Gdy dotarły do mnie jego słowa postanowiłam uciec. Uciec, jak najdalej od tego tłumu, który się tam zrobił. Gdyby to było możliwe chciałabym też uciec ze szkoły. Ostatnią rzeczą jakiej w tamtej chwili chciałam było spotkanie z Bartkiem. Szybko wbiegłam do szkoły. Licealiści spojrzeli na mnie zdziwieni. Pewnie widzieli to zbiegowisko na zewnątrz, a widok zdyszanej i zapłakanej dziewczyny jeszcze bardziej ich zaciekawił. Szybkim krokiem skierowałam się w stronę toalety. Specjalnie wybrałam dosyć ryzykowną drogę. Dlaczego? Idąc tym korytarzem na prawo od drzwi wejściowych mogło się spotkać z dosyć nieciekawymi chłopakami. Jednym słowem: chuligani. Osoby, które zawsze coś przeskrobią, ich temat poruszany jest przez dyrektora na każdym apelu, wzbudzają strach wśród innych uczniów, a u niektórych respekt. Nie wiem, jakim trzeba być człowiekiem by podziwiać kogoś takiego. Jednak to była moja jedyna droga. Nie miałam ochoty zmagać się z innymi uczniami i pytaniami typu: "Co się stało?". Bo co miałam odpowiedzieć? Prawdy nie mogłam, a kłamstwo by wyczuli. Czasem wkurzał mnie fakt, że uczniowie mojego liceum są tak spostrzegawczy. Akurat wtedy miałam szczęście, bo korytarz był opustoszały i bez większych problemów dotarłam pod drzwi do damskiej ubikacji. Szybko je otworzyłam i podbiegłam do zlewu. Wyjęłam z torby chusteczki i spojrzałam w lustro. Nienawidziłam wyglądu mojej twarzy, gdy płakałam. Byłam cała czerwona. Policzki miałam cały czas wilgotne i ciepłe, mimo chłodnego dnia. Już powoli się uspokajałam. Łapałam oddech, a czerwień schodziła z mojej twarzy. Ucieszył mnie ten fakt, ale nie wystarczająco by poprawić mój zły humor. Wciąż nie mogłam wyjść z szoku po tym, czego się dowiedziałam. Jak mogłam byś tak nieostrożna? Jak mogłam dopuścić do tego by moja najcenniejsza rzecz trafiła w niepowołane ręce? Byłam strasznie zła i w myślach niejednokrotnie zwyzywałam siebie. Nawilżyłam chusteczkę strumieniem zimnej wody i przyłożyłam do twarzy. Cicho syknęłam, czując chłód drażniący moje policzki. Zacisnęłam palce na moim swetrze i powoli ocierałam twarz mokrą chusteczką. Gdy spojrzałam z powrotem w lustro wyglądałam w miarę normalnie. Oczy już nie były zaczerwienione, ani tym bardziej twarz. Wycelowałam chusteczką do kosza. Po twarzy przemknął mi cień uśmiechu, widząc, że trafiłam. Rzut za trzy punkty.-pomyślałam, na co się uśmiechnęłam. Chwyciłam plecak i wyszłam z toalety.
Gdy zamknęłam za sobą drzwi stanęłam jak wryta. Przede mną stał Bartek, który trzymał w dłoni mój szkicownik. Myślałam, że to kolejny zły sen i chciałam się z niego obudzić. Jego widok wywołał u mnie zdziwienie, ale zaraz po tym ustąpiło to przerażeniu. Bartek patrzył na mnie wzrokiem, z którego nic nie mogłam wyczytać. Nie wiedziałam, czy chce mi coś zrobić, czy będzie miły. To drugie było niemożliwe. Inaczej wyobrażałam sobie naszą pierwszą rozmowę. W tamtej chwili żadnemu z nas nie było do śmiechu. Ani mi, ani tym bardziej jemu. Cały czas mnie obserwował, jakby czegoś wyczekiwał. Domyśliłam się, że już widział te rysunki. Najgorszy scenariusz mojego koszmaru odgrywał się właśnie w realu.
-Zamierzasz się odezwać, czy czekasz aż ja coś powiem?-spytał.
