poniedziałek, 25 kwietnia 2016

7. Kara.

          Stałam w miejscu dobre kilka chwil zanim dotarło do mnie, że Fabian najzwyczajniej w świecie odszedł. Byłam na niego wściekła. Oczekiwałam wyjaśnień. Nagle dowiedziałam się, że mój przyjaciel, z którym znam się od zerówki odchodzi z mojej klasy. My zawsze byliśmy razem - on, ja i Iza. Byłam na niego naprawdę zła. Wiedziałam, że jego wygłupy zostanę wzięte w końcu pod uwagę. Nauczyciele w liceum nie byli tak pobłażliwi, jak wcześniejsi. Wymagali od nas powagi i się im nie dziwię. Przecież za niedługo mieliśmy wkroczyć w dorosły świat i robili to dla naszego dobra. Próbowałam z Izą przemówić Fabianowi do rozsądku - nie poskutkowało i jego żarty przyniosły nieoczekiwany obrót spraw. Zdenerwowana zaczęłam iść o kulach w stronę gabinetu dyrektora. Chciałam to załatwić póki pamiętałam, a później miałam porozmawiać z Izą. Nie dowiedziałam się kiedy Fabian zamierza opuścić naszą klasę, ale nie chciałam, żeby Iza dowiedziała się o tym gdy będzie za późno. Należała jej się wiedza o tym, nawet jeśli miałoby to ją zranić. Jedyne, co mnie w pewien sposób bolało to, że to ja musiałam ją o tym powiadomić. Fabian najzwyczajniej wolał umyć od tego ręce. Może to i lepiej, że ja miałam jej to powiedzieć. Zrobiłabym to niezaprzeczalnie delikatniej od niego.
          Trochę czasu zajęło mi dostanie się pod gabinet dyrektora. Akurat gdy się spieszyłam na holu musiał zrobić się nieziemski tłok. Myślałam, że ktoś mnie nie zauważy, co poskutkuje zgnieceniem. Cztery razy omal się nie przewróciłam. Ostatecznie gdy dotarłam pod białe drzwi gabinetu głowy szkoły odetchnęłam z ulgą. Obeszło się bez poturbowania, więc zadowolona z lekkim uśmiechem wymalowanym na twarzy zapukałam delikatnie w drewniane drzwi. W duchu modliłam się by akurat w tej chwili nie był zajęty. Gdy usłyszałam donośne proszę otworzyłam ostrożnie drzwi. Weszłam o kulach do gabinetu i ujrzałam posturę dorosłego mężczyzny siedzącego przy biurku. Wyszeptałam ciche dzień dobry, po chwili usłyszałam odpowiedź. Głos mężczyzny był naprawdę donośny i mógł wydawać się groźny. Sam jego wyraz twarzy mógł sprawiać wrażenia niekoniecznie przyjemne. Dyrektor miał czarne włosy i zawsze chodził w garniturze tego koloru. Do szkoły zawsze przychodził odziany w eleganckie ubrania. Swoją rolę dyrektora traktował naprawdę poważnie, czym wzbudzał respekt innych. Był uważany za straszną marudę i zrzędę, ale wydawał mi się być porządnym mężczyzną. Najgorsze było jednak to, że jego wyraz twarzy nie zachęcał do rozmów. W jego gabinecie byłam po raz pierwszy. W powietrzu unosił się mocny zapach kawy. Odruchowo po wejściu wstrzymałam oddech by nie zakrztusić się nim. Nie narzekam na zapach kawy, ale w nadmiernych ilościach każdego mógłby obrzydzić. Pomieszczenie stosunkowo było małe w porównaniu do innych. Wszędzie było ponure, prawdopodobnie przez kolorystykę złożoną z odcieni brązu. Ściany pokryte zostały jasnobrązową tapetą, za to podłoga była pokryta kakaowym dywanem, spod którego wystawały kawałki beżowych paneli. Wzdłuż ścian ustawione były różne szafki i gabloty z ciemnego drewna. W gablotach za szybą ujrzałam różne opakowania kawy. Żaden rodzaj się nie powtarzał, każdy był inny. Odruchowo pokiwałam głową z uznaniem, bo ja nigdy nie wydałabym tyle pieniędzy w celu zakupu czegoś co lubię. Na oko naliczyłam ponad sto opakowań kawy. Mogłam się pomylić, ale nie zdziwiłabym się jakby było ich nawet więcej. Powoli podeszłam do stojącego na środku biurka. Trafiłam w dobrej chwili. Pan dyrektor akurat nie rozmawiał i zapewne nie zamierzał. Siedział wygodnie w czarnym fotelu i popijał kawę. Przyglądał mi się uważnie z pod przymrużonych powiek obserwując każdy mój ruch. Gdy podeszłam do niego, kuśtykając o kulach podałam mu trochę zmiętolone zwolnienie. Trzymałam je cały czas w dłoni i zapewne podczas mojej wyprawy do gabinetu trochę pogorszyłam stan tego papieru. Dyrektor wyciągnął rękę i zabrał delikatnie zwolnienie, następnie szybko przeczytał co mu podałam. Gdy skończył spojrzał na mnie.
- Z tym nie do mnie, Biernicka. - powiedział, oddając mi papier.
Cicho westchnęłam na dźwięk swojego nazwiska wypowiadanego przez dyrektora. Zawsze je przekręcał i zamiast Biernacka wypowiadał Biernicka. Na domiar tego moje imię też mylił. Uważał, że na imię mam Dominika, co również prawdą nie było. Do starych osób nie należał i żadnych powikłań z pamięcią raczej nie miał. Mimo tego że na większości apelów wywoływał moje imię to wciąż go nie zapamiętał. Z czasem darowałam sobie i na dźwięk imienia Dominika, lub nazwiska Biernicka reaguję jakby mówił o mnie. Czasem prowadzi to do pomyłek, ale innego wyjścia raczej nie ma. Skinęłam głową, nie wysilając się by go poprawić.
- Wiem, panie dyrektorze, ale pan Glik dziś jest nieobecny. - powiedziałam spokojnie z lekko opuszczoną głową - w ten sposób wyrażałam szacunek. - Uważam, że pan dyrektor słyszał o sposobie prowadzenia zajęć przez pana Glika. Nie przyjmuje zwolnień tuż przed lekcją, dlatego przyszłam prosić o przekazanie tej wiadomości. - powiedziałam ze spuszczoną głową.
- Dominika, wyglądam ci na sekretarkę? - spytał surowym tonem.
- Ależ skąd, panie dyrektorze. Po prostu uznałam, że pan dyrektor szybciej przekaże to zwolnienie, bo w końcu pan Glik codziennie rano składa panu wizytę. - powiedziałam szybko, jąkając się i dosyć niewyraźnie. - Przepraszam za najście, jeśli to niemożliwe.
Po dłuższej chwili milczenia pan dyrektor wstał z miejsca i wraz z moim zwolnieniem podszedł do jednej z szafek. Wyjął z niej ciemną teczkę, do której włożył mój dokument. Cicho odetchnęłam z ulgą. Jeszcze naprzykrzania się dyrektorowi mi brakowało do tego horroru. Miałam szczęście, że się zgodził, w innym wypadku nie byłoby ciekawie. Usiadł z powrotem przy wielkim, czarnym biurku i skinął na mnie głową. Podziękowałam skinieniem głowy i zaczęłam kierować się w stronę wyjścia.
          Zanim zdążyłam otworzyć drzwi doszedł do mnie głos dyrektora. Powoli się odwróciłam w jego stronę. Kiwnął ręką na znak, żebym podeszła. Zrobiłam to trochę zdziwiona i lekko przerażona. Ostatnio za łatwo wpadałam w popłoch, ale czemu tu się dziwić? Przecież moje życie obróciło się do góry nogami. Wszystko się w wolnym tempie burzyło, a najgorsze było to, że to dopiero był początek. Dyrektor gdzieś wyszedł, zostawiając mnie samą. Otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia. Pan Woźniewski bardzo rzadko wychodził z gabinetu, a co dopiero na długo. Patrząc na zegarek zauważyłam, że nie było go już około pięciu minut. Najgorsze było to, że nawet nie wiedziałam w jakim celu dyrektor opuścił pomieszczenie. Zostawił mnie oszołomioną przy jego biurku. Poczułam się tak, jak jeszcze niedawno przy Fabianie gdy powiedział mi prawdę i na moje pytanie odszedł bez słowa. Wbijałam wzrok w białe drzwi, czekając aż się otworzą.  Mijały kolejne minuty a ja wciąż stałam w jednym miejscu. Pod nosem zadawałam sobie pytania odnośnie tego, co może szanownemu dyrektorowi zająć tyle czasu. W pewnej chwili zaczęłam panikować, że poszedł gdzieś i o mnie zapomniał a ja jak głupia stałam, i czekałam aż będę mogła wyjść.
          Dyrektor wszedł do gabinetu równo z pierwszym dzwonkiem i zastał mnie bardzo zdenerwowaną. Dwa spóźnienia jednego dnia, trzy w ciągu tygodnia - taka wizja nie była dla mnie optymistyczna. Dzisiaj był wtorek, więc drugą lekcją miał być język polski. Z pewnością mój polonista nie jest typem człowieka, który toleruje spóźnienia na jego lekcje. Uważa, że to przeszkadza nam zgłębiać wiedzę, w którą stara się nas zaopatrzyć. W każdym razie nie znosi spóźnień. Zaczęłam uważać, że przychodzenia na lekcje z opóźnieniem stanie się moją codziennością. Drzwi wreszcie się otworzyły, a w nich ujrzałam posturę dyrektora. Miałam ochotę skakać ze szczęścia, gdy wszedł przepraszając, że tak długo. Czar prysł, gdy zobaczyłam kto za nim wchodzi. Otworzyłam szerzej oczy i usta, obserwując chłopaka, który kroczył wolno za dyrektorem. Jego również zdziwił mój widok.
- Co ty tu robisz? - spytaliśmy obydwoje w tym samym czasie.
Przede mną stał Bartek we własnej osobie. Nie przypominałam sobie, żebym opowiadała coś dyrektorowi o wybrykach mojego prześladowcy. W jednej chwili mnie olśniło - monitoring. Pewnie dzięki niemu zobaczył to, co się działo. Nie miałam ochoty na jakieś zeznania, nieważne czy w roli świadka czy ofiary. Po prostu chciałam szybko się stamtąd ulotnić. Bartek nie wyglądał na zdziwionego. Na jego twarzy raz zagościł ten znienawidzony przeze mnie chytry uśmieszek. Sfrustrowana jego obojętnością w takiej sytuacji pokręciłam głową. Dyrektor zasiadł w swoim krześle. Już chciałam się go pytać o to, dlaczego Bartek jest tu, gdy ten mnie uprzedził.
- Dlaczego mnie pan tu wezwał? - spytał, wkładając dłonie do kieszeni swoich dżinsowych spodni. - Nie przypominam sobie, żebym cokolwiek zrobił złego na terenie tej szkoły.
Jego ton głosu, jego wyraz twarzy, jego zachowanie - to wszystko wskazywało jedynie na to, że kłamie. Kłamał w żywe oczy, nie robiąc sobie z tego nic. Spoglądałam na niego ukradkiem, ale starałam się to ukryć.
- Nie byłbym tego taki pewny, Bartek. - powiedział dyrektor surowym tonem. - Od ostatniej twojej wizyty przyznam, że przymknąłem oko na twoje wybryki, ale mimo tego ty wciąż nie wykazujesz chęci poprawy. - na chwilę się zatrzymał. - Postanowiłem zasięgnąć po zupełnie inne środki, żeby cie w końcu uspokoić. - powiedział, opierając głowę o siedzenie.
Bartek parsknął śmiechem. Pokręciłam głową z dezaprobatą. Jego zachowanie nie wyrażało nawet cienia skruchy i chęci współpracy. W sumie właśnie tego się po nim spodziewałam. Nie wydawał się być typem człowieka, który interesuje się przepisami. Z jakiegoś powodu pod tym względem przypominał mi Fabiana. Obydwoje robili, co chcieli nie zwracając uwagi na przepisy i konsekwencje, które im grożą.
- Co tym razem? Sprzątanie klas po lekcjach? Miesiąc odsiadki? Kolejna nagana? - powiedział z trudem wstrzymując się od wybuchu śmiechem. - Dyrektorze, to się robi powoli zabawne, nie uważa pan? Takie dziecinne kary na mnie nie podziałają.
Był naprawdę za bardzo pewny siebie. Nawet w takiej sytuacji potrafił zachować spokój i śmiać się. Nie rozumiałam go. Staliśmy przed dyrektorem, który po kilku telefonach i po załatwieniu paru spraw mógł go wyrzucić ze szkoły. Jego to nie obchodziło, a nawet bawiło? Może to jest tylko podejście szkolnej prymuski, która trzęsie się gdy nauczyciel podniesie na nią głos, ale uznałam, że to jest naprawdę nierozsądne z jego strony. Nie chodzi mi o to, że powinien bać się w takiej sytuacji, ale na pewno nie powinien urządzać sobie żartów z dyrektora. Gdy tylko zauważałam, że spoglądał na mnie od razu poważniałam i starałam się dać mu wyraźnie do zrozumienia, że nie bawię się w jego gierki. Wydawało mi się, albo wprowadzało go to w większy zachwyt. W sumie to by mnie nie zdziwiło.
- Też tak sądzę. - powiedział poważnie pan dyrektor. - Dominika, przepraszam, ale ci się nie spodoba ten pomysł. - zwrócił się do mnie.
W gabinecie zapanowała cisza. Poczułam jak moje ciało powoli drętwieje z tego wszystkiego. Nie mogłam ruszyć się z miejsca a jedyne co mi pozostawało to tępe wpatrywanie się w postać głowy szkoły. Nie widziałam nawet Bartka, ale mogłam wyczuć, że atmosfera między naszą trójką zrobiła się naprawdę nerwowa. Nie mogłam tego wytrzymać i głośno przełknęłam ślinę, a po chwili wzięłam głęboki oddech. Znów pomylił imiona, ale wiedziałam, że chodziło mu o mnie. Bartek też zapewne się tego domyślał. Pokiwałam lekko głową, sygnalizując tym, że jestem gotowa na to, co powie. Dyrektor wstał z krzesła i podszedł do jednej z szafek. Mój wzrok mimowolnie kierował się za nim. Wyciągnął białą teczkę z szafki i usiadł z powrotem.
- Bartek, wiesz, że tylko twoje zasługi wobec szkoły i moja znajomość z twoim ojcem uchroniły cię póki co przed usunięciem ze szkoły? - spytał dyrektor, przeglądając dokumenty.
Szok minął, gdy usłyszałam wypowiedź mężczyzny. O jego znajomości z ojcem Bartka nie miałam pojęcia. Chyba nikt tego nie wiedział. Bartek zawsze był tajemniczy, więc nie zdziwiłby mnie fakt, że nawet jego koledzy o tym nie słyszeli. Z drugiej strony takie kontakty wyjaśniałyby jego popularność. Jest synem znajomego dyrektora? W liceum posiadanie kogoś takiego za przyjaciela jest chyba bezcenne dla niektórych. Myśl, że w gabinecie dyrektora dowiem się więcej o Bartku niż ktokolwiek inny wprawiła mnie w chwilowe rozbawienie. Natychmiast się opanowałam.
- Ta kara jest moją ostatnią szansą dla ciebie. - powiedział dyrektor, odkładając papiery na bok. - Jeśli jej nie wykorzystasz to trudno. Zostaniesz wyrzucony z naszego liceum, dlatego lepiej się nad tym zastanów. - powiedział, obserwując go uważnie. - Oczekuję też zmiany twojego zachowania w stosunku do innych. W przeciwnym razie podejmę drastyczne środki i złożę wniosek o usunięcie ciebie z drużyny siatkarskiej.
Ostatnie zdanie podziałało na Bartka, jak płachta na byka. Natychmiast się ożywił, a w jego oczach pojawiły się iskierki złości. Zacisnął zęby w geście wściekłości i spojrzał na dyrektora. Przerażał mnie taki. Już wiem dlaczego Sebastian i Tomek tak bardzo nie chcą go wkurzać. Wydawało mi się, że podczas furii Bartek nie ma żadnych hamulców, nic go nie powstrzymuje, co jedynie potęgowało we mnie uczucie przerażenia.
- Nie może pan tego zrobić! - krzyknął rozdrażniony. - A nawet jeśli pan spróbuje to nikt pana nie poprze! Ta drużyna jest niczym beze mnie. Nie usuną mnie od tak z rozkazu dyrektora. - bronił się Bartek.
