poniedziałek, 18 kwietnia 2016

4. "Nie uwolni ode mnie."

          Wzięłam głęboki wdech i wydech. Na szczęście Bartek poluzował uścisk na moich ustach, więc mogłam w miarę normalnie oddychać. W miarę, bo wciąż mnie krępował. Starałam się zachować spokój, który był w tamtym momencie najcenniejszy. Jednak świadomość, że jesteśmy sami a on na pewno nie ma wobec mnie przyjemnych zamiarów dolewała jedynie oliwy do ognia, który rozpętał się w mojej głowie. Zauważył, że z trudem próbuje się uspokoić, ale nic z tym faktem nie zrobił. Cały czas mnie trzymał w uścisku, nie pozwalając odetchnąć z ulgą. Zamknęłam więc oczy, oczekując ruchu z jego strony. Cicho parsknął śmiechem. Założę się, że nawet nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo mnie tym irytował.
-Mówiąc, że nie skłamałabym.-powiedziałam zgodnie z prawdą. Mój głos był stłumiony przez blokującą moje usta dłoń, ale wydawał się być nawet opanowany.
Nie miałam zamiaru prowokować go inną odpowiedzią. Nie wiedziałam do czego był zdolny i nie chciałam tego sprawdzać. Z rozmowy chłopaków w łazience mogłam wywnioskować, że wściekły Bartek nie jest przyjemnym rozmówcą, dlatego wolałam nie igrać z ogniem. Postanowiłam odpuścić i mieć nadzieję, że zaraz mnie uwolni. Przyszło mi to z trudem, ale nie widziałam lepszego wyjścia od ulegnięcia mu.
-Czyli się boisz?-wyszeptał mi do ucha. Moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz i mimowolnie dostałam gęsiej skórki.
-Tak.-powiedziałam, oczekując, że okaże się łaskawy i mnie uwolni.
Zacisnęłam dłonie w pięści. Nie wiedziałam, dlaczego Izy i Fabiana wciąż nie było. Przecież znalezienie komórki nie powinno zająć więcej niż kilku sekund, tym bardziej, że była przecież na widoku. Po chwili osiągnęłam częściową wolność. Zabrał dłoń z moich ust i mogłam normalnie złapać oddech. Spuściłam głowę. Nie chciałam, żeby mnie obserwował. Naprawdę miałam już dość, w przeciwieństwie do niego. Wydawało mi się, że dopiero się rozkręcał. Zaśmiał się cicho, drażniąc tym samym moje uszy.
-Naprawdę uważasz, że go zgubiłaś?-po raz kolejny wyszeptał mi do ucha.-Nie przyszło ci do głowy, że po prostu ci go zabrałem? Zawiodłaś mnie, Weronika. Oczekiwałem więcej po ulubienicy nauczycieli.
Dźwięk mojego imienia w jego ustach zaczynał mnie brzydzić, przyprawiać o mdłości. Słysząc je wypowiadane przez niego miałam wrażenie, że jest to moje przekleństwo. Myślałam o tym w sposób w jaki nigdy nie powinnam, a to wszystko przez niego. Dopiero po chwili dotarły do mnie jego słowa. W pierwszym momencie nie rozumiałam, co do mnie powiedział. Z czasem zaczęło do mnie docierać, że to nie była moja wina, że zgubiłam szkicownik. To wszystko on zaplanował. Najpierw się ucieszyłam, że to nie była wina mojej niezdarności. Później już mi nie było do śmiechu. Skoro on to wszystko uknuł od samego początku, to te wszystkie wydarzenia nie były zasługą przypadku. On sobie po prostu obrał mnie za cel do znęcania się. Chciał urządzić mi piekło, a najgorsze było to, że prawdopodobnie tylko przez swój kaprys. Nie chciałam być jedną z tych dziewczyn, które krzywdził. Czym sobie na to zasłużyłam?
-Dlaczego ja?-spytałam słabo, ledwo słyszalnie.
