał by w tej jednej chwili zadać mi precyzyjnie wymierzony cios. Dlaczego akurat ja? Czym zawiniłam, po prostu sobie żyjąc? Nie wchodziłam mu w drogę, ustępowałam mu zawsze miejsce, bo czułam jego wyższość. Mógł robić co chciał, a mimo to nie wystarczyły mu te możliwości. Poświęcił tyle czasu, tyle czasu by mnie zniszczyć, zrównać z błotem i sprawić bym na końcu poczuła się jak śmieć.
          Płakałam podobnie jak wtedy w altance obok Gryf Areny. Przypomniało mi się jak do mnie przyszedł i usiadł obok. Wtedy usłyszałam po raz pierwszy jego śmiech, sztuczny śmiech. Każde wspomnienie z nim związane zadawało mi coraz więcej ciosów.
          Nagle usłyszałam czyjeś kroki i nim spojrzałam kto taki mnie zauważył, poczułam mocne objęcie. Po łaskoczących moją wilgotną twarz ciemnych lokach od razu wiedziałam, że to Iza.
- Przepraszam. - wyszeptała mi do ucha. - Tak bardzo mi przykro, to wszystko mogło się potoczyć zupełnie inaczej.
          Nie umiałam się odezwać. Płacz ścisnął moje struny głosowe w żadnym stopniu nie dając mi dojść do słowa. Na szczęście ona zrozumiała mnie bez słów, wiedziała, że ja też żałuję tego co się wydarzyło.
          Siedziałyśmy tak jakiś czas. Nie zwracałam nawet uwagi na to, że Iza ściska moje wciąż obolałe po uderzeniach miejsca w uścisku. Posiadanie jej obok było jednym z plusów całej sytuacji, w sumie, to był jedyny plus - odzyskałam przyjaciółkę. Moje życie miałoby szansę na powrót na ten sam tor, co przed pojawieniem się Bartka. Chciałam w to wierzyć.
- Przesiąkniesz smrodem piwa. - wyszeptałam, odzyskując w końcu głos.
- Nie obchodzi mnie to.
          Odprowadziła mnie na peron i mimo że jej o to nie prosiłam pojechała wraz ze mną do mojego domu. Po drodze zaszłyśmy do publicznej toalety, żeby zrobić mi makijaż. Wyglądałam okropnie. Mój policzek był strasznie opuchnięty, byłam cała czerwona, a na moim czole widniała czerwona rana po przywaleniu w ścianę. Cały czas byłam obolała, więc nawet taka czynność jak robienie makijażu wywoływała u mnie ból.
          W pociągu patrzyli na nas z obrzydzeniem, bo zapach piwa czuć było bardzo dobrze. Niewątpliwie myśleli, że po prostu jesteśmy pijane, albo urządzaliśmy sobie zabawę. To tylko dowód na to, że ludzie czasem naprawdę nie znają całej prawdy, a i tak osądzają.
          Iza pojechała dalej, żegnając się ze mną na przystanku i życząc bezpiecznej drogi do domu. Chciała pójść ze mną, ale stanowczo jej zakazałam. Po kilku minutach sprzeczek w końcu postawiłam na swoim i szłam samotnie w kierunku domu.
          Miałam nadzieję, że rodzice nie zauważą mnie, albo nie poczują tego smrodu, dopóki nie wypiorę ubrań. Jednak mama stała jakby na warcie, oczekując mojego powrotu i gdy tylko pojawiłam się w przejściu przesiąknięta smrodem piwa naskoczyła na mnie.
- Piłaś?! - krzyczała.
- Nie!
- Przecież czuję ten smród! - szarpnęła mnie za ubrania, wąchając je by upewnić się czy ma rację. Widziałam jak na jej twarz wstępuje coraz większa furia. Tylko nie teraz. - Marsz do łazienki umyć się, a później mi się wytłumaczysz! Słyszysz?! To koniec twojego jeżdżenia do szkoły! Teraz ja ciebie będę...
