niedziela, 18 września 2016

31. Świąteczne zakupy.

          Dwudziesty trzeci grudnia to zdecydowanie nieodpowiedni czas na robienie zakupów i bieganie po sklepach w poszukiwaniu jak najlepszych prezentów. U mnie dochodzi jeszcze wyrywanie włosów z głowy, bo nigdy nie wiem co kupić moim bliskim. Tym razem było podobnie.
          Wszystko zaczęło się dość niepozornie, zwyczajny dzień. Miałam zamiar zacząć się pakować, bo ostateczny termin mojej przeprowadzki do domu powoli się zbliżał. U Justyny było naprawdę przyjemnie i czas tam spędzony wspominam bardzo dobrze. Jednak wigilię mieliśmy spędzić całą rodziną w domu i zobaczyć, czy wszystko może wrócić do normy. W przeciwnym wypadku miałam zostać u Justyny dłużej, ale to była ostateczność. Rodzice wyraźnie się poprawili przez ostatni miesiąc.
           Jadłam normalnie śniadanie, gdy do kuchni weszła Justyna z pytaniem, czy zapakowałam już prezent. Oczywiście, że nie zapakowałam, bo w ogóle o tym zapomniałam. Wybiegłam jak szalona z kuchni, wpadłam do pokoju, chwyciłam torebkę i opuściłam mieszkanie, krzycząc jedynie, że jadę do Gryfic kupić prezenty. Usłyszałam za sobą jedynie śmiechy, gdy już panicznie zatrzaskiwałam drzwi.
           Kilka tygodni wcześniej zrobiliśmy losowanie osób, którym mamy zrobić podarki. Trafiłam na dość proste zadanie, jakim było kupienie czegoś dla Natalii. Na moje szczęście w trakcie mojego pobytu u niej, codziennie wspominała coś o tym, co bardzo by chciała dostać. Inni mieli problem ze znalezieniem czegokolwiek, ja miałam problem z wybraniem jednej opcji.
           Przebiegłam ponad dwa kilometry do najbliższej stacji kolejowej i ze sporym zapasem czasu poczekałam, aż pociąg przyjedzie.
           W Gryficach znalazłam się o godzinie trzynastej, co było dla mnie dość średnią porą. Zbliżało się popołudnie, czyli musiałam się spieszyć by w centrum nie było za dużych korków. I choć każdy miał kilka miesięcy na rozmyślanie i planowanie świąt, to zawsze znajdzie się kilka, kilkanaście, a może i więcej osób, które zostawią to na ostatnią chwilę. Przykładem mogłam być ja, której zwyczajnie prezenty wyleciały z głowy.
           Gdy znalazłam się w małym centrum handlowym zamarłam w drzwiach, widząc jaki jest tłok w środku. Byłam przekonana, że jeszcze kilkanaście osób i ludzie będą musieli się przeciskać między sobą, by dojść gdziekolwiek. Następnym razem prezenty kupię już w październiku, pomyślałam i nie tracąc czasu na przeciskanie się pomiędzy ludźmi wyszłam z centrum i udałam się do najbliższego sklepu, którym okazała się być drogeria.
           Natalia wspominała coś o perfumach i zapachach, które jej się bardzo podobają, więc po przeszukaniu i powąchaniu wszystkich opcji wybrałam dwie interesujące mnie fiolki. Miały bardzo słodki zapach, który wręcz idealnie pasował do gustu mojej siostrzenicy. Nie wyszłam ze sklepu mimo zakupionego prezentu. Nowy Rok zbliżał się coraz większymi krokami, a to była jedna z tych pór na zmiany w moim życiu. Czy kupienie jakichś perfum się do tego zaliczało? Ja myślałam, że tak.
           Ostatecznie moje poszukiwania spaliły na panewce, bo ilekroć wąchałam jakąś próbkę to zaraz po uświadomieniu sobie, że to naprawdę ładny zapach twierdziłam, że Bartkowi pewnie by się nie spodobał i odkładałam go na półkę. W końcu miałam dość niezdecydowania, więc zwyczajnie opuściłam drogerię.
           Na zewnątrz wciąż był duży ruch, co nie zdziwiło mnie za bardzo, bo nawet w sklepie tłok był jak nigdy. Odetchnęłam ciężko i wyciągnęłam telefon z kieszeni. Dochodziła druga, a ja nie miałam nic do roboty. Nie chciałam wracać do domu, bo wiedziałam, że czeka mnie nieprzyjemny obowiązek spakowania się, który chciałam odkładać jak najdłużej mogłam. Odruchowo się rozejrzałam, poszukując jakiejś znajomej twarzy. Fabiana nie spodziewałam się spotkać, a przynajmniej nie teraz. Ostatnio ich trener częściej robił zajęcia, więc niewykluczone, że mogłam do niego zajść później.
