sobota, 10 września 2016

30. Drobna przysługa.

          Następny tydzień spędziłam samotnie, nie widziałam ani Tomka, ani tym bardziej Bartka, który miał być w Gdańsku przez kolejne kilka dni. Trzymałam mocno za nich kciuki i oddałabym wszystko, żeby zamiast siedzieć w ponurej szkole być z nimi i głośno im kibicować. Chciałam wysłać mu wiadomość, że będę mocno ściskać za niego kciuki, ale ostatecznie się rozmyśliłam. Nawet nie wiedziałam, o której zaczną grać.
          Znalazłam stronę w internecie, na której było powiadomienie odnośnie eliminacji. Oprócz tego podano również składy, spis klubów biorących udział i kilka wywiadów z najbardziej interesującymi zawodnikami, na których najlepiej zwrócić uwagę. Nie znalazłam nigdzie wywiadu z Bartkiem, co mnie trochę zasmuciło. Relacji na żywo również było mi szukać na daremno, pozostawało czekanie na następny dzień.
          Turniej i rozmyślanie o tym, jak to wszystko mogłoby wyglądać zaprzątało mi głowę przez cały tydzień. Na szczęście oprócz kartkówki z matematyki, kilku odpowiedzi i sprawdzianu z angielskiego nic innego na mnie nie czekało i mogłam spokojnie wrócić do domu.
          Rano moje samopoczucie było wyjątkowo gorsze niż zwykle. Bolał mnie brzuch, głowa i miałam nudności. Justyna nie chciała mnie puszczać z tego powodu do szkoły, ale byłam niespotykanie uparta i po kilku dawkach różnych leków poczułam się trochę lepiej, i dopięłam swego.
          Tym razem nie spóźniłam się na autobus i do szkoły dojechałam w odpowiednim czasie. Wysiadłam na przystanku jak zwykle kawałek od budynku, przez co musiałam kawałek przejść pieszo. Zima powoli dawała się ostro we znaki. Minusowa temperatura była bardzo dobrze odczuwalna, trzęsąc się z zimna mimo mojej kurtki szłam w kierunku szkoły, co chwilę pocierając dłońmi o ramiona.
          Przed wejściem jak zwykle było pusto, zresztą, nic dziwnego. Nikt nie chciałby w taki ziąb stać na dworze na pastwę minusowej temperatury. Weszłam do budynku i od razu w oczy rzucił mi się obraz Bartka rozmawiającego z Fabianem. Stali kawałek od wejścia z dala od innych uczniów, przez co bez problemu dało się ich zauważyć. Spojrzałam na zegarek, była siódma trzydzieści, czyli Bartka teoretycznie nie powinno być jeszcze w szkole, przynajmniej z tego co mi mówił. Rozmawiali o czymś bardzo zawzięcie. Fabian co chwilę wymachiwał rękami na wszystkie strony, a robił tak tylko wtedy gdy był zdenerwowany. Chciałam do nich podejść, ale zdawałam sobie sprawę, że nie mogłam i to byłoby nie na miejscu.
          Plan z pójściem prosto na lekcje też odpadał, bo musiałabym ich minąć. Z drugiej strony to wydawało się bardziej odpowiednie niż podejście do nich jak gdyby nigdy nic się wydarzyło. Postanowiłam tak zrobić. Ścisnęłam mocniej w dłoni pasek od plecaka i chciałam iść przed siebie, ale kątem oka zauważyłam jak Bartek spogląda prosto na mnie. Wyprostowałam się i cicho westchnęłam.
          Fabian momentalnie od niego odszedł, a on podszedł do mnie. Z jednej strony uraziło mnie jego zachowanie, ale z drugiej rozumiałam, że był na mnie zły. Nie wiedziałam tylko dlaczego. Zanim jeszcze Bartek do mnie podszedł zaczęłam rozmowę:
- Podobno roztroiłam ci plan dnia - powiedziałam z delikatnym, ale wyraźnie smutnym uśmiechem.
- Najchętniej w ogóle nie przychodziłbym dzisiaj do szkoły - odparł, ignorując to co wcześniej powiedziałam. - Ale dyrektorowi zachciało się rozmów i filozofowania na temat zmian, i ich wpływu na życie człowieka - cicho parsknęłam śmiechem. - Masz z tym coś wspólnego?
- Skąd to podejrzenie? - spytałam, cicho się śmiejąc. To musiała być dla niego katorga. Samo siedzenie i słuchanie wyrzutów dyrektora do Sebastiana tydzień temu było dla mnie wystarczającą torturą, a co dopiero słuchać godzinnych wykładów na jeden temat i co chwilę wyłapywać powtórzenia.
