czwartek, 21 kwietnia 2016

6. Złamana noga.

          W szpitalu szybko poradzili sobie ze mną. Okazało się, że oprócz poobijanych mięśni mam złamaną lewą nogę. To była moja pierwsza tego typu kontuzja w moim życiu i z jakiegoś powodu czułam ekscytację. To dziwne, ale czy złamana noga zmusza mnie do użalania się nad sobą? Przyjemnie będzie doświadczyć czegoś innego. Nawet jeśli to kontuzja nogi i nie będę mogła normalnie chodzić. Dostałam dwie kule i po dwóch godzinach mogłam opuścić szpital. Mama nie przyjechała, ale dzwoniła do mnie co pięć minut chcąc się upewnić, że ze mną wszystko w porządku. To był pierwszy mój taki wypadek, więc rozumiałam jej troskę, która powoli wychodziła poza granice zdrowego rozsądku. Nikogo nie poinformowałam o moim wypadku, a z tego co mama mówiła do trenera zadzwoniła po tym jak skończył zajęcia. Powiedział, że życzy mi szybkiego powrotu do zdrowia i czeka niecierpliwie aż znów stanę na korcie. Naprawdę lubiłam mojego trenera. Gdyby nie on nie byłabym tak dobra w sporcie. To on zmusił mnie do treningów na własną rękę poza zajęciami. Dzięki temu poprawiłam swoją kondycję, co zaowocowało zdobywaniem pierwszych miejsc na turniejach. Zawsze był wyrozumiały i przenikliwy. Widząc, że nie skupiam się na treningu natychmiast się ożywiał i kazał mi robić cięższe ćwiczenia, po których od razu zapominałam o zmartwieniach. Bywało, że jak nie chciałam jechać na turniej on mnie zaciągał siłą. Cieszę się, że trafiłam na kogoś takiego, kto pozwolił mi tak bardzo rozwinąć skrzydła. Nie zadzwoniłam nawet do Izy, ani tym bardziej Fabiana. Chciałam zobaczyć ich miny, gdy ujrzą mnie w gipsie. Zazwyczaj nie pakowałam się w wypadki, więc ich zdziwienie mogło być zabawne. O mojej złamanej nodze wiedzieli tylko rodzice.
          Szybko się przekonałam, że kontuzjowana noga nie jest przyjemnym doświadczeniem. Wykonywanie codziennych czynności zaczęło mi sprawiać okropne problemy. Tata przeniósł moje rzeczy do małego pokoiku na dole, żeby nie przyszło mi do głowy wchodzenie z tą nogą po schodach. I tak musiałam po nich wchodzić, będąc w szkole, więc uważałam, że mały trening w domu mi nie zaszkodzi. Rodzice jednak się uparli, że nie mają ochoty wozić mnie po lekarzach z prawdopodobnie kolejną złamaną nogą. Zrezygnowana postanowiłam odrobić lekcje i iść spać. Zjadłam jeszcze kolację, bo ostatecznie obiad ominęłam. Prysznic sprawił mi mnóstwo problemów. Musiałam umiejętnie manewrować by nie zrobić sobie krzywdy. Po kilkunastu minutach opuściłam łazienkę i poszłam spać. Byłam strasznie zmęczona tym dniem, więc na sen nie czekałam długo.