Ale usłyszał. Mimowolnie odwróciłam głowę w jego stronę. Patrzył na mnie z żałosnym uśmiechem wymalowanym na twarzy. W oczach mimo ciemności nas otaczającej dostrzegłam politowanie. Naprawdę bawiła go ta sytuacja. Bawił go mój smutek, mój strach. Oczy momentalnie zaszły mi łzami. Natychmiast odwróciłam głowę od jego szmaragdowych oczu. Nie chciałam mu dawać tej satysfakcji, że doprowadził mnie do płaczu. Przez chwilę milczał. Ta cisza między nami denerwowała mnie jeszcze bardziej niż jego słowa. Gdy coś mówił czas leciał szybciej, gdy milczeliśmy momentalnie zwalniał doprowadzając mnie do frustracji i szału.
          Postanowiłam chwycić się ostatniej deski ratunku. Sugerując się rozmową w łazience tylko to mi pozostawało. W sumie nie ryzykowałam nic. Bynajmniej nie ja. Ciężko i głośno westchnęłam. Zależało mi na tym by mnie teraz dobrze usłyszał.
-A co jeśli powiem prawdę Michałowi?-spytałam go.
Jego reakcja na moje pytanie zdziwiła mnie. Gdyby mnie wyśmiał nie przejęłabym się tym, ale on tylko głośno wypuścił powietrze z ust i mnie uwolnił. Spojrzałam zdziwiona na niego. Nie patrzył na mnie. Spoglądał na prawo, uważnie przyglądając się drzwiom do kantorku sprzątaczek. Mogłam odejść. Mogłam, ale tego nie robiłam. Sama nie wiedziałam czemu. Dostałam coś, o co modliłam się od kilku minut - wolność. Uwolnił mnie, a ja zamiast uciekać od niego jak najdalej stałam jak głupia i wpatrywałam się w niego. Przed chwilą doprowadzał mnie do paniki, więc dlaczego po prostu nie poszłam na lekcje? Trzymała mnie przy nim jakaś niewidzialna lina. Nie mogłam się ruszyć o krok. Po chwili przeniósł wzrok na mnie. Jego wzrok po raz kolejny wyrażał pustkę. Nie wiem, jak on to robił. Nie wiem, jak pozbywał się wszystkich uczuć. Niektóre sytuacje wykluczały to by miał serce z kamienia. Przykładem mogła być siatkówka i jego zaangażowanie w tą grę. Na boisku był zupełnie inną osobą. Tak wiele razy zadawałam sobie to pytanie: Kim on tak naprawdę był? Spoglądając na mnie głośno westchnął.
-Dlaczego nie idziesz?-spytał.-Masz wolną drogę. Przecież widzisz, że nawet nie będę próbował cię zatrzymać.
-Nie odpowiedziałeś mi na pytanie.-powiedziałam.
Starałam się by mój głos przybrał jak najbardziej oschły ton, jednak mi nie wyszło. W dodatku ostatecznie głos zaczął mi się łamać. Cicho wypuściłam powietrze z ust i po chwili wzięłam głęboki wdech. Bartek znów bacznie obserwował drzwi kantorku.Powoli zaczęłam odchodzić od niego. Teatralnie otrzepałam ubranie, sama nie wiem z czego. Wyciągnęłam z kieszeni telefon. Przeraziła mnie godzina. Minęło siedem minut lekcji. Poza tym miała dwa esemesy od Izy. W pierwszym napisała: Znaleźliśmy komórkę. Pójdziemy krótszą drogą. Spotkamy się pod klasą. Przeklęłam cicho pod nosem. A ja jak głupia oczekiwałam ratunku z ich strony, podczas gdy oni wybrali sobie skróty. Treść drugiej wiadomości bardziej mnie przeraziła: Weronika, gdzie jesteś?! Pani zorganizowała niezapowiedzianą kartkówkę. Powiedziała, że jak nie zjawisz się w przeciągu pięciu minut po lekcji idziesz do dyrektora. Streszczaj się, gdziekolwiek jesteś! Spróbuję kupić ci trochę więcej czasu. Szlag! Szybko schowałam komórkę do kieszeni i energicznym krokiem ruszyłam w stronę sali.
-Lepiej mu o tym nie mów.-usłyszałam Bartka. Zatrzymałam się.
-Dlaczego? Boicie się jego furii?-spytałam szybko, bo naprawdę nie miałam czasu na takie pogawędki.