- Już wiem, o czym tak naprawdę - powiedział z naciskiem na ostatnie słowo. - z nim rozmawiałaś.
           Przez chwilę wydawało mi się, że jego wzrok przebija mnie na wylot, a ja w specyficzny sposób maleje pod jego naciskiem. Wiedziałam, że ma do mnie pretensje o to, że nie powiedziałam mu prawdy, nawet jeśli to było drobne, z pozoru nic nie znaczące kłamstwo.
- Na przyszłość - zaczął. - Nie okłamuj mnie nigdy więcej.
Jego głos nie brzmiał surowo i groźnie, choć wiedziałam, że taki efekt starał się uzyskać. Brzmiał bardziej delikatnie i łagodnie, nie sprawiał wrażenia złego.
           Przypomniały mi się eliminacje, w których poprzedni tydzień brał udział i które tak bardzo nie dawały mi spokoju.
- Jak tam eliminacje? - spytałam z delikatnym uśmiechem. Były dwie możliwości - mogłam go tym rozdrażnić, gdyby się nie dostali, lub rozładować atmosferę, która po męczarni u dyrektora wprowadzała Bartka w gorszy nastrój.
- Dowiesz się później - powiedział. Najważniejszym punktem było to, że się delikatnie uśmiechnął.
           Obraz, gdy się uśmiechał zaliczał się do tych, które nigdy by mi się nie znudziły. Mogłam oglądać to godzinami, a i tak wywoływałby u mnie te same emocje. Te ledwo widoczne dołeczki, rzadziej pokazywane zęby wyglądały naprawdę zniewalająco i cały trud, przelane łzy i ból, który przeżywałam w trakcie budowania z nim znajomości się odpłacało w najlepszy możliwy sposób. Jego uśmiech był wystarczającą rekompensatą.
           W trochę gorszym nastroju chciałam opuścić Bartka po tym jak na horyzoncie wypatrzyłam resztę jego kolegów, dokładniej Tomka, Nikodema i Roberta. Zastanawiał mnie fakt, czy Bartek chociaż domyślał się jak bardzo polepszył się mój kontakt z Tomkiem po tej całej sytuacji z Sebastianem. Mimo jego zapewnień, że przypadłam do gustu reszcie "elity" wolałam trzymać się z daleka. Dobrze wiedziałam, że to nie było towarzystwo dla mnie i nawet w sprawie polepszenia moich relacji z Bartkiem. Były granice, których musiałam przestrzegać.
- Nie myśl, że cię wypraszam, ale... - zaczął Bartek, patrząc w kierunku zbliżających się chłopaków.
- I tak chcę stąd iść - odparłam. - Lepiej będzie, jeśli już pójdę.
           Odetchnęłam cicho i po powolnym obróceniu się na pięcie udałam się żywym krokiem po schodach w kierunku klasy. Po drodze kątem oka zerknęłam jeszcze na chłopaków. Bartek był obrócony do mnie tyłem, ale zauważył jak Tomek uśmiecha się promiennie do mnie i macha w moim kierunku. Szybko odwzajemniłam gest i zniknęłam za ścianą, zanim Bartek mógł się obrócić i to wychwycić.
           Oparłam się o drewniane białe drzwi i zjechałam po nich bezwładnie. Wokół nie było nikogo, z drugiej strony pora była na tyle wczesna, że inni pewnie dopiero się zbierali do wyjścia lub byli już w drodze. W przeciwieństwie do moich poprzednich szkół, gdzie zjawiałam się przez dojazdy zazwyczaj pięć minut przed rozpoczęciem zajęć, tutaj miałam o wiele gorszą jak na mnie perspektywę - czekanie prawie pół godziny. Mogłam czekać tyle, jeśli miałam z kim, teraz tak nie było, a ja skazana byłam na samotność.
           W momencie rozbrzmienia dzwonku poczułam ulgę, że zajęcia zaraz się zaczną. Uczniowie zaczynali się powoli grupować, więc podniosłam się z podłogi, otrzepałam ubranie i przeleciałam wzrokiem po obecnych. Byli bardzo ożywieni, cały czas zawzięcie o czymś rozmawiali. Zazwyczaj nie lubiłam przebywać w takim towarzystwie, gdzie prowadzona jest tak ożywiona rozmowa, ale w tamtej chwili wciąż pamiętałam ich wyzwiska, śmiechy i odbijający się w moich uszach rechot.
           Podeszła do nas pani Woźniewska, z którą planowo miałam rozpocząć lekcje.
