piątek, 30 września 2016

35. Nowa uczennica.

          Okres ferii i wolnego minął szybciej, niż się spodziewałam. Na cały ten czas składały się poszczególne zabawy, takie jak sylwester i święta, takie jak Boże Narodzenie. W domu tryskało radością, pogodny duch udzielił się nam wszystkim bez wyjątku. Nawet malutki Mikołaj nie zapłakał ani razu, tylko nieustannie się śmiał i cieszył. Oprócz tego doszła do nas radosna nowina, że Robert znalazł dziewczynę, z którą bez wątpienia chce wiązać przyszłość.
          Wielokrotnie pytano mnie o to, czy w kimś przypadkiem nie jestem zakochana, albo czy ktoś mi się podoba. Zbywałam to pytanie, mówiąc, że nikogo nie mam na oku. Nie musieli wiedzieć, że aktualnie staram się postawić jakby kropkę nad i, która przypieczętuje nasz jeszcze niedoszły związek.
          Odnośnie jego, w trakcie tego wolnego spotykaliśmy się kilka razy na mieście, niby przez przypadek, wychodziliśmy gdzieś na miasto, czasem we dwójkę, czasem z rzepem u ogona w postaci Fabiana. Pod względem treningów poprawił się i nie organizował ich tak często jak wcześniej. Poczułam ulgę.
          Oprócz tego warto wspomnieć, że daliśmy sobie spóźnione już prezenty na wigilię. Kazałam mu rozpakować go w domu, gdzie nie zobaczę jego reakcji. Jak miał to wyrzucić, niech wyrzuci dyskretnie żebym żywiła nadzieję, że jednak mu się podoba.
          Przeszedł samego siebie, wymyślając prezent dla mnie i wbrew moim przekonaniom, że jednak fortuny nie wydał zaczęłam mieć wątpliwości. Bo w końcu profesjonalny sprzęt do rysowania, w postaci specjalnych markerów, kredek i pięć bloków z czego każdy był zupełnie innego rodzaju, nie mógł kosztować grosze. Gdy to odpakowałam poczułam wstyd, wiedząc, co on dostanie. 
          W końcu trzeba było jednak wrócić do szkoły. A z powrotem wiązało się powitanie z nową uczennicą, o której w mojej klasie aż huczało. Uczniowskie gwiazdy deklarowały, że jeśli przyjdzie w markowych ciuchach z pięknie ułożonymi włosami i oczywiście toną makijażu to one wezmą ją w swoje obroty. Co za powierzchowność.
          Ja raczej nie chciałam się mieszać w te sprawy. Rzeczywiście czułam ekscytację nową krwią w naszej klasie i zupełnie nieznaną mi osobą, ale wolałam żyć tak jak teraz bez większych zmian. Na przerwach rozmawiałam z Fabianem, czasem podchodził do nas Bartek z Tomkiem, a czasem przychodzili osobno.
          Chyba każdy nauczyciel w tej szkole zauważył zmianę zachowania Bartka i jego podejścia do niektórych spraw. Gdy miałam lekcje z tymi samymi nauczycielami co on na początku zatrzymywali mnie po lekcjach i pytali o szczegóły. Ale jak to się stało? Przecież on niedawno był taki arogancki. 
          Nie komentowałam tego.
          Od razu po wejściu do szkoły uderzył we mnie hałas zlewających się szeptów między uczniami. I choć to teoretycznie powinno być ciche, bynajmniej takie nie było. Przechodząc obok jakiejś grupki usłyszałam, że nowa uczennica już jest w szkole.
          Odetchnęłam głośno i zaczęłam szukać wzrokiem mojego przyjaciela.
          Fabian stał przy dużym oknie, przeglądając coś w swoim telefonie. Szybkim krokiem, niemal biegiem, podeszłam do niego. Widząc mnie od razu wiedział o co mi chodzi.
- Nowa uczennica?
- A żebyś wiedział. - westchnęłam. - Wiesz co to znaczy? Gada o niej niemal cała szkoła, nie żeby mi to nie pasowało. Przynajmniej raz na zawsze zapomną o tej sprawie ze mną, ale to oznacza, że ta dziewczyna naprawdę ich zaintrygowała. A to wcale nie wróży nic dobrego.
- Wiesz, widziałem ją. - powiedział znużonym głosem.
          Natychmiast się ożywiłam i wzrokiem ponagliłam go by coś o niej opowiedział.
- Do tej śmiesznej elity uczniowskiej pasuje jak ulał. - powiedział. W jego głosie wyczuwałam obrzydzenie i zniechęcenie do jej osoby, które automatycznie udzieliło się również mi. - Pani Woźniewska wysłała mnie na chwilę do gabinetu dyrektora. Siedziała tam z nogami na biurku, żując gumę z cynicznym uśmiechem. Wolę nie szukać określenia dla niej, bo dałem sobie postanowienie na nowy rok, że ograniczę wulgarne słownictwo. - przerwałam mu cichym parsknięciem. To było tak samo możliwe, jak to, że kiedyś przeprowadzę się na Antarktydę i otworzę tam sklep z pamiątkami. - A dyrektor pozwalał jej na to zachowanie.
          Skrzywiłam się lekko.
- Myślisz, że rodzice mają jakieś kontakty z nim, albo go przekupują? - spytałam.
- Raczej nie, Woźniewski jest uczciwym typem człowieka i gdyby zrobili coś takiego pewnie nie przyjąłby ich córki tutaj.
- Może zaoferowali naprawdę dużą kwotę?