Patrzyłam na niego spod przymrużonych powiek. Było mi go nawet szkoda przez chwilę. Siatkówka była dla niego wszystkim i to było niezaprzeczalne. To było widać na pierwszy rzut oka, że ta gra to jego całe życie. To właśnie ona zawsze przyćmiewała jego prawdziwe zachowanie. Nie wiem, co ja bym zrobiła gdyby ktoś zabronił mi wykonywać tego co kocham.
- Owszem, mogą to zrobić. - powiedział dyrektor. - Nie zapominaj, że twój ojciec jest trenerem. Do tej pory nie informowałem go o tym, co robisz. Jeśli to zrobię, myślisz, że pozwoliłby ci dalej grać?
- Po tym wszystkim co zrobiłem dla szkoły i po tym jak zdobyłem tyle nagród chce mnie pan od tak wyrzucić? W dodatku jeszcze odebrać mi możliwość grania w siatkówkę? -dodał już spokojnie Bartek.
- Przecież mówiłem, że chciałbym abyś wykonał swoją karę. - westchnął dyrektor, po czym spojrzał na mnie. - I wspominałem, że tobie się nie spodoba. - powiedział do mnie.
Znów zamarłam w miejscu, oczekując tego co powie dyrektor. Nie chciałam się w to mieszać, ale nie umiałam tego mu powiedzieć. Odebrało mi mowę, zaschło mi w gardle i przez moje ciało co jakiś czas przechodził nieprzyjemny dreszcz. Mocniej zacisnęłam dłonie na kulach i wbiłam wzrok w czubki swoich butów, a właściwie jednego buta, bo na lewej nodze miałam gips. Czułam na sobie wzrok dyrektora i Bartka, co tylko potęgowało mój i tak już duży stres. Wzięłam głęboki wdech.
- Jaka jest ta kara? - spytał Bartek. - Związana jest z nią, prawda?
          Wskazał na mnie palcem, na co zaczął mnie boleć brzuch. Tak, to mój odruch stresu. Gdy za bardzo się stresuję zaczyna mnie mocno boleć brzuch. Zaczynam czuć się jakby wiercono we mnie otwór. To jest naprawdę okropne doświadczenie. Ja nawet nie wiedziałam co za kara może być związana ze mną. Co ten dyrektor wymyślił? I dlaczego ja? Po chwili poznałam odpowiedź.
- Ile czasu nosisz gips, Dominika? - zapytał dyrektor.
- Siedemnaście godzin. - palnęłam bez namysłu.
Dopiero po chwili to do mnie dotarło, gdy zobaczyłam wpatrujących się we mnie zdziwionych Bartka i dyrektora. Tak, to kolejna moja cecha. Bywa, że czasem mój umysł źle przetworzy informacje. W każdym razie chodzi mi o to, że czasem źle zrozumiem o co innym chodzi przez co mówię głupoty. Ciężko to wytłumaczyć, zdecydowanie lepiej to widać w praktyce. Przykładem może być wydarzenie z przed chwili. Zamiast odpowiedzieć ile czasu lekarz zalecał mi nosić gips, powiedziałam ile czasu już go noszę. To dosyć dziwna cecha charakteru, ale co poradzę. Już dawno pogodziłam się ze świadomością, że pod tym względem jestem inna. Teatralnie złapałam się za głowę jedną ręką, co wcale łatwe nie było, zważywszy na to, że mam kule. Pokręciłam głową na wspomnienie moich słów.
- Trzy tygodnie, proszę pana. - poprawiłam się.
- Bartek, przez te trzy tygodnie, podczas których Dominika będzie nosić gips masz ją nosić. - powiedział dyrektor, co gorsza, na poważnie.
          Milczenie jakie zapanowało w jednej chwili mówiło samo za siebie. Wiadomość od dyrektora jeszcze do nas nie dotarła, albo my po prostu jeszcze tego nie zrozumieliśmy. Za Bartka nie byłam w stanie się wypowiedzieć, ale wyglądał podobnie jak ja. Zauważyłam kątem oka, że zdziwiony tępym wzrokiem wpatruje się w pana Woźniewskiego. Obydwoje zapewne myśleliśmy, że się przesłyszeliśmy. Niestety, nasze nadzieje rozwiał poważny wzrok dyrektora skierowany w naszą stronę. On nie żartował. W jednej chwili ogarnęły mnie różne uczucia. Byłam sfrustrowana tą decyzją, zaskoczona, przerażona. Trzy tygodnie nieustannego noszenia mnie? W dodatku jeszcze przez niego? Miałam ochotę krzyczeć na dyrektora. Rozumiem, że kara typu nagana nie wiele wskóra w przypadku Bartka, ale nie miałam ochoty z tego powodu mieszać się w to. Czy naprawdę miałam być współuczestnikiem tej kary tylko ze względu na to, że akurat złamałam nogę? Przeklinałam w myślach za to, co zrobiłam. Mogłam bardziej uważać na tych schodach, a na pewno uniknęłabym wypadku. Obwiniałam wszystko, co mogłam. Nawet pana Glika, który akurat tego dnia zrobił sobie wolne. Spojrzałam zmieszana na dyrektora, podobnie jak Bartek. Obserwował nas w ciszy, oczekując naszej reakcji. Uważałam, że Bartek zaraz wybuchnie. To prawda, że kierowałam się pozorami domyślając się jego zachowania, ale po tym czego byłam przed chwilą świadkiem nie dopuszczałam do siebie innej myśli. Byłam pewna, że jeszcze nie ochłonął po tym jak się dowiedział, że może zostać wyrzucony z drużyny siatkarskiej. Z drugiej strony nie miał innego wyjścia. Musiał przystanąć na wykonanie kary, inaczej nie byłoby ciekawe. Jedno mnie tylko zastanawiało. Gdzie w tym wszystkim ja miałam mieć swoje zdanie? Dlaczego miałam się na to godzić? Tłumaczenie, że jestem jedyną osobą, która ma złamaną kończynę mnie nie przekonywało. Widocznie znalazłam się w naprawdę złym miejscu w naprawdę złym czasie. Bartek cicho westchnął.
- To jest ta kara? - spytał.
Jego ton głosu mnie zdziwił. Od dwóch dni poznawałam Bartka coraz bardziej. W przeciągu tych kilkunastu godzin dowiedziałam się o nim więcej, niż ktokolwiek z tej szkoły. Poznawałam jak się zachowuje, powoli mogłam przestawać kierować się pozorami wyciągniętymi z długich obserwacji. Mogłam już się sama domyślić jak się zachowa. Z jednej strony nawet mnie to interesowało, z drugiej - to działało w dwie strony. On również poznawał mnie i fakty na mój temat mógł wykorzystać w niekoniecznie miły sposób. W tamtej chwili mogłam usłyszeć w jego głosie coś dziwnego. Nie umiałam tego określić słowami. Bartek wydawał się być zrezygnowany, ale z drugiej strony był trochę podirytowany i smutny. Co do tego ostatniego to były tylko moje przypuszczenia. Nigdy nie słyszałam jego smutnego tonu. Równie dobrze mógł wyrażać w ten sposób zwykłą rezygnację i uległość. Spojrzałam na niego uważnie. Jego twarz mimo iż była skierowana na podłogę i tak była dobrze widoczna. W końcu miał prawie dwa metry. Nie był w stanie tego tak łatwo ukryć. Bynajmniej nie przede mną. Uważnie badałam każdą jego rysę na twarzy, chcąc w ten sposób domyślić się co myśli w tamtej chwili. Nie był obojętny - to było widoczne na pierwszy rzut oka. Nie umiałam dostrzec jak bardzo przejął go fakt, że będzie się mną opiekował przez najbliższe trzy tygodnie. Raczej go to nie uszczęśliwiło, w sumie - zdziwiłabym się jakby było inaczej. Nie był też przygnębiony. Po prostu się zamyślił. Wyglądał na lekko podirytowanego, bo delikatnie zmarszczył brwi, ale nie był zły. Miałam nadzieję, że to się nie zmieni zaraz po tym jak wyjdziemy z gabinetu. Nie miałam najmniejszej ochoty w ogóle na to, żeby mnie nosił, ani tym bardziej na męczenie się z jego humorkami.
          Dyrektor wreszcie się poruszył. Przez cały czas stał jak posąg, wpatrując się w nas z kamiennym wyrazem twarzy. Zajrzał do szuflady swojego biurka. Po chwili wyciągnął plik z kartkami A4. Wyciągnął jedną i szybko coś napisał. Zaglądając przez jego ramię nic nie mogłam wyczytać. Dopiero po chwili pokazał nam kartkę, na której w nagłówku widniał napis: Karta obecności. Pod tym napisem ujrzałam nabazgrolone kilka cyfr. Pismo pana dyrektora było strasznie koślawe i rzadko się z niego rozczytywałam. Najczęściej myliłam takie litery jak: G, L, K. W jego charakterze pisma te trzy były najbardziej do siebie podobne. Położył papier na blacie biurka i po raz kolejny spojrzał na nas.
- Codziennie rano, przed lekcjami będziecie przychodzić i składać tu podpisy. - wskazał na kartkę. - Zaraz po tym Dominika ma odłożyć kule tam. - wskazał na róg gabinetu. Był pusty, jakby czekał aż zapełnię go moimi kulami. - Bartek, to w jaki sposób chcesz ją nosić zależy od ciebie, ale miej na uwadze, że ma chorą nogę. - skinął na Bartka. - Dominika, wiem, że tobie nie odpowiada ta kara. Przykro mi z tego powodu, że dodatkowo muszę ciebie męczyć, ale Bartek nie pozostawił mi innego wyjścia. Mam nadzieję, że wytrzymasz te trzy tygodnie. - powiedział, patrząc na mnie na co delikatnie pokiwałam głową. - Pamiętaj, Bartek - to twoja ostatnia szansa.
- Nie rozumiem jedynie wyboru kary. - palnął Bartek, podnosząc wzrok na dyrektora. - Czym pan się kierował? Wpadł pan na ten pomysł przed chwilą? - zadawał szybko pytania.
Bartek swoje zachowanie zmieniał w diametralnie szybkim tempie. W jednej chwili był potulny jak baranek, w drugiej - ostry. W milczeniu obserwowałam jego zirytowaną twarz. Czyli jednak ta kara go wkurzyła. W głębi serca miałam tą małą nadzieję, że może się dogadamy. Nie chodziło mi od razu o przyjaźń, albo o coś więcej. Chciałam po prostu się z nim dogadać. Może w ten sposób przekonałabym go do zwrócenia mi szkicownika. Nadzieja zniknęła w mgnieniu oka, zapadła gdzieś, skąd już jej nie mogłam wyciągnąć.
- Nie wydaje mi się, żebym był zmuszony odpowiadać na te pytania. - powiedział pan dyrektor. - Mówiłem, że poprzednie kary nie były strzałem w dziesiątkę, bo się nimi nie przejmowałeś. Noszenie Dominiki raczej ci nie sprawi przyjemności. - powiedział, na co charakterystycznie odchrząknęłam, zwracając uwagę, że jestem w pobliżu. - Bez urazy. - zwrócił się do mnie, na co skinęłam głową. - Widocznie tym razem wybór kary okazał się trafny. Szkoda mi jedynie Dominiki. - wskazał na mnie.
Powtarzał to po raz kolejny. Miałam dość, naprawdę nie lubiłam czegoś takiego. Gdy dorośli rozmawiają o czymś z moimi rówieśnikami czuję się strasznie zmieszana i zawstydzona, gdy co chwilę wspominają o mnie. Wydawało mi się to niestosowne, dlatego zawsze takie postępowanie spotykało się z moją dezaprobatą. Tym razem nie było inaczej. Nie umiałam się nie wtrącić i nie dołożyć swoich przysłowiowych trzech groszy.
- Niech pan przestanie to ciągle powtarzać, proszę. - burknęłam cicho. - Zrozumiałam za pierwszym razem. - dodałam, po czym znów spuściłam głowę i zaczęłam przyglądać się ciemnemu dywanowi.
Rzadko odzywałam się w tym gabinecie. Można było powiedzieć, że byłam jedynie świadkiem tego całego zdarzenia. Nawet cieszył mnie ten fakt. Dzięki temu mogłam wsłuchać się w rozmowę Bartka i dyrektora, skupiając się jedynie na tym. Jednak gdy wtrąciłam się w ich dyskusję nie ukryli zdziwienia. Spojrzeli na mnie obydwoje. Speszona skinęłam głową by kontynuowali i nie zwracali na to zbyt wielkiej uwagi. Chciałam też przypomnieć im o tym, że ja też tam jestem i wsłuchuję się w to, co mówią.
          Rozmowę zakończyli chwilę po moim wtrąceniu. Dyrektor zabrał mi moje kule i odłożył je w róg, który wcześniej wskazywał. Położył kartkę papieru przed nami i kazał nam się podpisać. Najpierw zrobił to Bartek. Mogłam zobaczyć jego charakter pisma. Spodziewałam się, że może być nawet ładny, ale nie aż tak. Jego podpis ze względu na estetykę bardzo mi się podobał. Charakter pisma był wyrazisty a litery zapisane były równo. Mogłam bez problemu wyczytać z niego jego imię i nazwisko. Podziwiałam zwykły podpis, który mógł zrobić każdy. Gdy to zrozumiałam myślałam, że zapadnę się pod ziemię. Miałam nadzieję, że Bartek nie był aż tak przenikliwy by domyślić się o czym przed chwilą myślałam. Po chwili przyszła kolej na mnie. Chwyciłam długopis i szybko kilkoma ruchami napisałam moje imię i nazwisko. W porównaniu do tego Bartka aż tak nie odstawał pod względem estetyki, co wywołało na mojej twarzy lekki uśmiech, który po chwili zniknął. Szczerzyłam się do zwykłych podpisów. Miałam ochotę uderzyć się w głowę, jak to czasem robiłam, gdy chciałam się skarcić za swoje zachowanie. Zaczęłam w myślach dziękować Bogu, że nie obdarzył Bartka umiejętnością czytania ludzkich myśli. I tak już miał mnie za wariatkę po tym jak zobaczył wynik mojej masowej produkcji jego podobizn.
          Zanim odłożyłam długopis pan dyrektor poprosił bym zapisała jeszcze datę. W moim umyśle zapanowała pustka, tak bardzo charakterystyczna dla mnie, gdy musiałam przypomnieć sobie datę. W sumie nie tylko ja miałam tak słabą pamięć odnośnie tego. Fabian i Iza też się pod tym względem nie wyróżniali. Wszyscy, gdy byliśmy pytani o datę milczeliśmy, próbując szybko obliczyć w myślach, który dzisiaj ma być. Bartek najwyraźniej zauważył moją pustkę w głowie, bo głośno westchnął.
- Dwudziesty trzeci października. - powiedział. - Rok też mam podać? - dodał złośliwie, na co cicho prychnęłam pod nosem.
Pokręciłam głową. Zapisałam datę. Jak na złość, gdy pisałam rok akurat mi się pomyliły cyfry i zamiast dziewiątki zapisałam ósemkę. Bartek, widząc to nie ukrył rozbawienia. Parsknął śmiechem, obserwując jak panicznie kreślę zapisaną ósemką.

czwartek, 21 kwietnia 2016

6. Złamana noga.

          W szpitalu szybko poradzili sobie ze mną. Okazało się, że oprócz poobijanych mięśni mam złamaną lewą nogę. To była moja pierwsza tego typu kontuzja w moim życiu i z jakiegoś powodu czułam ekscytację. To dziwne, ale czy złamana noga zmusza mnie do użalania się nad sobą? Przyjemnie będzie doświadczyć czegoś innego. Nawet jeśli to kontuzja nogi i nie będę mogła normalnie chodzić. Dostałam dwie kule i po dwóch godzinach mogłam opuścić szpital. Mama nie przyjechała, ale dzwoniła do mnie co pięć minut chcąc się upewnić, że ze mną wszystko w porządku. To był pierwszy mój taki wypadek, więc rozumiałam jej troskę, która powoli wychodziła poza granice zdrowego rozsądku. Nikogo nie poinformowałam o moim wypadku, a z tego co mama mówiła do trenera zadzwoniła po tym jak skończył zajęcia. Powiedział, że życzy mi szybkiego powrotu do zdrowia i czeka niecierpliwie aż znów stanę na korcie. Naprawdę lubiłam mojego trenera. Gdyby nie on nie byłabym tak dobra w sporcie. To on zmusił mnie do treningów na własną rękę poza zajęciami. Dzięki temu poprawiłam swoją kondycję, co zaowocowało zdobywaniem pierwszych miejsc na turniejach. Zawsze był wyrozumiały i przenikliwy. Widząc, że nie skupiam się na treningu natychmiast się ożywiał i kazał mi robić cięższe ćwiczenia, po których od razu zapominałam o zmartwieniach. Bywało, że jak nie chciałam jechać na turniej on mnie zaciągał siłą. Cieszę się, że trafiłam na kogoś takiego, kto pozwolił mi tak bardzo rozwinąć skrzydła. Nie zadzwoniłam nawet do Izy, ani tym bardziej Fabiana. Chciałam zobaczyć ich miny, gdy ujrzą mnie w gipsie. Zazwyczaj nie pakowałam się w wypadki, więc ich zdziwienie mogło być zabawne. O mojej złamanej nodze wiedzieli tylko rodzice.
