środa, 20 kwietnia 2016

5. Wypadek.

          Udało mi się. Powiedziałam to. Nie było łatwo, bo gardło ściskała mi gula, której nie mogłam się pozbyć. Wymówienie choćby słowa nie było możliwe. Bałam się, że go tym zranię i się nie myliłam. Spojrzał na mnie zdezorientowany, jakby myślał, że się przesłyszał. Cały czas jednak patrzyłam na niego poważnie. Wiedział, że dobrze usłyszał. W pierwszej chwili zaraz po tym, jak mu powiedziałam chciałam uciec. Chciałam go opuścić, bo tak mi było wygodniej. Całe szczęście się powstrzymałam. Zachowałabym się jak tchórz, a jemu przecież należą się wyjaśnienia mojej decyzji. Niby niczym nie zawinił, że miałam takie problemy. Nawet jeśli to on sprawił, że Bartek się mną zainteresował to go nie winię za to. Jestem przekonana, że tego nie chciał. Michał był po prostu takim chłopakiem. Nigdy nie sprawiał kłopotów, był miły dla każdego. Nie chciał nikogo ranić i zawsze się uśmiechał. Treningi bez niego nie byłyby takie same. Zabrakłoby w nich tego śmiechu, tej radości z życia i pogodnego ducha. Dlaczego to on nie mógł być tym, w którym się zakochałam? To on był tym moim wymarzonym ideałem. Może nie należał do najprzystojniejszych, ale to charakter jest ważniejszy. Serce nie sługa i wybrało mi jego przeciwieństwo. Oschłego typa, który czerpie radość z krzywdzenia innych. Widziałam, że chciał coś powiedzieć, ale nie wiedział co. Otwierał usta kilka razy, ale po chwili je zamykał. Miałam dość tego widoku, jak męczy się. Postanowiłam mu wszystko wytłumaczyć. Oczywiście, musiałam skłamać.
-To nie tak, że już nigdy. Po prostu w szkole siebie unikajmy.-zatrzymałam się.-Nie chcę, żebyś zrozumiał mnie źle, ale nie chcę niczego zmieniać. Utrzymujmy kontakt tylko na treningach, dobrze?
-A co to za różnica czy jesteśmy w szkole, czy na treningu?-wykrztusił z siebie, patrząc na mnie smutno. Głos mu drżał.
-Duża.-wyszeptałam, ale nie usłyszał tego.-Przecież cały czas tak było. Po co to zmieniać?-spytałam, starając się brzmieć jak najbardziej zdecydowanie.
-A dlaczego nie możemy?-spytał łamiącym się głosem.-Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi. Dlaczego tak nagle zachciało ci się zmian?
-Zmian? Przecież ja ich właśnie nie chcę.-powiedziałam lekko zirytowana.-Przyjaźnią nazywasz rozmowę tylko na treningach? W szkole nawet mi głupiego cześć nie powiesz, jeśli się pierwsza nie odezwę. Towarzystwo zabrania ci kontaktowania się z kimś innym?-spytałam, wskazując na Bartka, który cały czas mnie obserwował.-Nawet jeśli to mnie to nie interesuje. Masz własne zdanie, Michał. A ja nie jestem zabawką. Przychodzisz do mnie, gdy okazuje się, że prawdopodobnie wpakowałeś mnie w kłopoty? Jakie kłopoty? Chcę wiedzieć! Powiedziałeś coś komuś o mnie? To z innymi o mnie rozmawiasz, a ze mną już nie?
Mówiłam, jakbym była w jakimś amoku. Nie wiem skąd wziął się ten wybuch. Przed chwilą było mi go żal, ale słysząc, że nazywa nas przyjaciółmi coś mnie tknęło. To nie jest przyjaźń. Przyjaźnią nie można nazwać rozmów odbywających się dwa razy w tygodniu po godzinę tak naprawdę o niczym. Może i powiedziałabym mu jakiś swój sekret, ale nie dlatego, że był moim "przyjacielem". Zdawałam sobie sprawę, że mógł mnie wysłuchać i coś zaradzić, ale to wszystko. Uznawałam go za kolegę. Przyjaźń i koleżeństwo to nie to samo. Trzeba umieć to odróżnić, jeśli chce się owego przyjaciela zdobyć. Jakbym każdą osobą, z którą łączyła mnie taka relacja jak z Michałem nazywała przyjacielem to w szkole miałabym ich mnóstwo. Jednak mam teoretycznie tylko dwóch, którym mogę powiedzieć o wszystkim i wiem, że mi pomogą. Ja nie oczekuję pomocy, ja wiem, że ją dostanę.