O to mi właśnie chodziło. Chciałam, żeby to on najpierw się odezwał. W ten sposób choćby w najmniejszym stopniu planowałam poznać jego humor i aktualny nastrój, który miał mi wskazać czy powinnam się bać. Nie wydawał się być zły, ale też nie był miły. W sumie nie wiem, czego oczekiwałam. Że nagle stanę się wyjątkiem? Błagam, to było niemożliwe. Nie mogłam być tą jedyną dziewczyną, która wzbudziłaby jego zainteresowanie.
-To twoje, prawda?-spytał, wskazując na szkicownik.
Miałam ochotę z całej siły uderzyć się w głowę. Może wybiłabym sobie pomysły na podpisywanie się pod każdym rysunkiem? Lekko pokiwałam głową, odwracając wzrok. Bałam się zobaczyć jego reakcję. Znałam go jedynie z widzenia i treningów, więc nie wiedziałam czego mogłam się po nim spodziewać. O dziwo moje milczenie go nie denerwowało. Wręcz przeciwnie - stał spokojnie, obserwując mnie, jakby czekał aż ja coś powiem. Przyniosło mi to chwilową ulgę, ale nie na długo. Wciąż musiałam pamiętać, kim on był i jaki był jego charakter. Umiał doskonale udawać, skoro nie spostrzegłam się na treningach jaki jest w rzeczywistości. Chociaż w sumie nie byłam pewna, czy udawał. Głośno westchnął i oparł się o ścianę. Chyba traciła się mu cierpliwość. Mogłam się odezwać, ale nie chciałam. Bałam się, w sumie nie wiem czego. W tamtej chwili to właśnie cisza i milczenie miało być najlepszym rozwiązaniem. Przynajmniej do momentu, w którym się zdenerwuje. Tego raczej nie chciałam osiągnąć.
-Weronika, tak?-spytał, na co szybko pokiwałam głową.
Nie wiem dlaczego poczułam się bardzo dziwnie po tym, jak wypowiedział moje imię. W jego ustach to brzmiało tak pięknie. To był pierwszy raz, gdy usłyszałam jego w miarę miły ton głosu i pierwszy raz, gdy tak mi się spodobał dźwięk mojego imienia. Natychmiast skarciłam się w myślach. Musiałam cały czas zachować spokój i nie dać się ponieść fantazji, bo to był klucz do mojej zguby. Pokiwał lekko głową. Czar prysł. Spodziewałam się, że tak będzie, ale naprawdę tego nie chciałam. W jednej chwili Bartek znalazł się obok mnie przyciskając do ściany. Po korytarzu rozniósł się dźwięk uderzającego o ziemię zeszytu. Był strasznie blisko. Jego twarz była tak blisko mojej, że mogłam poczuć na twarzy jego ciepły oddech. Może w innych okolicznościach ta sytuacja by mnie nie wystraszyła, ale w tamtej chwili jego wzrok, którego w dalszym ciągu nie mogłam odczytać przerażał mnie. Ze strachu wstrzymałam oddech, obawiając się, że jeśli zrobię coś, co mu się nie spodoba nieźle oberwę.
-A teraz grzecznie mi wytłumacz, co to ma znaczyć.-wycedził przez zęby. Lekko mnie opluł, ale to mnie najmniej interesowało w tamtej chwili.-Chyba nie muszę ci tłumaczyć, o co mi chodzi, co?
Szybko pokręciłam głową, dając znać, że rozumiem. Oczywiste było, że chodziło mu o rysunki przedstawiające go. Od jakiegoś czasu rysowałam go. Wiem, że może to zabrzmieć dziwnie i można mnie uznać za wariatkę. Ale co poradzę na to, że jak coś mi się spodoba i utkwi w mojej głowie to automatycznie przelewam myśli na papier w postaci rysunków? Większego pecha mieć nie mogłam. Dlaczego to akurat on musiał znaleźć ten szkicownik? Chyba nigdy nie poznam odpowiedzi. Przerażona uciekałam wzrokiem od jego twarzy, ale za każdym razem, gdy to robiłam on rozkazywał bym spojrzała na niego. Nie wiedziałam od czego zacząć, dlatego moje milczenie się przedłużało. Za nic w świecie nie powiedziałabym mu prawdziwego powodu tego, dlaczego go rysowałam. Po pierwsze: uznałby mnie za wariatkę, którą w sumie jestem. Po drugie: nie przeszłoby mi to przez gardło. Przerażona spojrzałam na niego. Jego bliskość zdecydowanie za bardzo mnie stresowała. Nie mogłam porządnie zebrać myśli, czując jego oddech.