          Szybko się przekonałam, że kontuzjowana noga nie jest przyjemnym doświadczeniem. Wykonywanie codziennych czynności zaczęło mi sprawiać okropne problemy. Tata przeniósł moje rzeczy do małego pokoiku na dole, żeby nie przyszło mi do głowy wchodzenie z tą nogą po schodach. I tak musiałam po nich wchodzić, będąc w szkole, więc uważałam, że mały trening w domu mi nie zaszkodzi. Rodzice jednak się uparli, że nie mają ochoty wozić mnie po lekarzach z prawdopodobnie kolejną złamaną nogą. Zrezygnowana postanowiłam odrobić lekcje i iść spać. Zjadłam jeszcze kolację, bo ostatecznie obiad ominęłam. Prysznic sprawił mi mnóstwo problemów. Musiałam umiejętnie manewrować by nie zrobić sobie krzywdy. Po kilkunastu minutach opuściłam łazienkę i poszłam spać. Byłam strasznie zmęczona tym dniem, więc na sen nie czekałam długo.
          Jak zwykle miałam dziwne sny, bo zapomniałam w nich odrobić lekcji. Inni mają koszmary związane z potworami, strachem, bezgranicznym przerażeniem. Moje przedstawiają... brak pracy domowej. Na samą myśl o tym cicho się zaśmiałam. Jakbym komuś o tym powiedziała uznałby pewnie, że naprawdę nic oprócz nauki mnie nie interesuje. A to właśnie nieprawda, bo nauka pod wpływem ostatnich wydarzeń zeszła na dalszy plan. Przestała mnie tak interesować, bo miałam gorsze problemy niż złe oceny, które ostatecznie i tak mi średniej nie obniżyły. Wciąż miałam wysoką, więc tym bardziej się tym nie przejmowałam. Gdybym była o trzy lata młodsza nie mogłabym spać po nocach, wiedząc, że w dzienniku przy moim nazwisku są wypisane tróje i dwóje. Teraz to mnie nie interesowało, co nie znaczyło, że przestałam się uczyć. Wciąż uczyłam się tak samo, czyli na ostatnią chwilę, dwie minuty przed lekcją. Wszystko pamiętałam z lekcji, więc dodatkowa nauka to było tylko marnowanie czasu, który mógł mi przydać się na coś innego. Chociaż złamana noga ograniczała mi go wystarczająco, to i tak nie miałam ochoty siedzieć w książkach. Byłam słuchowcem, zapamiętywałam to, co usłyszałam. Wkuwanie definicji z zeszytu było dla mnie katorgą, więc przeważnie zdawałam się na swoją pamięć, która mnie nie zawodziła. To w taki sposób miałam takie oceny. W domu się nie uczyłam, ja tylko pamiętałam z lekcji. Nie wiem, czy pod tym względem byłam jakoś specjalnie uzdolniona. Moim zdaniem każdy, gdyby choć trochę posłuchał na lekcji uważniej, mógłby wynieść z niej więcej niż tylko wiadomość o tym, o której dzwonek. I tak każdy uczeń znał tą rozpiskę na pamięć.
          Gdy się obudziłam przeraziła mnie godzina. Była siódma. O ósmej zaczynałam lekcje. Tata już dawno zaoferował się, że będzie mnie woził do szkoły podczas gdy będę miała nogę w gipsie, ale nie w tym tkwił problem. Problemem było to, że przez tą nogę wykonywanie codziennych czynności schodziło mi trzy razy dłużej. Nie mogłam się nawet zerwać z łóżka, bo bez kul ani rusz. Mimo że wszystko robiłam jak najszybciej umiałam to i tak wyjechaliśmy z domu za piętnaście ósma. Do szkoły na pewno już byłam spóźniona. Jak na złość przez ten pośpiech zapomniałam wielu rzeczy, więc straciłam tym samym więcej czasu. Sfrustrowana nastawiłam sobie od razu budzik w telefonie na jutro. Budzik to mało powiedziane. Nastawiłam sobie piętnaście alarmów, które miały dzwonić, co minutę. Byłam dla siebie strasznie surowa, ale chciałam uniknąć kolejnego spóźnienia. Wiedziałam, że następnego ranka będę siebie wyzywać za ten pomysł.
          Wpadłam do szkoły równo pięć minut po lekcjach. Dosłownie wpadłam, bo po drodze jeszcze się potknęłam. Nie wiem o co, po prostu się potknęłam i wpadłam do szkoły. Hol był pusty. Cicho przeklęłam pod nosem, bo kolejny dzień źle się zapowiadał. Pierwszą miałam matematykę z panią Woźniewską. Odetchnęłam z ulgą i zaczęłam się kierować w stronę sali. Panią Woźniewską bardzo lubiłam. Była to miła na oko trzydziestopięcioletnia kobieta. Bardzo dobrze tłumaczyła materiał, który mieliśmy w liceum. Blond włosy zawsze spinała w koka. Ubierała zazwyczaj swetry. Każdego dnia wybierała inny, więc musiała ich mieć naprawdę dużo. Była żoną dyrektora, więc jakoś mnie to nie dziwiło. Dyrektor miał swoją kolekcję kawy, ona swetrów. Na jej nosie zawsze spoczywały stare brązowe oprawki okularów. Mówiła kilka razy, że nie chce ich zmieniać, bo wiążą się z nimi wspomnienia. Rozumiałam ją. Ja też nie wyrzuciłabym czegoś, co przywoływało mi masę wspomnień. Najważniejsze jednak jest to, że była bardzo wyrozumiała i drobne spóźnienie tolerowała. Może wychodziłam z błędnego założenia, ale uznałam, że widząc moją nogę zrozumie mnie i nic mi nie wpisze. I tak miałam już dość tych kłopotów, a teraz w dodatku musiałam użerać się ze złamaną kończyną.
           Gdy dotarłam pod klasę wzięłam głęboki wdech. Na wszelki wypadek przyłożyłam ucho do drzwi. Zawsze to robiłam na wszelki wypadek, gdybym pomyliła salę. Słyszałam Fabiana, który najwyraźniej coś tłumaczył pani. Uśmiechnęłam się na samą myśl jakie on bzdury opowiada. Delikatnie zapukałam. Słysząc ciche i pogodne proszę otworzyłam drzwi. W klasie zapanowała cisza, gdy to zrobiłam. Każdy wpatrywał się we mnie, a raczej w mój gips. Wszyscy otworzyli szerzej oczy i usta. Powstrzymywałam się od wybuchnięcia śmiechem, bo nie wypadało. Uśmiechnęłam się krzywo i zaczęłam pani tłumaczyć, że noga sprawiła mi wiele problemów rano, których się nie spodziewałam. Wydawało mi się, że w ogóle nie słucha moich tłumaczeń. Kręciła energicznie głową i w końcu wybuchnęła.
- Co ci się się stało, Weronika? - niemalże pisnęła, wpatrując się w moją nogę. - Przecież ty jesteś rozważną dziewczyną i nigdy nie doprowadzasz do wypadków! - krzyknęła, chwytając się za głowę.
- No zawsze musi być ten pierwszy raz, proszę pani. - westchnęłam cicho, spuszczając głowę. Obserwowała mnie, wyczekując tego aż powiem, jak sobie to zrobiłam. - Spadłam ze schodów.
- Co zrobiłaś?! - tym razem to poniosło Izę i Fabiana. - Przepraszamy, proszę pani. - powiedzieli, spuszczając głowę.
Pani spojrzała na nich karcąco i kazała mi usiąść. Siedziałam z Izą w pierwszej ławce, więc moja przyjaciółka natychmiastowo odsunęła mi krzesło. Podziękowałam skinieniem głowy i usiadłam. Pani Woźniewska poprosiła Izę i Fabiana, żeby się mną zajęli. Powiedziała, że przekaże nauczycielom wiadomość o mojej złamanej nodze i możliwości spóźnienia się przeze mnie na lekcje. Nie chciałam być jakaś specjalna, dlatego powiedziałam nauczycielce, że będę się pilnować i nie spóźnię na lekcje. Przecież to, że mam złamaną nogę nie oznaczało końca świata. Mogłam się poruszać po szkole, ale wolniej od innych. Za trzy tygodnie miałam już normalnie chodzić a to, że miałam złamaną miało odejść w zapomnienie.
           Iza całą lekcję podpytywała mnie cicho, jak dokładnie doszło do tego wypadku. Za każdym razem kwitowałam to cichym Później ci powiem. Iza udała obrażoną, ale zaraz po dźwięku dzwonka znów zaczęła mnie wypytywać. Westchnęłam ciężko i powiedziałam to najkrócej jak mogłam, czyli spadłam ze schodów. W sumie nie było czego opowiadać. Nie było żadnych wybuchów, niesamowitych pościgów, niespodziewanych zwrotów akcji. Ja po prostu złamałam nogę, spadając ze schodów. Nic nadzwyczajnego, zdarza się. Iza ostatecznie odpuściła. Fabian za to cały czas się ze mnie śmiał. Nie byłam na niego za to zła, bo to jego natura. Przyjaciele muszą takie rzeczy wzajemnie akceptować. Przez całą przerwę Fabian opowiadał jakieś żarty by poprawić mi humor, co uznałam za dziwne, bo humor miałam dobry. Owszem, spóźniłam się na lekcje, ale to nie była tragedia. Pani mi to wybaczyła a ja mogłam skupić się na kolejnych lekcjach. Poza tym nie widziałam tego dnia jeszcze Bartka. W takich sytuacjach w mojej podświadomości rodził się pomysł, że go po prostu nie ma i ten dzień obejdzie się bez niepotrzebnego najedzenia strachu. Pomyślałam o tym nie w porę, gdyż przede mną pojawił się Bartek. Dokładniej Michał i Bartek. Stali dosyć daleko, ale widziałam, że mnie obserwują. Michał nerwowo gestykulował usilnie próbując wytłumaczyć coś Bartkowi. Wskazywał co jakiś czas na mnie. Zdenerwowało mnie to, bo przecież wczoraj robiłam mu o to wyrzuty. Nie chciałam by rozmawiał z nim o mnie. Próbowałam się nie denerwować, niestety na marne.
          Na lekcji przypomniało mi się, że za niedługo będziemy mieć w-f. Z tej racji na przerwie musiałam udać się do pana Glika, który był moim wuefistą. Chciałam mu dać zwolnienie z tych zajęć, o które jeszcze dzień wcześniej wybłagałam lekarza. W szpitalu zwlekali z wypisaniem mi go, sama nie wiem dlaczego. Lekarz chyba po prostu nie chciał, bo uznał, że wuefista domyśli się mojej niewydolności. Niestety, taki pan Glik nie był. Znając go kazałby mi chodzić wokół sali, bo przecież w ten sposób wyćwiczę sobie mięśnie rąk. Jedynym moim ratunkiem było to zwolnienie, które ostatecznie od niego wybłagałam. Gdy na przerwie chciałam iść do nauczyciela by dać mu ten przeklęty papier postanowiłam zapytać się kogoś gdzie mogę go znaleźć. Nie wiem jak to możliwe, że zawsze gdy go szukałam on urządzał sobie spacery po szkole i nie sposób można go było znaleźć. Doczłapałam się na tych kulach pod salę z numerem osiemnaście. Spytałam Olkę - moją znajomą, czy widziała gdzieś wuefistę. Powiedziała, że dziś nie ma go w szkole. Pokręciłam głową z lekką złością. Akurat gdy był mi potrzebny to ten zorganizował sobie wolne. Z tego co Ola mi powiedziała następnego dnia miał już być, więc sytuacja jeszcze bardziej się skomplikowała. Pan Glik był naprawdę nietypowym nauczycielem. Nie można było do niego iść z jakąkolwiek sprawą dokładnie przed zajęciami i w trakcie ich trwania. Zwykle wszystkie zwolnienia, itd. odrzucał jeśli nie złożyło mu się ich wcześniej. Nie wiem jak on wpadł na taki pomysł, ale w taki sposób uczniowie zaczęli nienawidzić lekcji z nim. Tak samo było ze mną, więc chcąc uniknąć wizji siebie, ćwiczącej ze złamaną nogą postanowiłam pójść do dyrektora z tą sprawą. Planowałam przekazać mu ten papier i poprosić go by przekazany został panu Glikowi. Powodem tego było to, że jutrzejsze lekcje zaczynam właśnie od zajęć wychowania fizycznego, więc musiałam jakoś dzisiaj go o mojej kontuzji poinformować.
          Podziękowałam cicho Olce za udzieloną informację i zamierzałam odejść. Ona jednak mnie dogoniła, co wcale trudne nie było i zrównała ze mną krok. Spojrzałam na nią zdziwiona, gdy zaczęła mi tłumaczyć jak najęta, że od jakiegoś czasu jest zakochana. Nie zrobiła sobie nic z faktu, że trochę mnie tym zszokowała. Nie byłyśmy nigdy blisko, więc dlaczego nagle zaczęła mi się zwierzać. Mimo swojego zdziwienia starałam się jej słuchać, ale jej wypowiedź całkowicie nie miała sensu. Co chwilę wspominała o tym, że to niemożliwe by to akurat w nim się zakochała. W końcu stanęłam i ruchem ręki kazałam jej przystopować.
- Daj mi to wszystko poukładać. - skłamałam.
Jedyne, co zrozumiałam z jej wypowiedzi to, że nie wie co z tym wszystkim zrobić. Reszty musiałam sama się domyślić, bo z jej ust raczej nic więcej bym nie wyciągnęła. Chociaż ciekawiło mnie kim jest ten chłopak, który tak bardzo zawrócił jej w głowie. Olka już się uspokoiła.
- O kim mówisz? - spytałam prosto z mostu. - Może dzięki temu łatwiej będę mogła cię zrozumieć? - sprostowałam, żeby nie pomyślała, że próbuję się narzucać a później okażę się dwulicowa i wszystkim to rozpowiem.
- Znasz go. - powiedziała cicho pod nosem. - To Fabian.
Zamarłam, słysząc te słowa. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Byłam rozdarta między dwoma światami. Z jednej strony Iza, która przecież kochała Fabiana od dziecka a z drugiej Olka, która oczekiwała mojej pomocy, której nie mogłam jej udzielić. Jaka byłaby ze mnie przyjaciółka, gdybym ukochanego swojej przyjaciółki wepchnęła w inne ramiona? Moja przyjaźń z Izą zapewne by się przez to skończyła, bo jestem pewna, że by mi tego nie wybaczyła. Iza była ważniejsza - wiedziałam o tym, ale nie mogłam zawieźć Olki. Musiałam się z tego jakoś wymigać, tylko nie wiedziałam jak.
- Posłuchaj, ja naprawdę muszę iść do dyrektora. - zaczęłam, chwytając się tej wizyty jak koła ratunkowego, które miało mnie ocalić przed podjęciem złej decyzji. - Później mogę nie zdążyć.
-Ja po prostu chcę wiedzieć, czy on też coś do mnie czuje.-powiedziała ze spuszczoną głową, łamiącym się głosem.