- Udajemy się wszyscy do auli! - krzyknęła doniośle i nie czekając na nas ruszyła żwawym krokiem przed siebie.
           Aula, jak sama nazwa wskazuje, była miejscem, które na co dzień było zamknięte i tylko na ważne okazje dyrektor uroczyście ją otwierał i wpuszczał wszystkich licealistów do środka. Zazwyczaj robił to, gdy miał coś do ogłoszenia, omówienia lub po prostu odbywały się tam ważne uroczystości, które przeżywała cała szkoła.
           To była ogromna sala, która miała pomieścić w sumie ponad trzystu uczniów i cały skład nauczycieli. Od razu po wejściu rzucał się w oczy podest stojący pod ścianą, gdzie zazwyczaj występował dyrektor. Wokół podestu były niebieskie wytworne krzesła dla nauczycieli. Uczniowie zajmowali zwykłe drewniane krzesła ustawione w trzy równe rzędy. W auli panował określony porządek, jeżeli chodzi o klasy. Pierwsze siedziały w pierwszym rzędzie od lewej, drugie siedziały w rzędzie środkowym, a trzecie w ostatnim.
           Szybko zajęłam pierwsze miejsce z brzegu, zanim ktokolwiek mógłby mnie wyprzedzić. Rozejrzałam się szybko po sali i zauważyłam już klasy drugie, które w większości zajęły już miejsce i trzecie, które dopiero wchodziły do sali. Wychwyciłam wzrokiem Bartka, który siedział na pewno w dość niewygodnej pozycji. Nogi musiał oprzeć o krzesło przed nim, które jeszcze pozostawało wolne. Jeszcze, bo dziewczyny z klas drugich jak zwykle kłóciły się o to, która będzie mogła usiąść w jego pobliżu. Byłam niemal pewna, że gdyby nie z góry przesądzona segregacja miałabym miejsce obok niego zapewnione. W przeciągu kolejnych dni coraz bardziej pragnęłam być przy nim, spędzać z nim czas. Czułam się taka szczęśliwa, gdy chociażby był obok mnie i poświęcał mi swój czas. Sam jego widok wprowadzał na moją twarz uśmiech, który nie mógł zejść zbyt łatwo.
           Na podest wstąpił po kilku minutach zamieszania, odgłosu szurających po podłodze krzeseł, przenoszenia siedzeń w inne miejsce by lepiej się usytuować, dyrektor, który wyglądał na niezmiernie szczęśliwego. Był rozpromieniony od ucha do ucha, co było naprawdę rzadkim widokiem. Zazwyczaj czas spędzał w gabinecie, rzadkością było spotkanie go gdzieś poza nim, bo od biegania po szkole i załatwiania jakichś spraw miał sekretarkę i niektórych nauczycieli. Większość z obecnych uczniów zapewne ostatni raz widziała go na rozpoczęciu roku szkolnego. Tym bardziej tak rozradowanego nie widział go chyba nikt z nas. Domyśliłam się, że wydarzyło się coś naprawdę niesamowitego, co zaprze dech w piersiach niemal każdej z obecnych w auli osób.
          Dyrektor głośno odchrząknął i poprawił ciemnofioletowy krawat. W dłoniach ściskał kilka kartek, na które co jakiś czas zerkał.
- Witajcie, drodzy licealiści - powitał się jak zwykle. Powitanie u niego brzmiało jak recytowanie wiersza w podstawówce. Zero tonacji, wczucia w rolę, po prostu mówienie z pamięci tego co się zapamiętało. Na szczęście się nie jąkał, chociaż tyle dobrze. - Ostatnio nazbierało się dość sporo spraw, o których chciałbym z wami porozmawiać.
          Wśród uczniów zapanowało poruszenie i ogólny harmider. Zaczęli się rozglądać wokół, odwracać się do kolegów za nimi i szeptać między sobą, udając, że tym samym nie wywołują większego hałasu. Jedynie nieliczni pozostali na swoich miejscach i czekali, aż dyrektor kontynuuje swoją wypowiedź.