           Jednak do tego czasu musiałam coś ze sobą począć, więc postanowiłam zwyczajnie pospacerować po zatłoczonym mieście. Gdziekolwiek się nie ruszyłam, nie obeszłoby się bez wpadnięcia na kogoś w pośpiechu. Powoli zaczynało mnie to irytować.
           Gdy przechodziłam przez most po drugiej stronie ulicy zauważyłam w końcu znajomą twarz, która wyraźnie potrzebowała czyjejś pomocy. Tomek rozpaczliwie przeglądał jakąś kartkę z każdej strony i co chwila potrząsał głową. Westchnęłam głośno i przeszłam szybko przez ulicę. Będąc kawałek od niego wyciągnęłam rękę by szturchnąć go lekko w ramię.
           Tomek zdezorientowany podniósł wzrok i widząc mnie, widać było, że poczuł wyraźną ulgę. Wypuścił szczęśliwy powietrze i bez ostrzeżenia chwycił mnie za rękę, i pociągnął za sobą.
- Spadasz mi z nieba, Miśka - powiedział, a  w jego głosie słyszałam radość.
- Miśka? - zdziwiłam się. Takiego zdrobnienia mojego imienia jeszcze nigdy nie słyszałam.
- Od Dominiki - wyjaśnił tonem, jakbym powinna to wiedzieć bez pytania się. - Wiem, że nazywasz się Weronika, ale bez obrazy, tego imienia nie da się jakoś ładnie przekształcić...
- Na pewno się da! - oburzyłam się, przerywając mu w środku zdania.
- Znajdź coś ładniejszego, wtedy zmienię - odparł. - Poza tym pomyłki dyrektora w końcu na coś się przydały.
           Co prawda byłam zdumiona, że na te przejęzyczenia zwracał uwagę, bo nawet ja już przestałam je zauważać. Reagowałam już na każde imię, z którym kiedykolwiek ktoś mnie pomylił. Miśka nie brzmiało tak źle, nawet mi się spodobało, że będę miała ksywkę, która nie jest powiązana z moim imieniem. Tak jak mówił, żadne ze zdrobnień mojego imienia mi się za specjalnie nie podobała.
           Tomek miał w sobie więcej siły niż się spodziewałam. Gdybym miała lepszą kondycję, ciągnąc mnie moglibyśmy przebiec całe miasto w nie mniej jak dziesięć minut. Jednak moja kondycja od czasów kontuzji zaczęła ubolewać, a ja wyczerpana byłam po zaledwie dwustu metrach.
- Zatrzymaj się, bo zaraz wyrwiesz mi nogi - zażądałam.
           Chłopak na szczęście posłuchał się mojego rozkazu i puścił moją rękę, dając mi chwilę na wzięcie oddechu. Od razu spiorunowałam go spojrzeniem za takie nagłe wyskoki i próbowałam uspokoić oddech, przywracając go na właściwy tor.
- Gdzie się tobie tak spieszy? I tak wszędzie gdzie nie spojrzysz jest ruch i tłok.
- W miarę upływu dnia będzie coraz większy - westchnął. - Ludzie zaczną wracać z pracy, nastolatkowie swoje życie zaczną dopiero wieczorem, czyli za jakieś trzy godziny, biorąc pod uwagę wczesne zachodzenie słońca.
- A po co ja ci w ogóle potrzebna?
           Wydawało mi się, że oburzyłam go tym pytaniem, bo natychmiast z niejasnym wyrazem twarzy prychnął głośno.
- Miśka, mam w domu cztery siostry, matkę i dwie ciotki, które przyjeżdżają tak często, że równie dobrze mogłyby wynająć dom naprzeciwko - odparł. Moja twarz bez wątpienia wyrażała współczucie. Podziwiałam go za to, że był w stanie wytrzymać z tyloma kobietami w jednym domu. - A prezenty się same nie kupią, dlatego potrzebuję kogoś, kto zna się na rzeczy, żeby nie popełnić takiej wtopy jak rok temu.
- Co takiego wtedy kupiłeś? - zaciekawiłam się.