Była załamana i łatwo to było poznać. Zdawała sobie pewnie sprawę, że jestem przyjaciółką Fabiana i ode mnie może wyciągnąć wszystko, czego na jego temat chce. Nie, źle to ujęłam. Ja nie rozpowiadam wszystkiego o moich bliskich na prawo i lewo. Musiałaby mnie przekonać, a było to bardzo utrudnione z powodu Izy. Czułam się jakby mnie obserwowała uważnie i to, co powiem za chwilę Olce, dlatego tym bardziej musiałam być wredna. Nienawidziłam tego. Nienawidziłam ranić innych, bo tak było mi wygodniej. Dlatego zaraz po tej rozmowie chciałam w końcu uświadomić Izie, że Fabian to nie zając i nie ucieknie, ale to nie znaczy, że z wyjawianiem uczuć może czekać wieki. Olka nie należała do brzydkich. Była mojego wzrostu, miała długie brązowe włosy. Jej twarz zawsze kojarzyła mi się z dziecięcą. Była owalna. Oczy były zdobione odcieniem intensywnego błękitu, a jej usta były blade. Należała do tych dziewczyn, które jeszcze ani razu w życiu nie nałożyły sobie makijażu na twarz. Do nich należałam również ja z Izą, ale to już odrębna historia. Innymi słowy, co ciężko mi przyznać, ale była typem, w których Fabian gustował. Nawet on czasem wspominał przy mnie swoją wymarzoną dziewczynę. Jej opis zazwyczaj kompletnie nie pasował do Izy, co ją zazwyczaj dobijało. Za to idealnie pasował do Olki. Naprawdę nie wiedziałam, co z tym zrobić. Może mógł być szczęśliwy z nią, ale podświadomie czułam, że Iza kocha go najbardziej na świecie. Tak, Iza zdecydowanie za długo męczyła się z tym uczuciem. Nie mogłam teraz tak po prostu zabrać jej go z przed nosa, dlatego musiałam być wredna dla Olki i nie udzielić jej pomocy, mimo iż jej bardzo potrzebowała.
- Nie mogę ci tego powiedzieć. - powiedziałam cicho. - Sama nie wiem, czy w ogóle jest zakochany, ale wątpię by coś do ciebie czuł.
- Po wczorajszych chwilach myślałam, że jednak może czuje do mnie coś więcej. - powiedziała zasmucona. - Cóż, dziękuję za szczerość.
         Dopiero po tym jak odeszła zrozumiałam, co do mnie powiedziała. O jakie chwile jej chodziło? Co Fabian poprzedniego dnia zrobił? Musiałam się tego szybko dowiedzieć. Spodziewałam się, że żartuje z tą karą, bo nie słyszałam nic o zwalonych roślinach, ale nie podejrzewałabym go o to, że spędzi ten czas z kimś innym. O kulach szybko zjawiłam się obok klasy, w której mieliśmy lekcje. Na szczęście Izy nie było. Nie miałam ochoty prosić ją, żeby odeszła, bo pewnie by tego nie zrobiła. To co usłyszałam od Olki mogło ją zranić, więc wolałam jej darować tej świadomości. Powoli doszłam z pomocą tych kul do Fabiana i poprosiłam go na bok.
- Nie miałeś wczoraj kary. - powiedziałam prosto z mostu. - Wiem o tym. Teraz powiedz, dlaczego nas okłamałeś. Wiesz, że obydwie nie znosimy kłamstwa. Dlaczego nic nie wspomniałeś o Olce?
Fabian spuścił głowę. Nerwowo zaczął bawić się zamkiem swojej bluzy. Oczekiwałam konkretnej odpowiedzi, więc nie pozwoliłam mu na to. Natychmiast kazałam mu nie zwlekać i powiedzieć mi prawdę. Pokiwał delikatnie głową i spojrzał na mnie smutno. Nie wiedziałam, czego miałam się spodziewać. Wydawało mi się, że zaraz powie coś strasznego. Myślałam, że powie coś co zataił przed nami. Nie wiedziałam jedynie co to może być. Tysiące myśli kłębiło mi się w głowie. A co jeśli on się zakochał w Olce? Nie, to niemożliwe. - panikowałam w myślach. Po chwili raczył się odezwać.
- Zmieniam klasę. - powiedział, na co otworzyłam szerzej oczy. - Nie mówiłem tego tobie i Izie, bo nie chciałem, żebyście się martwiły. Cała sytuacja odbędzie się cicho i nikt nie będzie wiedział oprócz nauczycieli i uczniów pierwszych klas. - mówił. - Zmieniam klasę, Wera, nie szkołę. Cały czas będziemy się widzieć, tylko będziemy uczęszczać do innych klas.
Ta informacja trafiła we mnie jak grom z jasnego nieba. Nie mogłam wykrztusić z siebie ani słowa. Niewidzialna gula ugrzęzła mi w gardle i nie chciała odpuścić. Spoglądałam słabo na posturę mojego wysokiego przyjaciela, ale on wciąż miał taki sam wyraz twarzy. Myślałam, że się przesłyszałam, że to niemożliwe by on zmieniał klasę. Zawsze byliśmy razem. Dlaczego tak nagle to wszystko miało się skończyć? W oczach stanęły mi łzy, ale zanim zdążyły zmoczyć moje policzki natychmiast je starłam. Podniosłam wzrok na smutnego Fabiana.
- Ale dlaczego? - zapytałam słabo, wpatrując się w niego.
- Dyrektor wydał takie rozporządzenie. - wzruszył ramionami. - Ostatnio sprawiałem za dużo kłopotów i się wkurzył.
- Wiedziałam, że tak to się skończy. - powiedziałam do niego, nie kryjąc wyrzutów, które było słychać w moim zdenerwowanym głosie.
- Nie praw mi teraz kazań. - powiedział skruszony. - Ja też cierpię, Weronika. Nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo. Zawsze była nasza trójka, pamiętasz? Teraz się rozdzielimy.
- I to przez ciebie! - wyrzuciłam z siebie. - Gdybyś się nie wygłupiał przed innymi nie byłoby tego problemu. Nic dziwnego, że dyrektor się wkurzył. Chłopie, masz szesnaście lat a przed innymi udajesz dziewięciolatka. - powiedziałam mu prosto w twarz wściekła, ale po chwili uspokoiłam się. - Przepraszam, nie powinnam. - odparłam, na co on delikatnie skinął głową. - Iza już wie? - spytałam, wskazując jej torbę, którą zostawiła pod klasą.
- Nie. - odpowiedział krótko.
- Chyba nie chcesz jej powiedzieć, gdy już się przeniesiesz?
- Chciałem ciebie o to poprosić... - zaczął.
- O nie! - warknęłam wściekła. - To ty się przenosisz, a nie ja. Nie jesteś małym dzieckiem, więc możesz powiedzieć jej prawdę.
- Boję się, że ją zranię. Proszę cię, słysząc to od ciebie lepiej zrozumie...
- Po prostu przyznaj, że nie chcesz słuchać jak jest na ciebie wściekła. - weszłam mu w słowo zła. - Niech ci będzie, ale nie robię tego dla ciebie tylko dla niej. Teraz mi powiedz, co tam robiła Olka? - spytałam, gromiąc go wściekłym spojrzeniem.
Nic nie odpowiedział. Po prostu odszedł, zostawiając mnie oszołomioną tym, co mi powiedział i wściekłą na niego za to, że nie powiedział nam od razu a wolał kłamać.

środa, 20 kwietnia 2016

5. Wypadek.

          Udało mi się. Powiedziałam to. Nie było łatwo, bo gardło ściskała mi gula, której nie mogłam się pozbyć. Wymówienie choćby słowa nie było możliwe. Bałam się, że go tym zranię i się nie myliłam. Spojrzał na mnie zdezorientowany, jakby myślał, że się przesłyszał. Cały czas jednak patrzyłam na niego poważnie. Wiedział, że dobrze usłyszał. W pierwszej chwili zaraz po tym, jak mu powiedziałam chciałam uciec. Chciałam go opuścić, bo tak mi było wygodniej. Całe szczęście się powstrzymałam. Zachowałabym się jak tchórz, a jemu przecież należą się wyjaśnienia mojej decyzji. Niby niczym nie zawinił, że miałam takie problemy. Nawet jeśli to on sprawił, że Bartek się mną zainteresował to go nie winię za to. Jestem przekonana, że tego nie chciał. Michał był po prostu takim chłopakiem. Nigdy nie sprawiał kłopotów, był miły dla każdego. Nie chciał nikogo ranić i zawsze się uśmiechał. Treningi bez niego nie byłyby takie same. Zabrakłoby w nich tego śmiechu, tej radości z życia i pogodnego ducha. Dlaczego to on nie mógł być tym, w którym się zakochałam? To on był tym moim wymarzonym ideałem. Może nie należał do najprzystojniejszych, ale to charakter jest ważniejszy. Serce nie sługa i wybrało mi jego przeciwieństwo. Oschłego typa, który czerpie radość z krzywdzenia innych. Widziałam, że chciał coś powiedzieć, ale nie wiedział co. Otwierał usta kilka razy, ale po chwili je zamykał. Miałam dość tego widoku, jak męczy się. Postanowiłam mu wszystko wytłumaczyć. Oczywiście, musiałam skłamać.
-To nie tak, że już nigdy. Po prostu w szkole siebie unikajmy.-zatrzymałam się.-Nie chcę, żebyś zrozumiał mnie źle, ale nie chcę niczego zmieniać. Utrzymujmy kontakt tylko na treningach, dobrze?
-A co to za różnica czy jesteśmy w szkole, czy na treningu?-wykrztusił z siebie, patrząc na mnie smutno. Głos mu drżał.
-Duża.-wyszeptałam, ale nie usłyszał tego.-Przecież cały czas tak było. Po co to zmieniać?-spytałam, starając się brzmieć jak najbardziej zdecydowanie.
-A dlaczego nie możemy?-spytał łamiącym się głosem.-Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi. Dlaczego tak nagle zachciało ci się zmian?
-Zmian? Przecież ja ich właśnie nie chcę.-powiedziałam lekko zirytowana.-Przyjaźnią nazywasz rozmowę tylko na treningach? W szkole nawet mi głupiego cześć nie powiesz, jeśli się pierwsza nie odezwę. Towarzystwo zabrania ci kontaktowania się z kimś innym?-spytałam, wskazując na Bartka, który cały czas mnie obserwował.-Nawet jeśli to mnie to nie interesuje. Masz własne zdanie, Michał. A ja nie jestem zabawką. Przychodzisz do mnie, gdy okazuje się, że prawdopodobnie wpakowałeś mnie w kłopoty? Jakie kłopoty? Chcę wiedzieć! Powiedziałeś coś komuś o mnie? To z innymi o mnie rozmawiasz, a ze mną już nie?
Mówiłam, jakbym była w jakimś amoku. Nie wiem skąd wziął się ten wybuch. Przed chwilą było mi go żal, ale słysząc, że nazywa nas przyjaciółmi coś mnie tknęło. To nie jest przyjaźń. Przyjaźnią nie można nazwać rozmów odbywających się dwa razy w tygodniu po godzinę tak naprawdę o niczym. Może i powiedziałabym mu jakiś swój sekret, ale nie dlatego, że był moim "przyjacielem". Zdawałam sobie sprawę, że mógł mnie wysłuchać i coś zaradzić, ale to wszystko. Uznawałam go za kolegę. Przyjaźń i koleżeństwo to nie to samo. Trzeba umieć to odróżnić, jeśli chce się owego przyjaciela zdobyć. Jakbym każdą osobą, z którą łączyła mnie taka relacja jak z Michałem nazywała przyjacielem to w szkole miałabym ich mnóstwo. Jednak mam teoretycznie tylko dwóch, którym mogę powiedzieć o wszystkim i wiem, że mi pomogą. Ja nie oczekuję pomocy, ja wiem, że ją dostanę.
-Masz rację.-powiedział, spuszczając głowę.
-Z czym mam rację?-spytałam łagodniej.
-Powiedziałem komuś o tobie.-powiedział ciszej.
I tak to usłyszałam. Domyślanie się prawdy, a bycie jej pewnym jest czymś zupełnie innym. Różnica między nimi jest większa niż może się zdawać. Właśnie to poczułam, gdy usłyszałam jego słowa. Podświadomie wciąż miałam nadzieję, że tego nie zrobił, ale z każdym jego kolejnym słowem ją powoli traciłam. Spuściłam głowę, nie chcąc na niego patrzeć.
-Dokładniej jemu.-wskazał na Bartka.
          Czułam się jakby serce miało mi zaraz stanąć. Spojrzałam słabo z przerażeniem na Bartka. Obserwował nas w ciszy. Nie wtrącał się, ale gdy zauważył, że na niego patrzę cicho westchnął. Oparł się o ścianę, włożył dłonie do kieszeni swoich dżinsów i tak stał. Zamknął oczy. W jednej chwili wypełniło mnie wiele uczuć. Zdziwienie, szok, a najbardziej złość na Michała. Jak on mógł to zrobić? Już nie chodziło mi o to, że rozmawiał z kimś o mnie. Rozmawiał o mnie z Nim. Nie uwierzyłabym, jakby powiedział, że nie wiedział jaki jest Bartek. Kumplował się z nim, więc co mu strzeliło do głowy by mu wspominać o mnie? Michał nie był głupi. Mógł przewidzieć czym poskutkuje rozmowa na mój temat.
-Co mu powiedziałeś?-spytałam zła, głośno przełykając ślinę.
Milczał. Wybrał najgorszą możliwą odpowiedź - ciszę. Oznaczało to, że lepiej jeśli nie będę znać odpowiedzi. Patrzyłam na niego wściekła, ale on wciąż uparcie milczał. Straciłam ochotę na rozmowę z nim. Planowałam mu jedynie powiedzieć dlaczego chcę przestać z nim rozmawiać w szkole. Nie chciałam odejść wściekła na niego. Gwałtownie się odwróciłam do niego plecami i już chciałam odchodzić, jednak zanim to zrobiłam chciałam dowiedzieć się czegoś jeszcze. Chciałam wiedzieć, czy był świadomy tego co robi.
-Powiedziałeś to pod naciskiem, czy sam z siebie?-spytałam, odwracając głowę w jego stronę.-Tylko bądź szczery i tak już nic nie stracisz.
-Sam zacząłem rozmowę na twój temat.-powiedział szybko. Zacisnęłam dłonie w pięści.-Nie prosił mnie o nic, jeśli o to ci chodzi.
-Tyle mi wystarczy.-powiedziałam i zaczęłam odchodzić.
-Weronika, zaczekaj!-krzyknął. Postanowiłam spełnić jego prośbę, bo chciałam usłyszeć jego wyjaśnienia.-To naprawdę nie było nic złego. Nie obraziłem cię, ani nic w tym stylu...
-To co mu powiedziałeś?-spytałam, gromiąc go surowym spojrzeniem z rękami założonymi na klatce piersiowej. Zapadła cisza.
-Nie mów jej.-usłyszałam Bartka.
Automatycznie mój wzrok przeniósł się na niego. Nie zmienił swojej pozycji. Wciąż stał oparty o ścianę, trzymając dłonie w kieszeni. Sądziłam, że nas nie słucha. Wydawał się być taki nieobecny podczas mojej rozmowy z Michałem. Później zrozumiałam, co powiedział. W mojej głowie powstał jeszcze większy mętlik, którego nie potrafiłam uporządkować. Dlaczego Michał miał mi nic nie mówić? Przecież ja sama chciałam to wiedzieć. A to, że Bartek tak zareagował jedynie spotęgowało moją ciekawość. Chciałam mu powiedzieć, żeby się nie mieszał, ale zrezygnowałam. Zbyt duża pewność siebie mogła mnie sporo kosztować później, bo na pewno za niedługo znów się spotkamy, a wtedy mogłabym mieć kolejne nieprzyjemne doświadczenia.
-Przecież widzisz jak się zachowuje.-powiedział od niechcenia, masując swój kark.-To nie doprowadzi do niczego lepszego.
          Spojrzałam na Michała wyczekująco. Spuścił głowę i wciąż milczał. Głośno westchnęłam i odeszłam od nich. Kątem oka zauważyłam, że Michał też odchodzi. Sfrustrowana przyspieszyłam kroku. Kierowałam się pod salę od matematyki. Miałam cichą nadzieję, że pani Woźniewska nie pójdzie w ślady Kozy i nie zrobi nam kartkówki. Z matematyką problemów nie miałam, ale w tamtej chwili zrobiłabym masę błędów w obliczeniach. Miałam dość tego dnia. Najpierw uświadomiłam sobie, że zgubiłam, a raczej ukradziono mi szkicownik i poszłam zapłakana do toalety. Gdy wychodziłam miałam niezbyt przyjemną konfrontację z Bartkiem. Później podsłuchałam rozmowę Bartka i jego kolegów. Następnie Bartek mnie wystraszył i przetrzymał tak długo, że spóźniłam się na angielski i musiałam pisać kartkówkę w dwie minuty. Później omal nie wylądowałam u dyrektora. Na końcu pokłóciłam się z Izą i Fabianem, przez co poszłam się przejść, i wpadłam na Michała. Dowiedziałam się prawdy i wiem, że coś przede mną ukrywa. Pokręcony dzień, który jeszcze trwał.