- Pierwszą z nich jest, jak możecie się domyślać, sprawa Sebastiana Świąteckiego - oznajmił. Poruszenie chwilowo ucichło, chyba każdy zdawał się chcieć dowiedzieć więcej na ten temat. - Poczekałem z tym jakiś czas, żeby nie zwoływać kilku zebrań w tygodniu. Wracając do tematu, Sebastian został zawieszony w prawach ucznia i nie zobaczycie go do poniedziałku - trochę zdziwił mnie fakt, że aż dwa tygodnie miał mieć karę, skoro sama słyszałam, że początkowa wersja miała wynosić tylko jeden. Jeden już minął. - Sytuacja do jakiej doszło jest przykładem nagannego zachowania, na które od razu będę reagował i surowo karał tych, którzy ośmielą się podnieść rękę na kogokolwiek z tej szkoły - po sali przeszedł cichy szmer. - Dla tych, których akurat wtedy nie było i ominęli tą sytuację, przypomnę do czego doszło - przełknęłam głośno ślinę. Chciałam unikać rzucania się w oczy przez najbliższy czas, a takie obwieszczenie na pewno by mi w tym nie pomogło. - Uczennica klasy pierwszej, Weronika Biernacka - wszystkie pary oczu skierowały się na mnie. Nie musieli mnie nawet szukać w tym tłumie, bo dyrektor ułatwił im sprawę, wskazując mnie. Usłyszałam ciche śmiechy i niewyraźne szepty. Tak, właśnie tego chciałam uniknąć. - została agresywnie potraktowana przez Sebastiana. Ten przykład powinien być dla was przestrogą. Jeśli jeszcze raz spotkam się z takim incydentem na terenie szkoły kary będą bardziej dotkliwe.
           Szepty nie ustawały. Nauczyciele bezskutecznie próbowali uciszyć uczniów by dać możliwość mówienia dyrektorowi. Dopiero po chwili ktoś głośno odchrząknął, a w sali zapanowała grobowa cisza.
- Tyle słowem wstępu - odparł dyrektor, po czym odłożył kartki gdzieś na bok. - Teraz możemy przejść do, moim zdaniem, o wiele weselszej i najświeższej informacji - powiedział z uśmiechem dyrektor. - Przez ostatni tydzień odbywały się eliminacje do mistrzostw, podkreślam, Polski - powiedział, akcentując ostatnie słowo. Na moją twarz od razu wkradł się szeroki uśmiech, wiedziałam już co to znaczy. Kątem oka spojrzałam w kierunku chłopaków. Bartek z delikatnym uśmiechem opowiadał coś Tomkowi. Dostali się, przeszło mi przez myśl. - w piłce siatkowej chłopaków drużyn trzecioligowych. Jestem bardzo zaszczycony, bo mogę powiadomić wszystkich tu zgromadzonych, że gryficki klub zdobył pierwsze miejsce na eliminacjach i już w maju nasi siatkarze będą po raz pierwszy w historii brali udział w mistrzostwach Polski!
           Po sali rozległy się głośne brawa, niektórzy krzyczeli. Z uśmiechem na twarzy również głośno i żwawo klaskałam w dłonie, pewnie najgłośniej ze wszystkich.
- Prosiłbym o wystąpienie kapitana drużyny, a jednocześnie najbardziej wartościowego gracza całych eliminacji - dyrektor zrobił chwilę przerwy, ale z pewnością każdy już wiedział kto za moment podejdzie do mężczyzny. - Bartosza Roska.
            Bartek wstał z miejsca z cwanym uśmiechem na twarzy. Po raz kolejny w auli rozległy się głośne brawa, wiwaty i okrzyki. Mimo jego zachowania każdy go szanował i cenił jego osiągnięcia. Powolnym krokiem zaczął przeciskać się przez rzędy, aż dotarł do przejścia, po czym bez problemu dotarł do dyrektora. Podał mu dłoń i z uśmiechem na twarzy ją uścisnął. Bartek wydawał się być kimś zupełnie innym, był naprawdę wesoły, a to u niego było niespotykane.
           Dyrektor udostępnił mu miejsce przy mikrofonie, które chłopak po chwili zajął. Wyglądał dość śmiesznie, bo musiał się schylić. Szybko się zniechęcił, więc wziął mikrofon w dłoń i po krótkiej przerwie na techniczne uporządkowanie kabla, przyłożył urządzenie do ust.
- Od razu ostrzegam, że jestem zmęczony, więc mogę mówić niezrozumiale i niezwięźle - powiedział leniwie. Dopiero teraz zauważyłam, że faktycznie wygląda na wykończonego. - Wczoraj osiągnęliśmy coś, czego żaden z nas się szczerze nie spodziewał. Wiedzieliśmy, że do czynienia będziemy mieć z drużynami, które trenowały o wiele dłużej, dlatego nasze poświęcenie i trud włożony w każdy mecz satysfakcjonuje nas trzy razy bardziej. To nie był występ solowy, ani żaden pokaz gry dwóch osób, wygraliśmy drużyną i każdy w to zwycięstwo włożył tyle ile mógł. Teraz naszym priorytetem staje się jak najlepsze przygotowanie do zbliżających się mistrzostw i utwierdzenie innych drużyn, że powinni się z nami liczyć. Oprócz tego dobrze wiemy, że z wieloma faworytami nie mieliśmy okazji zagrać i zrobimy to dopiero na głównym turnieju, ale po wczorajszym zwycięstwie nasza pewność siebie zdecydowanie wzrosła, i celujemy w to, co jeszcze nigdy się nie udało - mistrzostwo Polski.
