niedziela, 25 września 2016

33. Przeszłość w części została odkryta.

          Siedziałam okryta kocami jeszcze przez kilka minut. Pani Milena, jak dobrze pamiętałam, biegała po kuchni, nieustannie czegoś szukając. Po zapachu ciasta i potraw typowo świątecznych zrozumiałam, że przygotowania do świąt idą tu pełną parą. Kuba uciekł do swojego pokoju, więc w salonie siedziałam sama.
          Salon był duży, urządzony w nowoczesnym stylu. W centralnym miejscu stały dwie białe kanapy umiejscowione obok siebie i dwa duże biało - czarne fotele. Na ścianie wisiała duża czarna plazma, pod którą był mały regał, udekorowany ślicznymi i zadbanymi storczykami. Okna były duże, a między nimi wychwyciłam wyjście do ogródka. Czarne firanki nie zostały jeszcze zasłonięte, więc niczym w lustrze widziałam swoje odbicie w szybie. W rogu pokoju oczywiście stała choinka, która jeszcze była nie ubrana. Obok niej były dwa kartony, przygotowane do dekorowania. Były jeszcze schody na wyższe piętro, drzwi i wyjście na korytarz oraz wejście do kuchni.
          Gdy usłyszałam ciche trzaski naczyń i, o dziwo, spokojne podśpiewywanie pod nosem uznałam, że to najwyższy czas by się na coś przydać.
          Do Justyny już zadzwoniłam. Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się, że okaże mi pomoc i powie, że natychmiast mam wracać. Dawała mi wolną rękę, skoro chciałam zostać, to mogłam spać w domu kompletnie obcych osób. W pewnym momencie zastanawiałam się, czy jej po prostu nie błagać by mnie stąd odebrała. W tym miejscu czułam się nieswojo, jak intruz, którego w każdej chwili można ukarać. Jednak telepatia między nami najwyraźniej nie istniała i Justyna po usłyszeniu, że ze mną wszystko w porządku po prostu machnęła na to ręką. Dziękuję, że zawsze mogę na ciebie liczyć, siostrzyczko, parsknęłam w myślach.
          Odłożyłam koce w jedną kupkę na kanapie, wzięłam pusty kubek już herbaty i udałam się do kuchni.
          Kuchnia nie różniła się szczególnie od salonu. Jedynie pod względem wielkości była mniejsza i oczywiście umeblowana. Białe kafelki z czarnymi wzorami pokrywały podłogę, a odwrotna koloryzacja zdobiła kafelki na ścianach. Szafki były nieskazitelnie białe. Zastanawiałam się, czy taki porządek panował tu zawsze. Jeśli tak, to ta kuchnia była jedną z najpiękniejszych w jakich miałam okazję przebywać.
          Pani Milena spojrzała na mnie, odrywając wzrok od zapisanych po brzegi kartek zeszytu.
- Może pani pomogę? - zaproponowałam nieśmiało. - Skoro i tak już tu jestem to wypadałoby na coś się przydać.
          Kobieta roześmiała się perliście. Potrzebowała chwili by jej skupienie zmieniło się w rozbawienie. Zastanawiałam się czy w ten sposób nie sugeruje mi, że po prostu udaje tą życzliwość. Obawy odeszły w mgnieniu oka, gdy podała mi miskę ze składnikami czekającymi na wymieszanie.
- Zrobisz ciasto na pierogi? - spytała z uśmiechem. Wskazała miskę na ostatniej szafce obok okna. - Tam jest farsz.
- Oczywiście, pójdę umyć ręce i już się tym zajmę.
          Odwróciłam się i chciałam udać się do łazienki, ale nie miałam pojęcia gdzie jest. Ach, tak, przecież jestem nie w tym domu.
          Pani Milena roześmiała się widząc, moje zawahanie.
- Jeśli chcesz iść do łazienki to jest na piętrze, drugie drzwi po prawej. - powiedziała rozbawionym tonem.
- Daruję sobie, umyję tutaj. - powiedziałam i odkręciłam kran przy zlewie kuchennym.
Dzięki Bogu, że to nie jest jedna z tych rodzin, która mając zmywarkę w kuchni usuwa zlew. Całe szczęście póki co jeszcze nie musiałam zwiedzać całego domu.