- Weronika, nie każdy ma tyle szczęścia by wygrać w lotto.
          Zaśmialiśmy się cicho obydwoje.
- A wracając do wcześniejszej wypowiedzi - powiedział. Mruknęłam cicho, żeby kontynuował. - To ty nie wiesz, że już od dawna przestali o tobie plotkować?
- Zauważyłam, gdy mogłam wejść do klasy, nie słysząc szeptów za sobą, odnośnie tego jaka jestem naiwna, pusta i głupia. Swoją drogą, poznałam naprawdę dużo synonimów do słowa: idiotka. 
- Mówię poważnie, Wera.
- Uwierz, że ja też. - westchnęłam.
          Fabian pokręcił delikatnie głową.
- A wiesz skąd się wzięła tak nagła zmiana? - wyraźnie ciągnęło go do tego by olśnić mój umysł tajemnicą, która jakimś trafem pozostała mi nieznana do tego czasu.
- Oświeć mnie.
- Bartek. - wyjaśnił z uśmiechem. No tak, a co innego, a właściwie kto inny, mógłby ich przekonać do tego by zaprzestali rozsiewania tych plotek? - Pamiętasz ten dzień, gdy się pogodziliśmy? - spytał. Pokiwałam energicznie głową, przypominając sobie dzień po zakończeniu kwalifikacji do mistrzostw. - Bartek, dosłownie kilka minut przed twoim przyjściem, wydarł się na całą szkołę. Najpierw pytał, czy ktoś miałby czelność stanąć z nim twarzą w twarz i z niego drwić. Kazał odważnym podnieść rękę. Jak myślisz? Jaka była reakcja?
          Nie musiałam się nawet zastanawiać.
- No lasu rąk się nie spodziewam.
- Nikt. - powiedział, akcentując dobitnie to słowo. - Nikt nie odważył się podnieść ręki, dlatego kontynuował. Spytał, kto ma czelność drwić z ciebie za twoimi plecami. Widziałem po ich reakcjach, że byli zmieszani i wystraszeni. Nie rozumieli o co mu chodzi, dlatego tylko nieliczni podnieśli rękę.
- I co powiedział?
          Jego zachowanie nie powinno mnie wprowadzać w taką ekscytację, bo przecież zastraszył pewnie pół szkoły. Ale sam fakt, że zrobił to dla mojego dobra wystarczył mi by czuć podekscytowanie i radość.
- Kazał im stanąć przed sobą i zadrwić z niego. - powiedział z lekkim uśmiechem. - Wytłumaczył to, mówiąc, że drwiąc z ciebie robią sobie żarty z niego i jeśli się tylko dowie, że ktoś to robi to... - zatrzymał się na chwilę. - Nie musiał kończyć zdania, każdy wiedział do czego zmierzał.
          Później rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę aż dzwonek dał znać, że czas się pożegnać. Niechętnie odeszłam w kierunku klasy, mamrocząc pod nosem, że to tylko kolejna zwykła rozpieszczona dziewczyna, która dojdzie do tego nieszczęsnego grona uczniów. Byłam bardzo negatywnie do tego nastawiana i nawet świadomość pomocy Bartka, o której wcześniej nie miałam pojęcia nie była w stanie poprawić mi humoru.
          Mniej więcej w połowie lekcji drzwi do klasy się otworzyły a z panią Woźniewską przywitała się wysoka, na oko miała metr siedemdziesiąt, blondynka. Będąc szczerą, jej naturalne piękno biło na głowę. Miała piękne oczy morskiego koloru i długie jasne włosy. Jej cera naturalnie była ciemniejsza niż innych dziewczyn w klasie. Więc co takiego sprawiało, że miałam ochotę wyrzucić ją z tej szkoły na zbity pysk?
          Na litość boską, gdy się dysponuje takim pięknem po co to wszystkich niszczyć toną makijażu i wyzywającymi ubraniami? Mieliśmy styczeń, ale widocznie jej nie przeszkadzało to w chodzeniu w obcisłych spodniach, podkreślających każdy (dosłownie każdy, nawet najmniejszą rysę na jej udach) element jej nóg. Oprócz tego ta koszulka, która odsłaniała więcej niż zasłaniała wprowadziła mnie w mdłości. Będąc szczerą, nie interesowało mnie kogo tym razem przywiało do tej szkoły, ale jak to możliwe, że akurat kogoś takiego zainteresowała klasa o profilu psychologicznym? Chciała udzielać innym wykładów na temat podbudowania własnej wartości za pomocą makijażu? Podziękuję za takiego terapeutę.
          Stanęła na środku. Nie jakoś normalnie i kulturalnie. Wypięła biodra do tyłu, co chwilę jakby przypadkiem zahaczając dłonią o biust. Niech ktoś mi wypali oczy, błagam.
- Siema, nazywam się Sandra Hryniewska - powiedziała. Głos też miała w porządku, nie był jakiś specjalnie piskliwy, ale ton już pozostawiał wiele do życzenia. Kiedy znajdzie się już ktoś kto wypali mi oczy, poproszę by później odciął mi uszy. - Nie uczę się zbyt najlepiej, bo szczerze mówiąc, mam to gdzieś. - powiedziała z uśmiechem. - O wiele bardziej interesuję się sportem i tymi sprawami. - poruszyła dwuznacznie brwiami i puściła oczko do chłopaków. Dlaczego każdy się zaśmiał? Tylko ja patrzyłam na nią z obrzydzeniem i pewnie zauważyłaby to, gdyby spojrzała bardziej do tyłu.