- Płyn do mycia samochodu, bo ilekroć widziałem tego grata miałem ochotę rozebrać go na części i osobiście wyszorować każdy pojedynczy element.
           Wybuchnęłam głośnym śmiechem, słysząc jak bardzo beznadziejny jest jego gust do tych spraw. Nie zamierzałam już pytać o reakcję tej szczęściary, która mogła zaoszczędzić na myjni, z której według wersji Tomka i tak nie korzystała.
- Ostrzegam cię, że ja nie jestem dobra w wybieraniu prezentów - powiedziałam, teatralnie ocierając łzy śmiechu.
- Wystarczy mi, że będziesz kiwać głową i mówić, czy to może się jej spodobać.
           Z uśmiechem na twarzy ruszyliśmy szybkim, ale nie tak bardzo jak wcześniej, tempem w kierunku galerii. Jak na zawołanie ruch chwilowo się zmniejszył i mogliśmy z małymi trudnościami dostać się do pierwszego sklepu z ubraniami.
           Gdy tylko zobaczyłam jak Tomek zmierza do działu z typowymi ubraniami dla mężczyzn zaśmiałam się cicho, złapałam go za łokieć i poprowadziłam w dział damski.
- To szukamy sukienek, tak? - spytał, a w jego głosie słychać było nutę przerażenia, która tylko rozszerzyła mój uśmiech. Jeszcze nigdy nie byłam na zakupach z chłopakiem, który wydawał się być tak bardzo wystraszony tą wizją.
- Teraz górują wyprzedaże zimowe, więc raczej sukienek nie znajdziemy - odparłam. Tomek wskazał jakiś punkt za mną z rozbawieniem. Odwróciłam się i zobaczyłam, że wskazywał na kilka wieszaków zapełnionymi różnymi sukienkami. Westchnęłam głośno. - Zapomnij. Ludzie widocznie są bardzo zdesperowani by w minusowej temperaturze biegać z odsłoniętymi nogami do połowy ud. Podziwiam ich odporność.
           Najpierw szukaliśmy ubrań dla jego sióstr. Tomek wyjął kartkę z kieszeni, z której recytował mi rozmiary pań, którym kupowaliśmy właśnie ubrania. Powybierałam niektóre bardzo piękne moim zdaniem komplety, które nie spodobałyby się jedynie niezwykłej fanatyczce dresów i wszystkiego co luźne i na nią za duże. Podałam Tomkowi ubrania, a sama poszłam szukać czegoś jeszcze co mogłoby spodobać się jego matce i ciotkom.
           W trakcie przeglądania pięknych koszul w kwiaty Tomek potrząsnął moim ramieniem. Odwróciłam się w jego stronę i zobaczyłam, że komplety, które wcześniej mu dałam zostały już odwieszone na miejsce. Zdziwiona zlustrowałam go spojrzeniem, doszukując się wyjaśnień zakłopotania, które w jednej chwili ogarnęło jego twarz.
- Chyba musimy poszukać w innym sklepie - powiedział szybko i niewyraźnie, jakby czegoś się bał. - Albo zajmijmy się czymś innym. Po tym jak wybrałaś te komplety może znajdę coś podobnego gdzieś indziej.
           Nie wiem, co mnie podkusiło by odwrócić koszulę, którą akurat trzymałam w ręce i zerknąć na jej metkę, a tym samym cenę. Nie myliłam się, markowe sklepy i te ich drożyzny nawet w wyprzedaże świąteczne mogły dać o sobie znać tym bardziej takim osobom, które nie miały za dużo oszczędności. Tomek mógł się zwyczajnie przyznać, że go nie stać na prezent, a nie ukrywać. Choć zdawałam sobie sprawę, że wstyd było mu się przyznać do braku niesamowicie jak wielkich pieniędzy w kieszeni.
           Nie myśląc dłużej bez słowa poszłam po komplety, które odłożył z powrotem na miejsce, wybrałam jeszcze kilka koszul i ruszyłam dziarsko z uniesioną głową do kasy. Tomek zszokowany stał w miejscu i obserwował, co robię. Otrzeźwiał dopiero w chwili, gdy charakterystyczne piknięcia sugerowały, że ubrania są właśnie kasowane.
           Podszedł do mnie poddenerwowany.
- Nie możesz tego zrobić.
- A, no patrz. Właśnie to robię. - oznajmiłam z lekkim uśmiechem na twarzy, sięgając do torebki po portfel.