          Gdy ja ugniatałam ciasto, kobieta zajmowała się barszczem czerwonym i w międzyczasie stosowała ostatnie poprawki do sałatki, dodając jakieś przyprawy, i kto wie co jeszcze.
- Zazwyczaj sama się przygotowuję do świąt - zaczęła. - Bartek i mój mąż są zajęci, a Kubie nie powierzę żadnego ostrego narzędzia. Jutro z samego rana będzie pewnie ubierał choinkę. Chciałabyś mu pomóc?
- Traktuję to jako zwyczaj czysto rodzinny - powiedziałam, wyciągając ciasto na blat wcześniej posypany mąką. - Nie jestem tutaj nikim, kto do rodziny należy. Na pewno znajdą się jakieś inne osoby, które mu pomogą.
          Kobieta zaśmiała się. Ale to już nie był wesoły śmiech. Dostrzegałam w nim smutek.
- To pierwsze święta, gdy będzie w stanie samodzielnie założyć ozdoby. Wcześniej był za mały i bez naszej pomocy nie mógł nawet trafić w gałąź. - opowiadała. Mimo że byłyśmy do siebie odwrócone plecami, byłam pewna, że się uśmiecha podobnie jak ja. - Bartek bardzo chciał mu pomóc, ale wszystko się tak złożyło, że nie ma czasu, a jutro jeszcze musi pojechać do Szczecina.
          Skinęłam delikatnie głową, biorąc wałek z blatu obok.
- A co do rodziny - westchnęła. - Jestem zdania, że to kwestia czasu, gdy będziemy mogli się tak nazywać.
          Oszołomiona zaprzestałam pracy i spojrzałam zdziwiona na kobietę. Całkowicie spodziewałam się jej reakcji - głośnego śmiechu.
- Nie uważasz, że Bartek w końcu postanowi się z tobą związać?
          Może to było niegrzeczne, ale teraz ja się roześmiałam.
- A po co mu wiecznie narzekająca, na nic nie przydatna kłoda u nogi na całe życie? - spytałam, starając się zabrzmieć jak najbardziej poważnie, ale rozbawienie całkowicie psuło moje plany. Przecież ten pomysł był strasznie niedorzeczny.
- Ktoś tu ma niską samoocenę - kobieta powiedziała śpiewnym tonem, po czym cicho się zaśmiała. - A ty? Czujesz coś do niego?
          Ta rozmowa zmierzała na naprawdę zły tor. Musiałam ją szybko nawrócić na coś mniej krępującego.
- To o czym my mówiłyśmy? - spytałam, nienaturalnie wysokim od zdenerwowania głosem. - Ach, tak! Ubieranie choinki! Oczywiście, że z chęcią pomogę Kubie.
          Pani Milena widocznie zrozumiała aluzję, bo głośno się roześmiała, albo to był po prostu jej tik nerwowy. Jeszcze nigdy nie spotkałam kogoś tak wesołego. Czy duch świąt udzielał się jej aż za nadto?
- Czyli nie chcesz na ten temat rozmawiać, co? - Chciałam wydać z siebie dźwięk potwierdzający, ale zamiast tego z moich ust wydobył się niezidentyfikowany odgłos podobny do pisku. Kobieta oczywiście musiała się zaśmiać.
- To dość krępujący temat - powiedziałam cicho.
- Prosta odpowiedź: tak czy nie? - nalegała.
          W końcu odpuściłam. Odetchnęłam głośno i palnęłam:
- No tak!
          Kontynuowałam pracę żeby się odstresować. I choć śmiech, którym wybuchała kobieta niemal co chwilę zaczynał mnie powoli peszyć, tak jego brak wprawił mnie w zakłopotanie. Czy ten wybuch potraktowała zbyt poważnie? Brawo, Weronika, po prostu mistrzyni nawiązywania kontaktów z rodzicami twojego obiektu westchnień. Gdzie jest ten order za głupotę?
          Kobieta głośno westchnęła. Zrobiła to na tyle hałaśliwie, że wzdrygnęłam w miejscu i odwróciłam się gwałtownie w jej stronę. Ale jest aż tak źle?