          Na szczęście szybko usiadła na miejscu. Ale oczywiście bez ściągnięcia uwagi na jej osobę by się nie obeszło. Jedna z uczennic, dokładniej Iza, siedziała w pierwszej ławce sama tego dnia, a plecak położyła na krześle. Sandra infantylnie dosłownie zrzuciła jej torbę i usiadła na wolnym miejscu, nie próbując nawet ukrywać, że żuje gumę. Przysięgam, zmienię tę klasę najszybciej jak się da.
          Lekcja dłużyła się niemiłosiernie na jej uwagach i rozmyśleniach na temat nadzwyczajnie szybko rozmazującego się tuszu do rzęs. Miałam ochotę warknąć, żeby przyczepiła sobie sztuczne rzęsy by pasowały do jej całokształtu, ale powstrzymywałam się od komentarza najbardziej jak mogłam. Jeśli zmiana klasy nie wyjdzie uciekam do innej szkoły. Nie wytrzymam z tą dziewczyną ani sekundy dłużej.
          Gdy lekcja w końcu się zakończyła chciałam już wybiec z klasy, nie zabierając nawet swoich rzeczy. Wreszcie uwolniłam się od tego trajkotu nad uchem i mogłam odetchnąć.
          Na korytarzu od razu wychwyciłam wzrokiem Tomka. Fabian i Bartek gdzieś zniknęli, więc z braku innych możliwości pozostał mi tylko on. Nie żebym traktowała go jak kogoś gorszego. Po prostu Fabian był moim przyjacielem od dawna, a Bartek... Bartek po prostu był przy mnie i to mi wystarczyło.
          Jednak zanim zdążyłam w ogóle go zawołać na korytarzu rozbrzmiał głośny dziewczęcy pisk. Po tym jak stracę wzrok i słuch, będę błagać mojego wybawiciela żeby wywiózł tę dziewczynę gdzieś na Syberię by tam mogła biegać w takich ubraniach. Poważnie, rzadko się zdarzało, będąc szczerą nigdy tak nie było, żeby po pierwszym spotkaniu pałać do kogoś taką nienawiścią.
- Sebastian!
          Oczywiście Sebastian skończył swoją karę i pod ścisłym nadzorem nauczycieli wrócił na teren placówki. Wydawało mi się, że tym razem unika mnie jak ognia, a gdy Bartek jest w pobliżu to trzyma ode mnie bardzo stosowny dystans. Wiedziałam, że takie ograniczenie mu nie pasuje, ale jego zdanie było jednym z tych, które najmniej mnie obchodziły.
          Cóż, trafił swój na swego. Sandra dosłownie rzuciła się w ramiona Sebastiana, a ten ze śmiechem ją objął. Wyglądaliby nawet ładnie jako para, gdyby nie tona sztuczności w jej postawie i egoizmu w jego.
- Hej! Co ty tu robisz? - spytał ją, śmiejąc się. - Dlaczego nic nie powiedziałaś, że będziesz tu chodzić? - Jestem ciekawa jak to w ogóle możliwe, żeby na jakimkolwiek teście osiągnęła wynik powyżej połowy możliwych punktów, pomyślałam.
- Jakoś wypadło mi z głowy.
          Gdy oni rozmawiali w najlepsze po prostu podeszłam do Tomka, starając się najbardziej jak mogę ich ignorować. Ale jej głos rozbrzmiewał niczym irytujące echo w mojej głowie i wkurzał mnie od tego stopnia, że byłam gotowa chwycić doniczkę i rzucić w nią z taką siłą, że bez wątpienia zostałaby znokautowana. Marzenia, tak łatwo być nie mogło.
          Tomek wydawał się nieobecny. Wpatrywał się w nią z nieodgadniętym wyrazem twarzy.
- Błagam - wyjęczałam. - Nie mów, że ty też.
          Najwyraźniej wytrąciłam go z porządnego zamyślenia, bo spojrzał na mnie jeszcze trochę nieobecny.
- O co ci chodzi?
- Każdy chłopak podnieca się na jej widok - westchnęłam. - W czasie gdy mi więdną uszy i mam ochotę wydłubać sobie oczy długopisem. Jak to możliwe by ktoś taki w ogóle chodził do tej szkoły?
          By przetestować Tomka, który najwyraźniej był w innym świecie zaczęłam opowiadać rzeczy zupełnie z innej beczki. Opowiadałam o tym, jaka ładna pogoda, a była okropna. Mówiłam coś o aktualnym ustroju politycznym Polski. Chyba nigdy nie nagadałam tylu bzdur w jednym zdaniu. To tylko dowodziło temu, że ja i polityka to zupełnie dwa różne światy. W końcu powiedziałam, że chyba wystartuję w jakimś teleturnieju pokroju Top Model. Pomijając już fakt, że to byłaby porażka na całej linii i ośmieszenie na poziomie światowym, w ogóle się tym nie zainteresował.
          Za każdym razem spotykałam się z milczeniem z jego strony.
- Nie słuchasz mnie. - stwierdziłam ostro. Wiedziałam, że nie w porządku jest naskakiwać na Tomka, ale poddenerwowanie z powodu tej dziewczyny udzieliło mi się na następne kilka dni. Już współczułam osobom, którym przyjdzie ze mną rozmawiać.
- Tak, tak, świetny pomysł. - wymruczał.
- Idź w cholerę. - warknęłam.
          Podrapał się po karku i westchnął głośno. Dopiero teraz zauważyłam, że czymś się martwił, i to poważnie. Możliwe, że był nawet czymś przerażony. Poczułam wyrzuty sumienia, on się martwił, a ja go obwiniałam o niesłuchanie moich przekonań względem nowej uczennicy.