-Jeśli wybuchnie kłótnia między nim a mną reszta chłopaków bezapelacyjnie poprze mnie.-powiedział od niechcenia. Bezczelnie przedłużał każdy wyraz.-W najgorszym wypadku dojdzie do bójki, a on nie ma szans. Jeśli chcesz go skrzywdzić to proszę bardzo. Mów mu sobie, co chcesz, ale to cię nie uwolni ode mnie.
Fuknęłam cicho pod nosem i jak najszybciej pobiegłam w stronę klasy od języka angielskiego.
         To nie tak, że nie przejęłam się jego słowami. Po prostu miałam ważniejszy problem na głowie - nauczycielka od angielskiego. Ona nienawidzi spóźnień! Jakby mogła to nawet za dwuminutowe spóźnienie wpisałaby nieobecność uczniowi. Miałam kłopoty. Dobrze wiem, że nawet mnie by nie oszczędziła. Ona nie robi wyjątków, nawet jeśli uczeń jest do przodu z materiałem o trzy lata i jest dla niej zawsze uprzejmy. Jedno spóźnienie - jest skreślony na zawsze. Nie zwracając uwagę na hałas jaki wydaję biegłam przez hol. Zatrzymałam się dopiero przed klasą. Szybko zapukałam. Jeszcze bardziej od spóźnień Koza nienawidziła braku manier. Nazywaliśmy ją tak, bo jej ulubionym zajęciem było zgłaszanie uczniów za drobne przewinienia do dyrektora i zmuszanie do zostania po lekcjach. Wszyscy taką odsiadkę nazywali "kozą". Stąd się wzięła jej ksywka. Naprawdę pokręcona nauczycielka. Całe szczęście była tylko na zastępstwo i w drugim semestrze miało już jej nie być. Jestem przekonana, że wszyscy licealiści z chęcią urządzą jej zabawę pożegnalną, życząc by w nowym miejscu pracy odniosła sporo sukcesów, tylko i wyłącznie dlatego by nie wracała do naszej szkoły nigdy więcej. Weszłam do klasy od razu po tym jak usłyszałam oschłe: Proszę. Świetnie, trafiłam na jej gorszy dzień. Otworzyłam drzwi z impetem, robiąc straszny hałas. Cicho syknęłam pod nosem. Mogłam postarać się o lepsze wejście. Nagle wyrosła przede mną postura niskiej, starszej czarnowłosej kobiety, ubranej w za dużą spódnicę i koszulę w kratę. Zaczęłam się przed nią nerwowo kłaniać, przepraszając za spóźnienie. Klasa się zaśmiała, a ona kazała mi wyciągnąć kartkę i w dwie minuty napisać dwadzieścia zdań, i je przetłumaczyć na polski oraz angielski. Odsłaniając mi tablicę uśmiechnęła się krzywo. Pokiwałam szybko głową. Dwie minuty to nie była powalająca ilość czasu, ale napisanie tej kartkówki wciąż było możliwe. Delikatnie uśmiechnęłam się pod nosem i zaczęłam pisać. Gdy Koza zbierała kartki nie zdołała ukryć zdziwienia na widok mojej zapełnionej pracy. W dodatku to nie było nic wyssane z palca. Byłam pewna, że wszystkie odpowiedzi miałam dobrze. Takimi kartkówkami nie była w stanie mnie złamać. Bynajmniej nie z tego przedmiotu, z którego pisanie sprawdzianów idzie mi najlepiej. Jak już wspominałam wcześniej - z angielskim mam styczność codziennie, więc taka niezapowiedziana kartkówka to był dla mnie pikuś. Po tym jak skończyła sprawdzać zaczęła czytać oceny. Dostałam piątkę, Iza też, a Fabian jak zwykle ślizgał się między dwóją a tróją. Ostatecznie ze względu na jego krytyczny stan w ocenach postanowiła okazać mu litość i wpisać mu tróję.
          Po lekcji Koza rozkazała, żebym została. Usiadła wygodnie w swoim krześle i zaczęła przeglądać dziennik. Podeszłam do jej biurka.
-Wytłumacz mi swoje dziesięciominutowe spóźnienie.-rozkazała, spoglądając na mnie surowo znad papierów.