            Cała jego przemowa została skwitowana głośnymi oklaskami i wiwatami. Bartek bez słowa odszedł z powrotem do rzędu. W tej szkole był jak osobistość, większość go podziwiała i traktowała jakby był kimś naprawdę ważnym.
            Do końca zebrania dyrektor poruszał sprawy organizacyjne, informował o jakichś zmianach procedur, ale mnie już dalszy ciąg nie interesował. Skończył i mogliśmy się udać na lekcje.
            Mijając jeden z korytarzy w drodze do klasy wyhaczyłam wzrokiem Bartka, który zmierzał ku wyjściu ze szkoły. Przystanęłam na chwilę, obserwując jak przegląda coś w telefonie i na oślep trafia do drzwi. Akurat, gdy na niego patrzyłam odwrócił się i zauważył mnie. Nie wyglądał na zdziwionego tym, że go obserwuję. Odłożył telefon do kieszeni i gestem dłoni pokazał mi żebym szybko podeszła do niego. Rozejrzałam się szybko wokół siebie w poszukiwaniu nauczycielki, która miała iść za nami.
           Nie zauważyłam jej postury, więc szybko podbiegłam do Bartka, dając mu wyraźnie do zrozumienia, żeby się streszczał.
- Wyświadczyłem ci drobną przysługę - zaczął, gdy jeszcze byłam kawałek od niego. - Myślę, że gdy się dowiesz co to takiego powinnaś być szczęśliwa. Cały sęk leży w tym, że w zamian za to co zrobiłem zabieram ci jedno życzenie z puli dwudziestu trzech.
- Ale przecież życzenia ja miałam składać - upomniałam się. Cały schemat mi nie przeszkadzał, skoro mogło mnie to uszczęśliwić, ale sprawa miała się inaczej z tym, że Bartek mógł sam wynajdywać opcje na życzenie, a ja bym na tym traciła. Co prawda nie miałam jakichś szczególnych perspektyw na to, ale wolałam mieć zapas i zostawić je na wszelki wypadek.
- W takim razie zrobimy inny układ - odparł. - Sama zdecydujesz, czy to co zrobiłem zaliczymy do życzeń, czy nie.
- Weronika! - usłyszałam kobiecy krzyk. Odwróciłam się dyskretnie i zauważyłam panią Woźniewską. Była szeroko uśmiechnięta, widząc jak rozmawiam z Bartkiem. - Nie chcę wam przeszkadzać, ale czas na lekcje!
- Niech będzie - powiedziałam pospiesznie i z zawahaniem odeszłam od niego.
           Poszłam jedynie kawałek, bo Bartek szybko zjawił się obok mnie i pociągnął delikatnie za nadgarstek, przez co się wycofałam w jego stronę.
- Jeszcze jedno - powiedział. - Pamiętasz miejsce, gdzie złożyłem ci umowę? - spytał. W odpowiedzi pokiwałam twierdząco głową. Jak mogłam zapomnieć to miejsce? - Bądź tam dzisiaj po lekcjach. Ktoś będzie chciał z tobą porozmawiać.
           I później już się rozstaliśmy, on wyszedł ze szkoły, ja poszłam do klasy. Uczniowie obserwowali mnie dziwnie, jakbym była kimś nowym. Wiedziałam, że to przez moją znajomość z Bartkiem i nasz dobry ostatnio kontakt.
           Przez cały dzień próbowałam się skupić na lekcjach, ale Bartek skutecznie mi to uniemożliwił. Zjadała mnie ciekawość z kim takim miałam się spotkać, dlatego zaraz po zakończeniu lekcji wybiegłam ze szkoły i jak na skrzydłach pobiegłam do dobrze znanego mi miejsca.
           Było pusto. Alejka była opustoszała, a ja byłam jedyną osobą, która stała w tym miejscu. Rozejrzałam się szybko wokół, ale nikogo nie widziałam. Usiadłam zrezygnowana na ławce i nerwowo podrygiwałam nogami. Nie miałam żadnych podejrzeń, kto to mógł być. Nie miałam również pojęcia jak szerokie były zasięgi Bartka i z kim takim mógł załatwić mi spotkanie. Wspominał, że będę szczęśliwa. Zazwyczaj, gdy ktoś mi mówił, że ma dla mnie dobrą wiadomość, w rzeczywistości nie porywała mnie za bardzo jej treść. Ale Bartek był kimś zupełnie innym i porównywanie jego stwierdzeń do pustych przekonań nie było na miejscu.