          Dotknęłam delikatnie jego ramienia. Wyraźnie wzdrygnął pod wpływem mojego dotyku. Chyba dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że koło niego stoję. Spojrzał na mnie smutnymi i zmartwionymi brązowymi oczami.
- Hej, Tomek, co się dzieje?
- Będzie afera, Weronika - powiedział. Drgnęłam, słysząc powagę w jego głosie. - Okropna afera, nie powinnaś jej oglądać.
- O co chodzi? - spytałam równie zmartwiona co on.
- Jeśli tylko Bartek ją tu zobaczy... - powiedział, ale momentalnie zamilkł. - Nie będzie za ciekawie.
          Bartek ją znał? Pierwsze pytanie jakie pojawiło się w mojej głowie. I dlaczego miała wybuchnąć awantura? Co się takiego między nimi wydarzyło?
          Opanowałam się momentalnie, gdy zobaczyłam go na końcu korytarza.
          Odruchowo potrząsnęłam ramię Tomka, kiwając głową w stronę Bartka, który szedł przed siebie z wzrokiem wbitym w telefon.
          Tomek natychmiast zerwał się z miejsca i chciał do niego podejść i go odciągnąć stąd, ale ktoś miał zupełnie inne co do tego plany.
- Hej, Sebastian, co to za ciacho tam z tyłu? - usłyszałam jej głos, a po tym jak na nią spojrzałam z przerażeniem odkryłam, że patrzy na Bartka. No gorzej być nie mogło.
          Nie czekając na odpowiedź swojego przyjaciela ruszyła wesołym krokiem przed siebie. Oczywiście nie obeszłoby się bez kręceniem bioder i poprawianiem co chwila długich blond włosów.
          Stanęła przed nim, zmuszając go tym samym by na nią spojrzał.
          Najpierw wyglądał na spokojnego, a zarazem znużonego powrotem do szkoły. Wyglądał jak zwykle, nie rozpierał go szczególny entuzjazm.
          Dopiero, gdy ją zobaczył jego wyraz twarzy gwałtownie się zmienił. Nawet z odległości kilku metrów mogłam zauważyć jego osłupienie i iskrzącą się w jego oczach złość, która tylko czekała by ktoś ją wzniecił. Zacisnął zęby, co rozpoznałam po zmianie wyglądu jego szczęki. Sandry to nie zraziło, wręcz przeciwnie - bardziej się podekscytowała. Czy to była normalna reakcja na jej widok chłopaków, do których podbijało? A może to oni uczestniczyli w morderczych walkach by zwrócić jej uwagę? Oby nie.
- Cześć, przystojniaku - powiedziała z tym przesłodzonym tonem i okropnym uśmieszkiem. Naprawdę nie wiedziałam co chłopacy w niej widzieli. - Jestem tu nowa, może zechcesz mnie oprowadzić?
          Bartek nie ruszył się z miejsca i nawet mimo dwuznacznego poruszania brwiami Sandrze nie udało się go w żaden sposób zachęcić do odezwania się. Mimo to musiał się jej naprawdę spodobać skoro nie odpuściła.
          Głośno westchnęła, odchylając głowę na chwilę do tyłu, odgarniając tym samym kilka kosmyków jej zakręconych blond włosów. Powoli wysunęła w jego stronę dłonią, zmierzając w kierunku jego klatki piersiowej. Dzieliła ich spora różnica wzrostu, więc głowę musiała zadzierać dość mocno. Mimo że nie widziałam jej miny byłam pewna, że poczułabym nudności od jej okropnego aktorstwa i sposobów na podryw.
          Bartek w końcu chyba pojął co się wokół niego dzieje i zanim ręka Sandry dotarła do celu - czyli jego umięśnionej klatki piersiowej - pewnie i gwałtownie złapał ją za nadgarstek. Ścisnął go tak mocno, że po rozpaczliwym pisku Sandry niemal utożsamiłam się z jej bólem i mnie również zamrowiło w okolicach lewego nadgarstka.
          Zgięła się w pół, niemal opadając na ziemię. Dla Bartka był to znak, że poczuła wystarczający ból, ale mimo to puścił jej nadgarstek z taką siłą, że ból pewnie się wzmocnił.
- Za co to? - spytała podirytowana.
          Dla Sebastiana jej przeraźliwy pisk i niemal płaczliwy ton, od którego powstrzymywała się pewnie z całych sił był jak znak by wkroczyć do akcji.
          Podbiegł do niej i stanął niemal w jej obronie, gdyby nie wściekłe spojrzenie Bartka, który wciąż powstrzymywał się od wypowiedzenia słowa. Wydawało mi się, że Sebastian odruchowo delikatnie się skulił i mimo tego, że przecież był od niego starszy zadrżały mu kolana. To tylko dowód na to co wysoki i umięśniony chłopak może zrobić z psychiką nastolatka.
- Sandra - powiedział karcąco. - Nie poznałaś go?
          Na te słowa dziewczyna jakby delikatnie się rozpromieniła. Pewnie uznała, że skoro się prawdopodobnie znają to ma większe by go wyrwać, pochodzić z nim jakiś czas, po czym rzucić jak śmiecia. Chociaż wygląd Bartka bez wątpienia by ją do tego zniechęcił. W końcu tytuł najprzystojniejszego chłopaka w szkole bez powodu nie ma.
- Znamy się? - spytała Bartka. - Jak on się nazywa? - tym razem skierowała się do Sebastiana.