-Możesz się odsunąć?-spytałam cicho.
Dopiero po chwili zorientowałam się, jak żałośnie to brzmi. Zachowywałam się, jak nie ja. W życiu nie pozwoliłabym komuś przejąć nade mną kontrolę. Czułam wstyd do samej siebie. Jak mogłam być tak uległa? Powinnam okazać zdecydowanie więcej stanowczości. Pewnie właśnie o to mu chodziło - chciał mnie wystraszyć, a ja jak głupia wpadłam w tą jego "zabawę". Usłyszałam, jak cicho parsknął śmiechem. Pewnie gdyby mnie tym nie wkurzył uznałabym, że w bardzo słodki sposób to robi. Jednak dźwięk, który potwierdzał moje przypuszczenia, że bawi go mój strach. Po raz pierwszy w naszej konwersacji spojrzałam na niego poirytowana. Nie ukrywał, że zdziwiła go moja nagła zmiana charakteru. Chytry uśmieszek zszedł mu z twarzy i uwolnił mnie. Gdy odszedł na kilka kroków w końcu mogłam złapać powietrze, które trzymałam przez całą tą ciszę. Co jakiś czas tylko łapałam go trochę, żeby się nie udusić. Gdy zaczęłam normalnie oddychać poczułam ulgę. Po tym jak się opanowałam spojrzałam na Bartka. Zauważyłam, że obok niego na podłodze leżał mój szkicownik. Nie był zbyt daleko mnie, więc miałam możliwość chwycić go i uciec, jak najszybciej mogę. To jednak odpadało, bo mogłam się założyć, że długo uciekać nie będę. W końcu wysportowane ciało mojego rozmówcy nie było na pokaz. Po coś je wykorzystywał, więc w ucieczce nie miałabym z nim żadnych szans. Ponoć świat do odważnych należy - wolałam tego jednak nie testować. Bartek, widząc, że spoglądam na czarny zeszyt bezczelnie zabrał mi go z przed nosa i spojrzał wyczekująco na mnie. Byłam nawet nieźle przygotowana, więc pozostawało mi mieć nadzieję, że nabiorę go na moje kłamstwo.
-Ktoś taki, jak ty tego nie zrozumie.-powiedziałam stanowczo.
O to mi chodziło! Wreszcie opanowałam zmysły i mogłam z nim rozmawiać jak chciałam. Okazując swoje słabości poszerzałam jedynie jego pole do manewru, co mogło jedynie powiększać moje przerażenie. W duchu pogratulowałam sobie, krzycząc: Dobrze, Weronika! Chciałam się lekko uśmiechnąć, ale powstrzymałam ten odruch. Miałam go przystopować, nie wkurzyć. Póki był trzymany na odpowiednim dystansie miałam szanse na dokończenie tej rozmowy i odzyskanie mojego zeszytu. Przy okazji uszłabym z życiem. Oczywiście, to przenośnia.
-Ach, tak? Więc czego nie zrozumiem?-warknął.-Że ci się spodobałem i dostałaś takiego bzika na moim punkcie, że zaczęłaś masywnie produkować moje karykatury?
Naprawdę zaczynał mnie wnerwiać, ale jeszcze bardziej wkurzał mnie sposób w jaki mógł ze mnie odczytać wszystko. Trafił w dziesiątkę, jeśli chodzi o powód, przez który w tak dużych ilościach tworzyłam jego podobizny. Jednak musiałam odstawić przedstawienie, bo wiedziałam jak kończą dziewczyny, które się w nim zakochały. Obiera je sobie za cel i zwyczajnie się nad nimi znęca. Przecież to jest szczyt chamstwa by ktoś tak pogrywał z osobami, które go kochają. Musiałam trzymać się wytrwale planu.
-To jest coś, co zrozumie tylko ktoś, kto interesuje się rysowaniem na poziomie zaawansowanym.-powiedziałam, na co on znów parsknął śmiechem.
-Uważasz, że te bazgroły to poziom zaawansowany? Nie próbuj mnie rozśmieszyć.