           Gdy w końcu ktoś wszedł do alejki zamarłam. Z początku myślałam, że zwyczajnie pomylił drogi, albo idzie na skróty, a osoba na którą czekam zaraz przyjdzie. Jego blond włosy jak zwykle były roztrzepane, beżowe spodnie delikatnie podarte, a fioletowa koszula w kratę jak zwykle z krzywo postawionym kołnierzem, który wcześniej czasami poprawiałam. Widząc mnie wcale się nie wycofał, tym bardziej, gdy zauważył, że wmurowana widzę każdy jego ruch do przodu, w moim kierunku.
           Nie spodziewałam się Fabiana. W ogóle nie spodziewałam się, że Bartek załatwi mi spotkanie z nim. Czy on mu wszystko wyjaśnił, czy zostawił to mi? Problem polegał na tym, że ja sama nie wiedziałam nawet jak mam się tłumaczyć, więc szansę otrzymaną od niego mogłam przepuścić między palcami.
           Z daleka zauważyłam jak skina na mnie głową, a na jego twarz wkrada się cień smutnego uśmiechu. I choć minęły ponad dwa tygodnie od naszej kłótni zdałam sobie sprawę, jak bardzo za nim tęskniłam. Znajomość trwająca przez lata, opierająca się na zabawie i wsparciu nie mogła zostać wymazana od tak. Ze łzami w oczach ruszyłam przed siebie i nim się spostrzegałam obejmowałam już go. Zacisnęłam usta i oczy by nie pozwolić łzom spłynąć po mojej twarzy. Na szczęście Fabian nie odepchnął mnie, jak skrycie się bałam, ale niepewnie objął mnie w pasie.
            Chwilę trwaliśmy w tym uścisku, bo tyle potrzebowałam na ułożenie planu. Chciałam go odzyskać, tym bardziej teraz gdy dostałam na to szansę nie mogłam odpuścić.
- Fabian, ja...
- Przepraszam - powiedział. Przez moment nie wiedziałam, co powiedzieć. Jak to on przepraszał? Przecież to teoretycznie przeze mnie wszystko tak się potoczyło. - Gdybym chociaż z tobą szczerze porozmawiał, zamiast słuchać bezmyślnych plotek to wszystko inaczej by się potoczyło.
- Jakich plotek? Fabian, nie wiem co ty słyszałeś, ale przyrzekam ci na cokolwiek bym mogła, że nigdy nie miałam nic złego na myśli, mówiąc o tobie za twoimi plecami - powiedziałam. Mój głos powoli zaczynał się łamać. - Byłeś swego czasu moim jedynym przyjacielem, który umiał mnie zawsze pocieszyć. Przepraszam, jeśli byłam dla ciebie zła, ale nigdy nie chciałam cię urazić lub zasmucić.
             Fabian uśmiechnął się delikatnie i pokiwał lekko głową. Tym razem to on wyciągnął ręce przed siebie, którymi objął moje ciało i przyciągnął delikatnie do siebie.
- Nie przejmuj się, Wera - odparł. - Powoli wszystko wróci do normy.
- Obiecujesz? - spytałam. Wiedziałam, że nie powinnam o to pytać, bo znałam odpowiedź i wiedziałam, że to nie będzie prawdą. Nie był w stanie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki sprawić, że wszystko będzie jak dawniej.
- Obiecuję.
             Odsunęliśmy się od siebie po chwili i od razu Fabian zaproponował spędzenie czasu na jakimś spacerze, i odbudowanie tego co ktoś tak bardzo chciał zniszczyć. Ostatecznie wspólnie stwierdziliśmy, że udamy się do naszej ulubionej knajpy na pizzę.
- Od kogo w ogóle usłyszałeś te plotki i czego dotyczyły? - spytałam, gdy chodziliśmy bez celu po mieście.
- Już nieważne - westchnął. - To i tak nie ma znaczenia. Ważne, że to były bzdury, w które uwierzyłem, a nie powinienem.
- Gdybanie na temat przeszłości nic nie da - oznajmiłam. - To tylko strata czasu, bo przecież każdy człowiek wie, że przeszłości zmienić się nie da, a jedynie da się wyciągnąć z niej wnioski na przyszłość.
- Brakowało mi twoich mądrości życiowych - zaśmiał się. - Czuję, że w ten jeden tydzień bez ciebie mój poziom inteligencji tak zmalał, że już nie znam podstawowych rzeczy.