- Miśka, nie jestem w stanie oddać ci nawet połowy za te ubrania - powiedział zrezygnowany. - Możemy przecież kupić coś gdzie indziej. Sklepy oferujące używaną odzież nie są wcale takie złe, tam też można znaleźć coś ciekawego.
- 622 złote. - odparła znudzona kasjerka.
- Chyba za późno - westchnęłam, podając kobiecie pieniądze i odbierając dwie torby wypełnione po brzegi ubraniami. Skinęłam na Tomka głową i z szerokim uśmiechem wyszłam ze sklepu.
           Wyszedł po chwili za mną i podchwycił obydwie torby, odciążając mnie. Widziałam po jego wyrazie twarzy, że jest zawstydzony i urażony tym, że tak potraktowałam jego dumę.
- Słuchaj, jutro są święta - zaczęłam, splatając ręce. - Jedyny czas raz do roku by podarować swoim bliskim coś, czego bardzo chcą, nie zwracając aż tak wielkiej uwagi na cenę, byle zobaczyć uśmiech na ich twarzach. Wiem, że używana odzież nie jest tak złym wyjściem, ale gdy im dasz coś co to one założą jako pierwsze poczują się zupełnie inaczej. I choć pieniądze szczęścia nie dają, to czasami potrafią naprawdę kogoś uradować.
- Jak mam ci to spłacić? - spytał ze wzrokiem wbitym w ziemię.
- Pewnie nie przystaniesz na opcję, że to po prostu przyjacielska przysługa, więc oddasz kiedy po prostu będziesz mógł. Może to być nawet za kilka lat.
           Widać było, że nie podoba mu się ta wizja, ale nie interesowało mnie to. Cieszyłam się, że mógł dać rodzinie to czego rzeczywiście bardzo by chciały. Podejrzewałam, że spodoba im się to tak bardzo, że będą bały się to założyć w obawie przed zniszczeniem materiału. I choć nie znaliśmy się wcale tak dobrze poczułam się naprawdę dobrze, wiedząc, że mu pomogłam. U mnie sytuacja finansowa nie wyglądała tak źle, tym bardziej, że od kilku lat zbierałam pieniądze bez celu.
           Tomek po chwili się zatrzymał i wyciągnął inną kartkę w nieco lepszym stanie niż poprzednia. Czytał z uwagą każdą pozycję, po czym z oburzeniem prychnął.
- Idiota, no po prostu niewdzięczny idiota - powiedział przez zęby.
- Co się stało? - spytałam zaskoczona.
- Bartek nie zapisał mojego imienia na liście prezentów.
           Zdziwił mnie tym jeszcze bardziej i widocznie to zauważył, bo głośno odetchnął.
- Bartek dał mi rano listę prezentów i osób, którym mam coś kupić - odparł. - Zapisał każdego, nawet ciebie - w tym momencie już przestałam zwracać uwagę na to, co mówił dalej.
           Nie chodziło o sam fakt, że postanowił mi zrobić prezent na święta, czego w ogóle nie podejrzewałam. Chodziło o to, że ja nic dla niego nie miałam, a przecież nie mogłam pozwolić na to by nic ode mnie nie dostał.
           Złapałam się za głowę na samą myśl o tym, że muszę znaleźć coś dla niego, a jakby to zadanie nie było wystarczająco trudne, nie miałam bladego pojęcia co on może chcieć. Gdyby potrzebował czegoś materialnego pewnie by to kupił, a nie prosił o to w prezencie. Nie był na tyle czytelny by znaleźć coś, co mu się spodoba i przyda. Gdyby, kiedyś miała okazję wejść do jego pokoju nie chciałabym widzieć mojego prezentu gdzieś w kącie, łapiącego jedynie kurz.
           Tomek skrzyżował ręce na klatce piersiowej i spiorunował mnie spojrzeniem.
- Słuchasz ty mnie w ogóle?
- Tak - skłamałam. - Pomyśl logicznie, Tomek. Czy ty dałbyś swojemu znajomemu listę z prezentami, na której byłby zapisany? Wiedziałbyś co dostaniesz.
- A, no racja. - przyznał.
           Odetchnęłam głośno, kręcąc z dezaprobatą głową.
- A co on mi chce kupić?
- Nie powiem ci - powiedział żartobliwym tonem. - Na pewno nie chciałby żebyś wiedziała, co to jest.
- Wyda na to fortunę? Tylko tyle chcę wiedzieć.
- Wiesz, nie mam pojęcia ile to kosztuje, ale prawdopodobnie osiwieję zanim znajdę taki sklep - westchnął.