- Nie powinno mnie to dziwić, prawda? - spytała. Była smutna. Już dawno się w tym wszystkim pogubiłam. Jak można było być smutnym, skoro komuś zależy na jej dziecku? - Każdej dziewczynie się podoba - Znam kilka wyjątków, pomyślałam. - Ile wiesz o jego przeszłości?
          Zdziwiła mnie tym pytaniem. Przez chwilę nie wiedziałam, co odpowiedzieć, bo miałam pustkę w głowie. Nic mi się nie przypominało. Bo co miałam powiedzieć? Że znał się z Tomkiem i Michałem najdłużej? Że miał dziewczynę, którą rzucił? Czy to mogło być aż tak istotne?
- Wspominał coś o dziewczynie, z którą zerwał - powiedziałam. Kobieta otworzyła szerzej oczy, zakrywając usta ręką.
- Coś więcej?
- Nie, oprócz tego, że zerwał z jakąś dziewczyną nie poruszaliśmy tego tematu - wzruszyłam ramionami. - Kiedyś próbowałam, ale zrozumiałam, że nie chce o tym rozmawiać.
          Pani Milena stała jeszcze przez chwilę oszołomiona, aż w końcu ruszyła w kierunku salonu, pokazując gestem dłoni żebym poszła za nią. Posłuchałam się i po chwili już obie stałyśmy przed małą, gustowną komodą.
          Zanim kobieta ją otworzyła, bo jak się domyślałam - po to mnie tu przyprowadziła, by coś z niej wyciągnąć, zwróciła się do mnie:
- To nie było do końca tak - stwierdziła. - To ona z nim zerwała.
- Co? Jak to? - spytałam zdumiona. W czym takim Bartek, ten Bartek, jej nie pasował, że postanowiła z nim zerwać? Krzywdził ją? Oglądał się za innymi? O co tu chodziło?
- Pokażę ci teraz coś, ale obiecaj, że zachowasz tę informację dla siebie, dobrze?
- Tak, oczywiście - położyłam rękę instynktownie na sercu, dając wiarę moim słowom.
          Kobieta pokiwała delikatnie głową i otworzyła szafkę.
          Wyjęła z niej mały zakurzony nieco album. Kątem oka zauważyłam jak ociera swoje oko. Ona płakała? Z każdą kolejną chwilą miałam wątpliwości, czy aby na pewno powinnam oglądać to co ma mi do pokazania. W końcu nie miałam wyboru, gdy podała mi fotografię, odwróconą pustą stroną do góry.
          Zwlekałam z odwróceniem jej.
- Zobacz ją. - poleciła mi kobieta.
          Pomogła mi, obracając moją dłoń za mnie. Zamarłam, a z szoku zakryłam usta dłonią. To było niemożliwe.
          Na oko jedenastolatek, z wyglądu mizerny, chudy i krótko przystrzyżony na tyle, że jego ciemne włosy w części zlewały się z kolorem skóry. Na nosie miał brązowe oprawki z grubymi jak na ten wiek szkłami. Jego wyraz twarzy nie wyrażał nic. Kompletną obojętność, oprócz tego smutek i strach. Mogłam powiedzieć, że go nie znam. Ale bym skłamała. Te oczy. Zielony kolor oczu, który niemal porażał mnie swoją intensywnością, wydawał się być nieco jaśniejszy niż teraz. Oczy przypominały lustro. Czy on płakał? A ten sweterek w kratę z wysokim kołnierzem? On w niczym nie przypominał swojej siedemnastoletniej wersji.
          Z wrażenia fotografia omal nie wypadła mi z dłoni, która mimowolnie zaczęła się trząść. To naprawdę był on?
- Poznajesz go? - spytała kobieta, wyrywając mnie z oszołomienia.
- Powiedziałabym, że pierwszy raz chłopaka widzę na oczy... - powiedziałam, słabszym tonem, niż  myślałam. Z krtani z trudem przechodziło mi jakiekolwiek słowo.
- Ale?
- Ale te oczy - wskazałam ruchem głowy na piękne zielone tęczówki. - To jedyny element, który w żadnym stopniu się nie zmienił.