          Jak zwykle miałam dziwne sny, bo zapomniałam w nich odrobić lekcji. Inni mają koszmary związane z potworami, strachem, bezgranicznym przerażeniem. Moje przedstawiają... brak pracy domowej. Na samą myśl o tym cicho się zaśmiałam. Jakbym komuś o tym powiedziała uznałby pewnie, że naprawdę nic oprócz nauki mnie nie interesuje. A to właśnie nieprawda, bo nauka pod wpływem ostatnich wydarzeń zeszła na dalszy plan. Przestała mnie tak interesować, bo miałam gorsze problemy niż złe oceny, które ostatecznie i tak mi średniej nie obniżyły. Wciąż miałam wysoką, więc tym bardziej się tym nie przejmowałam. Gdybym była o trzy lata młodsza nie mogłabym spać po nocach, wiedząc, że w dzienniku przy moim nazwisku są wypisane tróje i dwóje. Teraz to mnie nie interesowało, co nie znaczyło, że przestałam się uczyć. Wciąż uczyłam się tak samo, czyli na ostatnią chwilę, dwie minuty przed lekcją. Wszystko pamiętałam z lekcji, więc dodatkowa nauka to było tylko marnowanie czasu, który mógł mi przydać się na coś innego. Chociaż złamana noga ograniczała mi go wystarczająco, to i tak nie miałam ochoty siedzieć w książkach. Byłam słuchowcem, zapamiętywałam to, co usłyszałam. Wkuwanie definicji z zeszytu było dla mnie katorgą, więc przeważnie zdawałam się na swoją pamięć, która mnie nie zawodziła. To w taki sposób miałam takie oceny. W domu się nie uczyłam, ja tylko pamiętałam z lekcji. Nie wiem, czy pod tym względem byłam jakoś specjalnie uzdolniona. Moim zdaniem każdy, gdyby choć trochę posłuchał na lekcji uważniej, mógłby wynieść z niej więcej niż tylko wiadomość o tym, o której dzwonek. I tak każdy uczeń znał tą rozpiskę na pamięć.
          Gdy się obudziłam przeraziła mnie godzina. Była siódma. O ósmej zaczynałam lekcje. Tata już dawno zaoferował się, że będzie mnie woził do szkoły podczas gdy będę miała nogę w gipsie, ale nie w tym tkwił problem. Problemem było to, że przez tą nogę wykonywanie codziennych czynności schodziło mi trzy razy dłużej. Nie mogłam się nawet zerwać z łóżka, bo bez kul ani rusz. Mimo że wszystko robiłam jak najszybciej umiałam to i tak wyjechaliśmy z domu za piętnaście ósma. Do szkoły na pewno już byłam spóźniona. Jak na złość przez ten pośpiech zapomniałam wielu rzeczy, więc straciłam tym samym więcej czasu. Sfrustrowana nastawiłam sobie od razu budzik w telefonie na jutro. Budzik to mało powiedziane. Nastawiłam sobie piętnaście alarmów, które miały dzwonić, co minutę. Byłam dla siebie strasznie surowa, ale chciałam uniknąć kolejnego spóźnienia. Wiedziałam, że następnego ranka będę siebie wyzywać za ten pomysł.
          Wpadłam do szkoły równo pięć minut po lekcjach. Dosłownie wpadłam, bo po drodze jeszcze się potknęłam. Nie wiem o co, po prostu się potknęłam i wpadłam do szkoły. Hol był pusty. Cicho przeklęłam pod nosem, bo kolejny dzień źle się zapowiadał. Pierwszą miałam matematykę z panią Woźniewską. Odetchnęłam z ulgą i zaczęłam się kierować w stronę sali. Panią Woźniewską bardzo lubiłam. Była to miła na oko trzydziestopięcioletnia kobieta. Bardzo dobrze tłumaczyła materiał, który mieliśmy w liceum. Blond włosy zawsze spinała w koka. Ubierała zazwyczaj swetry. Każdego dnia wybierała inny, więc musiała ich mieć naprawdę dużo. Była żoną dyrektora, więc jakoś mnie to nie dziwiło. Dyrektor miał swoją kolekcję kawy, ona swetrów. Na jej nosie zawsze spoczywały stare brązowe oprawki okularów. Mówiła kilka razy, że nie chce ich zmieniać, bo wiążą się z nimi wspomnienia. Rozumiałam ją. Ja też nie wyrzuciłabym czegoś, co przywoływało mi masę wspomnień. Najważniejsze jednak jest to, że była bardzo wyrozumiała i drobne spóźnienie tolerowała. Może wychodziłam z błędnego założenia, ale uznałam, że widząc moją nogę zrozumie mnie i nic mi nie wpisze. I tak miałam już dość tych kłopotów, a teraz w dodatku musiałam użerać się ze złamaną kończyną.