           Mimowolnie się zaśmiałam. Jego poczucie humoru było jednym z lepszych, z którymi miałam do czynienia. Pod tym względem uwielbiałam jeszcze Fabiana, który również umiał wszystko obrócić w żart.
- Dobra, to gadaj co masz na tej liście - zadecydowałam klaśnięciem w dłonie. - I idziemy tego szukać, a ja w tym czasie zastanowię się co mogę mu kupić.
- Nie kupiłaś jeszcze nic? - spytał zdziwiony.
- Nie spodziewałam się, że w ogóle będę musiała - broniłam się. - Myślałam, że nawet o mnie nie pomyśli!
- To teraz życzę ci powodzenia w poszukiwaniu czegoś dla niego - westchnął. - Najgorsze jest to, że on niczego nie potrzebuje, a jeśli już się coś takiego znajdzie to sam to kupi. Dlatego nigdy nie podejmuję się kupowania czegoś dla niego.
           Głośno westchnęłam, wiedząc, że czeka mnie bardzo trudne zadanie. Tomek z wyciągniętą przed siebie kartką ruszył do przodu, a ja szłam obok niego. Perfekcyjnie zasłonił listę prezentów, przez co mogłam jedynie widzieć zapisane osoby. Faktycznie moje imię tam widniało. Poczułam przyjemne ciepło, gdy zauważyłam koślawo zapisane: Weronika. Pewnie się spieszył i zapisał to byle jak aby jedynie Tomek się rozczytał. Z szerokim uśmiechem na twarzy dotrzymywałam kroku chłopakowi, póki nie weszliśmy do pierwszego sklepu.
           Tomek stanął w przejściu i podrapał się po głowie.
- Mamy kupić prezent dla Kuby - oznajmił, po czym spojrzał na mnie. - Znasz Kubę, co nie? To jego brat.
- No oczywiście, że znam - westchnęłam, jakby odpowiedź w żadnym stopniu nie powinna go szokować.
          Chłopak się głośno roześmiał i skinął głową na środek sklepu. Ruszyliśmy działami z zabawkami w poszukiwaniu, z tego co mówił Tomek, zabawkowego samochodu. Znaleźliśmy duży karton, w którym według ilustracji znajdował się mały samochodzik, do którego ktoś taki jak Kuba mógłby bez problemu wejść i jeździć po domu w najlepsze.
          Po zakupie samochodziku, zegarka i kilku sprzętów domowych byliśmy gotowi by wyjść z centrum. Od razu po wyjściu odetchnęłam świeżym powietrzem i z uśmiechem na twarzy rozciągnęłam ramiona. Tomek patrzył z rozbawieniem na moje czerpanie wolności, której tak mi brakowało w zatłoczonym centrum.
          Dogadaliśmy się, że obydwoje weźmiemy trochę zakupów, choć jest to dość naciągane. Właściwie to ja namówiłam go, żeby oddał mi torby z ubraniami i jedną z artykułami do kuchni, typu naczynia i maszyny, a on weźmie duży karton z samochodzikiem. Pudełko z zegarkiem wrzuciłam do torby, w której były moje zakupy. Opierał się bardzo długo, ale ostatecznie to ja wygrałam i obładowana torbami wraz z nim, dźwigającym karton o ciężarze co najmniej dziesięciu kilo ruszyliśmy w stronę parkingu Gryf Areny, gdzie już wcześniej umówił się z Bartkiem o odebranie prezentów.
          Ilekroć spoglądałam na niego wyrażałam mu głębokie współczucie. Karton był tak duży, że nie byłam w stanie nawet ujrzeć jego twarzy, dlatego co każdy krok kierowałam go czy nie idzie na słup lub ulicę. Na szczęście ludzie schodzili mu z drogi, widząc, że jego pole widzenia jest ograniczone do boków. Sama również czasami się potykałam, bo cztery torby i tak były okropnie ciężkie, nawet jeśli dwie z nich były wypełnione ubraniami to sprzęt do kuchni wszystko nadrabiał.
          Poprawiłam uchwyt na torbach, obróciłam się w stronę Tomka i upewniwszy się, że przez następne dwieście metrów nic nie wywoła jego wywrotki zaczęłam:
- Dlaczego w ogóle Bartek przeznaczył to zadanie tobie?