Za mną stała Iza z Fabianem. Przysłuchiwali się temu, co mam do powiedzenia. Cóż, sama musiałam improwizować. Nie mogłam jej powiedzieć prawdy, bo pewnie by mi nie uwierzyła. Nauczyciele przestali zwracać uwagę na takie pojedyncze wyskoki Bartka. I choć brzmi to karygodnie taka była prawda. Robił to tak często, że nauczyciele po prostu to ignorowali. Dlatego uczniom, a właściwie uczennicom, pozostawała modlitwa o to by nie zainteresował się nimi, tak jak mną.
-Źle się poczułam, proszę pani.-powiedziałam szybko, spuszczając głowę.-Brzuch mnie rozbolał i musiałam pobiec do toalety.
Chwilę milczała. Ostatecznie zamknęła dziennik i spojrzała na mnie wyraźnie nad czymś się zastanawiając. Głośno przełknęłam ślinę, myśląc, że zaraz mnie zabije wzrokiem. Cicho westchnęła i wstała z krzesła. Spojrzałam na nią lekko zdziwiona.
-Ze względu na to, że zdołałaś napisać kartkówkę, wcale niełatwą w dwie minuty i jeszcze skończyłaś przed czasem mogę przymknąć na to oko. Ale to ma być ostatni raz. Następny poskutkuje wizytą u pana dyrektora.-pogroziła mi palcem.
Wdzięczna się uśmiechnęłam i energicznie pokiwałam głową. Odetchnęłam z ulgą i razem z Fabianem, i Izą wyszliśmy z klasy.
          Od razu po wyjściu Iza zaczęła mnie pytać o prawdziwy powód, przez który się spóźniłam. Zgromiłam ją wzrokiem, delikatnie kiwając głową na Kozę. Była za blisko nas bym mogła mówić o prawdziwym powodzie mojej chwilowej nieobecności na lekcjach. Iza pokiwała ze zrozumieniem głową. Gdy Koza spakowała ostatnie papiery, wzięła dziennik pod pachę i wyszła. W jednej ręce trzymała torbę, w drugiej laptopa, a pod pachą dzierżyła dziennik. Nie mogła poradzić sobie z zamknięciem klasy. Widok ten wywołał śmiech u moich znajomych z klasy. Wkurzona Koza położyła swój balast na jednej z ławek, zamknęła klasę i dumnie odeszła, zabierając swoje rzeczy. Gdy zniknęła nam z oczu mogłam odejść z Fabianem i Izą bardziej na ubocze. Nie chciałam, żeby ktoś nas przypadkiem usłyszał. Nie wszyscy w tej szkole byli mili. Niektórzy potrafili przekazać raz usłyszaną plotkę dalej aż doszłaby do nauczyciela. Później sprawa się komplikowała, bo było wyjaśnianie wszystkiego z uczniami i nauczycielami przy udziale dyrektora. Ta, dyrektor od siedmiu boleści. Nigdy nie opuszczał swojego biura. Ilekroć ktoś chciał do niego iść coś zgłosić to on zawsze był zajęty. Nigdy tam nie byłam, ale słyszałam od Izy, że w jego gabinecie śmierdzi kawą. No cóż, nasz dyrektor był uzależniony od kofeiny. Często jeździł sobie po świecie i zbierał z niego różnego rodzaju kawy. Jestem pewna, że w swojej gablotce miał chyba wszystkie jej rodzaje.
          Zaczęłam im powoli opowiadać, co zaszło między mną i Bartkiem. Na samo wspomnienie swojego strachu robiło mi się słabo. Ten chłopak robił ze mną co chciał i to mnie najbardziej frustrowało. Iza wsłuchiwała się w każde słowo, jakie jej powiedziałam. Fabian zgubił się pewnie na samym początku, ale i tak udawał, że uważnie słucha. Po tym jak skończyłam Iza ciężko westchnęła. Spojrzała na mnie z lekką irytacją w oczach.
-Dlaczego po prostu nie powiesz tego nauczycielom?-spytała mnie z rezygnacją w głosie.-Przecież, jeśli z tym nic nie zrobimy to on będzie kontynuował swój cyrk i w końcu cię wykończy. Ulżyj sobie i uwolnij się od niego.-dodała, kręcąc głową.
-Jakby to było takie proste już dawno bym to zrobiła.-lekko podniosłam głos.-Ale nie jest. To nie jest sprawa do załatwiania z nauczycielami.