          Nagle zauważyłam Izę, siedzącą na ławce. Podbiegłam do niej i usiadłam obok. Spojrzała na mnie i lekko się uśmiechnęła.
-Ochłonęłaś?-spytała cicho.
-Przepraszam.-wypaliłam.-Nie powinnam tak na was naskakiwać. Chcieliście mi tylko pomóc, a ja na was nakrzyczałam.
-W sumie ty też masz trochę racji.-westchnęła cicho.-Za niedługo będziemy dorośli. To chyba odpowiedni czas by zacząć uczyć się samemu rozwiązywać problemy. Jeśli tak bardzo ci zależy to chyba nie powinnaś tego mówić nauczycielom. Chyba musimy poczekać na dalszy przebieg wydarzeń i mieć nadzieję, że Bartek nie zrobi czegoś gorszego.-dodała niepewnie.
-Masz rację, pozostaje nam czekać.-pokiwałam głową z aprobatą.-Gdzie Fabian?-postanowiłam zmienić temat, wykorzystując fakt, że mojego przyjaciela nie było w okolicy.
-Koza kazała mu przyjść do gabinetu dyrektora.
-Co zrobił?-spytałam zaciekawiona.
-Podobno zwalił z parapetów wszystkie rośliny w doniczkach obok wyjścia ewakuacyjnego na tyłach szkoły.-powiedziała, cicho śmiejąc się.
-Podobno?
-Twierdził, że je tylko podlewał.
Obydwie się zaśmiałyśmy. Fabian robił czasem naprawdę niemożliwe rzeczy, których normalny uczeń nigdy by nie zrobił. Robił to tylko dlatego, żeby zaimponować innym uczniom. Dziwny wybrał sobie sposób, ale mi to nie przeszkadzało. Był kimś kto umiał mnie rozśmieszyć nawet jak byłam smutna. Na szczęście czasem wstrzymywał się z żartami i starał się zachować powagę sytuacji. Raz na przedstawieniu w gimnazjum, gdy grał narratora stał przed całą szkołą, wliczając w to jeszcze rodziców niektórych uczniów. To było pożegnanie klas trzecich, które organizowała nasza klasa. Czytał tekst z kartki. Opanował go perfekcyjnie i ani razu się nie pomylił. Iza dumna mówiła mi do ucha, że w końcu do czegoś się przyłożył. W pewnym momencie przestał czytać, spojrzał na uczniów i powiedział: Zapomniałem tekstu. Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Jedynie nauczyciele, którzy organizowali apel zaczęli na niego wrzeszczeć. Ostatecznie dokończył swoją kwestię. Po nim weszła Iza. Iza jest osobą, którą naprawdę łatwo czasem rozśmieszyć. Wystarczy powiedzieć jedno słowo, a ona wybucha śmiechem. Warunkiem musi być to, że to słowo ma odbiegać całkowicie od tematu, na który się z nią rozmawia i musi brzmieć dosyć śmiesznie, np. podczas rozmowy o temacie pracy na zajęcia artystyczne padnie słowo: rabarbar. Może się to wydać śmieszne, ale Iza wybuchnie śmiechem. Najgorsze jest to, że jej śmiech jest strasznie zaraźliwy. Właśnie ten fakt postanowił wykorzystać Fabian. Gdy Iza zaczęła mówić swoją kwestię podczas przedstawienia, której uczyła się na pamięć on powiedział dosyć głośno: Iza, masz może czosnek? Powiedział to takim tonem, że Iza mimo presji występu wybuchnęła śmiechem. Innymi słowy, Fabian sprawił, że pożegnanie trzecioklasistów było bardzo oryginalne i niezapomniane. Szkoda tylko, że został wyproszony do klasy. Później miał problemy przez swój wybryk, ale się tym nie przejął. Po chwili zadzwonił dzwonek.
          Fabian gdzieś zniknął. Lekcje mijały, a on cały czas się nie zjawiał. Dopiero po ostatniej lekcji, gdy z Izą zasiadałyśmy już w autobusie raczył nas powiadomić, że musiał za karę sprzątać toalety. Teoretycznie nie było go na lekcjach i nie musiał się uczyć, ale z tego co napisał w esemesie sprzątanie było o wiele gorsze i jeszcze nie skończył. Zrobiło mi się go szkoda, ale z drugiej strony chyba tylko on umie zwalić doniczki, podlewając rośliny. Przez całą drogę powrotną Iza trajkotała tylko o nim i o tym jak jej go szkoda. W pewnym momencie myślałam, że wyskoczę przez okno. Gdy Iza zaczęła o czymś gadać to mogła tylko o tym rozmawiać. Udawałam, że ją słuchałam, ale w rzeczywistości myślałam o czymś zupełnie innym. Cały czas moją głowę nurtowało wydarzenie z Michałem. Chciałam znać odpowiedź na moje pytanie. Co powiedział Bartkowi? Czy to było coś bardzo strasznego? Najchętniej przestałabym się do niego już w ogóle odzywać, ale coś takiego było zbyt dziecinne. Miałam szesnaście lat - musiałam już przestać stosować dziecięce techniki. Iza zauważyła, że jej nie słucham. Myślałam, że będzie zła, ale uśmiechnęła się i oparła głowę o siedzenie. Jechałyśmy w ciszy. Byłam jej za to wdzięczna, że nie próbowała ze mną rozmawiać. Potrzebowałam ciszy i skupienia, dlatego jak najszybciej chciałam wrócić do domu, rzucić się na łóżko i iść spać. Sen był najlepszym lekiem na wszystko, przynajmniej dla mnie. Życie ci się wali? Masz już wszystkiego dość? Idź spać - to mój sposób. Później za każdym razem, gdy wstaję przez kilka pierwszych chwil mam wrażenie, że to był zły sen. Następnie boleśnie przypominam sobie, że to żałosna rzeczywistość.
          Nie spostrzegłam, gdy już znalazłam się pod domem. Przegapiłabym przystanek, gdyby nie inna uczennica, która jeździ ze mną autobusem. Całe szczęście zauważyła, że nie zwracam uwagi na to gdzie jesteśmy i poklepała mnie po plecach, mówiąc, że chyba tu wysiadam. Była cała czerwona ze wstydu, gdy mi to mówiła, ale opanowała się gdy szybko jej podziękowałam i wybiegłam z autobusu. Kierowca był poddenerwowany tą sytuacją, bo już zaczął ruszać, ale wyjątkowo się zatrzymał i mnie wypuścił. Wpadłam do domu jak oszalała. Dobrze, że mama była w pracy, bo dostałabym burę, że nie wolno trzaskać drzwiami. Nie miałam ochoty na żadne rozmowy, więc minęłam tatę w korytarzu i pobiegłam na górę. Nasz dom miał piętro, które w całości należało do mnie. Miałam tam sypialnię, osobny pokój z komputerem, tak jakby mój "gabinet", mały korytarz z dwoma komodami i garderobę, bardzo ubogą, bo miała jedynie dwa wieszaki. Zostawiłam torbę rzuciłam się na łóżko w moim pokoju, co można było dobrze usłyszeć. Strasznie zaskrzypiało i sądziłam, że za chwilę je połamię. Schowałam głowę w poduszkę, oczekując snu. Zanim zdążyłam się wygodnie ułożyć na łóżku usłyszałam kroki. Spojrzałam na drzwi do mojego pokoju, w których stał tata.
-Wszystko w porządku?-spytał zmartwiony.
-Tak, jestem po prostu zmęczona.-powiedziałam szybko.
Tata lekko pokiwał głową. Nie chciałam mu mówić prawdy. Lepiej, jeśli i on, i mama nie będą jej znali. Oszczędzę sobie ciągłych pytań, stresu w szkole i marnowania im czasu. Bartek wywierał na mnie wrażenie chłopaka, którego nie interesuje zdanie dorosłych. Rodzice by mu nagadali, a on puściłby to mimo uszom i wciąż byłoby to samo. W najgorszym wypadku rodzice zmieniliby mi szkołę. Wiem, że byliby do tego zdolni a tego bym nie wytrzymała. Przecież bez Izy i Fabiana nie dałbym sobie rady. Miałam szesnaście lat i to był najwyższy czas by rodzice przestali załatwiać te sprawy za mnie. Musiałam się uczyć powoli tego "dorosłego" życia, bo już za trzy lata będę musiała się usamodzielnić i iść na studia. Tata cały czas stał w przejściu. Spojrzałam na niego pytająco.
-Pan Rafał dzwonił do mamy.-powiedział.-Przekazał, że dziś organizuje trening dla chętnych, bo ma wolne w pracy. Chce żebyś się zjawiła. Mama powiedziała, że przyjedziesz. Przyszykuj się, za godzinę wyjeżdżamy.
Po chwili wyszedł i zostawił mnie samą. No błagam, tylko nie to. Miałam jechać na trening i grać z Michałem po naszej kłótni. Byłam przekonana, że się zjawi. Najchętniej zostałabym w domu, ale wiedziałam, że nie przekonam taty. Mamę mogłam, ale tata zawsze był nieugięty i kazał mi jeździć na wszystkie treningi. Cicho westchnęłam i zaczęłam się pakować. Wyciągnęłam z szafy czarną torbę sportową i sprawdziłam jej zawartość. Wyjęłam ręcznik i siedem pustych butelek po wodzie. Moje powroty z treningów zazwyczaj kończyły się rzuceniem torby w kąt i pójściem odpocząć, więc nie miałam jak zrobić porządku. Wyrzuciłam butelki do worka na plastik w piwnicy i wyjęłam z szafki czysty ręcznik. Wpakowałam go do torby, biorąc po drodze pełną butelkę wody. Mieliśmy zapas wody w butelka półlitrowych na jednej z szafek. Starczał mi co najmniej na dwa tygodnie. Poszłam jeszcze raz na górę przebrać się w strój sportowy. Założyłam luźną koszulkę, dresowe spodnie i związałam włosy w wysokiego kucyka. Jak na złość męczyłam się z tym kilka minut. Nienawidziłam ich czesać, bo zawsze znalazło się miejsce, w którym mi wychodziły, psując ład całej mojej fryzury. Wyciągnęłam kilka kosmyków na wierzch, żeby moje włosy nie sprawiały wrażenia idealnie ułożonych. Byłam gotowa. Spojrzałam na zegarek. Było dwadzieścia minut po piętnastej, gdy tata zawołał mnie na obiad. Cicho westchnęłam i zarzuciłam torbę na ramię. Po drodze z garderoby wyciągnęłam jeszcze rakietę i byłam w stu procentach gotowa na trening.
          Gdy zbiegałam po schodach na drugim stopniu straciłam równowagę. Poślizgnęłam się. To były sekundy, gdy w jednej chwili znalazłam się na dole. Wszystko mnie bolało, a najbardziej lewy bok brzucha i lewa noga. Całe moje ciało przeszywał nieznośny ból przez co nie mogłam się ruszyć. W oczach po raz kolejny dzisiejszego dnia stanęły mi łzy. Tata, słysząc hałas od razu zjawił się obok mnie. Gdy zobaczył moje ciało leżące bezwładnie na ziemi przeraził się. Natychmiast przykucnął obok i spytał, co mnie boli, i czy dam radę sama wstać. Momentalnie pokręciłam głową. Tata poszedł gdzieś zadzwonić. Ból roznosił moje ciało. W pewnym momencie już nie mogłam wytrzymać i się rozpłakałam.

poniedziałek, 18 kwietnia 2016

4. "Nie uwolni ode mnie."

          Wzięłam głęboki wdech i wydech. Na szczęście Bartek poluzował uścisk na moich ustach, więc mogłam w miarę normalnie oddychać. W miarę, bo wciąż mnie krępował. Starałam się zachować spokój, który był w tamtym momencie najcenniejszy. Jednak świadomość, że jesteśmy sami a on na pewno nie ma wobec mnie przyjemnych zamiarów dolewała jedynie oliwy do ognia, który rozpętał się w mojej głowie. Zauważył, że z trudem próbuje się uspokoić, ale nic z tym faktem nie zrobił. Cały czas mnie trzymał w uścisku, nie pozwalając odetchnąć z ulgą. Zamknęłam więc oczy, oczekując ruchu z jego strony. Cicho parsknął śmiechem. Założę się, że nawet nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo mnie tym irytował.
-Mówiąc, że nie skłamałabym.-powiedziałam zgodnie z prawdą. Mój głos był stłumiony przez blokującą moje usta dłoń, ale wydawał się być nawet opanowany.
Nie miałam zamiaru prowokować go inną odpowiedzią. Nie wiedziałam do czego był zdolny i nie chciałam tego sprawdzać. Z rozmowy chłopaków w łazience mogłam wywnioskować, że wściekły Bartek nie jest przyjemnym rozmówcą, dlatego wolałam nie igrać z ogniem. Postanowiłam odpuścić i mieć nadzieję, że zaraz mnie uwolni. Przyszło mi to z trudem, ale nie widziałam lepszego wyjścia od ulegnięcia mu.
-Czyli się boisz?-wyszeptał mi do ucha. Moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz i mimowolnie dostałam gęsiej skórki.
-Tak.-powiedziałam, oczekując, że okaże się łaskawy i mnie uwolni.
Zacisnęłam dłonie w pięści. Nie wiedziałam, dlaczego Izy i Fabiana wciąż nie było. Przecież znalezienie komórki nie powinno zająć więcej niż kilku sekund, tym bardziej, że była przecież na widoku. Po chwili osiągnęłam częściową wolność. Zabrał dłoń z moich ust i mogłam normalnie złapać oddech. Spuściłam głowę. Nie chciałam, żeby mnie obserwował. Naprawdę miałam już dość, w przeciwieństwie do niego. Wydawało mi się, że dopiero się rozkręcał. Zaśmiał się cicho, drażniąc tym samym moje uszy.
-Naprawdę uważasz, że go zgubiłaś?-po raz kolejny wyszeptał mi do ucha.-Nie przyszło ci do głowy, że po prostu ci go zabrałem? Zawiodłaś mnie, Weronika. Oczekiwałem więcej po ulubienicy nauczycieli.
Dźwięk mojego imienia w jego ustach zaczynał mnie brzydzić, przyprawiać o mdłości. Słysząc je wypowiadane przez niego miałam wrażenie, że jest to moje przekleństwo. Myślałam o tym w sposób w jaki nigdy nie powinnam, a to wszystko przez niego. Dopiero po chwili dotarły do mnie jego słowa. W pierwszym momencie nie rozumiałam, co do mnie powiedział. Z czasem zaczęło do mnie docierać, że to nie była moja wina, że zgubiłam szkicownik. To wszystko on zaplanował. Najpierw się ucieszyłam, że to nie była wina mojej niezdarności. Później już mi nie było do śmiechu. Skoro on to wszystko uknuł od samego początku, to te wszystkie wydarzenia nie były zasługą przypadku. On sobie po prostu obrał mnie za cel do znęcania się. Chciał urządzić mi piekło, a najgorsze było to, że prawdopodobnie tylko przez swój kaprys. Nie chciałam być jedną z tych dziewczyn, które krzywdził. Czym sobie na to zasłużyłam?
-Dlaczego ja?-spytałam słabo, ledwo słyszalnie.
Ale usłyszał. Mimowolnie odwróciłam głowę w jego stronę. Patrzył na mnie z żałosnym uśmiechem wymalowanym na twarzy. W oczach mimo ciemności nas otaczającej dostrzegłam politowanie. Naprawdę bawiła go ta sytuacja. Bawił go mój smutek, mój strach. Oczy momentalnie zaszły mi łzami. Natychmiast odwróciłam głowę od jego szmaragdowych oczu. Nie chciałam mu dawać tej satysfakcji, że doprowadził mnie do płaczu. Przez chwilę milczał. Ta cisza między nami denerwowała mnie jeszcze bardziej niż jego słowa. Gdy coś mówił czas leciał szybciej, gdy milczeliśmy momentalnie zwalniał doprowadzając mnie do frustracji i szału.
          Postanowiłam chwycić się ostatniej deski ratunku. Sugerując się rozmową w łazience tylko to mi pozostawało. W sumie nie ryzykowałam nic. Bynajmniej nie ja. Ciężko i głośno westchnęłam. Zależało mi na tym by mnie teraz dobrze usłyszał.