Z trudem trzymałam nerwy na wodzy. Wchodzenie z nim w awantury nie było dobrym rozwiązaniem, bo coś takiego zawsze kończy się źle. Poza tym to było jasne jak słońce, że chciał mnie sprowokować. O nie! Nie ze mną te numery! Od zawsze byłam osobą, która łatwo się wkurzała, dlatego chcąc unikać niepotrzebnych awantur musiałam nauczyć się ukrywać swoją złość. Wreszcie te treningi na coś się przydały. Nigdy bym nie pomyślała, że będę wdzięczna osobom, które nieustannie truły mi życie w przeszłości.
-Nie interesuje mnie, co o tym sądzisz. To mój prywatny zeszyt i nie muszę się starać by komukolwiek się to spodobało.-powiedziałam spokojnie, wskazując czarny szkicownik.-Wracając do tematu, nie mam ochoty tłumaczyć ci, o co mi chodzi z tym poziomem zaawansowanym, bo zwyczajnie uznasz to za żart. Mogłabym to zrobić, ale nie chcę marnować czasu.
Patrzył na mnie przez chwilę, jakby moja wypowiedź zmusiła go do głębszych refleksji. Czekałam cierpliwie aż coś powie. W duchu miałam nadzieję, że zaraz odda mi ten szkicownik i odejdziemy w swoje strony, jakby ta rozmowa nigdy nie miała miejsca. Mi by to jak najbardziej pasowało. Jemu pewnie też, bo co by mu dało zmuszanie mnie do wykonywania jego zachcianek? Dodatkowej pewności siebie dodawał mi fakt, że byłam chyba jedyną dziewczyną w tej szkole, która rozmawiała z nim tak spokojnie. W sumie to były tylko pozory. W środku cała się trzęsłam, obawiając się, że jedno złe słowo źle dobrane nie będzie wróżyło dla mnie niczego dobrego. Nie mam pojęcia skąd to przerażenie, że może mi coś zrobić. Po prostu mam taki charakter, że niektóre rzeczy za bardzo wyolbrzymiam. Nic na to nie poradzę.
-Czego chcesz?-spytałam prosto z mostu. Miałam dość jego gierek. Chciałam się w końcu dowiedzieć, o co mu chodzi i odzyskać swój szkicownik.
-O czym mówisz?
-Co mam zrobić by odzyskać szkicownik?-spytałam lekko poddenerwowana.
-Chcesz szkicownik?-spytał.
Myślałam, że stroi sobie ze mnie kolejne żarty. Spodziewałam się po nim większego rozumu. Uznałam, że jego głupie pytania to kolejna próba wyprowadzenia mnie z równowagi. Jego niedoczekanie. Nie dam się tak łatwo podejść.-powtarzałam w myślach. Wzięłam głęboki wdech, by uspokoić poddenerwowany głos.
-Tak.-potwierdziłam, kiwając głową.-Inaczej bym z tobą nie rozmawiała.
-Trzeba było mówić od razu.-powiedział.
Otworzyłam szerzej oczy, gdy wyciągnął dłoń w moim kierunku, podając szkicownik. Myślałam, że znów sobie ze mną pogrywa, dlatego zwlekałam z odebraniem go. Nerwowo spoglądałam to na niego, to na zeszyt, nie wierząc, że mi go oddaje. W środku zaczęłam się gotować. Bałam się, udawałam, starałam się na nic? Po to by tak po prostu dostać ten zeszyt? Czy naprawdę te najprostsze rozwiązania są najskuteczniejsze? Niepewnie wyciągnęłam dłoń w jego kierunku. Gdy już prawie chwytałam swój szkicownik Bartek nagle zabrał mi go. Wiedziałam. To było zbyt piękne, by mogło być prawdziwe. Trzymając rękę cały czas w powietrzu spojrzałam wściekła na niego. Uśmiechał się chytrze, podrzucając mój zeszyt. Miałam ochotę mu go wyrwać, ale z trudem się powstrzymywałam. Już i tak nie umiałam zachować spokoju.
-Naprawdę uważałaś, że od tak ci go oddam?-spytał.
-Mogłam się domyślić, że to żart.-powiedziałam.