- Nie musisz mi mówić, kto to wszystko zaplanował, ważne, że mu się nie udało - powiedziałam z szerokim uśmiechem. - Obiecaj mi, Fabian, że już nigdy żadne z nas nie posłuży się tym, co mówią inni i oskarży kogoś o głupotę.
- Z mojej strony nie ma o co się obawiać.
            Zaszliśmy do naszej ulubionej knajpy i weszliśmy do środka. Ruch tego dnia był mniejszy, ale nie obeszłoby się bez tradycyjnego sposobu na zamówienie Fabiana.
- To co zawsze, szefie!
Uśmiechnęłam się pod nosem i zajęłam nam miejsce, czekając aż przyjaciel pójdzie zamówić jedzenie jak każdy cywilizowany człowiek, i za nie zapłaci.
           Po chwili był już obok mnie. Zajął swoje miejsce i z uśmiechem na twarzy wyciągnął telefon z kieszeni.
- Przypominasz mi pod tym względem Bartka - odparłam. Fabian spojrzał na mnie znad ekranu, a uśmiech na jego twarzy rozszerzył się. - On też co chwilę patrzy w telefon. Naprawdę zazdroszczę mu baterii, które wytrzymują tyle czasu.
- Tylko raz wyciągnąłem telefon - upomniał się.
- Mam nadzieję, że tylko raz - westchnęłam.
           Fabian, żeby nie działać mi na nerwy schował urządzenie do kieszeni. Prawdą było to, że Bartek nie irytował mnie za bardzo spoglądaniem co jakiś czas na telefon, wręcz nie zwracałam na to większej uwagi. Jednak u Fabiana historia była inna, jakby czymś się bardzo zainteresował uwaga poświęcona mojej osobie spadłaby do zera.
- Swoją drogą, twoje relacje z Bartkiem poprawiły się z dnia na dzień - zauważył. Uśmiechnęłam się dyskretnie, wiedząc, że po części ma rację, bo to był zdecydowanie dłuższy proces. - Na treningach zachowuje się zupełnie inaczej. Teraz, gdy opowiem żart wreszcie śmieje się, a nie patrzy na mnie jak na idiotę.
           Już chciałam dopowiedzieć, że czasami Fabian naprawdę jest idiotą, ale darował sobie ten komentarz.
- Muszę w ogóle częściej zaglądać do was na treningi - odparłam. - Bartek wspominał coś, że jesteś świetnym rozgrywającym.
- Naprawdę? - w głosie Fabiana rozbrzmiewała nadzieja. Jego ciemne oczy nagle rozbłysły, a na twarz wkradła się radość. - Nigdy nie powiedział mi prosto w twarz, że jestem dobry.
- Pewnie miał w tym jakiś cel. Chyba nie chciał, żebyś stał się zbyt pewny siebie i zaczynał popełniać głupie błędy. W tym przypadku na każdym treningu starałeś się bardziej, doskonaliłeś się by w końcu usłyszeć z jego ust pochwałę. A teraz nawet nie waż mi się zaprzestać starań, bo twój cel został osiągnięty. - pogroziłam mu palcem.
- No co ty - prychnął. - Ty możesz kłamać, więc wolę osobiście usłyszeć jak mnie chwali.
           Rozmowa szła w najlepsze, dostaliśmy zamówienie i zajęliśmy się jedzeniem pizzy. Fabianowi usta się dosłownie nie zamykały. Co chwilę coś mówił albo gryzł swój kawałek pizzy. Właśnie za tym w większej mierze tęskniłam przez te dwa tygodnie - towarzystwem osoby, która mnie dobrze zna i umie mnie rozbawić.
- Tak w ogóle to Bartek ciebie namówił do spotkania, prawda?
- Tak - potwierdził, przeżuwając kawałek jedzenia. - Gdy byliśmy w Gdańsku dzieliliśmy ze sobą pokój na jedną noc. Przebywaliśmy tam w przerwach między meczami, treningami i ogólnie odpoczywaliśmy. W tym czasie zazwyczaj rozmawialiśmy. Właśnie wczoraj zdarzyło się nam rozmawiać o tobie i po długiej wymianie zdań doszedłem do wniosku, że to moja wina, a ja jedynie zwaliłem ją na ciebie.
- Myślę, że ja też tu zawiniłam. W końcu powinnam starać się tłumaczyć, męczyć was o to, żebym mogła choć dowiedzieć się o co dokładnie chodzi. Tymczasem po prostu odpuściłam.
- Właśnie, nas - oznajmił Fabian i nagle posmutniał.