-A co jeśli powiem prawdę Michałowi?-spytałam go.
Jego reakcja na moje pytanie zdziwiła mnie. Gdyby mnie wyśmiał nie przejęłabym się tym, ale on tylko głośno wypuścił powietrze z ust i mnie uwolnił. Spojrzałam zdziwiona na niego. Nie patrzył na mnie. Spoglądał na prawo, uważnie przyglądając się drzwiom do kantorku sprzątaczek. Mogłam odejść. Mogłam, ale tego nie robiłam. Sama nie wiedziałam czemu. Dostałam coś, o co modliłam się od kilku minut - wolność. Uwolnił mnie, a ja zamiast uciekać od niego jak najdalej stałam jak głupia i wpatrywałam się w niego. Przed chwilą doprowadzał mnie do paniki, więc dlaczego po prostu nie poszłam na lekcje? Trzymała mnie przy nim jakaś niewidzialna lina. Nie mogłam się ruszyć o krok. Po chwili przeniósł wzrok na mnie. Jego wzrok po raz kolejny wyrażał pustkę. Nie wiem, jak on to robił. Nie wiem, jak pozbywał się wszystkich uczuć. Niektóre sytuacje wykluczały to by miał serce z kamienia. Przykładem mogła być siatkówka i jego zaangażowanie w tą grę. Na boisku był zupełnie inną osobą. Tak wiele razy zadawałam sobie to pytanie: Kim on tak naprawdę był? Spoglądając na mnie głośno westchnął.
-Dlaczego nie idziesz?-spytał.-Masz wolną drogę. Przecież widzisz, że nawet nie będę próbował cię zatrzymać.
-Nie odpowiedziałeś mi na pytanie.-powiedziałam.
Starałam się by mój głos przybrał jak najbardziej oschły ton, jednak mi nie wyszło. W dodatku ostatecznie głos zaczął mi się łamać. Cicho wypuściłam powietrze z ust i po chwili wzięłam głęboki wdech. Bartek znów bacznie obserwował drzwi kantorku.Powoli zaczęłam odchodzić od niego. Teatralnie otrzepałam ubranie, sama nie wiem z czego. Wyciągnęłam z kieszeni telefon. Przeraziła mnie godzina. Minęło siedem minut lekcji. Poza tym miała dwa esemesy od Izy. W pierwszym napisała: Znaleźliśmy komórkę. Pójdziemy krótszą drogą. Spotkamy się pod klasą. Przeklęłam cicho pod nosem. A ja jak głupia oczekiwałam ratunku z ich strony, podczas gdy oni wybrali sobie skróty. Treść drugiej wiadomości bardziej mnie przeraziła: Weronika, gdzie jesteś?! Pani zorganizowała niezapowiedzianą kartkówkę. Powiedziała, że jak nie zjawisz się w przeciągu pięciu minut po lekcji idziesz do dyrektora. Streszczaj się, gdziekolwiek jesteś! Spróbuję kupić ci trochę więcej czasu. Szlag! Szybko schowałam komórkę do kieszeni i energicznym krokiem ruszyłam w stronę sali.
-Lepiej mu o tym nie mów.-usłyszałam Bartka. Zatrzymałam się.
-Dlaczego? Boicie się jego furii?-spytałam szybko, bo naprawdę nie miałam czasu na takie pogawędki.
-Jeśli wybuchnie kłótnia między nim a mną reszta chłopaków bezapelacyjnie poprze mnie.-powiedział od niechcenia. Bezczelnie przedłużał każdy wyraz.-W najgorszym wypadku dojdzie do bójki, a on nie ma szans. Jeśli chcesz go skrzywdzić to proszę bardzo. Mów mu sobie, co chcesz, ale to cię nie uwolni ode mnie.
Fuknęłam cicho pod nosem i jak najszybciej pobiegłam w stronę klasy od języka angielskiego.
         To nie tak, że nie przejęłam się jego słowami. Po prostu miałam ważniejszy problem na głowie - nauczycielka od angielskiego. Ona nienawidzi spóźnień! Jakby mogła to nawet za dwuminutowe spóźnienie wpisałaby nieobecność uczniowi. Miałam kłopoty. Dobrze wiem, że nawet mnie by nie oszczędziła. Ona nie robi wyjątków, nawet jeśli uczeń jest do przodu z materiałem o trzy lata i jest dla niej zawsze uprzejmy. Jedno spóźnienie - jest skreślony na zawsze. Nie zwracając uwagę na hałas jaki wydaję biegłam przez hol. Zatrzymałam się dopiero przed klasą. Szybko zapukałam. Jeszcze bardziej od spóźnień Koza nienawidziła braku manier. Nazywaliśmy ją tak, bo jej ulubionym zajęciem było zgłaszanie uczniów za drobne przewinienia do dyrektora i zmuszanie do zostania po lekcjach. Wszyscy taką odsiadkę nazywali "kozą". Stąd się wzięła jej ksywka. Naprawdę pokręcona nauczycielka. Całe szczęście była tylko na zastępstwo i w drugim semestrze miało już jej nie być. Jestem przekonana, że wszyscy licealiści z chęcią urządzą jej zabawę pożegnalną, życząc by w nowym miejscu pracy odniosła sporo sukcesów, tylko i wyłącznie dlatego by nie wracała do naszej szkoły nigdy więcej. Weszłam do klasy od razu po tym jak usłyszałam oschłe: Proszę. Świetnie, trafiłam na jej gorszy dzień. Otworzyłam drzwi z impetem, robiąc straszny hałas. Cicho syknęłam pod nosem. Mogłam postarać się o lepsze wejście. Nagle wyrosła przede mną postura niskiej, starszej czarnowłosej kobiety, ubranej w za dużą spódnicę i koszulę w kratę. Zaczęłam się przed nią nerwowo kłaniać, przepraszając za spóźnienie. Klasa się zaśmiała, a ona kazała mi wyciągnąć kartkę i w dwie minuty napisać dwadzieścia zdań, i je przetłumaczyć na polski oraz angielski. Odsłaniając mi tablicę uśmiechnęła się krzywo. Pokiwałam szybko głową. Dwie minuty to nie była powalająca ilość czasu, ale napisanie tej kartkówki wciąż było możliwe. Delikatnie uśmiechnęłam się pod nosem i zaczęłam pisać. Gdy Koza zbierała kartki nie zdołała ukryć zdziwienia na widok mojej zapełnionej pracy. W dodatku to nie było nic wyssane z palca. Byłam pewna, że wszystkie odpowiedzi miałam dobrze. Takimi kartkówkami nie była w stanie mnie złamać. Bynajmniej nie z tego przedmiotu, z którego pisanie sprawdzianów idzie mi najlepiej. Jak już wspominałam wcześniej - z angielskim mam styczność codziennie, więc taka niezapowiedziana kartkówka to był dla mnie pikuś. Po tym jak skończyła sprawdzać zaczęła czytać oceny. Dostałam piątkę, Iza też, a Fabian jak zwykle ślizgał się między dwóją a tróją. Ostatecznie ze względu na jego krytyczny stan w ocenach postanowiła okazać mu litość i wpisać mu tróję.
          Po lekcji Koza rozkazała, żebym została. Usiadła wygodnie w swoim krześle i zaczęła przeglądać dziennik. Podeszłam do jej biurka.
-Wytłumacz mi swoje dziesięciominutowe spóźnienie.-rozkazała, spoglądając na mnie surowo znad papierów.
Za mną stała Iza z Fabianem. Przysłuchiwali się temu, co mam do powiedzenia. Cóż, sama musiałam improwizować. Nie mogłam jej powiedzieć prawdy, bo pewnie by mi nie uwierzyła. Nauczyciele przestali zwracać uwagę na takie pojedyncze wyskoki Bartka. I choć brzmi to karygodnie taka była prawda. Robił to tak często, że nauczyciele po prostu to ignorowali. Dlatego uczniom, a właściwie uczennicom, pozostawała modlitwa o to by nie zainteresował się nimi, tak jak mną.
-Źle się poczułam, proszę pani.-powiedziałam szybko, spuszczając głowę.-Brzuch mnie rozbolał i musiałam pobiec do toalety.
Chwilę milczała. Ostatecznie zamknęła dziennik i spojrzała na mnie wyraźnie nad czymś się zastanawiając. Głośno przełknęłam ślinę, myśląc, że zaraz mnie zabije wzrokiem. Cicho westchnęła i wstała z krzesła. Spojrzałam na nią lekko zdziwiona.
-Ze względu na to, że zdołałaś napisać kartkówkę, wcale niełatwą w dwie minuty i jeszcze skończyłaś przed czasem mogę przymknąć na to oko. Ale to ma być ostatni raz. Następny poskutkuje wizytą u pana dyrektora.-pogroziła mi palcem.
Wdzięczna się uśmiechnęłam i energicznie pokiwałam głową. Odetchnęłam z ulgą i razem z Fabianem, i Izą wyszliśmy z klasy.
          Od razu po wyjściu Iza zaczęła mnie pytać o prawdziwy powód, przez który się spóźniłam. Zgromiłam ją wzrokiem, delikatnie kiwając głową na Kozę. Była za blisko nas bym mogła mówić o prawdziwym powodzie mojej chwilowej nieobecności na lekcjach. Iza pokiwała ze zrozumieniem głową. Gdy Koza spakowała ostatnie papiery, wzięła dziennik pod pachę i wyszła. W jednej ręce trzymała torbę, w drugiej laptopa, a pod pachą dzierżyła dziennik. Nie mogła poradzić sobie z zamknięciem klasy. Widok ten wywołał śmiech u moich znajomych z klasy. Wkurzona Koza położyła swój balast na jednej z ławek, zamknęła klasę i dumnie odeszła, zabierając swoje rzeczy. Gdy zniknęła nam z oczu mogłam odejść z Fabianem i Izą bardziej na ubocze. Nie chciałam, żeby ktoś nas przypadkiem usłyszał. Nie wszyscy w tej szkole byli mili. Niektórzy potrafili przekazać raz usłyszaną plotkę dalej aż doszłaby do nauczyciela. Później sprawa się komplikowała, bo było wyjaśnianie wszystkiego z uczniami i nauczycielami przy udziale dyrektora. Ta, dyrektor od siedmiu boleści. Nigdy nie opuszczał swojego biura. Ilekroć ktoś chciał do niego iść coś zgłosić to on zawsze był zajęty. Nigdy tam nie byłam, ale słyszałam od Izy, że w jego gabinecie śmierdzi kawą. No cóż, nasz dyrektor był uzależniony od kofeiny. Często jeździł sobie po świecie i zbierał z niego różnego rodzaju kawy. Jestem pewna, że w swojej gablotce miał chyba wszystkie jej rodzaje.
          Zaczęłam im powoli opowiadać, co zaszło między mną i Bartkiem. Na samo wspomnienie swojego strachu robiło mi się słabo. Ten chłopak robił ze mną co chciał i to mnie najbardziej frustrowało. Iza wsłuchiwała się w każde słowo, jakie jej powiedziałam. Fabian zgubił się pewnie na samym początku, ale i tak udawał, że uważnie słucha. Po tym jak skończyłam Iza ciężko westchnęła. Spojrzała na mnie z lekką irytacją w oczach.
-Dlaczego po prostu nie powiesz tego nauczycielom?-spytała mnie z rezygnacją w głosie.-Przecież, jeśli z tym nic nie zrobimy to on będzie kontynuował swój cyrk i w końcu cię wykończy. Ulżyj sobie i uwolnij się od niego.-dodała, kręcąc głową.
-Jakby to było takie proste już dawno bym to zrobiła.-lekko podniosłam głos.-Ale nie jest. To nie jest sprawa do załatwiania z nauczycielami.
-To w takim razie, co chcesz zrobić?-spytała podirytowana.-Zamierzasz czekać, cierpliwie znosić jego zachcianki? Wera, my mamy do czynienia z Bartkiem. Sama się od niego nie uwolnisz.-mówiła, kręcąc głową.-Może powinnaś powiedzieć rodzicom?
-Proszę cię, ile ja mam lat?-warknęłam.-Nie będę do nich biec z każdym moim problemem. Dajcie mi to rozwiązać po mojemu.-dodałam łagodniej.
-O ile prędzej się nie wykończysz.-wtrącił Fabian.
Pokręciłam głową z dezaprobatą i po prostu od nich odeszłam. Gdy zamierzali za mną iść krzyknęłam, że chcę pobyć sama.
          Wiem, że to co robiłam było dziecinne. Powinnam pójść z tym do nauczyciela. Powinnam im o tym powiedzieć. Może by coś zaradzili? Ale wolałam radzić sobie z tym sama, nie zwracając uwagi na próby pomocy ze strony moich przyjaciół. Nie wiem, czego miałam od nich oczekiwać. Chciałam rozwiązania, to mi je podali. To, że ono mi się nie podobało nie oznaczało, że było złe. Postanowiłam pospacerować korytarzami, tym razem nie opustoszałymi. Wybrałam te, gdzie aż roiło się od ludzi. Może tam byłam bezpieczniejsza? Schowałam dłonie do kieszeni dżinsów i ze spuszczoną głową chodziłam bez celu po szkole. Myślałam, że będę mogła porozmyślać nad tym, co się teraz stanie. Nic z tego. Moje myśli wypełniała pustka. Nie mogłam się na niczym skupić. Nie wiem, czy to było przez hałas, czy może przez za dużą ilość wydarzeń jednego dnia. Nagle na kogoś wpadłam. Odruchowo podniosłam wzrok i ujrzałam blond czuprynę i niebieskie oczy Michała. Widząc go powróciły do mnie wspomnienia rozmowy z Bartkiem. Cicho wypuściłam powietrze z ust, przypominając sobie jego słowa: Mów mu sobie, co chcesz, ale to i tak nie uwolni cię ode mnie. Czy naprawdę nawet on nie mógł być moim ratunkiem? Michał wyraźnie poczuł ulgę na mój widok, co mnie trochę zdziwiło. Zaczął rozmowę.
-Posłuchaj, ostatnio z pewnych przyczyn powiedziałem coś głupiego.-mówił, patrząc na mnie.-Chciałbym wiedzieć, czy wszystko w porządku z tobą? Nie masz jakichś problemów? Proszę, bądź ze mną szczera.
Spuściłam głowę, słysząc jego słowa. Jeśli to prawda, że to przez niego Bartek się mną zainteresował nie wiem, co powinnam zrobić. Z jednej strony na pewno nie chciał niczego złego zrobić, ale z drugiej zrobił. Nie chciałam go oskarżać, ale wszystko na niego wskazywało. Wątpliwości zaczęłam mieć, słysząc rozmowę w toalecie. Jego przyznanie się do winy mnie tylko upewniło. Nie chciałam w to wierzyć, że mógłby być zdolny do skazania mnie na takie męczarnie. Natychmiast odgoniłam od siebie te myśli. Michał był spokojnym, miłym i pogodnym nastolatkiem. Zawsze gdy z nim rozmawiałam na treningach poprawiał mi się nastrój. Na pewno nie chciałby mojej krzywdy. Tym bardziej, że przyznał się do winy.
-A jednak to prawda...-powiedziałam cicho pod nosem.
-Mówiłaś coś?-spytał mnie szybko.-Możesz powtórzyć?
Gdy już otwierałam usta zobaczyłam go. Zmierzał do nas. Domyśliłam się, że chce przekonać się, czy powiem o wszystkim Michałowi. Był naprawdę bezczelny, skoro sprawdzał to w taki sposób. Równie dobrze mógł to zrobić z ukrycia. Chociaż w sumie podchodząc chciał pewnie osiągnąć coś innego. Chciał doprowadzić do tego, żebym nic nie powiedziała. Chciał, żebym milczała. Michał spojrzał na niego trochę poirytowany.
-O czym z nią rozmawiasz?-spytał Bartek z fałszywym uśmiechem wymalowanym na twarzy. Nienawidziłam tego oglądać, tej przykrywki.
-O niczym ważnym. Możesz iść.-powiedział szybko Michał.-O czym mówiłaś, Weronika? Naprawdę proszę cię, nie okłamuj mnie.
Prosił mnie o szczerość, ale z drugiej strony ta szczerość mogłaby mu przysporzyć kłopotów. W najgorszym wypadku dojdzie do bójki, a on nie ma szans. Jeśli chcesz go skrzywdzić to proszę bardzo. Mów mu sobie, co chcesz, ale to cię nie uwolni ode mnie.- te słowa i jego obojętny głos odbijały się niczym echo w mojej głowie. Nie uwolni ode mnie - w szczególności to. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech. Wymusiłam lekki uśmiech. Tylko na taki mnie było stać w tamtej chwili.