- Możesz nie wiedzieć, ale teraz ma soczewki - powiedziała kobieta. - Dlatego ich kolor jest trochę mniej intensywny. Specjalnie takie wybrał, by zmienić się jak najbardziej.
          Patrzyłam wciąż oszołomiona na zdjęcie. Wiedziałam, że to Bartek. Ale wciąż pewna część mnie twierdziła, że mi się po prostu coś przywidziało, a to było niemożliwe. Taka zmiana?
- Nie wiem, czy to nie za wcześnie żebyś wiedziała jak wyglądała jego przeszłość.
- Wciąż nie mam pojęcia, co takie się wydarzyło - powiedziałam, potrząsając głową. - Ta fotografia daje mi jedynie nikłe światło na to, co się mogło z nim dziać. Dręczyli go? Nie zdziwiłabym się...
          Nie zauważyłam nawet, gdy kobieta wyciągnęła coś jeszcze. Podała mi świadectwo z pierwszej klasy gimnazjum.
          Zerknęłam na nazwisko i imię - Bartosz Rosek. Odwróciłam by spojrzeć na oceny. Czego ja się jeszcze o nim dowiem? Znowu omal nie wypuściłam kartki z dłoni. Powtarzano mi zawsze, że jestem ponad przeciętnie inteligentna i jeśli bym chciała mogłabym celować w same najwyższe wyniki. Czy oni widzieli kiedykolwiek takie świadectwo? Od góry do dołu ocena: celujący. Jedynie w wychowaniu fizycznym i plastyce była piątka. Wychowanie fizyczne? Na miłość boską, teraz to on może bić rekordy Polski.
          Potrząsnęłam głową.
- Co się z nim stało? - spytałam słabo.
          Nie wiem, ile czasu stałam oszołomiona. Kobieta w pewnym momencie musiała sama mnie otrząsnąć. Delikatnie zabrała mi świadectwo z ręki, a zdjęcie zgięła w pół i włożyła do kieszeni moich dżinsów. Chciałam zaprotestować, ale ona przyłożyła palec do ust i pokręciła głową.
- Tobie się bardziej przyda - powiedziała. - Jakbyś kiedyś zapomniała, porównanie go do osobowości sprzed lat równałoby się powstaniu dwóch odmiennych osób.
          Nie wiedziałam, czy mogę o to prosić. Czy to już nie było za wiele?
- Mogłaby mi pani, choć trochę, opowiedzieć o tym jaki on był kiedyś?
          Kobieta skinęła głową na kuchnię, więc posłusznie poszłam za nią dokończyć pracę nad potrawami.
- Bał się ludzi - zaczęła, gdy wróciłam do pracy nad ciastem i powoli zamierzałam zacząć zawijać pierogi. - Był bardzo nieśmiały, a siatkówki nienawidził. Był w stosunku do nas bardzo życzliwy i sympatyczny. Nigdy nic nie opowiadał o tym, co było w szkole, dlatego nie wiedzieliśmy jak cierpi. Nauczyciele nie zwracali na to uwagi, a na zebraniach chwalili jedynie jego postępy w nauce. Zmienialiśmy szkołę podstawową kilka razy, zanim mógł choć przez chwilę poczuć się normalnie - mówiła, a jej głos powoli zaczynał się załamywać. Zaczęła płakać. - Jego ojciec i ja byliśmy zajęci pracą, a od niego wymagaliśmy tylko nauki. Z czasem mąż chciał aby Bartek przyłożył się do siatkówki i oderwał od świata w szkole, ale on jej nienawidził, bo na treningi uczęszczali uczniowie z jego klasy...
          Nie chciałam już dłużej słuchać ze względu na stan kobiety. Podeszłam do niej i choć znałyśmy się od stosunkowo niedawna tak lepiej, położyłam dłoń na jej plecach i delikatnie pomasowałam. Czułam jak ciężko oddycha. Mimo upływu czasu wciąż odczuwała swój błąd jako matki - nie pomogła synowi, zanim się stoczył. Bo innego wyjścia nie widziałam. Jego oceny, wygląd, zachowanie też... On się zmienił. To nie była mała zmiana, tylko ogromna. Przypominał dwie różne osoby, dwa zupełnie inne charaktery, które z zewnątrz mimo różnicy wciąż w środku były tym samym chłopakiem. Jak bardzo zmieniło się jego podejście do świata?