           W pierwszej chwili nie wiedziałam o co mu chodzi, ale niedługo zajęło mi pojęcie, że przecież kiedyś byliśmy we trójkę, a nie dwójkę.
- Co z nią będzie?
- Nie wiem - odparłam. - Chciałabym powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, ale z nią nie pójdzie tak łatwo. Dobrze wiesz, jak ona jest uparta i nawet jeśli dowie się, że uwierzyła w bzdurę minie trochę czasu zanim postanowi przeprosić i się z nami dogadać. A ja, Fabian, nie mam ochoty biegać za nią jak piesek i błagać o wybaczenie.
- Typowa ty - odparł. - Z drugiej strony masz rację. Ale co zamierzasz? Czekać aż sama uświadomi sobie, że nie może bez nas sobie poradzić? Pamiętasz, co było w gimnazjum? Bez naszej pomocy ona się stoczy na samo dno.
- Bądźmy szczerzy, czy ty nie masz dość ratowania jej za każdym razem, gdy popełnia błąd? - spytałam, coraz bardziej podnosząc głos. - No bo ile można? Ona nie umie się uczyć na błędach. Przykładem jest Wiktor. Pamiętamy, co się wydarzyło w pierwszej klasie gimnazjum i ona świadoma tego odnowiła z nim kontakt, próbując to przed nami zataić. Nie wiem ile jeszcze bym wytrzymała jej upartości, skoro na każdym kroku musieliśmy powstrzymywać ją od głupstw.
- Przesadzasz - westchnął. - Poza tym od tego są przyjaciele. Nie bylibyśmy nimi, gdyby nie te chwile, w których musieliśmy ją trzymać za rączkę.
- Wszystko się kiedyś kończy, Fabian - powiedziałam. - Skoro ona zadecydowała, że lepiej jej jest bez nas i zignorowała cały nasz wysiłek w trzymaniu jej na prostej to ja nie zamierzam dalej w to brnąć.
- To ja z nią wtedy rozmawiałem - powiedział zrezygnowany. - To ja jej wtedy przekazałem te plotki, w które uwierzyła. Każdy byłby wściekły na przyjaciół, tym bardziej, że nieświadomie wskazałem ciebie jako osobę, która to wszystko mi powiedziała. Jej złość jest uzasadniona.
           Zrezygnowana oparłam łokcie o blat stołu i schowałam między nie głowę.
- Myślę, że rozłąka dobrze nam zrobi - powiedziałam ciszej. Ostatnie kilka kwestii mówiłam podniesionym głosem, przez co mogłam zrobić nie lada zamieszanie w lokalu. - Widzisz, jak reaguję. Jeśli odpoczynek od siebie dobrze nam zrobi to chyba powinniśmy na to przystanąć.
- Martwię się jedynie o to, że ten odpoczynek może się okazać za długi - mruknął pod nosem.
           Następne kilka minut było dość krępujące i ciche. Nie rozmawialiśmy za dużo, próbowaliśmy odreagować po rozmowie o niej. Sama też starałam się uspokoić, by nerwy znów nie wzięły nade mną kontroli.
            Ciszę przerwał dzwonek telefonu Fabiana. Czysto dyskotekowa piosenka rozbrzmiała w moich uszach. Nie spodziewałam się, że tak bardzo można za czymś tęsknić. Blondyn wyjął komórkę z kieszeni i po ujrzeniu kontaktu natychmiast odebrał.
- No cześć - przywitał się. - Tak, jest obok mnie.
             Wyciągnął dłoń w moim kierunku, podając telefon. Na wyświetlaczu zauważyłam imię: Bartek, więc bez zawahania zabrałam Fabianowi telefon i przyłożyłam do ucha.
- Halo?
- To zaliczamy życzenie, czy nie? - spytał prosto z mostu. Przez natłok wydarzeń zapomniałam o porannej rozmowie z Bartkiem. Po szybkim zastanowieniu uznałam, że nie byłabym w stanie w żaden możliwy sposób odwdzięczyć się Bartkowi za szansę, jaką mi dał, więc skoro to jest jedyne czego ode mnie oczekuje, to byłam w stanie tyle poświęcić. W końcu i tak za dużo na tym nie traciłam.
- Zaliczamy - powiedziałam pewnie. - Bartek, dziękuję. Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy.
- Domyślam się - odparł.

1 komentarz:

  1. Czytam, czytam i ciągle chce więcej. Nie wiem jak to robisz, że tak szybko się chłonie to, co piszesz. Jestem bardzo ciekawa co będzie w następnym rozdziale! ;)

    OdpowiedzUsuń

Mrs Black bajkowe-szablony