-To w takim razie, co chcesz zrobić?-spytała podirytowana.-Zamierzasz czekać, cierpliwie znosić jego zachcianki? Wera, my mamy do czynienia z Bartkiem. Sama się od niego nie uwolnisz.-mówiła, kręcąc głową.-Może powinnaś powiedzieć rodzicom?
-Proszę cię, ile ja mam lat?-warknęłam.-Nie będę do nich biec z każdym moim problemem. Dajcie mi to rozwiązać po mojemu.-dodałam łagodniej.
-O ile prędzej się nie wykończysz.-wtrącił Fabian.
Pokręciłam głową z dezaprobatą i po prostu od nich odeszłam. Gdy zamierzali za mną iść krzyknęłam, że chcę pobyć sama.
          Wiem, że to co robiłam było dziecinne. Powinnam pójść z tym do nauczyciela. Powinnam im o tym powiedzieć. Może by coś zaradzili? Ale wolałam radzić sobie z tym sama, nie zwracając uwagi na próby pomocy ze strony moich przyjaciół. Nie wiem, czego miałam od nich oczekiwać. Chciałam rozwiązania, to mi je podali. To, że ono mi się nie podobało nie oznaczało, że było złe. Postanowiłam pospacerować korytarzami, tym razem nie opustoszałymi. Wybrałam te, gdzie aż roiło się od ludzi. Może tam byłam bezpieczniejsza? Schowałam dłonie do kieszeni dżinsów i ze spuszczoną głową chodziłam bez celu po szkole. Myślałam, że będę mogła porozmyślać nad tym, co się teraz stanie. Nic z tego. Moje myśli wypełniała pustka. Nie mogłam się na niczym skupić. Nie wiem, czy to było przez hałas, czy może przez za dużą ilość wydarzeń jednego dnia. Nagle na kogoś wpadłam. Odruchowo podniosłam wzrok i ujrzałam blond czuprynę i niebieskie oczy Michała. Widząc go powróciły do mnie wspomnienia rozmowy z Bartkiem. Cicho wypuściłam powietrze z ust, przypominając sobie jego słowa: Mów mu sobie, co chcesz, ale to i tak nie uwolni cię ode mnie. Czy naprawdę nawet on nie mógł być moim ratunkiem? Michał wyraźnie poczuł ulgę na mój widok, co mnie trochę zdziwiło. Zaczął rozmowę.
-Posłuchaj, ostatnio z pewnych przyczyn powiedziałem coś głupiego.-mówił, patrząc na mnie.-Chciałbym wiedzieć, czy wszystko w porządku z tobą? Nie masz jakichś problemów? Proszę, bądź ze mną szczera.
Spuściłam głowę, słysząc jego słowa. Jeśli to prawda, że to przez niego Bartek się mną zainteresował nie wiem, co powinnam zrobić. Z jednej strony na pewno nie chciał niczego złego zrobić, ale z drugiej zrobił. Nie chciałam go oskarżać, ale wszystko na niego wskazywało. Wątpliwości zaczęłam mieć, słysząc rozmowę w toalecie. Jego przyznanie się do winy mnie tylko upewniło. Nie chciałam w to wierzyć, że mógłby być zdolny do skazania mnie na takie męczarnie. Natychmiast odgoniłam od siebie te myśli. Michał był spokojnym, miłym i pogodnym nastolatkiem. Zawsze gdy z nim rozmawiałam na treningach poprawiał mi się nastrój. Na pewno nie chciałby mojej krzywdy. Tym bardziej, że przyznał się do winy.
-A jednak to prawda...-powiedziałam cicho pod nosem.
-Mówiłaś coś?-spytał mnie szybko.-Możesz powtórzyć?
Gdy już otwierałam usta zobaczyłam go. Zmierzał do nas. Domyśliłam się, że chce przekonać się, czy powiem o wszystkim Michałowi. Był naprawdę bezczelny, skoro sprawdzał to w taki sposób. Równie dobrze mógł to zrobić z ukrycia. Chociaż w sumie podchodząc chciał pewnie osiągnąć coś innego. Chciał doprowadzić do tego, żebym nic nie powiedziała. Chciał, żebym milczała. Michał spojrzał na niego trochę poirytowany.