-Mówiłam tylko, że to niemożliwe, Michał.-cicho się zaśmiałam.
Zdziwiło go to. W sumie nie tylko jego, Bartek również patrzył na mnie zdziwiony. Zdziwienie było pierwszym uczuciem jakie u niego ujrzałam. Na długo zapamiętam jego lekko otworzone usta i delikatnie szerzej otworzone oczy. Wyglądał o wiele lepiej, gdy niczego nie udawał. Po chwili się opanował i znów przywdział maskę obojętności. No tak, typowy on. Michał patrzył na mnie zdezorientowany.
-Weronika, wszytko w porządku?-spytał.-Dziwnie się zachowujesz.
-Ach, tak.-przytaknęłam.-Przepraszam, po prostu miałam niezapowiedzianą kartkówkę z angielskiego. Trochę mnie to zestresowało.-powiedziałam szybko.-Ale już jest ok. Mówiłeś coś o jakiejś głupocie? Przestań, Michał. Przecież ty zawsze myślisz dwadzieścia razy, zanim coś powiesz.-zaśmiałam się.-W przeciwieństwie do mnie.-dodałam ciszej.-W każdym razie wszystko jest w jak najlepszym porządku. Nie masz się o co martwić.
Cały czas go obserwowałam. Patrzył na mnie zdziwiony, ale po tym jak skończyłam zamknął oczy i głęboko odetchnął z ulgą. Uśmiechnął się do mnie promiennie i cicho się zaśmiał.
-To dobrze, ulżyło mi!-powiedział, nie kryjąc szczęścia.
          Powiedział coś do Bartka i zaczęli odchodzić. Gdy przestał na mnie patrzeć automatycznie uśmiech zszedł mi z twarzy. Powinnam była powiedzieć mu coś jeszcze. Coś, co powinno go uchronić przed resztą problemów związanymi ze mną. Nawet jeśli to on zapoczątkował w Bartku zainteresowanie mną to i tak było mi go szkoda. Widać było, że nie dawało mu to spokoju. Nie chciałam żyć ze świadomością tego. Lepiej by było jakby przestał się obwiniać i mógł żyć bez wyrzutów sumienia. Spojrzałam na nich. Nie byli jeszcze za daleko.
-Michał!-krzyknęłam.
Natychmiast się odwrócił i spojrzał lekko zdziwiony na mnie. Po chwili się uśmiechnął i zaczął znów iść w moim kierunku. Nie mogłam mu tego zrobić. Nie zniosłabym świadomości, że przeze mnie już się tak pięknie nie uśmiecha. Skarciłam się w myślach za to, że w ogóle planowałam mu powiedzieć prawdę. Mimo iż mnie prosił o szczerość to dla jego dobra musiałam go okłamać. Jednak musiałam go zmusić do czegoś jeszcze. Czegoś, czego w sumie nie chciałam.
-Tak, Weronika?-spytał uśmiechnięty.
Dwa słowa, Weronika. To tylko dwa słowa, a oszczędzą tobie i jemu kłopotów.-motywowałam się w myślach. Wzięłam głęboki wdech. Nastąpiła chwila ciszy, którą przerwał mój zdecydowany i stanowczy głos.
-Przestańmy rozmawiać.-wypowiedziałam to.

3. Akcja w toalecie.

          Test mi w sumie nie poszedł źle, bo znałam odpowiedzi na wszystkie pytania. Sprawdzian nie należał do najłatwiejszych, więc byłam przekonana, że nie licząc mnie może posypać się dużo gorszych ocen, ale to mnie nie interesowało. Sama pewnie też napisałam w nim kilka bzdur. W końcu zamiast myśleć nad pytaniami i sensownymi odpowiedziami to ja byłam myślami zupełnie gdzieś indziej. Na przerwie Iza z Fabianem rozmawiali na temat odpowiedzi i tego, co zaznaczali. Z tego, co usłyszałam nie poszło im wcale tak źle. Uznałam, że Iza dostanie mocną czwórę, a Fabian tróję. Co jakiś czas starali się wciągnąć mnie w ich dyskusję, ale ja usiadłam na parapecie i nie zwracałam na nich uwagi. Po kilku próbach Fabian odpuścił, w przeciwieństwie do Izy, która co chwilę zadawała mi jakieś pytanie. Nie odpowiadałam na nie, ale to jej nie zrażało. Czasem podziwiam to, jak zmieniła się w przeciągu tych kilku lat. W gimnazjum, widząc, że nie zwracam na nią uwagi odpuściłaby i udawała obrażoną. Za to w liceum sytuacja się zmieniła. Stała się zdecydowanie bardziej wytrwała i uparta, dlatego w końcu odpuściłam i również dołączyłam do rozmowy. Co jakiś czas udzielałam im krótkich odpowiedzi. Rzadko rozwijałam swoją wypowiedź, tak jak to zazwyczaj robię. Od razu zauważyli, że musiało się coś stać jeszcze. Oprócz stracenia szkicownika coś mnie dodatkowo dobiło. Na szczęście nie poruszali tego tematu. Bynajmniej nie Fabian. Iza ciągle dawała mi jasne znaki, że chce się czegoś o tym dowiedzieć, ale za każdym razem spotykała się z moją dezaprobatą. Jednak nie poddawała się.
           Przerwy, podobnie jak lekcje, nieustannie się dłużyły. Pewnie to była zasługa tego, że co pięć sekund spoglądałam na zegar znajdujący się nad tablicą, mając nadzieję, że zostało kilka minut do dzwonka. Na każdej przerwie Iza próbowała namówić mnie do tego, żebym cokolwiek powiedziała jej na temat sytuacji, która się wydarzyła, gdy się rozstaliśmy. Wytrwale milczałam. Co jakiś czas zdenerwowana mówiłam jej by dała sobie z tym spokój, bo i tak nic nie powiem. Później przekonała jeszcze Fabiana do tego, że powinni dowiedzieć się, co przed nimi ukrywam. Nie dawali mi chwili wytchnienia od nieustannych pytań. Mimo iż naprawdę nie chciałam nic im mówić w końcu miałam dość i zgodziłam im się wszystko opowiedzieć od początku do końca. Iza nie kryła radości i z tego wszystkiego przytuliła Fabiana. Parsknęłam śmiechem, widząc jego reakcję i czerwoną twarz mojej przyjaciółki, gdy zrozumiała, co zrobiła.
-Zapomnij o tym.-powiedziała szybko, spuszczając głowę.
-Wiesz, mi to w sumie nie przeszkadzało.-powiedział, drapiąc się po głowie.
          Nie chciałam, żeby Fabian tego słuchał. Izie mogłam powiedzieć o wszystkim, jemu wolałam nie zdradzać wszystkiego. Czasem nie rozumiał powagi sytuacji i zamiast podejść do moich wyznań na serio to on zaczynał sobie żartować. O ile Izę to nie wkurzało, a nawet czasem jej się podobała, tak mi działało to na nerwy. Zaraz po czwartej lekcji udałam się z Izą do toalety. Zawsze tam chodziłyśmy, gdy chciałyśmy porozmawiać o czymś na osobności. W towarzystwie innych uczniów bałybyśmy się, że ktoś nas podsłuchuje. Wiele razy rówieśnicy pytali nas, dlaczego tam chodzimy, ale my nigdy nie mówiłyśmy, bo przecież nikt by nas nie zrozumiał. Iza zaczęła nas prowadzić w stronę toalet na parterze. Nigdy chyba nie zrozumiem, jak to możliwe, że w niektórych miejscach w szkole po prostu nikogo nie ma. Uczniowie rzadko tamtędy przechodzą, a jeżeli już się to zdarzy to są to zazwyczaj pary, które boją się zostać wyłapane przez nauczycieli na całowaniu. Nienawidzę takich osób. Rozumiem, że może się "kochają", ale to nie zmusza ich do pokazywania tego na każdym kroku. Całkowicie zgadzam się z nauczycielami. Powinni zwracać uwagę za coś takiego. Jak chcą sobie okazywać miłość, to niech to robią poza terenem szkoły, bo nie chce się na to patrzeć. Tym razem nie było inaczej. Korytarz na parterze świecił pustkami. Jedynie gdzieś w rogu zauważyłyśmy sprzątaczki. Nie zwracając na nie uwagi Iza pociągnęła mnie do toalety. Po tym jak zamknęłam drzwi zaczęłam jej opowiadać, co się stało dzisiejszego ranka.
-Żartujesz.-skwitowała.-Chcesz mi przez to powiedzieć, że Bartek, ten Bartek, który każdą dziewczyną traktuje jak powietrze, prawie cię pocałował?- przekręciła wszystko. Słysząc to złapałam się za głowę.-No to jak to jest? Jednak nie chciał cię pocałować?-pytała, nerwowo gestykulując.
-Usłyszałaś jedynie to zdanie, że prawie mnie pocałował, pomijając już, że i tak to przekręciłaś?-spytałam zdenerwowana.
-Wera, ten twój monolog to był istny chaos. Dotarła do mnie jedynie ta wiadomość. Opowiedz jeszcze raz dokładniej.-poleciła mi Iza.
Ciężko westchnęłam i wykonałam jej polecenie. Zaczęłam jej opowiadać wszystko jeszcze raz od samego początku z większą dokładnością. Zwracałam więcej uwagi na szczegóły, żeby Iza tym razem lepiej zrozumiała o co mi chodzi. Co chwilę kiwała głową, patrząc na mnie uważnie, sygnalizując, że mnie rozumie i mogę mówić dalej. Gdy dotarłam do końca swojej wypowiedzi moja przyjaciółka cicho westchnęła i oparła się o ścianę. Wyraźnie nad czymś myślała. Sytuacja w jakiej się znalazłam była ciężka nawet dla mnie. Nie mogłam od niej oczekiwać by znalazła rozwiązanie tego problemu. Mogła mi jedynie pomagać, bo tylko to jej pozostawało. Spojrzałam na nią smutno z żalem w oczach. Chyba niepotrzebnie jej o tym wszystkim mówiłam. Zaczęłam tego żałować. Powinnam sama się z tym zmagać, a nie mieszać w to najbliższe mi osoby. To było nie w porządku wobec nich. Zawsze mi pomagali i byli przy mnie. Zrobili dla mnie już wystarczająco. Z tym problemem mogłam się zmierzyć sama, bo powiedzenie im o nim i tak nic by mi nie dało. Jedynie zaczęłoby ich to martwić nawet bardziej niż mnie, bo nie dość, że dręczyła by ich świadomość, że ich najlepsza przyjaciółka ma problemy, z którymi nie może dać sobie rady to w dodatku dręczyłoby ich poczucie bezsilności.
-Przepraszam, nie powinnam była ci mówić.-powiedziałam szczerze, podchodząc do niej. Spojrzała na mnie zdziwiona i od razu pokręciła głową.
-Co ty gadasz? Dobrze, że to zrobiłaś.-powiedziała szybko.-Po prostu nie wiem, jak...
-Mi pomóc?-przerwałam jej.-Tak, wiem.
-Nie, Wera.-zaprzeczyła.-Po prostu nie wiem, jak możesz tak myśleć. Jestem twoją przyjaciółką, tak?-spytała, na co pokiwałam szybko głową.-Dziewczyno, ile razy to ja do ciebie przybiegałam w gimnazjum, prosząc byś mi pomogła? Trochę tego było, prawda? A ty zawsze mi coś doradzałaś. To powiedz mi w takim razie, dlaczego nie może być na odwrót?-pytała, na co spuściłam głowę.-Też chcę ci pomóc. Ja się męczyłam, ukrywając swój ból przed każdym. Jestem twoją przyjaciółką i nie chcę byś czuła to samo. Dlaczego starasz się dusić to w sobie? Powinnaś od razu nam o tym powiedzieć, a nie zwlekać. Zrozum, że są rzeczy, z którymi sama sobie nie poradzisz. Musisz się takimi sprawami z nami dzielić, bo od tego jesteśmy. Nawet Fabian powinien wiedzieć o tym. Może by zażartował, ale założę się, że poprawiłby ci humor. Nawet nie myśl o obwinianiu siebie za to, że mi się zwierzyłaś, bo to nic strasznego. Znajdziemy rozwiązanie tego problemu razem i będziemy cię wspierać dopóki nie odzyskasz tego zeszytu.-powiedziała.
Przez całą jej wypowiedź wpatrywałam się w nią ze zaszklonymi od łez oczami. Nigdy żadna z nas nie powiedziała do drugiej czegoś takiego. Zazwyczaj takie informacje przekazywałyśmy sobie w e-mailach. Byłyśmy świadome, co druga osoba czuje, ale nigdy nie powiedziałyśmy sobie tego prosto w twarz. Dlatego tak wyglądała moja reakcja, na to co powiedziała. Często rozumiałyśmy się bez słów, jedynie spojrzeniami. Porównując naszą przyjaźń do innych płytkich relacji byłyśmy z siebie dumne. Mimo iż nasze początki nie były najlepsze to jestem szczęśliwa, że mimo dużej ilości kłótni, jakie w naszym życiu się odbyły, przetrwałyśmy to i mogłyśmy zostać przyjaciółkami. Powoli zaczęłam iść w jej kierunku. Przytuliłam ją, szepcząc do jej ucha: "Dziękuję.". Iza zaczęła nerwowo się starać uwolnić z mojego uścisku. Pokręciłam z zażenowaniem głową.
-Wera, wiesz, że nie lubię się przytulać i...
-Zamknij się.-powiedziałam stanowczo.
Zamilczała. Po chwili cicho się zaśmiała i też mnie objęła. Właśnie takie chwile lubiłam. Żadna z nas nie musiała nic mówić, a druga zawsze wiedziała o co chodzi. Coś takiego trzeba wypracowywać latami, ale gdy już się osiągnie cel satysfakcja z tego jest niesamowita. Nagle poczułam coś wilgotnego na moim prawym ramieniu, a po chwili usłyszałam cichy szloch. Zaśmiałam się cicho, domyślając się, że Iza płacze. Nie minęło dużo czasu, gdy poszłam w jej ślady. Stałyśmy tak dobre kilka minut, wypłakując się wzajemnie na swoich ramionach. Dobrze, że byłyśmy w toalecie. Nie wyobrażam sobie co by było gdybyśmy odstawiły tą scenę przed wszystkimi uczniami.
          Nagle usłyszałam otwierane drzwi. Jak oparzone odskoczyłyśmy od siebie z Izą i spojrzałyśmy, kto zakłócił nasz spokój. Zdziwił mnie widok Fabiana w drzwiach toalety. Patrzył na nas z rozbawieniem. Byłam pewna, że zaraz wybuchnie śmiechem i tak się stało. Omal nie tarzał się po podłodze z tego rozbawienia. Spojrzałyśmy na niego wściekłe, ale on nic sobie z tego nie zrobił. Pokręciłam z zażenowaniem głową i spojrzałam na Izę. Zaczęła nerwowo ocierać swoje policzki z łez. Gdy Fabian się opanował oczekiwałyśmy wyjaśnień z jego strony, bo przecież śmianie się ze swoich przyjaciółek jest niedopuszczalne. Nawet jeśli obydwie płaczą jest to złe.
-To wy nie wiecie, że jesteście w męskiej?-spytał, powstrzymując śmiech.
Spojrzałam z wyrzutem na Izę, która zrobiła krok w tył. Zaczęła się głupio uśmiechać, jakby miało to złagodzić moją złość. Chwyciłam ją za rękę i chciałam wyprowadzić z toalety. Jednak gdy stanęłam w drzwiach zobaczyłam Bartka, Tomka i Sebastiana. Byli daleko, więc mnie nie zauważyli, ale zmierzali w kierunku ubikacji. Że też akurat teraz ich tu przywiało!- przemknęło mi przez myśl. Zdawało mi się, że Bartek spojrzał w moją stronę i chytrze się uśmiechnął. Nie ukrywam, że przeraził mnie podobnie jak rano, ale postanowiłam zachować zimną krew i wycofać się. Uznałam, że to mi się tylko coś ubzdurało. Jedynym miejscem, w którym mogliśmy się schować była jedna z kabin. Zauważyłam, że Fabian już do jednej wchodzi. Natychmiast zamknęłam drzwi od toalety i wbiegłam do kabiny, ciągnąc za sobą Izę.