-Masz rację.-powiedział, spuszczając głowę.
-Z czym mam rację?-spytałam łagodniej.
-Powiedziałem komuś o tobie.-powiedział ciszej.
I tak to usłyszałam. Domyślanie się prawdy, a bycie jej pewnym jest czymś zupełnie innym. Różnica między nimi jest większa niż może się zdawać. Właśnie to poczułam, gdy usłyszałam jego słowa. Podświadomie wciąż miałam nadzieję, że tego nie zrobił, ale z każdym jego kolejnym słowem ją powoli traciłam. Spuściłam głowę, nie chcąc na niego patrzeć.
-Dokładniej jemu.-wskazał na Bartka.
          Czułam się jakby serce miało mi zaraz stanąć. Spojrzałam słabo z przerażeniem na Bartka. Obserwował nas w ciszy. Nie wtrącał się, ale gdy zauważył, że na niego patrzę cicho westchnął. Oparł się o ścianę, włożył dłonie do kieszeni swoich dżinsów i tak stał. Zamknął oczy. W jednej chwili wypełniło mnie wiele uczuć. Zdziwienie, szok, a najbardziej złość na Michała. Jak on mógł to zrobić? Już nie chodziło mi o to, że rozmawiał z kimś o mnie. Rozmawiał o mnie z Nim. Nie uwierzyłabym, jakby powiedział, że nie wiedział jaki jest Bartek. Kumplował się z nim, więc co mu strzeliło do głowy by mu wspominać o mnie? Michał nie był głupi. Mógł przewidzieć czym poskutkuje rozmowa na mój temat.
-Co mu powiedziałeś?-spytałam zła, głośno przełykając ślinę.
Milczał. Wybrał najgorszą możliwą odpowiedź - ciszę. Oznaczało to, że lepiej jeśli nie będę znać odpowiedzi. Patrzyłam na niego wściekła, ale on wciąż uparcie milczał. Straciłam ochotę na rozmowę z nim. Planowałam mu jedynie powiedzieć dlaczego chcę przestać z nim rozmawiać w szkole. Nie chciałam odejść wściekła na niego. Gwałtownie się odwróciłam do niego plecami i już chciałam odchodzić, jednak zanim to zrobiłam chciałam dowiedzieć się czegoś jeszcze. Chciałam wiedzieć, czy był świadomy tego co robi.
-Powiedziałeś to pod naciskiem, czy sam z siebie?-spytałam, odwracając głowę w jego stronę.-Tylko bądź szczery i tak już nic nie stracisz.
-Sam zacząłem rozmowę na twój temat.-powiedział szybko. Zacisnęłam dłonie w pięści.-Nie prosił mnie o nic, jeśli o to ci chodzi.
-Tyle mi wystarczy.-powiedziałam i zaczęłam odchodzić.
-Weronika, zaczekaj!-krzyknął. Postanowiłam spełnić jego prośbę, bo chciałam usłyszeć jego wyjaśnienia.-To naprawdę nie było nic złego. Nie obraziłem cię, ani nic w tym stylu...
-To co mu powiedziałeś?-spytałam, gromiąc go surowym spojrzeniem z rękami założonymi na klatce piersiowej. Zapadła cisza.
-Nie mów jej.-usłyszałam Bartka.
Automatycznie mój wzrok przeniósł się na niego. Nie zmienił swojej pozycji. Wciąż stał oparty o ścianę, trzymając dłonie w kieszeni. Sądziłam, że nas nie słucha. Wydawał się być taki nieobecny podczas mojej rozmowy z Michałem. Później zrozumiałam, co powiedział. W mojej głowie powstał jeszcze większy mętlik, którego nie potrafiłam uporządkować. Dlaczego Michał miał mi nic nie mówić? Przecież ja sama chciałam to wiedzieć. A to, że Bartek tak zareagował jedynie spotęgowało moją ciekawość. Chciałam mu powiedzieć, żeby się nie mieszał, ale zrezygnowałam. Zbyt duża pewność siebie mogła mnie sporo kosztować później, bo na pewno za niedługo znów się spotkamy, a wtedy mogłabym mieć kolejne nieprzyjemne doświadczenia.