          Mimo tego że Bartek wciąż stał jak wcześniej, teoretycznie opanowany, wiedziałam, że w jego wnętrzu toczy się ogromna burza, która zmusza go albo do stania w miejscu albo podjęcia kroków, których w konsekwencjach srogo by pożałował.
- To Bartek. - powiedział Sebastian.
- Który? - spytała głupio. Wyliczając pewnie w myślach ilu zna chłopaków o tym imieniu. Widziałam, że Bartek ledwo już się trzyma i tylko jeden wyskok Sandry dzielił go od wybuchu.
- Ten, z którym chodziłaś w drugiej klasie gimnazjum.
          Chwila. Cofnij. Powtórz z pięćdziesiąt razy bym zrozumiała dokładnie. Ta dziewczyna, o której mówił Bartek z takim obrzydzeniem, ta sama, o której wspominała jego matka stała właśnie przede mną w odsłonie potwora z moich koszmarów pokrytego toną makijażu i wstrętną warstwą sztuczności? Przeszłość Bartka z każdym kolejnym odsłonięciem zaskakiwała mnie coraz bardziej. Przetwarzałam tę informację dobre kilka minut, zanim dotarła do mnie dokładnie.
          Bartek patrzył na nią, a jego złość jakby zastygła na chwilę. W pewnym momencie myślałam, że już się opanował. Jak bardzo się myliłam?
- Żartujesz. - powiedziała, ale Sebastian pokręcił tylko głową. - To naprawdę on? - pytała, nie dowierzając. - Nie no, chłopie, widzę, że zrywanie z tobą to chyba był zły pomysł skoro tak bardzo się podbudowałeś. Bez tych okularów, sweterka w kratę i przystrzyżonych włosów wyglądasz w końcu przyzwoicie.
          Wspominałam coś o iskrzącej się złości, która potrzebowała naprawdę niewiele by zostać wzniecona? Sandra jest niewątpliwie mistrzynią w wywoływaniu pożaru.
          Bartek chwycił ją za kawałek bluzki, który akurat znajdował się na biuście, ale to raczej nie powinno zwrócić mojej uwagi. Przyciągnął ją do siebie i pewnie pusty łeb Sandry przetworzył to jako dobry znak, a on zaraz wpije się w jej usta i pogrążą się w namiętnym pocałunku. Na szczęście tak nie było. Nie mogło tak być. On był wkurzony.
- Jeśli chociaż zbliżysz się do mnie na metr nie ręczę za siebie. - warknął prosto w jej twarz. - Mogę cię wyrzucić równie przez to okno. - skinął na obiekt znajdujący się po jego lewej stronie i bez trudu rzucił nią o ziemię.
          Sandra oburzona wykrzyknęła za nim, gdy zaczął odchodzić w stronę wyjścia:
- Powaliło cię, wariacie?!
          Bartek odwrócił się powoli w jej stronę z ironicznym uśmiechem.
- Słyszałaś kiedyś coś takiego jak karma? - spytał. - Nie dla zwierząt, ale karma, która wraca do ciebie po tym co uczynisz. Pewnie nie, bo jesteś na to za głupia by pojąć coś tak prostego. W wolnym tłumaczeniu, kiedyś traktowałaś mnie jak śmiecia, teraz nie mam oporów by to samo zrobić z tobą. Ciesz się, że po drodze nie wrzuciłem cię do kosza.
          Wyszedł ze szkoły głośno trzaskając drzwiami.
          I tak już długo czekałam. Wymyśliłam, jak mogę to wszystko dalej rozegrać już po tym gdy zobaczyłam jak się wściekł. I choć wiedziałam, że jego upór utrudni mi zadanie nie zamierzałam się zawahać, ani pozwalać mu siedzieć teraz w osamotnieniu. Nie wiedząc czemu, bałam się tej opcji. Bałam się, że to tylko wszystko pogorszy.
          Wyciągnęłam kartkę z jednej z kieszeni i długopis. Podeszłam z nimi szybko do Tomka.
- Zapisz mi adres miejsca, gdzie trenował boks.
          Nie czekając na odpowiedź popędziłam do gabinetu dyrektora. Mężczyzna siedział przed komputerem, podpierając czoło o nadgarstek. Widząc mnie natychmiast wstał z miejsca, jakbym to ja tu była wyżej rozstawioną osobą.
- Chciałabym się zwolnić z dzisiejszych lekcji. -  Zero wahania w głosie, pewność siebie tak duża, że odmowa była nie do przyjęcia. Zabrzmiałam jakbym wydawała rozkaz.
- Powód?
- Sprawy osobiste.
          Dyrektor westchnął głośno, po czym wskazał mi drzwi, przytakując mi cicho.
          Wybiegłam z gabinetu, bez wyjaśnień pochwyciłam kartkę od Tomka i z uśmiechem stwierdziłam, że wiem gdzie jest to miejsce. Pozostawało tylko znaleźć Bartka.
          Zadanie takie trudne jak mogłoby się zdawać nie było. Bartek jeszcze stał na parkingu, więc bez najmniejszego śladu zawahania zawołałam go.
          Spojrzał zdziwiony w moją stroną, a mój widok zszokował go jeszcze bardziej.
          Podbiegłam do niego, chwyciłam go za nadgarstek i pociągnęłam za sobą. Ostatnio dysponowałam niespotykanymi pokładami siły skoro tak łatwo mogłam go pociągnąć w konkretnym kierunku. Byłam pewna, że gdyby wyraził opór już tak łatwo by nie było.
- Co ty robisz? - spytał. Wyczuwałam w jego głosie jeszcze cień złości po wydarzeniu z Sandrą. Oczywiście nie przejęłam się nią.
- To jest moje siódme życzenie, więc zamknij się i idź za mną.
          Brzmiałam bardziej przekonująco niż myślałam, do tego stopnia, że Bartek w milczeniu szedł za mną. Wiedziałam, że może się nie zgodzić na to co planowałam. W końcu był bardziej uparty niż ktokolwiek kogo znałam.
          Do odpowiedniego miejsca doszliśmy po kilku minutach spędzonych w milczeniu. Mimo że nie musiałam, cały czas trzymałam go za nadgarstek gdyby wpadł na pomysł odmowy. Dopiero gdy stanęliśmy przed budynkiem zdziwiony zmierzył mnie wzrokiem. Po jego reakcji nie musiałam nawet sprawdzać, czy to jest odpowiedni adres.
- Po co mnie tu przyprowadziłaś?
          Wzięłam głęboki wdech, wbijając wzrok w ruderę stojącą przede mną. Stary budynek, jedna ściana pokryta graffiti nie wyglądał zbyt zachęcająco. Całe szczęście, że Tomek opisał mniej więcej wygląd budynku, więc w trakcie drogi mogłam sobie go wyobrazić. Niewątpliwie w moim umyśle wyglądał bardziej przytulnie. Miał przynajmniej okna, a jedna ściana we wnętrzu nie była zawalona.
          Odwróciłam się w stronę Bartka. Obserwował mnie z rękami założonymi na klatce piersiowej.
- Lepiej żebyś wyżył się na czymś sztucznym, czemu nie zrobisz krzywdy. - powiedziałam cicho.
          Gdy wpatrywałam się w niego i jego wciąż iskrzące się oczy zrozumiałam, co naprawdę się stało. Z przerażeniem stwierdziłam, że się go bałam. Pojęłam już przed czym Tomek tak mnie ostrzegał i dlaczego uważał, że nie powinnam oglądać tej afery. Bartek kompletnie nie był sobą, wstąpił w niego ktoś inny.
          Mimowolnie przypomniał mi się obraz Sandry rzuconej przez niego na podłogę bez cienia zawahania i jej przeraźliwy krzyk, który usłyszał pewnie każdy. To prawda, że jej nienawidziłam i to prawda, że jej akurat nie było mi żal. Inaczej sprawa miała się z nim. Nie miałam pojęcia co takiego ona mu zrobiła, że tak ją potraktował, ale jeśli tak samo byłoby ze mną... To co wtedy? Odważyłby się mnie pobić?
          Westchnął głośno. Starałam sobie wytłumaczyć, że on jest spokojny a ta frustracja w jego głosie i postawie to tylko cień, który za chwilę zniknie. Bezskutecznie.
- Nie ćwiczę już boksu.
- To wymyśl coś w co możesz przywalić i się wyżyć, w dodatku porządnie. - odparłam.
- Na przykład piłka do siatkówki? - zapytał, jakby to była opcja, którą od razu powinnam wziąć pod uwagę.
- Piłkę uderzysz i odleci. W przypadku worka będziesz mógł wymierzyć mu o wiele więcej ciosów, z większą siłą, a on cały czas pozostanie w miejscu. - powiedziałam cicho.
          Odpuścił szybciej niż się spodziewałam.
          Wszedł do budynku, a ja nieśmiało podążyłam za nim. Stare drzwi były zamknięte, ale otworzył je wcześniej wyciągając pęk kluczy z kieszeni.
          Gdy zobaczyłam wnętrze miałam ochotę wyjść. Podłoga była zniszczona, w niektórych miejscach drewno osuwało się, uwidaczniając ziemię i poblakłą trawę. Gdy stawiałam choćby jeden delikatny i ostrożny krok słyszałam niemiłosiernie skrzypnięcie. Mimo to dopiero ściany były prawdziwym koszmarem. W niektórych miejscach beton pozostawiał po sobie wnęki, przez które bez problemu można było przejść. Do niektórych pomieszczeń mogło być nawet przez ten aspekt aż cztery wejścia. Okna, jak już wcześniej wspomniałam były szczytem marzeń osób tu przebywających. W niektórych miejscach były ślady po tym, że kiedyś tu faktycznie były, ale charakteryzowały się tym, że były strasznie małe jak na okno, a przeciąg przez nie był okropny.  Jedna ściana była kompletnie zawalona na długości około pięciu metrów i widać ją był z zewnątrz przez te miniaturki okien bez szkła. Nie miałam nawet pojęcia o istnienia w tym mieście takiej rudery.
          Weszliśmy do dużego pomieszczenia i Bartek zapalił światło. Przez zniszczone kanapy, podarte koce i poduszki w rogu to miejsce wydawało się najbardziej przytulne w całym budynku. Na samym środku było kilka worków treningowych, czerwone i czarne rękawice rzucone gdzieś na podłodze, kilka butelek po piwie, coli, oranżadzie i wodzie. Śmieci, sygnalizujące, że im naprawdę nie chce się nic stąd wyrzucać. Mimo obskurnego wyglądu przynajmniej pachniało tu ładnie, co mnie naprawdę zadziwiło. Paczki po papierosach i alkohol powinny stworzyć tu taką mieszankę, że wyszłabym bez dyskusji.
          Byłam pewna, że alkohol i tytoń nie są problemem Bartka. Dobrze wiedziałam, że skoro chciał wiązać przyszłość z siatkówką musiał z nich zrezygnować, podobnie jak ze wszystkich używek, które szkodziły jego zdrowiu.