-Nie pytać. Iza, stawaj tu.-rozkazałam, opuszczając deskę i wskazując jej miejsce na lewej krawędzi sedesu. Stanęłam po przeciwnej stronie.-Fabian, wchodź tu i zamknij drzwi.
Gdy wszedł i zamknął drzwi do toalety ktoś wszedł. Fabian odruchowo zamknął kabinę na klucz. Pewnie, gdyby otworzyli drzwi nasz widok wywołałby u nich... No właśnie, co? Śmiech mi się wydaje mało prawdopodobny, chociaż tego nie wykluczam. Zauważyłam, że Iza kiwa głową i pokazuje mi kciuk uniesiony do góry. W sumie to dobrze, że akurat wtedy przyszedł Fabian. Gdyby go nie było Bartek i chłopacy weszliby do toalety w mało komfortowej dla mnie sytuacji. Poklepałam Fabiana po barku, chcąc mu pogratulować dobrego wyczucia czasu. Gdy spojrzał na mnie zdziwiony pokiwałam z uznaniem głową. Kompletnie zapomniałam o tym, jaki on jest.
-O co ci chodzi?-spytał.
Myślałam, że go uduszę! On nigdy nie umiał być poważny! Czy naprawdę nie zdawał sobie sprawy z tego w jakiej byliśmy sytuacji? Każdy, nawet najcichszy dźwięk przez nas wydany mógł się skończyć bardzo źle. Mogli nas łatwo zdemaskować. Co mi strzeliło do głowy by chować się z Fabianem? Mogłam się domyślić, że to nie skończy się dla nas dobrze. Naprawdę uważałam, że on chociaż na tą chwilę spoważnieje? Na szczęście powstrzymałam się od wydania jakiegokolwiek dźwięku, który dałby znać, że w kabinie jest ktoś jeszcze. Spojrzałam znacząco na Izę. Ta pokiwała głową. Dobrze wiem, że obydwie uznałyśmy, że później damy mu karę za to.
-Do kogo mówisz?-usłyszałam głos Sebastiana.
Czyli wszystkie nadzieje, że jednak nie usłyszeli Fabiana zniknęły. Zatkałam mu usta, żeby niczego nie powiedział. Wyszeptałam mu do ucha: Telefon. Pierwszy raz w życiu tak się bałam, że ktoś mnie usłyszy, dlatego wydawałam dźwięki jak najciszej potrafiłam. Równie dobrze mogłam mu wskazać gestami, co ma powiedzieć, ale ryzykowałabym tym samym, że źle mnie zrozumie. Wolałam mu dokładnie powiedzieć, niż słuchać jakichś bzdur przez niego wymyślonych.
-Rozmawiam przez telefon.-powiedział Fabian, a ja poczułam ulgę, że zrozumiał.
-To może ci go podać?-usłyszałam głos Tomka.-Leży tu jakiś.
Spojrzałam zdenerwowana na Fabiana, który przeszukiwał kieszenie. Słowo daję - kiedyś mu coś zrobię. Jak on mógł zostawić komórkę poza kabiną? No rozumiem, że on nie jest dziewczyną, która z telefonem nie umie rozstać się na pięć sekund, ale bez przesady. Tym bardziej teraz musiał to zrobić. Wybrał sobie najgorszy moment. Myślę, że mojego zdenerwowania wtedy nie da się opisać słowami. Sama dokładnie nie wiedziałam, co się wokół mnie dzieje. Liczyło się dla mnie jedynie to by oni się nie dowiedzieli, że jestem wraz z Izą w kabinie. Nagle usłyszałam śmiech, który wzbudził we mnie dodatkowe przerażenie. Nie wiem komu było tak zabawnie, ale dźwięk po chwili ustał. W myślach odetchnęłam z ulgą. Źle. Za wcześnie na radość. Oni wciąż tam byli. Nigdy się nie najadłam takiej ilości stresu w jednym dniu.
-Mamy ważniejszy interes.-usłyszałam jego głos.
Bartek miał już normalny ton głosu. Nie bałam się jego dźwięku, tak jak zaledwie kilka godzin temu. Trochę mnie to uspokoiło, bo mogło to znaczyć, że właśnie ratował nam skórę. Odciągnął ich od tematu Fabiana i jego "zaginionej komórki". Całe szczęście, bo nie wiedziałam jak mógłby to wytłumaczyć.
-Masz rację.-usłyszałam rozbawionego Tomka.
Nie wiedziałam i raczej nie chciałam wiedzieć, co go tak bawiło. Nie chciałam wtedy nad tym rozmyślać, więc uznałam, że zachowuje się tak przez cały dzień.
-To mówisz, że masz ją w garści?-spytał Sebastian.
Myślałam, że moje serce na tą jedną chwilę się zatrzymało. Co prawda nie miałam pewności, że mówili o mnie. Równie dobrze mogłaby to być inna dziewczyna. Jednak moje wątpliwości wzbudzały słowa Bartka rano: "Jeszcze mi się przydasz.". Poza tym on miał mój szkicownik. Chciałam go odzyskać i nie mylił się, że zrobię wszystko by to osiągnąć. To była prawda - miał mnie w garści. Mogłabym sobie odpuścić, ale zdecydowanie za bardzo przywiązuję się do rzeczy.
-Co planujesz z nią zrobić?-spytał Tomek.-Teoretycznie do niczego nam się nie przyda. Nie widzę potrzeb do tego by stresować jej biedną główkę.-zaśmiał się.
-Tomek, uważaj na słowa.-ostrzegł go Sebastian.-Nie mam ochoty użerać się z wkurzonym Bartkiem, a jak widzę - do tego chcesz doprowadzić.
-No co ty!-zaprzeczył Tomek.-Po prostu zastanawiam się nad tym, jak taka zwykła dziewczyna, typowa prymuska zawróciła mu w głowie.
Na chwilę zapanowała cisza. Wykorzystałam ją do tego by dotarły do mnie słowa wypowiedziane przez Tomka. Zawróciłam mu w głowie? Ktoś taki jak ja? Co to miało znaczyć? Otworzyłam lekko usta, próbując to pojąć. Iza spojrzała na mnie i poklepała po ramieniu. Spróbowałam spojrzeć na to inaczej. Chodziło im pewnie o to, że zainteresowałam go i chce mnie w jakiś sposób wykorzystać. Za to ja jak zwykle przekręciłam fakty i zaczęłam sobie wyobrażać nie wiadomo co.
-To Michał zmienił twoje podejście do niej, co nie?-wypalił Tomek.
Nie ukrywam, że zdziwiły mnie te słowa. Michał? Jedyny Michał, jakiego znałam w tej szkole był moim znajomym z treningów tenisa. Nigdy nie rozmawialiśmy w szkole. Jedynie wymienialiśmy krótkie: Cześć!. Żaden inny chłopak o tym imieniu, którego bym znała nie uczęszczał do tego liceum. O co chodziło? Zawsze sądziłam, że Michał uważa mnie za rywalkę na treningach, bo nieustannie graliśmy przeciwko sobie. Raz wygrywałam ja, raz on. Nasze pojedynki były bardzo ekscytujące i pełne akcji, dlatego nasz trener na każdych zajęciach pod koniec kazał nam rozegrać krótki mecz. A tu nagle rozmawia o mnie z kolegami? Nawet ja nigdy o nim z nikim nie rozmawiałam. Założę się, że nawet Iza i Fabian nie wiedzieli, że się znamy. Michał jest o rok starszy ode mnie, czyli jest w tej samej klasie, co Bartek. Od początku roku wiedziałam, że się kumplują. Często po treningach Michał zostawał i czekał aż Bartek skończy zajęcia. Później nie wiem, co robili, bo nigdy z nim nie zostałam. Z Michałem rozmawiałam jedynie na treningach. O dziwo nie były to krótkie rozmowy, a długie dyskusje. Nie wiem jak to możliwe, że zawsze mieliśmy o czym gadać. Kończył się jeden temat to od razu któreś z nas wymyślało kolejny. Często dostawaliśmy za te rozmowy burę od trenera. Jednak poza zajęciami nasz kontakt się kończył. Mieliśmy swoje numery telefonu, bo czasem gdy treningi były odwołane umawialiśmy się z innymi na orliku i graliśmy między sobą. Poza tymi okazjami w ogóle się ze sobą nie kontaktowaliśmy. Uważałam, że tylko na treningach przypominaliśmy sobie o swoim istnieniu. Wiedziałam, że muszę go o to wypytać na najbliższych zajęciach. Pozostawało jedynie pytanie: Jak to zrobić?, bo przecież nie zamierzałam go o to spytać prosto z mostu. Nie odważyłabym się na to.
-Michał sporo namieszał.-usłyszałam Bartka. Zaczęłam przysłuchiwać im się jeszcze uważniej.
-To jak ją wykorzystasz?-spytał Sebastian.-Z tego, co mówiłeś to jest jedyną, która oparła się twojemu urokowi.-zaśmiał się.
Po chwili zawtórowali mu Bartek i Tomek. Nie wiem, jak coś takiego mogło ich bawić. Nie rozumiałam, co było w tym śmiesznego.
-No to już ma u mnie plus.-powiedział Tomek.-Rzadko się zdarza by jakaś dziewczyna tego dokonała. Może nie jest tak głupia jak inne?
-Co chcesz przez to powiedzieć?-spytał lekko zdenerwowany Bartek.
-Spokojnie, nie o to mi chodziło.-Tomek zaczął się bronić.-Jak można być tak głupim i zakochać się w kimś takim jak ty?
-Chcesz mnie wkurzyć?-spytał podirytowany Bartek.
-Nie.-Tomek szybko zaprzeczył.-Ale spójrz na swoje zachowanie. Każdą dziewczynę, która do ciebie przybiegnie w podskokach odprawiasz z kwitkiem. Zimniejszej osoby od ciebie nigdy w życiu nie widziałem. Nie wiem, czy mam podziwiać te dziewczyny, które mimo tego się w tobie zakochują, czy powinienem być zażenowany ich głupotą.-zatrzymał się i wziął głęboki wdech.-Tylko nie zrozum tego źle.
-Ona się od nich nie różni.-skwitował Bartek.
Spuściłam głowę. Myślałam, że udało mi się ukryć przed nim prawdę.
-Rozumiem, ale jest jedną z tych, które za tobą nie latają.-powiedział Tomek.-A teraz w dodatku będzie ciebie unikać. Powinniśmy zapisać ten dzień w kalendarzu, bo coś takiego prędko po raz drugi się nie zdarzy.
-Do czego ci się przyda?-spytał Sebastian.-Pytam cię o to od samego rana. Udziel w końcu jakiejś odpowiedzi.-dodał zdenerwowany.
-Nie usatysfakcjonuje cię nią.-westchnął Bartek.
-Nie wiesz, co z nią zrobisz?-spytał Tomek.
-Nie powiem wam.-powiedział stanowczo.-To jest tajemnica.
-W takim razie lepiej powiedzieć Michałowi, że jego przyjaciółeczka od dzisiaj należy do ciebie.-powiedział Sebastian.-Pewnie go to nie ucieszy, ale lepiej przed nim tego nie kryć. Jest drugą osobą zaraz po Bartku, której nie chcę oglądać wkurzonej.-dodał poważnie.
-Więc nie powinniśmy mu o tym mówić.-powiedział Bartek od niechcenia.-Jeśli mu przekażesz, że zajmę się jego przyjaciółką to się wkurzy. Ostatniej rzeczy jakiej nam brakuje to kłótnie.
-Nie rozumiem, czemu ten temat wywołuje u niego taką irytację.-westchnął Tomek.-Przecież ty jej nic nie zrobisz, co nie?
W odpowiedzi usłyszałam jego śmiech. Liczyłam na coś innego. Miałam nadzieję, że zaprzeczy planom skrzywdzenia mnie albo cokolwiek innego, co wskaże mi jednoznacznie jego zamiary. Ten śmiech mógł oznaczać wszystko. Mógł wyśmiać pomysł Tomka i uznać go za nonsens, albo tym samym potwierdzić jego przypuszczenia. Jemu naprawdę sprawiało przyjemność trzymanie innych w niepewności.
          Po chwili usłyszałam zamykane drzwi. Fabian delikatnie wychylił się zza drzwi kabiny, a następnie sprawdził korytarz. Pokiwał głową, sygnalizując, że ich nie ma. Odetchnęłam z ulgą i też wyszłam z kabiny. Usiadłam na kafelkach, schowałam twarz w dłonie i zaczęłam głośno oddychać. Iza usiadła obok mnie.
-Jest źle, co nie?-spytała mnie.
-Nie uświadamiaj mi tego.-wyszeptałam.
-O co tu chodzi?-spytał zdezorientowany Fabian.-O kim mówił Bartek?
Iza opowiedziała mu wszystko od początku do końca. Słuchając jej zadawałam sobie pytanie: I ona uważała, że to ja chaotycznie tłumaczę? W jej wypowiedzi brakowało ładu i składu. Raz opowiadała o tym, co się działo na koniec, a po chwili wracała do początku. Cały czas powtarzała się, a główny nacisk kładła na przekazanie jak najwięcej o tym, jak Bartek "prawie mnie pocałował". Sama nie mogłam się w tym odnaleźć. Gdy skończyła Fabian pokiwał lekko głową. Nie wiem czy cokolwiek zrozumiał z jej wypowiedzi. Jestem przekonana, że gdybym sama nie uczestniczyła w tych wydarzeniach to nic bym nie pojęła.
-Chcesz mi przez to powiedzieć, że Bartek prawie ją pocałował?
-Gdzieś już to dziś słyszałam.-westchnęłam, przypominając sobie to samo pytanie Izy.
Nagle usłyszeliśmy dzwonek na lekcje. Trochę się zasiedzieliśmy w tej toalecie. Zabrałam swoje rzeczy, podobnie jak Iza i wyszliśmy we trójkę z pomieszczenia. Wolnym krokiem kierowaliśmy się w stronę sali od języka angielskiego. Nie mieliśmy dziś na szczęście już żadnych testów, więc bez stresu kroczyliśmy korytarzem. W ich obecności na chwilę zapomniałam o tym, co się wydarzyło w łazience. Hol powoli pustoszał, bo uczniowie zbierali się pod klasami, dlatego słychać było jedynie nasze kroki. Nagle Fabian się zatrzymał. Spojrzałyśmy z Izą zdziwione na niego.
-O co chodzi?-spytałam.-Dlaczego się zatrzymałeś?
-Chyba powinienem pójść po tą komórkę, co nie?-spytał.
-Fabian...-Iza westchnęła ciężko.-Wera, idź do klasy. Zaraz wrócimy.
Chwyciła go za rękę i pociągnęła z powrotem w stronę męskiej ubikacji. Uśmiechnęłam się delikatnie, widząc ich. Iza dosłownie ciągnęła go za sobą, a Fabian próbował nadążyć. Ten widok był naprawdę zabawny.
          Odwróciłam się i zaczęłam samotnie kroczyć korytarzem, kierując się do sali. Nienawidziłam tego. Gdy mój dobry humor zniknął pojawiła się panika. Puste pomieszczenie, ja sama, cisza jak makiem zasiał - nie znosiłam tego. Wtedy każdy dźwięk przyprawiał mnie o nieprzyjemne dreszcze. Przyspieszyłam kroku, bo chciałam jak najszybciej się stamtąd wydostać. Gdy już byłam niedaleko wyjścia z korytarza poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Odruchowo chciałam krzyknąć, ale ten ktoś zasłonił mi usta drugą dłonią. Zaciągnął mnie gdzieś na bok w ciemne miejsce. Gdy poczułam ciepły miętowy oddech na policzkach od razu wiedziałam kto to był. Zaczęłam się bać jeszcze bardziej. Przecież on niedawno zaśmiał się na pytanie, czy zamierza zrobić mi krzywdę, a teraz byliśmy we dwójkę. Nie widziałam go, bo trzymał mnie od tyłu, ale byłam pewna, że to był on. Do mojego ucha dotarło ciche parsknięcie śmiechem. Bez wątpliwości to był on. Tylko jego bawiłaby ta sytuacja w taki sposób. Zamknęłam oczy i starałam się uspokoić oddech, co mi średnio wychodziło, bo wciąż zasłaniał mi usta.
-Wiesz, że nieładnie podsłuchiwać?-wyszeptał mi do ucha.-I jak? Boisz się? Myślisz, że się skrzywdzę?-powiedział, wzmacniając uścisk na moim lewym ramieniu.
Mrs Black bajkowe-szablony