-O czym z nią rozmawiasz?-spytał Bartek z fałszywym uśmiechem wymalowanym na twarzy. Nienawidziłam tego oglądać, tej przykrywki.
-O niczym ważnym. Możesz iść.-powiedział szybko Michał.-O czym mówiłaś, Weronika? Naprawdę proszę cię, nie okłamuj mnie.
Prosił mnie o szczerość, ale z drugiej strony ta szczerość mogłaby mu przysporzyć kłopotów. W najgorszym wypadku dojdzie do bójki, a on nie ma szans. Jeśli chcesz go skrzywdzić to proszę bardzo. Mów mu sobie, co chcesz, ale to cię nie uwolni ode mnie.- te słowa i jego obojętny głos odbijały się niczym echo w mojej głowie. Nie uwolni ode mnie - w szczególności to. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech. Wymusiłam lekki uśmiech. Tylko na taki mnie było stać w tamtej chwili.
-Mówiłam tylko, że to niemożliwe, Michał.-cicho się zaśmiałam.
Zdziwiło go to. W sumie nie tylko jego, Bartek również patrzył na mnie zdziwiony. Zdziwienie było pierwszym uczuciem jakie u niego ujrzałam. Na długo zapamiętam jego lekko otworzone usta i delikatnie szerzej otworzone oczy. Wyglądał o wiele lepiej, gdy niczego nie udawał. Po chwili się opanował i znów przywdział maskę obojętności. No tak, typowy on. Michał patrzył na mnie zdezorientowany.
-Weronika, wszytko w porządku?-spytał.-Dziwnie się zachowujesz.
-Ach, tak.-przytaknęłam.-Przepraszam, po prostu miałam niezapowiedzianą kartkówkę z angielskiego. Trochę mnie to zestresowało.-powiedziałam szybko.-Ale już jest ok. Mówiłeś coś o jakiejś głupocie? Przestań, Michał. Przecież ty zawsze myślisz dwadzieścia razy, zanim coś powiesz.-zaśmiałam się.-W przeciwieństwie do mnie.-dodałam ciszej.-W każdym razie wszystko jest w jak najlepszym porządku. Nie masz się o co martwić.
Cały czas go obserwowałam. Patrzył na mnie zdziwiony, ale po tym jak skończyłam zamknął oczy i głęboko odetchnął z ulgą. Uśmiechnął się do mnie promiennie i cicho się zaśmiał.
-To dobrze, ulżyło mi!-powiedział, nie kryjąc szczęścia.
          Powiedział coś do Bartka i zaczęli odchodzić. Gdy przestał na mnie patrzeć automatycznie uśmiech zszedł mi z twarzy. Powinnam była powiedzieć mu coś jeszcze. Coś, co powinno go uchronić przed resztą problemów związanymi ze mną. Nawet jeśli to on zapoczątkował w Bartku zainteresowanie mną to i tak było mi go szkoda. Widać było, że nie dawało mu to spokoju. Nie chciałam żyć ze świadomością tego. Lepiej by było jakby przestał się obwiniać i mógł żyć bez wyrzutów sumienia. Spojrzałam na nich. Nie byli jeszcze za daleko.
-Michał!-krzyknęłam.
Natychmiast się odwrócił i spojrzał lekko zdziwiony na mnie. Po chwili się uśmiechnął i zaczął znów iść w moim kierunku. Nie mogłam mu tego zrobić. Nie zniosłabym świadomości, że przeze mnie już się tak pięknie nie uśmiecha. Skarciłam się w myślach za to, że w ogóle planowałam mu powiedzieć prawdę. Mimo iż mnie prosił o szczerość to dla jego dobra musiałam go okłamać. Jednak musiałam go zmusić do czegoś jeszcze. Czegoś, czego w sumie nie chciałam.
-Tak, Weronika?-spytał uśmiechnięty.
Dwa słowa, Weronika. To tylko dwa słowa, a oszczędzą tobie i jemu kłopotów.-motywowałam się w myślach. Wzięłam głęboki wdech. Nastąpiła chwila ciszy, którą przerwał mój zdecydowany i stanowczy głos.
-Przestańmy rozmawiać.-wypowiedziałam to.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mrs Black bajkowe-szablony