- Wiesz co? Zamknij się. - warknęłam.
          Mama wkurzyła się jeszcze bardziej. Nietrudno się domyślić, że przestało mnie to interesować. Zanim cokolwiek powiedziała, to ja zaczęłam.
- Ty nic nie wiesz! - krzyknęłam. - Kiedy byłam dręczona w szkole ty kłóciłaś się z tatą, nie interesując się swoim dzieckiem! Nie masz prawa mi teraz wytykać, czegoś o czym nawet nie masz pojęcia! - chyba trafiłam w czuły punkt, bo jej wyraz twarzy delikatnie się zmienił w bardziej opanowany. - Wiesz co się stało? Oczywiście, że nie! - zrobiłam chwilę przerwy na wzięcie wdechu. - Zostałam pobita. - w dodatku nie tylko fizycznie. Czuję jak boli mnie serce, jak cała moja psychika burzy się jak domek z kart. 
          Jej wyraz twarzy momentalnie złagodniał. Wykorzystałam to by ją wyminąć i ruszyć po potrzebne rzeczy, żeby oporządzić swój wygląd. Wzięłam jak zwykle dwa ręczniki i czyste ubrania.
          Umyłam się, a przynajmniej starałam się to zrobić. Przeszkadzał mi nie tylko ból, ale również widok czerwonego, powoli siniejącego brzucha. Gorące krople pomagały mi ukoić zmysły, a przynajmniej choć trochę mogłam zapomnieć o tym, co się wydarzyło. Gdy tylko sobie przypomniałam słowa Sebastiana po moich policzkach znów zaczęły spływać łzy.
          Gdy wyszłam z łazienki ubrana w czarną luźną bluzkę i dresy mama czekała przed drzwiami. Widziałam, że była bardzo zmartwiona.
- Co się stało? - spytała.
          Szczera rozmowa z rodzicami przyniosła mi więcej niż mogłam się spodziewać. Nie tylko mi, ale również oni zrozumieli swoje błędy w wychowywaniu mnie. Teraz, gdy okres dojrzewania powoli się kończył i powinnam uczyć się samodzielności oni odpuścili, zostawiając mnie na lodzie z problemami, z którymi sobie nie poradziłam. Mama uparła się, że zgłosi sprawę do dyrektora, a Sebastian za jej wkładem pożałuje tego, co zrobił. Tata zaprzysiągł, że gdy tylko go zobaczy to go zabije. Tak odmienni, a mimo to chcieli dla mnie jak najlepiej.
          Nie powiedziałam im jednak o tym, co w tym wszystkim zraniło mnie najbardziej. Mama pewnie wciąż miała w głowie obraz Bartka jako idealnego chłopaka dla mnie, a tata... Tata go w ogóle nie znał, chyba że mama już go poinformowała o moim chłopaku. 
          Na samą myśl o nim zaszkliły mi się oczy. Rodzice pomyśleli, że to od bólu, więc kazali mi iść się położyć. Dobry pomysł, pomyślałam i ruszyłam wolnym krokiem w kierunku mojej sypialni.
          Przykryłam się kołdrą i wbrew przypuszczeniom trudno mi było zasnąć.
          Ponownie mój umysł ogarnęły obrazy wszystkich wspomnień związanych z Bartkiem. Od tych pierwszych do tych ostatnich. Uśmiechnęłam się na myśl o małej Madzi i jego bracie. Później ogarnął mnie niepokój, czy ich przypadkiem też nie przesunął na swoją stronę i wykorzystał by mnie zniszczyć. Przecież to były tylko dzieci, nie mógłby. Miał swoje granice.
          Czy wszystkie rzeczy, które o sobie opowiadał były prawdą? Nawet to zdjęcie? Nie, zdjęcie musiało być prawdziwe. Mimo zupełnie innego wyglądu, dostrzegałam w nim podobieństwo, którego mimo prób się nie pozbył.