          W ciszy dokończyłyśmy pracę nad potrawami. Gdy kobieta się uspokoiła co jakiś czas próbowała udawać wesołą, ale mój smutny uśmiech w jej stronę za każdym razem przypominał jej, że już wiem, wiem, że udaje.
          Pani Milena wskazała mi pokój, w którym miałam przenocować, przyniosła mi ubranie na piżamę i dwa ręczniki. Mimo mojej świadomości jej aktorstwa wciąż z uśmiechem wskazała mi łazienkę i poleciła mi pójście spać. Zapomniała o kolacji, ale nie byłam głodna. Wiedziałam, że jest roztrzęsiona po wspomnieniu bolesnej przeszłości, dlatego im mniej mogłam dać jej obowiązków do przygotowania mnie tym lepiej. Zaczęłam mieć wyrzuty sumienia, że w ogóle tu siedziałam, ale było za późno by wrócić do domu.
           Gdy kobieta wyszła z pokoju, życząc mi dobrej i przespanej nocy z ulgą rzuciłam się na niesamowicie miękkie łóżko.
           Nie wiem jak to możliwe, że tak pięknie można dobrać meble i styl. Cały pokój był urządzony bardzo w moim stylu. Ściany były fioletowe, a jasne panele pokrywał włochaty dywan tego samego koloru. Jedna ściana naprzeciw łóżka była czarna, stała tam komoda tego koloru i wisiało ogromne lustro z pozłacaną ramą. Łóżko miało czarną pościel i poduszki, a lekka i strasznie miękka kołdra była jasnofioletowa. Z jednej strony obok łóżka był czarny stylowy fotel, a z drugiej szklana szafka nocna z drobnymi elementami ciemnego drewna. Było wyjście na balkon i duże okna, jak w salonie.
           Zasłoniłam okna tylko częściowo jasnofioletową firanką, by wpuścić do pokoju trochę księżycowego światła i udałam się do łazienki.
           Wzięłam szybki prysznic pod gorącą wodą, bo moje ciało wciąż było zziębnięte. Mycie włosów zajęło mi trochę więcej czasu, ale bez względu na to po chwili byłam już ubrana w o wiele za dużą jak na mnie koszulkę i czarne spodenki, które luźno zwisały z moich bioder. Może się myliłam, ale po zapachu czułam, że to mogą być ubrania tylko jednego członka tej rodziny. Zapach akurat tej wody kolońskiej rozpoznałabym wszędzie.
           Weszłam do pokoju, zamknęłam ciemne drzwi, zgasiłam światło i po omacku trafiłam do łóżka. Mimo wygodnej kołdry niechętnie zauważyłam jej szczególny minus - nie szło się pod nią ogrzać, więc zaśnięcie będzie tym bardziej trudniejsze.
           Mimo trudów dzisiejszego dnia, nie byłam bardzo znużona i trzymałam się bardzo dobrze. W końcu zrezygnowałam z prób zaśnięcia i rozmyślając wpatrywałam się w sufit.
           Wyjęłam z kieszeni spodni, które położyłam na fotelu fotografię. Mimo ciemności blask księżyca pomógł mi dostrzec ją w dokładności jeszcze raz. Wyglądał okropnie, co tu dużo mówić. Na pierwszy rzut oka było widać, że jest nieszczęśliwy, a szklane oczy jedynie potwierdzały, że ledwo się trzyma.
           Czy teraz było lepiej? Czy był szczęśliwszy niż wtedy? To było dla mnie najważniejsze. Jeśli osiągnął szczęście i zadowolenie z życia byłam w stanie znieść jego zachowanie. Nieustannie gładziłam jego twarz, jakbym miała w ten sposób wymazać te łzy, które tak usilnie chciały spłynąć po jego twarzy. Nawet nie zauważyłam, gdy w moich oczach pojawiły się słone krople, które zaczęły spływać po moich policzkach.