- Nie przyszło wam na myśl by wyremontować to miejsce?
- A po co? - spytał.
- No nie wiem - odparłam ironicznie. - Może po to żeby było tu przytulniej? Trochę schludniej? Cieplej?
- Jesteś pierwszą dziewczyną, która tu jest, więc nic dziwnego, że tobie to przeszkadza. - westchnął, podnosząc czarne rękawice z podłogi.
          Po chwili usłyszałam już głośny jak huk odgłos ciosu. W pierwszym momencie myślałam, że worek zostanie wyrwany z zawiasów trzymających go w górze pod wpływem uderzenia. Później było słychać już tylko więcej ciosów. Bartek naprawdę porządnie wyżywał się się na tym sprzęcie. Jego furia przeistoczyła się w taką siłę, że nie zdziwiłabym się gdyby za chwilę zniszczył ten worek.
          Oparłam łokcie na kolanach i splotłam dłonie. Czy dobrze, że tu zostałam? Z każdym kolejnym atakiem zdawałam sobie sprawę, że widzę kogoś zupełnie innego. Każdy dźwięk powodował wzdrygnięcie, a obijający się o wszystko wokół worek tylko pogarszał sytuację.
          Co ona mu takiego zrobiła? Kim dokładnie była, skoro wywarła na niego taki wpływ? Czy ta cała jego zmiana to była jej wina? Nie mogłam uwierzyć, że ktoś taki jak on spotykał się z kimś jej pokroju. A może to właśnie stąd wzięło się jego obrzydzenie do takiego typu dziewczyn? Miałam tak wiele pytań, na które nie mogłam uzyskać odpowiedzi, a przynajmniej nie teraz. Choćby wypowiedzenie jej imienia mogło przynieść niepożądane skutki.
          Nagle przestał, zdjął jedną rękawicę i obejrzał dokładnie dłoń.
- Co się stało? - spytałam cicho. Myślałam, że mnie nie usłyszał, bo długo się nie odzywał.
- Podejdź tu.
          Starałam się aby mój krok był jak najbardziej pewny i nie okazujący wypełniającego mnie strachu. Jednak im bardziej się człowiek stara tym większa szansa na porażkę i klęskę. Nogi uginały się pode mną przy każdym kroku, nie byłam w stanie na niego spojrzeć, a żeby uspokoić ciało i niekontrolowane odruchy objęłam łokcie. To była jedna z niewielu sytuacji, gdzie dałabym wszystko byle tylko on nie miał tych przeklętych dwóch metrów wzrostu. Nie mogłam nawet kątem okaz spojrzeć na jego twarz, mając delikatnie spuszczoną głowę.
          Gdy stanęłam przed nim każda sekunda ciszy wydawała mi się wiecznością.
- Weronika. - powiedział. Jego ton w końcu był spokojniejszy, co dodało mi niewyobrażalnej ulgi. - Spójrz na mnie.
          Z zawahaniem wykonałam jego polecenie. Znów skrzyżował ręce na klatce piersiowej, ale z jego oczu w końcu zniknęła złość, a pojawił się ten upragniony przeze mnie spokój. Twarz w końcu nie wyrażała furii tylko zmartwienie i troskę. W końcu powrócił do tej wersji, którą znałam.
- Boisz się mnie?
          Nawet jakbym chciała nie mogłam zaprzeczyć. Bo jak wytłumaczyć trzęsienie na dźwięk bicia worka? Jak wyjaśnić strach w oczach, który bez wątpienia było widać? Tym bardziej jemu, osobie, która mogłaby się zatrudnić jako wykrywacz kłamstwa.
- To co się dzisiaj wydarzyło... - powiedziałam cicho.
- Nie ma związku z tobą.
- Wiem. - odparłam. - I wiem też, że nie chcesz o niej rozmawiać. Ale chciałabym być pewna, że naprawdę na to zasłużyła i ja... - zaczęłam się jąkać. - I ty... Że nie zrobisz mi...
- Co?
          Bartek najwyraźniej zrozumiał o co mi chodzi. Zdziwienie na jego twarzy wyrażało wszystko to, co chciał pewnie teraz powiedzieć, ale odebrało mu mowę. Nie wierzył własnym uszom, nie wierzył, że mogę się bać, że zrobi mi krzywdę.
- Myślisz, że coś takiego może spotkać też ciebie? - spytał, wciąż nie dowierzając. Pewnie uważał, że zaraz powiem, że źle mnie zrozumiał. Sęk tkwił w tym, że przejrzał mnie doskonale. Niepewnie pokiwałam głową.
          Opuścił bezwiednie ręce i odszedł ode mnie kawałek. Nie obserwowałam go, słyszałam jedynie jak głośno wzdycha. Potrzebowałam chwili by opanować umysł i tę szaleńczą burzę myśli, które plątały mi się po głowie. Naprawdę miałam za dużo pytań bez odpowiedzi.
- Nie powinnaś była w ogóle tego oglądać. - usłyszałam.
           Odwróciłam się powoli. Bartek trzymał dłoń na czole i był odwrócony do mnie plecami.
- To są moje sprawy, w które jak zwykle niepotrzebnie ciebie wmieszałem.
- O co ci chodzi? - spytałam cicho. - Jak to niepotrzebnie mnie wmieszałeś?
- A Sebastian? - spytał, odwracając się w moją stronę. - Nie pamiętasz już jak ciebie potraktował przeze mnie?