           Gdy dotarłam pod klasę wzięłam głęboki wdech. Na wszelki wypadek przyłożyłam ucho do drzwi. Zawsze to robiłam na wszelki wypadek, gdybym pomyliła salę. Słyszałam Fabiana, który najwyraźniej coś tłumaczył pani. Uśmiechnęłam się na samą myśl jakie on bzdury opowiada. Delikatnie zapukałam. Słysząc ciche i pogodne proszę otworzyłam drzwi. W klasie zapanowała cisza, gdy to zrobiłam. Każdy wpatrywał się we mnie, a raczej w mój gips. Wszyscy otworzyli szerzej oczy i usta. Powstrzymywałam się od wybuchnięcia śmiechem, bo nie wypadało. Uśmiechnęłam się krzywo i zaczęłam pani tłumaczyć, że noga sprawiła mi wiele problemów rano, których się nie spodziewałam. Wydawało mi się, że w ogóle nie słucha moich tłumaczeń. Kręciła energicznie głową i w końcu wybuchnęła.
- Co ci się się stało, Weronika? - niemalże pisnęła, wpatrując się w moją nogę. - Przecież ty jesteś rozważną dziewczyną i nigdy nie doprowadzasz do wypadków! - krzyknęła, chwytając się za głowę.
- No zawsze musi być ten pierwszy raz, proszę pani. - westchnęłam cicho, spuszczając głowę. Obserwowała mnie, wyczekując tego aż powiem, jak sobie to zrobiłam. - Spadłam ze schodów.
- Co zrobiłaś?! - tym razem to poniosło Izę i Fabiana. - Przepraszamy, proszę pani. - powiedzieli, spuszczając głowę.
Pani spojrzała na nich karcąco i kazała mi usiąść. Siedziałam z Izą w pierwszej ławce, więc moja przyjaciółka natychmiastowo odsunęła mi krzesło. Podziękowałam skinieniem głowy i usiadłam. Pani Woźniewska poprosiła Izę i Fabiana, żeby się mną zajęli. Powiedziała, że przekaże nauczycielom wiadomość o mojej złamanej nodze i możliwości spóźnienia się przeze mnie na lekcje. Nie chciałam być jakaś specjalna, dlatego powiedziałam nauczycielce, że będę się pilnować i nie spóźnię na lekcje. Przecież to, że mam złamaną nogę nie oznaczało końca świata. Mogłam się poruszać po szkole, ale wolniej od innych. Za trzy tygodnie miałam już normalnie chodzić a to, że miałam złamaną miało odejść w zapomnienie.
           Iza całą lekcję podpytywała mnie cicho, jak dokładnie doszło do tego wypadku. Za każdym razem kwitowałam to cichym Później ci powiem. Iza udała obrażoną, ale zaraz po dźwięku dzwonka znów zaczęła mnie wypytywać. Westchnęłam ciężko i powiedziałam to najkrócej jak mogłam, czyli spadłam ze schodów. W sumie nie było czego opowiadać. Nie było żadnych wybuchów, niesamowitych pościgów, niespodziewanych zwrotów akcji. Ja po prostu złamałam nogę, spadając ze schodów. Nic nadzwyczajnego, zdarza się. Iza ostatecznie odpuściła. Fabian za to cały czas się ze mnie śmiał. Nie byłam na niego za to zła, bo to jego natura. Przyjaciele muszą takie rzeczy wzajemnie akceptować. Przez całą przerwę Fabian opowiadał jakieś żarty by poprawić mi humor, co uznałam za dziwne, bo humor miałam dobry. Owszem, spóźniłam się na lekcje, ale to nie była tragedia. Pani mi to wybaczyła a ja mogłam skupić się na kolejnych lekcjach. Poza tym nie widziałam tego dnia jeszcze Bartka. W takich sytuacjach w mojej podświadomości rodził się pomysł, że go po prostu nie ma i ten dzień obejdzie się bez niepotrzebnego najedzenia strachu. Pomyślałam o tym nie w porę, gdyż przede mną pojawił się Bartek. Dokładniej Michał i Bartek. Stali dosyć daleko, ale widziałam, że mnie obserwują. Michał nerwowo gestykulował usilnie próbując wytłumaczyć coś Bartkowi. Wskazywał co jakiś czas na mnie. Zdenerwowało mnie to, bo przecież wczoraj robiłam mu o to wyrzuty. Nie chciałam by rozmawiał z nim o mnie. Próbowałam się nie denerwować, niestety na marne.