           Nie wiedziałam, co czuł dokładnie w ten sam sposób. Też przeżyłam dręczenie, ale na pewno inne, niekoniecznie bardziej bolesne. Dopiero teraz zauważyłam delikatny czerwony ślad pod jego lewym okiem. Bili go? Przez co on musiał przejść, by teraz być kimś takim?
           Moje serce ściskało się w przypływie smutku jak jeszcze nigdy. Czułam żal, współczucie, cień zrozumienia. Nadal wiele rzeczy do mnie nie docierało. Znałam jego po zmianie, więc wyobrażenie go jako kogoś zupełnie innego było bardzo trudnym zadaniem.
           Nagle usłyszałam trzask drzwi i głosy dochodzące z piętra niżej. Wrócił.
           Starałam się przysłuchać ich rozmowie najlepiej jak mogłam, ale to było niewątpliwie utrudnione, przez tłumienie ścian. W końcu zrezygnowałam z tych prób, położyłam fotografię na szafce nocnej i na palcach podeszłam do drzwi, delikatnie je uchylając i kucając obok nich. Tak, bez wątpienia o wiele lepiej ich słyszałam.
           Słyszałam jak Bartek prawdopodobnie odkłada jakąś reklamówkę gdzieś w salonie.
- Gdzie ona jest? - spytał. Uśmiechnęłam się, słysząc, że o mnie pyta.
- Poszła spać. - oznajmiła jego matka. Jej ton już był taki jak wcześniej, zanim zaczęłyśmy rozmowę o przeszłości, więc pewnie zdążyła się uspokoić.
- Pomogła ci z przygotowaniami?
- Tak, jest naprawdę bardzo uczynna - powiedziała, cicho się śmiejąc.
            Nie dosłyszałam dokładnie co takiego Bartek jej odpowiedział.
- Synku, mogłabym ci zadać pytanie?
            Bartek mruknął coś niewyraźnie, czego dokładnie nie zrozumiałam, ale strzelałam, że wyraził potwierdzenie.
- Czujesz coś do niej?
            Omal nie odskoczyłam na równe nogi od tych drzwi, powstrzymując się by nie wybuchnąć nieoczekiwanym napadem entuzjazmu. Błagam, Bartek, odpowiedz na to pytanie, prosiłam w myślach.
- Chyba nie sądzisz, że będę ci się zwierzał z takich spraw? - odparł z rozbawieniem w głosie.
- Ona odpowiedziała mi na to pytanie.
            Automatycznie spłonęłam rumieńcem, wiedząc, że i tak mnie nie widzą. Ciekawe, co by było gdybym wtedy skłamała?
- Nie musiałaś jej go nawet zadawać. Odpowiedź widać, jeśli tylko na nią spojrzysz, gdy jestem w pobliżu niej.
            Jego matka roześmiała się głośno.
- Tak samo jest z tobą - powiedziała.
            Czekałam aż zaprzeczy i powie, że coś sobie ubzdurała, ale nie powiedział nic, tylko westchnął głośno. Chwila. On westchnął, nie zaprzeczył. Czy mogę już zacząć skakać po pokoju jak małpa?
- Aż tak bardzo po mnie to widać?
             Zatkałam mocno usta zziębniętymi dłońmi by nie wybuchnąć niekontrolowanym napadem radości. On właśnie przyznał, że mu na mnie zależy, a nawet więcej - czuje coś do mnie. Co innego jest się domyślać po jego zachowaniu, a co innego słyszeć potwierdzenie z jego ust.
             Jego matka zaśmiała się głośno, słysząc ton jego głosu.
- Zdecydowanie potrafisz lepiej ukrywać uczucia, ale przy niej chyba o tym zapominasz - oznajmiła rozbawiona. - To kiedy poprosisz ją żeby była twoją dziewczyną?
            Z każdą sekundą uświadamiałam sobie, że lepiej jeśli nie będę tego słuchać, bo ryzyko wybuchu bomby radości wzrośnie niewyobrażalnie.
- Słuchaj, mamo - powiedział. - To prawda, zależy mi na niej, ale to jeszcze nie jest takie uczucie, które sprawi, że w podskokach pobiegnę do niej i zaproponuję jej związek. Trochę czasu jeszcze potrzeba by tak się stało.