-Przecież widzisz jak się zachowuje.-powiedział od niechcenia, masując swój kark.-To nie doprowadzi do niczego lepszego.
          Spojrzałam na Michała wyczekująco. Spuścił głowę i wciąż milczał. Głośno westchnęłam i odeszłam od nich. Kątem oka zauważyłam, że Michał też odchodzi. Sfrustrowana przyspieszyłam kroku. Kierowałam się pod salę od matematyki. Miałam cichą nadzieję, że pani Woźniewska nie pójdzie w ślady Kozy i nie zrobi nam kartkówki. Z matematyką problemów nie miałam, ale w tamtej chwili zrobiłabym masę błędów w obliczeniach. Miałam dość tego dnia. Najpierw uświadomiłam sobie, że zgubiłam, a raczej ukradziono mi szkicownik i poszłam zapłakana do toalety. Gdy wychodziłam miałam niezbyt przyjemną konfrontację z Bartkiem. Później podsłuchałam rozmowę Bartka i jego kolegów. Następnie Bartek mnie wystraszył i przetrzymał tak długo, że spóźniłam się na angielski i musiałam pisać kartkówkę w dwie minuty. Później omal nie wylądowałam u dyrektora. Na końcu pokłóciłam się z Izą i Fabianem, przez co poszłam się przejść, i wpadłam na Michała. Dowiedziałam się prawdy i wiem, że coś przede mną ukrywa. Pokręcony dzień, który jeszcze trwał.
          Nagle zauważyłam Izę, siedzącą na ławce. Podbiegłam do niej i usiadłam obok. Spojrzała na mnie i lekko się uśmiechnęła.
-Ochłonęłaś?-spytała cicho.
-Przepraszam.-wypaliłam.-Nie powinnam tak na was naskakiwać. Chcieliście mi tylko pomóc, a ja na was nakrzyczałam.
-W sumie ty też masz trochę racji.-westchnęła cicho.-Za niedługo będziemy dorośli. To chyba odpowiedni czas by zacząć uczyć się samemu rozwiązywać problemy. Jeśli tak bardzo ci zależy to chyba nie powinnaś tego mówić nauczycielom. Chyba musimy poczekać na dalszy przebieg wydarzeń i mieć nadzieję, że Bartek nie zrobi czegoś gorszego.-dodała niepewnie.
-Masz rację, pozostaje nam czekać.-pokiwałam głową z aprobatą.-Gdzie Fabian?-postanowiłam zmienić temat, wykorzystując fakt, że mojego przyjaciela nie było w okolicy.
-Koza kazała mu przyjść do gabinetu dyrektora.
-Co zrobił?-spytałam zaciekawiona.
-Podobno zwalił z parapetów wszystkie rośliny w doniczkach obok wyjścia ewakuacyjnego na tyłach szkoły.-powiedziała, cicho śmiejąc się.
-Podobno?
-Twierdził, że je tylko podlewał.
Obydwie się zaśmiałyśmy. Fabian robił czasem naprawdę niemożliwe rzeczy, których normalny uczeń nigdy by nie zrobił. Robił to tylko dlatego, żeby zaimponować innym uczniom. Dziwny wybrał sobie sposób, ale mi to nie przeszkadzało. Był kimś kto umiał mnie rozśmieszyć nawet jak byłam smutna. Na szczęście czasem wstrzymywał się z żartami i starał się zachować powagę sytuacji. Raz na przedstawieniu w gimnazjum, gdy grał narratora stał przed całą szkołą, wliczając w to jeszcze rodziców niektórych uczniów. To było pożegnanie klas trzecich, które organizowała nasza klasa. Czytał tekst z kartki. Opanował go perfekcyjnie i ani razu się nie pomylił. Iza dumna mówiła mi do ucha, że w końcu do czegoś się przyłożył. W pewnym momencie przestał czytać, spojrzał na uczniów i powiedział: Zapomniałem tekstu. Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Jedynie nauczyciele, którzy organizowali apel zaczęli na niego wrzeszczeć. Ostatecznie dokończył swoją kwestię. Po nim weszła Iza. Iza jest osobą, którą naprawdę łatwo czasem rozśmieszyć. Wystarczy powiedzieć jedno słowo, a ona wybucha śmiechem. Warunkiem musi być to, że to słowo ma odbiegać całkowicie od tematu, na który się z nią rozmawia i musi brzmieć dosyć śmiesznie, np. podczas rozmowy o temacie pracy na zajęcia artystyczne padnie słowo: rabarbar. Może się to wydać śmieszne, ale Iza wybuchnie śmiechem. Najgorsze jest to, że jej śmiech jest strasznie zaraźliwy. Właśnie ten fakt postanowił wykorzystać Fabian. Gdy Iza zaczęła mówić swoją kwestię podczas przedstawienia, której uczyła się na pamięć on powiedział dosyć głośno: Iza, masz może czosnek? Powiedział to takim tonem, że Iza mimo presji występu wybuchnęła śmiechem. Innymi słowy, Fabian sprawił, że pożegnanie trzecioklasistów było bardzo oryginalne i niezapomniane. Szkoda tylko, że został wyproszony do klasy. Później miał problemy przez swój wybryk, ale się tym nie przejął. Po chwili zadzwonił dzwonek.