          Na lekcji przypomniało mi się, że za niedługo będziemy mieć w-f. Z tej racji na przerwie musiałam udać się do pana Glika, który był moim wuefistą. Chciałam mu dać zwolnienie z tych zajęć, o które jeszcze dzień wcześniej wybłagałam lekarza. W szpitalu zwlekali z wypisaniem mi go, sama nie wiem dlaczego. Lekarz chyba po prostu nie chciał, bo uznał, że wuefista domyśli się mojej niewydolności. Niestety, taki pan Glik nie był. Znając go kazałby mi chodzić wokół sali, bo przecież w ten sposób wyćwiczę sobie mięśnie rąk. Jedynym moim ratunkiem było to zwolnienie, które ostatecznie od niego wybłagałam. Gdy na przerwie chciałam iść do nauczyciela by dać mu ten przeklęty papier postanowiłam zapytać się kogoś gdzie mogę go znaleźć. Nie wiem jak to możliwe, że zawsze gdy go szukałam on urządzał sobie spacery po szkole i nie sposób można go było znaleźć. Doczłapałam się na tych kulach pod salę z numerem osiemnaście. Spytałam Olkę - moją znajomą, czy widziała gdzieś wuefistę. Powiedziała, że dziś nie ma go w szkole. Pokręciłam głową z lekką złością. Akurat gdy był mi potrzebny to ten zorganizował sobie wolne. Z tego co Ola mi powiedziała następnego dnia miał już być, więc sytuacja jeszcze bardziej się skomplikowała. Pan Glik był naprawdę nietypowym nauczycielem. Nie można było do niego iść z jakąkolwiek sprawą dokładnie przed zajęciami i w trakcie ich trwania. Zwykle wszystkie zwolnienia, itd. odrzucał jeśli nie złożyło mu się ich wcześniej. Nie wiem jak on wpadł na taki pomysł, ale w taki sposób uczniowie zaczęli nienawidzić lekcji z nim. Tak samo było ze mną, więc chcąc uniknąć wizji siebie, ćwiczącej ze złamaną nogą postanowiłam pójść do dyrektora z tą sprawą. Planowałam przekazać mu ten papier i poprosić go by przekazany został panu Glikowi. Powodem tego było to, że jutrzejsze lekcje zaczynam właśnie od zajęć wychowania fizycznego, więc musiałam jakoś dzisiaj go o mojej kontuzji poinformować.
          Podziękowałam cicho Olce za udzieloną informację i zamierzałam odejść. Ona jednak mnie dogoniła, co wcale trudne nie było i zrównała ze mną krok. Spojrzałam na nią zdziwiona, gdy zaczęła mi tłumaczyć jak najęta, że od jakiegoś czasu jest zakochana. Nie zrobiła sobie nic z faktu, że trochę mnie tym zszokowała. Nie byłyśmy nigdy blisko, więc dlaczego nagle zaczęła mi się zwierzać. Mimo swojego zdziwienia starałam się jej słuchać, ale jej wypowiedź całkowicie nie miała sensu. Co chwilę wspominała o tym, że to niemożliwe by to akurat w nim się zakochała. W końcu stanęłam i ruchem ręki kazałam jej przystopować.
- Daj mi to wszystko poukładać. - skłamałam.
Jedyne, co zrozumiałam z jej wypowiedzi to, że nie wie co z tym wszystkim zrobić. Reszty musiałam sama się domyślić, bo z jej ust raczej nic więcej bym nie wyciągnęła. Chociaż ciekawiło mnie kim jest ten chłopak, który tak bardzo zawrócił jej w głowie. Olka już się uspokoiła.
- O kim mówisz? - spytałam prosto z mostu. - Może dzięki temu łatwiej będę mogła cię zrozumieć? - sprostowałam, żeby nie pomyślała, że próbuję się narzucać a później okażę się dwulicowa i wszystkim to rozpowiem.
- Znasz go. - powiedziała cicho pod nosem. - To Fabian.