Dzięki, Bartek, bez wątpienia jesteś najlepszy w rozbrajaniu mojej tykającej bomby radości, pomyślałam zrezygnowana. I tak to już coś, przynajmniej mu na mnie zależy, a to wystarczyło bym miała ogromny uśmiech na twarzy.
           Pani Milena powiedziała coś niewyraźnie, albo po prostu nie zwróciłam przez rozkojarzenie na to uwagi. Po chwili dodała:
- Jeszcze?
- Co jeszcze?
- Powiedziałeś, że to jeszcze nie jest to uczucie - sprecyzowała. Niewykluczone, że z każdym słowem wychylałam swoje uszy tak bardzo, że omal nie wypadłabym z pokoju. - Chcesz przez to powiedzieć, że nie wykluczasz możliwości, że się w niej zakochasz?
            Moja pozycja mogła przypominać pozycję do modlitwy. Klęczałam i dłonie miałam ciasno złożone by je rozgrzać. W pewnym sensie się modliłam, ale o to by na to pytanie też odpowiedział.
- Wiesz, kilka miesięcy temu uznałbym, że to jest niemożliwe - powiedział. - Ale teraz nie zdziwiłbym się jakbym pewnego dnia stwierdził, że ją kocham.
            Od uśmiechu zaczęły mnie aż boleć policzki. Ja zasnęłam, a to mi się śni, prawda? On naprawdę potwierdził, że może mnie kochać? Kochać? Czy to właśnie jest jeden z tych najlepszych dni w moim życiu?
- Pójdę do niej na chwilę zajrzeć. - powiedział.
            To zdanie dotarło do mnie dopiero, gdy usłyszałam skrzypienie schodów. Przeklęłam cicho pod nosem i zamknęłam delikatnie drzwi. Na palcach podbiegłam do łóżka i by wywołać jak najcichsze odgłosy położyłam się i przykryłam szybko, i niedbale kołdrą. Opanowałam wyraz twarzy by zszedł z niej uśmiech, rozchyliłam lekko usta by jak najlepiej upodobnić się do osoby pogrążonej we śnie. Pal licho to, że nie umiem udawać i zazwyczaj w końcu się poddam i roześmieję, wpadając.
            Bartek po chwili zapukał delikatnie do drzwi. Po co, skoro i tak wie, że śpię? A raczej myśli, że śpię. Omal nie odpowiedziałam, że może wejść, ale w porę opanowałam odruch.
            Otworzył drzwi i powolnym niepewnym krokiem wszedł do pokoju. Tylko trochę przymknął drzwi, bo nie usłyszałam ich zamykania. Przez chwilę szedł przed siebie, ale zatrzymał się. Westchnął głośno i podszedł do czegoś za mną. Cholera! Zdjęcie zostało na szafce nocnej. Gdybym mogła, pewnie przywaliłabym sobie czymś w głowę. Wiedziałam, że o jakimś szczególe zapomną.
            Najwyraźniej zabrał fotografię i obszedł z nią łóżko by usiąść na materacu obok moich kolan, który ugiął się pod wpływem jego ciężaru. Słyszałam tylko jego spokojny oddech. Ile bym dała by móc teraz otworzyć oczy i po prostu zobaczyć jego reakcję. Ale nie mogłam tego zrobić, chyba, że chciałam się już teraz tłumaczyć.
            Wyciągnął rękę i dotknął mojego policzka. Miał strasznie zimną dłoń i nie powstrzymałam się przed delikatnym ruchem powiek. Chyba to zauważył, ale nie przejął się tym. I dobrze. Mimo zimnej skóry, delikatność z jaką obchodził się ze mną dodawała mi ciepła od środka.
- Czyli już wiesz - powiedział. On się bał. Słyszałam strach w jego tonie, nie wydawało mi się. Jego głos się załamywał, nie przypominał siebie w żadnym stopniu. Jak to możliwe? - I mimo to płakałaś? - spytał retorycznie. A więc to na moje zaczerwienione policzki od płaczu zwrócił uwagę. Pewnie wciąż pozostawały wilgotne, więc to tylko utwierdziło jego przypuszczenia. - Martwisz się o mnie, jak zawsze - powiedział z nutą radości. Bartek, błagam, wyjdź, bo zaraz się rozpłaczę, pomyślałam. - Gdzie ty byłaś wcześniej, gdy potrzebowałem kogoś takiego jak ty?