          Fabian gdzieś zniknął. Lekcje mijały, a on cały czas się nie zjawiał. Dopiero po ostatniej lekcji, gdy z Izą zasiadałyśmy już w autobusie raczył nas powiadomić, że musiał za karę sprzątać toalety. Teoretycznie nie było go na lekcjach i nie musiał się uczyć, ale z tego co napisał w esemesie sprzątanie było o wiele gorsze i jeszcze nie skończył. Zrobiło mi się go szkoda, ale z drugiej strony chyba tylko on umie zwalić doniczki, podlewając rośliny. Przez całą drogę powrotną Iza trajkotała tylko o nim i o tym jak jej go szkoda. W pewnym momencie myślałam, że wyskoczę przez okno. Gdy Iza zaczęła o czymś gadać to mogła tylko o tym rozmawiać. Udawałam, że ją słuchałam, ale w rzeczywistości myślałam o czymś zupełnie innym. Cały czas moją głowę nurtowało wydarzenie z Michałem. Chciałam znać odpowiedź na moje pytanie. Co powiedział Bartkowi? Czy to było coś bardzo strasznego? Najchętniej przestałabym się do niego już w ogóle odzywać, ale coś takiego było zbyt dziecinne. Miałam szesnaście lat - musiałam już przestać stosować dziecięce techniki. Iza zauważyła, że jej nie słucham. Myślałam, że będzie zła, ale uśmiechnęła się i oparła głowę o siedzenie. Jechałyśmy w ciszy. Byłam jej za to wdzięczna, że nie próbowała ze mną rozmawiać. Potrzebowałam ciszy i skupienia, dlatego jak najszybciej chciałam wrócić do domu, rzucić się na łóżko i iść spać. Sen był najlepszym lekiem na wszystko, przynajmniej dla mnie. Życie ci się wali? Masz już wszystkiego dość? Idź spać - to mój sposób. Później za każdym razem, gdy wstaję przez kilka pierwszych chwil mam wrażenie, że to był zły sen. Następnie boleśnie przypominam sobie, że to żałosna rzeczywistość.
          Nie spostrzegłam, gdy już znalazłam się pod domem. Przegapiłabym przystanek, gdyby nie inna uczennica, która jeździ ze mną autobusem. Całe szczęście zauważyła, że nie zwracam uwagi na to gdzie jesteśmy i poklepała mnie po plecach, mówiąc, że chyba tu wysiadam. Była cała czerwona ze wstydu, gdy mi to mówiła, ale opanowała się gdy szybko jej podziękowałam i wybiegłam z autobusu. Kierowca był poddenerwowany tą sytuacją, bo już zaczął ruszać, ale wyjątkowo się zatrzymał i mnie wypuścił. Wpadłam do domu jak oszalała. Dobrze, że mama była w pracy, bo dostałabym burę, że nie wolno trzaskać drzwiami. Nie miałam ochoty na żadne rozmowy, więc minęłam tatę w korytarzu i pobiegłam na górę. Nasz dom miał piętro, które w całości należało do mnie. Miałam tam sypialnię, osobny pokój z komputerem, tak jakby mój "gabinet", mały korytarz z dwoma komodami i garderobę, bardzo ubogą, bo miała jedynie dwa wieszaki. Zostawiłam torbę rzuciłam się na łóżko w moim pokoju, co można było dobrze usłyszeć. Strasznie zaskrzypiało i sądziłam, że za chwilę je połamię. Schowałam głowę w poduszkę, oczekując snu. Zanim zdążyłam się wygodnie ułożyć na łóżku usłyszałam kroki. Spojrzałam na drzwi do mojego pokoju, w których stał tata.