Zamarłam, słysząc te słowa. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Byłam rozdarta między dwoma światami. Z jednej strony Iza, która przecież kochała Fabiana od dziecka a z drugiej Olka, która oczekiwała mojej pomocy, której nie mogłam jej udzielić. Jaka byłaby ze mnie przyjaciółka, gdybym ukochanego swojej przyjaciółki wepchnęła w inne ramiona? Moja przyjaźń z Izą zapewne by się przez to skończyła, bo jestem pewna, że by mi tego nie wybaczyła. Iza była ważniejsza - wiedziałam o tym, ale nie mogłam zawieźć Olki. Musiałam się z tego jakoś wymigać, tylko nie wiedziałam jak.
- Posłuchaj, ja naprawdę muszę iść do dyrektora. - zaczęłam, chwytając się tej wizyty jak koła ratunkowego, które miało mnie ocalić przed podjęciem złej decyzji. - Później mogę nie zdążyć.
-Ja po prostu chcę wiedzieć, czy on też coś do mnie czuje.-powiedziała ze spuszczoną głową, łamiącym się głosem.
Była załamana i łatwo to było poznać. Zdawała sobie pewnie sprawę, że jestem przyjaciółką Fabiana i ode mnie może wyciągnąć wszystko, czego na jego temat chce. Nie, źle to ujęłam. Ja nie rozpowiadam wszystkiego o moich bliskich na prawo i lewo. Musiałaby mnie przekonać, a było to bardzo utrudnione z powodu Izy. Czułam się jakby mnie obserwowała uważnie i to, co powiem za chwilę Olce, dlatego tym bardziej musiałam być wredna. Nienawidziłam tego. Nienawidziłam ranić innych, bo tak było mi wygodniej. Dlatego zaraz po tej rozmowie chciałam w końcu uświadomić Izie, że Fabian to nie zając i nie ucieknie, ale to nie znaczy, że z wyjawianiem uczuć może czekać wieki. Olka nie należała do brzydkich. Była mojego wzrostu, miała długie brązowe włosy. Jej twarz zawsze kojarzyła mi się z dziecięcą. Była owalna. Oczy były zdobione odcieniem intensywnego błękitu, a jej usta były blade. Należała do tych dziewczyn, które jeszcze ani razu w życiu nie nałożyły sobie makijażu na twarz. Do nich należałam również ja z Izą, ale to już odrębna historia. Innymi słowy, co ciężko mi przyznać, ale była typem, w których Fabian gustował. Nawet on czasem wspominał przy mnie swoją wymarzoną dziewczynę. Jej opis zazwyczaj kompletnie nie pasował do Izy, co ją zazwyczaj dobijało. Za to idealnie pasował do Olki. Naprawdę nie wiedziałam, co z tym zrobić. Może mógł być szczęśliwy z nią, ale podświadomie czułam, że Iza kocha go najbardziej na świecie. Tak, Iza zdecydowanie za długo męczyła się z tym uczuciem. Nie mogłam teraz tak po prostu zabrać jej go z przed nosa, dlatego musiałam być wredna dla Olki i nie udzielić jej pomocy, mimo iż jej bardzo potrzebowała.
- Nie mogę ci tego powiedzieć. - powiedziałam cicho. - Sama nie wiem, czy w ogóle jest zakochany, ale wątpię by coś do ciebie czuł.
- Po wczorajszych chwilach myślałam, że jednak może czuje do mnie coś więcej. - powiedziała zasmucona. - Cóż, dziękuję za szczerość.
         Dopiero po tym jak odeszła zrozumiałam, co do mnie powiedziała. O jakie chwile jej chodziło? Co Fabian poprzedniego dnia zrobił? Musiałam się tego szybko dowiedzieć. Spodziewałam się, że żartuje z tą karą, bo nie słyszałam nic o zwalonych roślinach, ale nie podejrzewałabym go o to, że spędzi ten czas z kimś innym. O kulach szybko zjawiłam się obok klasy, w której mieliśmy lekcje. Na szczęście Izy nie było. Nie miałam ochoty prosić ją, żeby odeszła, bo pewnie by tego nie zrobiła. To co usłyszałam od Olki mogło ją zranić, więc wolałam jej darować tej świadomości. Powoli doszłam z pomocą tych kul do Fabiana i poprosiłam go na bok.
- Nie miałeś wczoraj kary. - powiedziałam prosto z mostu. - Wiem o tym. Teraz powiedz, dlaczego nas okłamałeś. Wiesz, że obydwie nie znosimy kłamstwa. Dlaczego nic nie wspomniałeś o Olce?