            Znów wyciągnął rękę i tym razem pogładził mnie po jeszcze wilgotnych po myciu włosach. Uwielbiałam, gdy ktoś ich dotykał. To była jedna z moich słabości, o której może nie wiedział, ale wykorzystywał ją idealnie. Kreślił tor z moich włosów do odsłoniętego kawałka karku. Z trudem powstrzymywałam się by na moją twarz nie zawitał uśmiech. Czy tak mogłoby być już zawsze? Nie miałabym nic przeciwko.
            W końcu oderwał dłoń od moich mokrych włosów i zszedł z materaca. Zanim jednak wyszedł, jak się spodziewałam widocznie chciał zrobić coś jeszcze.
            Pochylił się nade mną i odgarnął włosy z mojego czoła. Powoli przyzwyczajałam się do zimna jego skóry. Chwycił kołdrę, przez co przez chwilę zawiesił ciało nade mną. Mogłam wdychać jego zapach, jakby koszulka i spodenki wcale nie były nim już dawno przesiąknięte. Pociągnął za jej rogi i podciągnął ją na tyle, by okryć mnie od stóp, do ramion. Delikatnie podniósł moje ramię, ale zanim cokolwiek zrobił wyraźnie z czegoś zrezygnował.
            Odszedł na chwilę, otworzył szafę i podszedł do mnie z powrotem. Zrzucił ze mnie kołdrę i przykrył moje ciało grubym kocem. Skąd on wiedział, że akurat tego potrzebuję? Później chwycił z powrotem kołdrę i przykrył mnie od stóp do ramion. Znowu delikatnie podniósł moje ramię i szybko wsadził pod nie okrycie, żeby zabezpieczyć mnie na całą noc, gdybym zachciała się rozkopać z tego.
            Zanim wyszedł jeszcze po raz kolejny nachylił się delikatnie i pocałował mnie w czubek głowy. Poczułam ciepło, które uderzało do moich policzków.
- Śpij dobrze. - powiedział cicho i wyszedł z pokoju.
            Dopiero gdy byłam pewna, że już go nie ma, bo usłyszałam stłumione głosy na korytarzu otworzyłam oczy i rozejrzałam się po pokoju. Fotografię odłożył na miejsce, albo po prostu jej nie ruszał. Wyciągnęłam delikatnie rękę by dotknąć miejsca, w którym mnie pocałował, a na moją twarz zawitał szeroki uśmiech. Chyba jeszcze nigdy wcześniej nie przeżyłam czegoś, co wprowadziłoby mnie w taką radość. Dziękowałam w duchu, że akurat tej nocy sen mnie nie otulił przedwcześnie, dzięki czemu usłyszałam tę rozmowę i byłam w pełni świadoma, gdy Bartek złożył mi wizytę.
            Przypomniałam sobie słowa Fabiana, gdy chciał mnie podbudować bym walczyła o Bartka i o to, żebyśmy byli razem. Później przypomniałam sobie jak pani Milena wspominała, że dla niej kwestią czasu jest moment, w którym będziemy mogły nazywać się rodziną. I na końcu słowa Bartka, gdy stwierdził, że nie zdziwi się, jeśli w pewnym momencie stwierdzi, że mnie kocha. Postanowiłam nie dać po sobie poznać, że wiem, co się święci.
           Miałam wybór, mogłam mu dać czas by uświadomił sobie, że związek między nami jest możliwy, ale mogłam również, jak za radą Fabiana, przejąć stery i zadbać o to by to wszystko doszło do końca, jaki sobie kiedyś wymarzyłam, nie wierząc, że ktoś taki jak Bartek zwróci na mnie uwagę. Pewna byłam jednego - nawet jeśli kiedyś mnie opuści, jestem gotowa zaryzykować i podjąć się tej roboty.

1 komentarz:

  1. Genialne, genialne, genialne! Jejku jak ja kocham to opowiadanie *.* Błagam, szybciutko pisz kolejny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń

Mrs Black bajkowe-szablony