- Nie o to mi chodzi. - zaprzeczyłam. - Nikt mnie nie zmuszał, żebym sama się w to wszystko wpakowywała. Z pełną świadomością...
- Ty nic nie wiesz. - przerwał mi.
           Potrząsnęłam głową.
- Czego nie wiem?
- Jak to wszystko się zaczęło. - wyjaśnił.
- Nie rozumiem.
- No pewnie, że nie rozumiesz, bo myślisz, że nasza znajomość zaczęła się od czegoś zupełnie innego. - powiedział. Zmrużyłam delikatnie oczy, wciąż nie wiedząc do czego zmierza.
- Więc jak wszystko naprawdę - podkreśliłam to słowo. - się zaczęło?
           Bartek westchnął głośno.
- Nie mogę ci powiedzieć wszystkiego. Nie teraz. - odparł. - To nie był żaden Michał, to nie był żaden przypadek...
           Parsknął śmiechem. Powoli naprawdę się w tym wszystkim gubiłam.
- Nie jestem w stanie ci nic więcej powiedzieć. - odparł ze smutnym wyrazem twarzy. - A wiesz dlaczego? Bo się boję, że cię stracę. - zaśmiał się, ale w nie słyszałam żadnej radości tylko pogrążający smutek.
           Zamarłam. Życie w nieświadomości, jego strach przed moją utratą zlewały się w tak nieskładną całość, że sama już się w tym pogubiłam. Myślałam, że wszystko zaczęło się od wspomnienia przez Michała o mnie przy Bartku, a on podchwycił temat i wybrał mnie jako ofiarę. A tymczasem to wcale nie było tak. Mogłam zaryzykować nawet stwierdzenie, że prawda była o wiele gorsza skoro Bartek bał mi się o tym powiedzieć.
            Odchrząknęłam cicho. Zauważyłam, że Bartek usiadł z tego wszystkiego na kanapie i podparł czoło o dłonie.
- Posłuchaj. - zwróciłam się do niego cicho. Czy mógłby mnie stracić? Jak straszna musiała być ta prawda by brać to pod uwagę? - Zrobiłeś dla mnie naprawdę dużo, niewątpliwie więcej niż ktokolwiek inny. Zaoferowałeś tę umowę i ja też chciałabym zrobić coś dla ciebie. Dlatego jeśli ty mi dałeś dwadzieścia trzy życzenia, chcę aby jedno powędrowało do ciebie...
- Nie.
            Bartek wstał z kanapy i podszedł do mnie.
- Nie zgodzę się na to. - powiedział. - Jestem bardziej dwulicowy niż myślisz. Jestem gorszy niż w ogóle mogłaś sobie wyobrazić. Zmieniłem się w kogoś okropnego, komu nikt nie powinien chcieć nawet pomagać. Stoczyłem się na dno, Weronika, i choćbym nie wiem jak bardzo byś nie próbowała nie wyciągniesz mnie z tego. Nigdy...
            W porównaniu do tej strachliwej dziewczyny sprzed kilku minut dostałam naprawdę niemożliwe pokłady odwagi.
            Podeszłam do niego, wspięłam się na palcach, ujęłam jego twarz w dłonie i tym razem to ja wykonałam ten niespodziewany ruch. Niepewnie go pocałowałam, bojąc się, że na początku mnie odtrąci.
            Moje obawy odeszły w zapomnienie, gdy poczułam jak jego spięte do tej pory mięśnie powoli się rozluźniają i przyciąga mnie powoli do siebie, obejmując w talii, a on z większą pewnością odwzajemnia pocałunek. Przechylił delikatnie głowę, żeby było mi wygodniej i żebym nie musiała tak bardzo zadzierać głowy. Jego wzrost był drugorzędny, nie odgrywał w tej chwili żadnej roli.
            Zsunęłam dłonie nieco niżej na jego kark, a palce wplotłam w jego włosy. W dotyku były jeszcze przyjemniejsze niż mogłoby się zdawać po wpatrywaniu się w nie. Teraz mogłam niewątpliwie o wiele dłużej cieszyć się tą chwilą niż na imprezie. Mimo że jego usta były dość zimne przez panującą ujemną temperaturę, gdy mnie obejmował było mi o wiele cieplej. W pewnej chwili poczułam jak moje okulary dość dotkliwie mi przeszkadzają, co wywołało mój lekki grymas.
            Bartek na chwilę odsunął się ode mnie by je zdjąć i rzucić na kanapę.
- Ej, one były drogie. - mruknęłam.
- Przymknij się. - powiedział z delikatnym uśmiechem na twarzy.
            Odwzajemniłam delikatnie gest, gdy znów złączył nasze usta w nieco bardziej pewnym pocałunku. Tym razem wplótł dłoń w moje gęste włosy, pocierając delikatnie mój zziębnięty policzek. Mogłam tak trwać przez cały czas, wreszcie doczekałam się tego na co od tak dawna czekałam. Nie spodziewałam się, że tak bardzo pragnęłam jego bliskości od tych kilku miesięcy. Ale teraz, gdy byliśmy sami, a otaczała nas jedynie cisza chciałabym aby ta chwila trwała jak najdłużej.

1 komentarz:

  1. Prawie się popłakałam, to jest genialne! Nie zdziwię się, jeśli pewnego, pięknego dnia wydasz książkę. Sposób w jaki piszesz jest cudowny, a ten rozdział jest czymś niesamowitym <3
    Czekam na kolejny!
    Ściskam, Kasia

    OdpowiedzUsuń

Mrs Black bajkowe-szablony