Fabian spuścił głowę. Nerwowo zaczął bawić się zamkiem swojej bluzy. Oczekiwałam konkretnej odpowiedzi, więc nie pozwoliłam mu na to. Natychmiast kazałam mu nie zwlekać i powiedzieć mi prawdę. Pokiwał delikatnie głową i spojrzał na mnie smutno. Nie wiedziałam, czego miałam się spodziewać. Wydawało mi się, że zaraz powie coś strasznego. Myślałam, że powie coś co zataił przed nami. Nie wiedziałam jedynie co to może być. Tysiące myśli kłębiło mi się w głowie. A co jeśli on się zakochał w Olce? Nie, to niemożliwe. - panikowałam w myślach. Po chwili raczył się odezwać.
- Zmieniam klasę. - powiedział, na co otworzyłam szerzej oczy. - Nie mówiłem tego tobie i Izie, bo nie chciałem, żebyście się martwiły. Cała sytuacja odbędzie się cicho i nikt nie będzie wiedział oprócz nauczycieli i uczniów pierwszych klas. - mówił. - Zmieniam klasę, Wera, nie szkołę. Cały czas będziemy się widzieć, tylko będziemy uczęszczać do innych klas.
Ta informacja trafiła we mnie jak grom z jasnego nieba. Nie mogłam wykrztusić z siebie ani słowa. Niewidzialna gula ugrzęzła mi w gardle i nie chciała odpuścić. Spoglądałam słabo na posturę mojego wysokiego przyjaciela, ale on wciąż miał taki sam wyraz twarzy. Myślałam, że się przesłyszałam, że to niemożliwe by on zmieniał klasę. Zawsze byliśmy razem. Dlaczego tak nagle to wszystko miało się skończyć? W oczach stanęły mi łzy, ale zanim zdążyły zmoczyć moje policzki natychmiast je starłam. Podniosłam wzrok na smutnego Fabiana.
- Ale dlaczego? - zapytałam słabo, wpatrując się w niego.
- Dyrektor wydał takie rozporządzenie. - wzruszył ramionami. - Ostatnio sprawiałem za dużo kłopotów i się wkurzył.
- Wiedziałam, że tak to się skończy. - powiedziałam do niego, nie kryjąc wyrzutów, które było słychać w moim zdenerwowanym głosie.
- Nie praw mi teraz kazań. - powiedział skruszony. - Ja też cierpię, Weronika. Nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo. Zawsze była nasza trójka, pamiętasz? Teraz się rozdzielimy.
- I to przez ciebie! - wyrzuciłam z siebie. - Gdybyś się nie wygłupiał przed innymi nie byłoby tego problemu. Nic dziwnego, że dyrektor się wkurzył. Chłopie, masz szesnaście lat a przed innymi udajesz dziewięciolatka. - powiedziałam mu prosto w twarz wściekła, ale po chwili uspokoiłam się. - Przepraszam, nie powinnam. - odparłam, na co on delikatnie skinął głową. - Iza już wie? - spytałam, wskazując jej torbę, którą zostawiła pod klasą.
- Nie. - odpowiedział krótko.
- Chyba nie chcesz jej powiedzieć, gdy już się przeniesiesz?
- Chciałem ciebie o to poprosić... - zaczął.
- O nie! - warknęłam wściekła. - To ty się przenosisz, a nie ja. Nie jesteś małym dzieckiem, więc możesz powiedzieć jej prawdę.
- Boję się, że ją zranię. Proszę cię, słysząc to od ciebie lepiej zrozumie...
- Po prostu przyznaj, że nie chcesz słuchać jak jest na ciebie wściekła. - weszłam mu w słowo zła. - Niech ci będzie, ale nie robię tego dla ciebie tylko dla niej. Teraz mi powiedz, co tam robiła Olka? - spytałam, gromiąc go wściekłym spojrzeniem.
Nic nie odpowiedział. Po prostu odszedł, zostawiając mnie oszołomioną tym, co mi powiedział i wściekłą na niego za to, że nie powiedział nam od razu a wolał kłamać.

1 komentarz:

Mrs Black bajkowe-szablony