          A ta noc spędzona w jego domu? Nie mógł jej zaplanować, bo jak? Tak naprawdę to ja wpadłam nieświadomie, dając mu tym samym okazję do wykorzystania mnie. Wiedział, że wtedy nie spałam? Musiał wiedzieć, skoro powiedział coś takiego i robił takie rzeczy.
          Z drugiej strony przypomniałam sobie jego słowa i obawy, że mnie straci gdy się dowiem. Teraz, gdy znałam mniej więcej cały zarys sytuacji faktycznie mogłam stwierdzić, że jego obawy były słuszne. Obawa też była udawana?
          A dwadzieścia trzy życzenia? Czy to była tylko przykrywka przed tym, żebym o nic go nie podejrzewała i dawała mu czas i poszerzać jego zasięg, gdy ja w tym czasie będę zamroczona jego życzliwością? O co w tym wszystkim chodziło?
          A rysunki? Co on tak naprawdę o nich myślał, gdy je widział? Wprowadzały go w obrzydzenie, czy raczej doceniał moją pracę? Sam jego prezent na wigilię musiał być drogi, więc myślałam, że chciał abym się w tym kierunku rozwijała. Z drugiej strony wydałby tyle pieniędzy, żeby później mnie skrzywdzić? A może miał po prostu jakieś kontakty w hurtowni?
          A Tomek? Myślałam, że zyskałam nowego przyjaciela, ale okazało się, że był tak samo dwulicowy jak jego kumpel? W pierwszej chwili przypomniałam sobie, jak chcąc dla niego dobrze kupiłam mu ubrania dla jego sióstr, matki i ciotek? Pieniądze wyrzuciłam w błoto, bo on był nieszczery?
          Najważniejsze pytanie zostawiłam na koniec, na które w żaden sposób nie mogłam odpowiedzieć, ani wyciągnąć możliwej odpowiedzi. Czy jemu w ogóle na mnie zależało, czy to też była przykrywka? Jednak moje życie nie mogło być bajką z księciem w jego osobie, który mógłby się zakochać w kimś takim jak ja. Już na samym początku czułam, że to niemożliwe. Było jednak coś gorszego. Może i on mnie nie kochał, ale tego samego nie można było powiedzieć o mnie. Szkoda, że uświadomiłam to sobie w takim momencie.
          Nie mogłam tak dłużej. Za dużo pytań tliło się w mojej głowie, przysparzając mnie o jej ból. Chwyciłam telefon, który położyłam na szafce nocnej i jak w amoku wykręciłam jego numer, który wciąż znałam na pamięć.
          Odebrał jak zwykle po trzech sygnałach. Czasami z nudów liczyłam.
- Halo? - usłyszałam jego spokojny głos, który wiele razy mnie koił. Cóż, nie tym razem. Z moich oczu mimowolnie popłynęły łzy. A chciałam być zdecydowana i twarda, mówiąc to, pomyślałam. Nie, to było niemożliwe.
- Bartek? - spytałam głupio, dając mu znać, że płaczę, bo chwila wystarczyła bym wybuchła głośnym szlochem.
- Weronika? Co się stało? - pytał zmartwiony. A może po prostu udawał? - Dlaczego płaczesz?
- Bartek... - zaczęłam się jąkać, nie mogąc złapać oddechu. Łzy spływały po moich policzkach w ekstremalnym tempie, nie pozwalając mi dojść do słowa. - Sebastian... On mi wszystko powiedział...
          Zapanowała momentalna cisza.
- Co takiego ci powiedział? - spytał przerażony.
- To, czego ty się niby bałeś... - powiedziałam oskarżycielsko, ale łzy uniemożliwiły mi przekazanie mu wszystkich wyrzutów. - Już wiem, ze traktowałeś mnie jak zabawkę...
- Weronika, to nie tak. - powiedział.
- Chciałabym ci wierzyć... - zaszlochałam. - Ale nie umiem. Nie potrafię znów wmawiać sobie, że tobie naprawdę na mnie zależy. Że to wszystko może mieć szczęśliwe zakończenie,  w którym może bylibyśmy razem. To wszystkiego już nie jest na moje nerwy, mam dość.