- Ostatnio o wiele więcej czasu poświęca na treningi - odparł. - Chce zrobić jak najwięcej by osiągnąć mistrzostwo. To dla niego wielka szansa by zaistnieć i zwrócić na siebie uwagę. O prezentach przypomniał sobie dopiero wczoraj, gdy siedzieliśmy wszyscy w... - z zawahaniem widocznie zastanawiał się czy powinien mi to powiedzieć. Zwolniłam trochę by mógł na mnie spojrzeć i zobaczyć jak gestem dłoni pozwalam mu pominąć ten, raczej nieistotny, element. - W każdym razie szybko spisał listę, dał mi pieniądze i powiedział, że odbierze to na parkingu przy Gryf Arenie.
          Pokiwałam delikatnie głową.
- Słup. - ostrzegłam go, zauważając przeszkodę.
          Tomek cicho syknął, wyjrzał delikatnie głową zza kartonu i ominął słup.
- Dzięki, że mi pomagasz, Miśka - westchnął.
- Drobiazg - uśmiechnęłam się. - Przecież to nic wielkiego obserwować drogę i to, czy na coś zaraz nie wpadniesz.
- Nie o to mi chodzi - odparł. - No wiesz, nie dość, że kupiłaś te ubrania to jeszcze pomagasz mi zanieść te prezenty.
- Nie mogłabym przecież pozwolić, żeby te wszystkie torby i kartony ciebie przygniotły - zaśmiałam się.
           Momenty takie jak ten zazwyczaj bardzo mnie krępowały, więc nerwowym śmiechem starałam się obrócić wszystko w żart. Na szczęście Tomek złapał przynętę i również się roześmiał.
          Jakieś pół godziny później znaleźliśmy się w końcu przy miejscu docelowym. Zapewne zajęłoby to nam mniej czasu, gdyby droga nie miała tylu słupów i przeszkód w trakcie. Gdy zauważyłam Bartka, opierającego się o maskę samochodu i obserwującego niebo zaparło mi dech w piersiach. Ostatnio jedynie tak umiałam zareagować. Widywaliśmy się coraz rzadziej, co było dla mnie katorgą. Brak jego towarzystwa zaczął wprawiać mnie w gorszy nastrój, a on sam stał się bardziej poważny i spotkanie go gdzieś przypadkiem stało się niemal niemożliwe. Wiedziałam z tego co mówił Tomek, że Bartek przykłada więcej pracy do treningów i mistrzostw, dlatego w duchu modliłam się by ten maj już nastąpił, a on wygrał mistrzostwa i żeby wszystko zaczęło się normować.
          Gdzieś w podświadomości czułam, że będzie jeszcze gorzej dla mnie, gdy on wygra i zaistnieje na scenie ogólnopolskiej. Bo który trener nie wziąłby kogoś takiego na okres próbny? Byłam przekonana, że w profesjonalnej grze odnajdzie się jeszcze lepiej, a co za tym idzie, nasz kontakt w końcu się urwie. Obawy nachodziły mnie coraz częściej, gdy nie spotykałam go już na korytarzu, a pytając o tą sprawę Fabiana dowiadywałam się, że Bartek czasami ćwiczy samotnie. Wiedziałam, że czasami jest grubo przesadzone. On temu zaczynał się z każdym dniem bardziej poświęcać.
          Bartek widząc nas zmierzył zdziwionym spojrzeniem mnie i Tomka. Bez słowa z lekkim zaskoczeniem na twarzy podszedł do bagażnika i otworzył go, po czym wziął od mojego towarzysza karton i włożył go do środka.
- Słuchałeś ty mnie wczoraj? - spytał zrezygnowany Bartek. - Powiedziałem, żebyś nie kupował tego dla Kuby, bo załatwię to jutro w Szczecinie.
- Serio? - Tomek był wyraźnie zdziwiony. Uśmiechnęłam się delikatnie, widząc jego reakcję.
          Bartek odetchnął głośno i spojrzał na mnie, przypominając sobie o mojej obecności. Wyciągnął rękę po torbę, którą po chwili mu podałam. Dotknął mnie przez przypadek opuszkami palców, trwało to naprawdę chwilę, która i tak wystarczyła by wprawić mnie w zachwyt. W końcu miałam pewność, że jest obok i mogę z nim porozmawiać i spędzić czas. Przez jego treningi po raz pierwszy poczułam jak bardzo mogę za nim tęsknić, a przecież mogło być pod tym względem jeszcze gorzej.
          Gdy skończył wszystko pakować do samochodu, Tomek wziął ode mnie swoje zakupy. Widać było, że jest wciąż zawstydzony i skrępowany. Uśmiechnęłam się delikatnie, żeby jego duma w końcu się odbudowała.