-Wszystko w porządku?-spytał zmartwiony.
-Tak, jestem po prostu zmęczona.-powiedziałam szybko.
Tata lekko pokiwał głową. Nie chciałam mu mówić prawdy. Lepiej, jeśli i on, i mama nie będą jej znali. Oszczędzę sobie ciągłych pytań, stresu w szkole i marnowania im czasu. Bartek wywierał na mnie wrażenie chłopaka, którego nie interesuje zdanie dorosłych. Rodzice by mu nagadali, a on puściłby to mimo uszom i wciąż byłoby to samo. W najgorszym wypadku rodzice zmieniliby mi szkołę. Wiem, że byliby do tego zdolni a tego bym nie wytrzymała. Przecież bez Izy i Fabiana nie dałbym sobie rady. Miałam szesnaście lat i to był najwyższy czas by rodzice przestali załatwiać te sprawy za mnie. Musiałam się uczyć powoli tego "dorosłego" życia, bo już za trzy lata będę musiała się usamodzielnić i iść na studia. Tata cały czas stał w przejściu. Spojrzałam na niego pytająco.
-Pan Rafał dzwonił do mamy.-powiedział.-Przekazał, że dziś organizuje trening dla chętnych, bo ma wolne w pracy. Chce żebyś się zjawiła. Mama powiedziała, że przyjedziesz. Przyszykuj się, za godzinę wyjeżdżamy.
Po chwili wyszedł i zostawił mnie samą. No błagam, tylko nie to. Miałam jechać na trening i grać z Michałem po naszej kłótni. Byłam przekonana, że się zjawi. Najchętniej zostałabym w domu, ale wiedziałam, że nie przekonam taty. Mamę mogłam, ale tata zawsze był nieugięty i kazał mi jeździć na wszystkie treningi. Cicho westchnęłam i zaczęłam się pakować. Wyciągnęłam z szafy czarną torbę sportową i sprawdziłam jej zawartość. Wyjęłam ręcznik i siedem pustych butelek po wodzie. Moje powroty z treningów zazwyczaj kończyły się rzuceniem torby w kąt i pójściem odpocząć, więc nie miałam jak zrobić porządku. Wyrzuciłam butelki do worka na plastik w piwnicy i wyjęłam z szafki czysty ręcznik. Wpakowałam go do torby, biorąc po drodze pełną butelkę wody. Mieliśmy zapas wody w butelka półlitrowych na jednej z szafek. Starczał mi co najmniej na dwa tygodnie. Poszłam jeszcze raz na górę przebrać się w strój sportowy. Założyłam luźną koszulkę, dresowe spodnie i związałam włosy w wysokiego kucyka. Jak na złość męczyłam się z tym kilka minut. Nienawidziłam ich czesać, bo zawsze znalazło się miejsce, w którym mi wychodziły, psując ład całej mojej fryzury. Wyciągnęłam kilka kosmyków na wierzch, żeby moje włosy nie sprawiały wrażenia idealnie ułożonych. Byłam gotowa. Spojrzałam na zegarek. Było dwadzieścia minut po piętnastej, gdy tata zawołał mnie na obiad. Cicho westchnęłam i zarzuciłam torbę na ramię. Po drodze z garderoby wyciągnęłam jeszcze rakietę i byłam w stu procentach gotowa na trening.
          Gdy zbiegałam po schodach na drugim stopniu straciłam równowagę. Poślizgnęłam się. To były sekundy, gdy w jednej chwili znalazłam się na dole. Wszystko mnie bolało, a najbardziej lewy bok brzucha i lewa noga. Całe moje ciało przeszywał nieznośny ból przez co nie mogłam się ruszyć. W oczach po raz kolejny dzisiejszego dnia stanęły mi łzy. Tata, słysząc hałas od razu zjawił się obok mnie. Gdy zobaczył moje ciało leżące bezwładnie na ziemi przeraził się. Natychmiast przykucnął obok i spytał, co mnie boli, i czy dam radę sama wstać. Momentalnie pokręciłam głową. Tata poszedł gdzieś zadzwonić. Ból roznosił moje ciało. W pewnym momencie już nie mogłam wytrzymać i się rozpłakałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mrs Black bajkowe-szablony