           Zaszlochałam głośno, wycierając łzy rękawem bluzy.
- Dzisiaj uświadomiłam sobie, jak często przez ciebie płakałam. - powiedziałam. - Myślałam, że to wszystko jest warte zachodu, a kiedyś zamiast łez spływających po policzkach będę mogła nosić szeroki uśmiech. Myliłam się, prawda? O to ci chodziło, co nie? Ile jeszcze ci trzeba? Ile ci potrzeba byś był usatysfakcjonowany? Chcesz żebym popełniła samobójstwo? Byłabym w stanie. Dzisiaj wiem, jak bardzo byłam w stanie zrobić wszystko, wszystko, abyś tylko miał uśmiech na twarzy i mógłbyś być szczęśliwy. Nie chodziło mi już o to, żebyś mnie kochał, ale o to abyś cieszył się każdym dniem i mógł zrozumieć to, co straciłeś, poświęcając się siatkówce.
           Otarłam kolejną porcję łez, starając się uspokoić głos.
- To ludzie robią z miłości, prawda? - spytałam. - Tak, dobrze słyszałeś. Kocham cię... - wybuchnęłam już całkowicie. - Czekałam tyle czasu by z radością móc ci to powiedzieć i usłyszeć jak mówisz te swoje mądrości życiowe. Czasami sobie wyobrażałam jak wyjeżdżasz z tekstem, że nie wiem co czuję i to tylko pomyłka. Szykowałam sobie wtedy odpowiedź. I teraz mogę ci ją nawet powiedzieć.
            Wytarłam szybko znowu łzy.
- Może i nigdy nikogo nie kochałam, tym bardziej w taki sposób. - powiedziałam cicho. - Ale dzisiaj, gdy Sebastian mnie pobił myślałam, że te ciosy są największym bólem jaki kiedykolwiek mogę poczuć. Dopiero, gdy wyjawił mi całą prawdę, kim tak właściwie dla ciebie byłam zrozumiałam, że przy tym bólu jaki ty mi sprawiłeś nic nie może się równać. Zrozumiałam, że tak naprawdę ty nigdy nie byłeś dla mnie dobry, zawsze tylko udawałeś i muszę przyznać, że jesteś doskonałym aktorem. Tylko dlaczego ja musiałam pokochać tę wykreowaną przez ciebie wersję?
            Ponieważ mój rękaw był już mokry wytarłam oczy pierwszą rzeczą jaka wpadła mi w ręce. Była to pościel.
- Myślałam, że będę mogła ci z uśmiechem powiedzieć, że jestem pewna, że to miłość, bo czuję, że bez ciebie sobie nie poradzę. - załkałam. - I to prawda. To, co ci powiedziałam wczoraj było prawdą. Zrobiłeś dla mnie więcej niż ktokolwiek inny, ocaliłeś mnie od porażki. Jestem w stanie dziękować ci za to do końca życia, niezależnie od tego jakie miałeś wtedy intencje. Dzięki tobie jeszcze żyję, nie popadłam w nic i mogłam doznać naprawdę niesamowitych chwil.
            Wzięłam głęboki wdech, co przez łzy było trudne.
- Gdy spędzałam u ciebie noc nie spałam, gdy wróciłeś do domu i pewnie o tym wiesz, bo inaczej nie powiedziałbyś tego, co powiedziałeś. - Wtedy nie posiadałam się ze szczęścia, gdy usłyszałam, że pewnego dnia możesz stwierdzić, że mnie kochasz... Od razu po tym jak wyszedłeś zaczęłam piszczeć w poduszkę, zawsze tak reagowałam. Nawet jak zaszczyciłeś mnie chociaż jednym swoim spojrzeniem czułam, że to kiedyś może przerodzi się w coś więcej. Nie musisz mi mówić, że jestem najbardziej naiwną osobą jaką znasz, skoro nabrałam się na tę grę.
            Przetarłam nos o rękaw.
- I jeszcze te życzenia. - odparłam. - Od razu po tym, gdy to do mnie dotarło szykowałam w głowie plan naszego ślubu, wspólnego życia i jak w łatwiejszy sposób dojdę do tego szczęśliwego zakończenia. Otworzyłeś przede mną naprawdę wielką szansę, zrobiłeś coś o czym nikt inny pewnie nawet by nie pomyślał. Ta oryginalność pozwoliła ci przyćmić mój umysł aż do teraz.
            Pora na ostatnią i najtrudniejszą kwestię. Wzięłam głęboki wdech po raz kolejny.
- Teraz z dumą możesz stwierdzić, że ci się udało zranić mnie jak jeszcze nikt w moim życiu. Jestem pewna, że będę rozpaczać długo i straszliwie zniosę ten czas, ale odzyskałam przyjaciół, którzy mam nadzieję, że mi pomogą. Nie chcę cię dłużej zamęczać tymi wywodami, bo naprawdę też już mam dość. Na koniec chciałabym cię prosić o tylko jedną rzecz - zostaw mnie. Już nie masz po co mnie dalej męczyć, bo niezależnie od tego jakie słowa byś mi nie powiedział, czego byś nie zrobił, nawet gdybyś mnie pobił tak jak się tego bałam, nigdy nie sprawisz mi większego bólu niż dzisiaj. Proszę, daj mi już żyć. Daj mi doświadczyć w końcu miłości do kogoś innego z kim będę mogła być...
            Rozłączył się.
- Szczęśliwa. - dokończyłam, po czym wtuliłam twarz w poduszkę i wybuchnęłam jeszcze głośniejszym płaczem.
            Mama co jakiś czas zaglądała do mnie zmartwiona, pytając czy wszystko jest w porządku.
            Oczywiście, że nie jest w porządku. Dzisiaj straciłam część siebie, poczułam jak to jest, gdy serce się łamie na miliony kawałków. Straciłam osobę, którą szaleńcze kochałam, dla której byłam w stanie poświęcić wszystko by widzieć dzień w dzień jej uśmiech. Nic nie jest w porządku.
- Tak, mamo. Za niedługo mi przejdzie. - odpowiadałam.
            Nie wiem ile czasu minęło od ostatniej jej wizyty. Przez cały czas wypłakiwałam się w poduszkę, drażniąc sobie boleśnie oczy. W końcu jednak zaczęłam się powoli uspokajać, gdy już według mnie nie miałam łez do wypłakania.
            Usłyszałam nagle zamykanie drzwi wejściowych i jak ktoś energicznie wchodzi po schodach.
- Mamo, mówiłam, że wszystko w porządku. - jęknęłam w poduszkę.
            Nie zaszczyciła mnie odpowiedzią, więc podniosłam się delikatnie i odwróciłam w stronę wejścia do pokoju by powiedzieć jej, że naprawdę nie ma się o co martwić.
            Zamarłam, widząc kto przede mną stoi.
- Pamiętasz? - spytał. - Kiedyś ci powiedziałem, żebyś nie liczyła na to, że kiedykolwiek dam ci spokój i pozwolę ci o mnie zapomnieć. - I gdy myślałam, że nie mogę więcej płakać po policzkach zaczęły spływać mi łzy. Dlaczego on to robił? - Nie myśl, że pozwolę ci tak to zakończyć.

1 komentarz:

  1. O mój Boże, to było genialne! Ten rozdział stanowczo pobił wszystkie na głowę. Bez wahania mogę powiedzieć, że twoje opowiadanie jest u mnie na pierwszym miejscu. Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. Rozumiem, że Sebastian jej nienawidzi, ale jak można podnieść rękę na dziewczynę?! Jedyny plus tego to to, że Iza się ogarnęła i wsparła Weronikę. Mam nadzieję, że Bartek rozwali tego gnoja.
    Czekam na kolejny słońce.
    Ściskam, Kasia

    OdpowiedzUsuń

Mrs Black bajkowe-szablony