- To do później, chłopie. Do zobaczenia, Miśka. - powiedział Tomek i nim Bartek zdążył jakkolwiek zareagować był już za rogiem.
          Brunet odwrócił się w moją stroną po raz kolejny ze zdziwioną miną.
- Miśka? - w jego głosie brzmiał przede wszystkim szok, ale również słychać było rozbawienie.
- Po prostu starał się znaleźć jakąś ładną ksywkę dla mnie i nie dał rady tak zdrobnić mojego imienia - westchnęłam głośno.
          Bartek pokiwał głową, zamknął bagażnik i skinął głową na Gryf Arenę.
- Przyszłaś do Fabiana? - spytał. Wiedziałam, że zna odpowiedź, a pytaniem tak naprawdę to jedynie potwierdził.
- Chciał żebym zaczęła przychodzić na zajęcia i oglądać jak się poprawia - oznajmiłam zgodnie z prawdą.
          Później już bez słowa po prostu ruszyliśmy w kierunku drzwi.
          W środku nie było prawie nikogo oprócz nas i obsługi. Bartek nie zwracał uwagi na ludzi, których mijamy albo przywykł już do uśmiechów i skinień głową w jego stronę. Może się myliłam, ale patrząc po jego zachowaniu czułam, że ten długi brak kontaktu ze mną wpłynął na niego. Niekoniecznie może chodziło o mnie, ale na pewno tyle godzin treningów zaczynało powoli niszczyć moją pracę nad budowaniem z nim relacji. Wiedziałam, że muszę z tym coś zrobić, a odpowiedź przyszła szybciej niż bym się spodziewała. Nie zauważyłam jednego istotnego faktu - Bartek następnego dnia miał jechać po Madzię, a ja planowałam za sprawą życzenia pojechać z nim. I mimo że jeszcze nie wyraził zgody to wiedziałam, że mogę już się szykować na dwugodzinną podróż.
          Przy drzwiach do sali zauważyłam już wszystkich zawodników drużyny i kilka dziewczyn, z których rozpoznałam Ankę. To był pierwszy trening od czasu kłótni z Izą, na który przyszłam, ale już wcześniej często ją widywałam podglądającą zmagania chłopaków, a raczej bez wątpienia głównie Bartka.
          Wszyscy byli już przebrani, więc Bartek po prostu otworzył im drzwi by mogli wejść i się rozgrzać, a sam poszedł w kierunku szatni, żeby również do nich za chwilę dołączyć.
          Ruszyłam w kierunku trybun i zajęłam miejsce jak najdalej od grupki dziewczyn, która zajęła prawie cały rząd i szeptała między sobą. Nie widziałam trenera i szczerze mnie to nie dziwiło. Fabian wspominał, że to Bartek pełni jego rolę i przygotowuje ich do turnieju. Nie mogłam się doczekać by zobaczyć go w tej odsłonie.
          Gdy pojawił się w drzwiach już przebrany szepty wśród dziewczyn się nasiliły na tyle, że siedząc kilka metrów od nich bez problemu słyszałam jak chwalą mięśnie i wygląd Bartka. Westchnęłam cicho, wiedząc, że on bez wątpienia też to usłyszał, ale nie zwracał na to uwagi. Czekałam tylko na moment, w którym bez skrupułów mógłby zaserwować w ich stronę, a one dotkliwie poczułyby jego pełną moc na zagrywce, choć wątpiłam, że do tego dojdzie.
          Bartek wybiegł na środek i głośnym gwizdem, który przez kilka chwil obijał się w moich uszach zwołał zawodników wokół siebie. Schylili się wszyscy i zaczęli cichą rozmowę, jakby trybuny to tak naprawdę byli przeciwnicy, którzy mogą podpatrzeć ich strategię. Dziewczynom wyraźnie się to nie spodobało, ale ucichły jakby głośny gwizd był dla nich znakiem, że teraz ma zapanować grobowa cisza. To nie był mecz, to był trening, na którym oni musieli się skupić by poprawić głupie błędy lub niedociągnięcia.
          W końcu rozstąpili się i głośno wykrzyczeli nazwę klubu. Rozpoczęli trening.
          Bartek co chwilę wydawał inne zadania. To nie był jakiś grupowy trening, ćwiczenie odbijania czy coś w tym stylu. Dopracował każdy szczegół do perfekcji. Podchodził do każdego zawodnika, mówił coś do niego, po czym on zaczynał trenować odbijanie, zagrywkę, wyskok lub obronę w pojedynkę lub przy pomocy innego zawodnika, który był rezerwowym. Nie musiał nawet patrzeć w papiery by wiedzieć kto jakie ma wady i co należy poprawić. On to wszystko znał na pamięć.
          Kątem oka zauważyłam, że Anka obserwuje go z zachwytem w oczach i szerokim uśmiechem na twarzy. Poczułam delikatne ukłucie zazdrości, mimo że przecież wiedziałam jak Bartek się do niej odnosi i choć nie powinnam zaczęłam nas porównywać do siebie. Tak naprawdę gdyby popracowała nad swoimi umiejętnościami dowodzenia drużyną i wzięła przykład z niego mogła mu zaimponować. Dlatego gdybym miała taką możliwość wyrzuciłabym ją z tych zajęć, zanim naprawdę postanowiłaby zmienić swoją postawę i zacząć inaczej pełnić swoją rolę.
          Co jakiś czas wychwytywałam wzrok Fabiana, który na mnie spoglądał. Za każdym razem pokazywałam mu kciuk w górę i lekko się uśmiechałam, mimo że przestałam zwracać uwagę na grę. Widok zafascynowanej Anki odbijał mi się w umyśle niczym lustro i za nic nie chciał go opuścić. Gdyby nie Fabian, który wyłapywał moją nieobecność i machał do mnie żebym zwróciła uwagę na to, co się dzieje prawdopodobnie patrzyłabym tylko w jeden punkt pogrążona w rozmyślaniu.
          Moją uwagę na dobre odwróciła dopiero piłka, która w zagrywce posłana została w moją stronę. Nie zdążyłam wykonać nawet ruchu, gdy zanim spotkała się ze mną ktoś z niesamowitym refleksem ją złapał. Od razu rozpoznałam w tej osobie Bartka.
          Odbił piłkę w stronę graczy, zmuszając ich do spojrzenia w jego stronę.
- Większe skupienie! - krzyknął. To było jedno z niewielu zdań jakie wychwyciłam na tych zajęciach. - Celujecie w boisko, a nie trybuny. Igor, popraw wyrzut bardziej do skosu!
          Zawodnicy, do których najwyraźniej się to odnosiło odpowiedzieli coś niezrozumiale chórem, po czym ustawili się linii końcowej. Niektórzy wyglądali na wykończonych, inni emitowali energią na kilometr i równie dobrze zaraz po treningu mogliby przebiec kilkugodzinny maraton by te pokłady wyładować. W Fabianie widziałam zmęczenie, ale to wytrwałość dominowała w jego wyrazie twarzy. Chciał się poprawić.
          Myślałam, że Bartek odejdzie i wróci do prowadzenia treningu, ale on podszedł do mnie.
- Zrób mi przysługę i zwróć uwagę na to, co się dzieje na boisku - powiedział łagodnie. Jego głos całkowicie się różnił od tego surowego tonu, który miał niedawno. - Dekoncentrujesz Fabian.
           Miał rację. Mój przyjaciel faktycznie co chwilę odwracał się w moją stroną z pytającym wyrazem twarzy. Pewnie już przestałam podświadomie zwracać na niego uwagę, a moje zachowanie mogło go rozkojarzyć.
           Skinęłam głową na znak zgody i Bartka już nie było obok mnie. Zwróciłam większą uwagę na trening, bo w końcu z tego powodu tu przyszłam, a nie po to by rozmyślać, co będzie jeśli któraś dziewczyna postanowi się zmienić i zaimponuje w ten sposób Bartkowi. Nie mogłam się porównywać do innych, ani dać im tak łatwo wygrać. Wiedziałam, że przez te zajęcia powoli się oddalamy, a jedyne lekarstwo na to miało wkrótce nadejść. Skoro chciałam ratować to czego tak bardzo kiedyś pragnęłam to musiałam wziąć sprawy w swoje ręce i odbudować to, co zaczęło się niszczyć. A zacząć się miało od wyjazdu po Madzię.

1 komentarz:

  1. Jejku, czy ja już wspominałam, że kocham to opowiadanie? Jest genialne! Zawsze jak czytam o relacji między Weroniką, a Bartkiem, to moją twarz zalewa uśmiech od ucha, do ucha. Oni muszą być razem, nie widzę innej opcji!
    Ps. Czekam na naszą malutką Madzię <3

    OdpowiedzUsuń

Mrs Black bajkowe-szablony