I znów powtórka z rozrywki. Upuścił szkicownik i przybił mnie do ściany. Tym razem mnie nie wystraszył, a jedynie bardziej wkurzył. Bezczelnie sobie ze mną pogrywał a jedyne, co mogłam zrobić to udawać przed nim spokojną, bo w czymś innym nie miałam z nim szans. Ostatecznie wyszła z tego klapa, a ja znów byłam przybita do ściany, oczekując jego ruchu. Uśmiech nie znikał mu z twarzy, co wywoływało u mnie większą irytację. Nagle zrobił coś czego w życiu bym się nie spodziewała. Zaczął zbliżać swoją twarz do mojej. Otworzyłam szeroko oczy, co poszerzyło jedynie jego uśmiech. Naprawdę go nie rozumiałam. Oprócz tego, co widziałam w szkole mogłam się jedynie domyślać, co robi z dziewczynami, które się w nim zakochują. Był sprytniejszy niż myślałam. Doskonale wiedział, jak pogrywać uczuciami dziewczyn mimo iż nie spędzał z nimi za wiele czasu. Gdy nasze twarze dzielił jakiś centymetr wreszcie się zatrzymał i parsknął śmiechem, spoglądając w moje szeroko otwarte oczy. Chwycił delikatnie mój podbródek i podniósł moją głowę, by jeszcze bardziej, o ile mógł, zmniejszyć dystans między nami. Nie wiedziałam, co zamierza, ale wątpiłam w to, że posunie się jeszcze dalej, co skończyć się mogło tylko w jeden sposób - pocałunkiem. Przecież to było niemożliwe. Po prostu się mną po raz kolejny bawił.
-Jeszcze mi się przydasz.-powiedział.
Czułam jego oddech bardzo dobrze. Jego ciepły miętowy oddech muskał moją skórę. Chciałam od niego uciec, jak najszybciej, zanim postradałabym zmysły. Jakbym tylko była w stanie, rozwaliłabym tą ścianę, do której mnie przyciskał. Głośno przełknęłam ślinę, co nie uszło jego uwadze. Jeszcze szerzej się uśmiechnął. Na szczęście zabrał dłoń z mojego podbródka, dając mi trochę więcej przestrzeni. Jednak dystans między nami wciąż się nie zmienił. Mimo to starałam się uspokoić, wmawiając sobie, że znów histeryzuję.
-Naprawdę mi się przydasz. Do zobaczenia.-powiedział.-Na pewno się jeszcze spotkamy. W końcu będzie chciało to odzyskać.
Odsunął się, wziął szkicownik z podłogi i zaczął się oddalać. Odetchnęłam z ulgą i po chwili usiadłam pod ścianą. Schowałam twarz w dłonie. Nie docierało do mnie, co się stało. To było po prostu za wiele, jak na jeden raz. Chciałam gdzieś uciec i już nigdy nie wracać.
Rozmyślenia przerwał mi dzwonek na lekcje. Czyli już była ósma. Nie wiem, ile czasu zajęła mi rozmowa z nim, ale wiedziałam, że muszę się pospieszyć. Zarzuciłam torbę na ramię, która jakimś sposobem znalazła się kilka metrów ode mnie. Ruszyłam szybkim tempem w stronę sali do chemii. Przez te wszystkie wydarzenia zapomniałam, że piszę test. Gdy znalazłam się na głównym holu od razu zauważyłam Izę i Fabiana. Podbiegłam do nich i razem udaliśmy się pod klasę. Nieustannie pytali mnie o to, czy wszystko w porządku. Nie chciałam rozmawiać, o tym co się wydarzyło. Byłam święcie przekonana, że to wydarzenie było jedynie preludium do prawdziwego koszmaru, który Bartek miał mi urządzić. Punktualnie z dźwiękiem drugiego dzwonka pod klasą znalazła się nauczycielka chemii. Widząc arkusze papieru pod jej pachą zrozumiałam, że mogę pozbyć się nadziei, że zapomniała o teście. Miałam nadzieję, że pójdzie mi dobrze, mimo faktu, iż myślami byłam kompletnie gdzieś indziej. W ciszy weszliśmy do klasy i zajęliśmy miejsca. Wyjęliśmy długopisy i kartki jako brudnopis. Pani rozdała testy równo dwie minuty po drugim dzwonku. Na tą jedną godzinę chciałam się skupić, jak najlepiej mogłam. Wiedziałam, że i tak to wydarzenie z przed zaledwie kilku minut będzie mnie dręczyło przez najbliższe tygodnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz