niedziela, 3 lipca 2016

13. Bo ile czasu można się gniewać?

          Naprawdę dziwnie się czułam, obserwując Bartka i Izę, którzy toczyli walkę na spojrzenia. Zazdrościłam Izie tej odwagi, bo ja pewnie nie miałabym siły na to by mierzyć się z nim w taki sposób. Przełknęłam głośno ślinę, starając się przypomnieć im, że istnieję i stoję właśnie obok nich. Bartek wydawał się być spokojniejszy, co pozwoliło mi odetchnąć choć na chwilę z ulgą. Nie doszło do niczego złego o co podejrzewałam go. Mogło się skończyć gorzej, ale na szczęście Iza za drugim razem wraz z Karoliną przesiadły się. Bartek nie zamierzał odwrócić wzroku i w końcu moja przyjaciółka nie wytrzymała i spuściła wzrok na drewniany blat. Nieźle, Weronika, w zaskakujący sposób przerwałaś lekcję, pogratulowałam sobie sarkastycznie w myślach.
- Dlaczego jej bronisz? - spytała ostro Iza od czego zakuło mnie w sercu. Odwróciłam wzrok od nich i świdrowałam spojrzeniem mój gips, który w jednej chwili zaczął sprawiać wrażenie czegoś bardziej interesującego. - Dlaczego każdy chce ją we wszystkim wyręczać? Nikt z was nie rozumie, że powinna zacząć radzić sobie sama
          Zabolało. Ale to już nie nowość, że prawda boli. Iza miała rację w tym, że zawsze wyręczali mnie w rozwiązywaniu problemów i w pewnym sensie już się do tego przyzwyczaiłam. Mimo to, że o tym wiedziałam to uświadamianie mi tego w taki sposób boli.
- Byłaś dzisiaj załamana i potrzebowałaś wsparcia - stwierdził Bartek, opierając się o blat ławki naprzeciwko dziewczyn. Iza zdziwiona pokiwała głową, choć to było bardziej stwierdzenie niż pytanie. - A co jeżeli ci powiem, że ona - wskazał na mnie - też?
          Iza nieśmiało spojrzała na mnie i dopiero teraz zauważyła moje opuchnięte oczy, nadgryzioną wargę, prawie niewidoczny już ślad strużki krwi i wciąż wilgotne policzki. Wydawało mi się, że Bartek to wszystko wyolbrzymiał, ale póki co to działało, więc pozwalałam mu na to. Widząc, jak wyglądam Iza otworzyła szerzej oczy i zakryła usta dłonią. Natychmiast odwróciła wzrok, a ja dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że cała dygotałam. Ona sama wyglądała nieco lepiej ode mnie, a na pewno lepiej niż rano.
- Wytykasz jej błędy jakie popełniła, a każdy przecież ma prawo do nich - powiedział Bartek, gromiąc Izę swoim spojrzeniem. - Zraniła cię ona - wskazał na mnie - Zranił cię on - wskazał Fabiana - I teraz jesteś na nich zła. Ale tak naprawdę to ty w tym wszystkim masz największą winę, bo gdy ty użalałaś się nad sobą, że ich nie obchodzisz oni cierpieli dwa razy bardziej niż ty - powiedział cały czas, świdrując ją wzrokiem. On był straszny, nie chciałabym być w skórze Izy. Bez wątpienia do przesłuchań i udowadniania winy był wprost stworzony. - W ogóle przeszło ci przez myśl, że w momencie, gdy uświadamiałaś jej w esemesie winę ona cierpiała i płakała? - spytał, unosząc jedną brew. - Oczywiście, że nie. Następnym razem zanim zaczniesz innym wytykać błędy zastanów się, czy ty właśnie takiego nie popełniasz...
- Skończ - powiedziałam.
           Każdy kogo interesowała ta scena, która się odgrywała w klasie skierował swój wzrok na mnie. W sumie to każdy uczeń to zrobił, bo nie na co dzień ten Bartek Rosek broni prymuski z o rok młodszej klasy. Niezłe widowisko, pewnie uważali. Nawet nauczyciel nie zamierzał powstrzymać go i wyprosić z klasy. Ktoś musiał to przerwać, bo nie mówił do końca prawdy i naprawdę nie powinno go tam być. Owszem, pomagał mi i zrobił coś na co nie miałabym odwagi, ale musiałam to zatrzymać. Po prostu podświadomość mi kazała to zrobić.
           Bartek cicho westchnął i podniósł mnie. Zrobił to inaczej niż zwykle, bo wziął mnie na ręce przez co moglibyśmy wyglądać jak para młoda, gdyby tylko dodać do tego stroje i makijaż dla mnie, bo miałam strasznie opuchnięte oczy. Podszedł do ławki kilka metrów przez tablicą interaktywną, odsunął krzesło nogą i pomógł mi usiąść. Później myślałam, że najzwyczajniej w świecie wyjdzie, ale jeszcze pochylił się nade mną i wyszeptał mi do ucha:
- Powiedziałem jej tylko to, na co ty nie miałabyś odwagi. Powinna to usłyszeć już dawno temu, ale widocznie tobie i Fabianowi brakowało śmiałości - przeszedł mnie dreszcz pod wpływem jego oddechu przy moim uchu.
- Tak, dziękuję - powiedziałam szczerze.
          Spojrzał na mnie z deka zdziwiony, ale po chwili pokręcił głową. Naprawdę byłam mu wdzięczna za to, że porozmawiał z Izą. Mógł to zrobić delikatniej, ale no cóż - to Bartek. Tykająca bomba, która tylko czeka na to by ponieść za sobą kilka przypadkowych ofiar przez nieuwagę jednej, która postanowi go sprowokować do wybuchu. Musiałam się do tego przyzwyczaić, bo w końcu czekały nas jeszcze dwa lata razem przynajmniej.
- Swoją drogą, gdy noszę cię na rękach jesteś jeszcze cięższa - wyszeptał mi do ucha. W pierwszej chwili czułam delikatne łaskotki i dreszcze wywołany przez jego oddech, ale później dotarło do mnie co powiedział.
- Drugi raz tego dnia mam ochotę cię udusić - powiedziałam głośno, co wywołało głośny śmiech w naszej klasie. Nawet nauczyciel się zaśmiał. Sama nie panowałam nad moim językiem, bo zapewne w normalnych warunkach bym tego nie powiedziała. Ale on znów się czepiał mojego wyglądu! Jestem dziewczyną, mam prawo się wkurzać o to, nawet jeśli jestem tą prymuską i powinnam być teoretycznie wzorem dla innych.
- Przestałem liczyć ile razy ja miałem ochotę udusić ciebie gdzieś przy dwudziestej ósmej okazji - powiedział, na co klasa znów odpowiedziała głośnym śmiechem, za to ja głośno prychnęłam.
- Bez przesady. Aż tak wkurzająca nie jestem - powiedziałam, podnosząc ręce do góry. Bartek już chciał coś powiedzieć, ale uznałam, że to nie najlepszy pomysł. - Dobra, może czasem jestem - powiedziałam z lekkim uśmiechem. Ostatnio przy nim za często się uśmiechałam.
          Bartek tylko pokręcił głową i darował sobie to, co chciał powiedzieć.
- Naprawdę specyficzne poczucie humoru - mruknął, ale i tak usłyszałam. - Do widzenia, proszę pana - zwrócił się do nauczyciela i wyszedł z klasy. Jestem prawie przekonana, że zanim opuścił pomieszczenie skinął jeszcze znacząco na Izę, przypominając jej o rozmowie, która niedawno miała miejsce.
- Tak, do widzenia - odparł nauczyciel od niechcenia, a po tym jak Bartek opuścił salę spojrzał na mnie zdziwiony. Uniosłam lekko brew, ponaglając go do powiedzenia o co chodzi. - Czy on właśnie zwrócił się do mnie: proszę pana? To pierwszy raz, kiedy coś takiego słyszę od niego. Przesłyszałem się?
          Faktycznie. Gdy zrozumiałam, że Bartek naprawdę coś takiego powiedział otworzyłam szerzej oczy, co mnie trochę zabolało ze względu na płacz, którym się zanosiłam niedawno. Jak ja mogłam nie zauważyć tego, tym bardziej u niego? Nauczyciel patrzył na mnie wciąż pytająco. Pokręciłam głową, bo też to słyszałam. Pan Strzelecki głośno klasnął w dłonie i usiadł przy biurku. Zmierzyłam go pytającym spojrzeniem.
- No, Weronika! - powiedział dziarsko, starając się udawać angielski akcent, co mu za bardzo nie wyszło. - To może opowiesz mi jak ci się udało poskromić Bartka Roska? - spytał, dalej udając angielski akcent. Brzmiało to okropnie.
- Poskromić? Ja? Bartka? Co? Kiedy? Gdzie? Jak? - zadawałam pytania tak szybko, że wyszedł z tego jakaś dziwna sklejka słów. Byłam bardzo zaskoczona pytaniem pana Strzeleckiego. Cała klasa po raz kolejny wybuchła śmiechem. Nie wiem czy z powodu mojej nieskładnej wypowiedzi, czy z pomysłu nauczyciela. - I niech pan nie mówi z angielskim akcentem. Strasznie to brzmi.
           Pan Strzelecki poczuł się urażony, ale po chwili ze śmiechem kazał mi wyjąć zeszyt i zanotować temat zapisany na tablicy. Odpowiedziałam mu również uśmiechem i spełniłam jego polecenie. Lekcja przebiegała w luźnej atmosferze i wydawało mi się przez chwilę, że uczniowie zapomnieli o akcji, która miała miejsce zaraz po tym jak pojawiłam się na zajęciach. Po dźwięku dzwonka moje nadzieje zostały rozwiane, bo wśród rozmów uczniów, którzy pakowali swoje rzeczy słyszałam jak wspominali to, co się wydarzyło. A chciałam uniknąć plotek, wzdychałam w myślach.
           Bartek stanął w drzwiach jakiś czas po dzwonku, gdy już wszyscy uczniowie wyszli i zostałam tylko ja z nauczycielem, który usilnie nad czymś rozmyślał. Nie wypadało mi zapytać o co chodzi, ale byłam prawie pewna, że chodzi o zachowanie Bartka. Po raz pierwszy odkąd uczęszczał do tego liceum zapewne jakiś nauczyciel spotkał się z jego kulturalnym zachowaniem. Uśmiechnęłam się lekko na samą myśl, że zmienia się. Może niekoniecznie pod moim wpływem, ale zmienia się i to jest najważniejsze. Podszedł do mnie i wziął mnie na plecy. Nie mógł oczywiście odpuścić sobie uwagi, że jest mu o wiele lżej niż wtedy, gdy trzymał mnie na rękach. Prychnęłam mu do ucha na co on cicho parsknął śmiechem.
- To ja jestem ciekawy, co zrobisz, gdy będziesz musiał ją nieść na rękach? - spytał kąśliwie pan Strzelecki zanim opuściliśmy salę.
- Podałby pan jakiś konkretny przykład, w którym byłbym do tego zmuszony? - spytał Bartek, a ja się uśmiechnęłam szeroko, słysząc jego wypowiedź a dokładniej sposób w jaki ją wypowiedział. Naprawdę zaczynał być bardziej kulturalny w stosunku do osób starszych, albo miała to być jedynie przykrywka by w końcu dali mu spokój. Jak zwykle musiałam doszukać się drugiego dna, ale szczerze miałam nadzieję, że jego zachowanie wynikło z powolnej zmiany.
- Na przykład po ślubie - powiedział nauczyciel i zaraz się roześmiał, widząc nasze miny. - Wasze oczy przypominają mi pięciozłotówki - powiedział, próbując złapać powietrze.
- Bardzo słaby żart, proszę pana - powiedział Bartek. Po chwili prychnął i pokręcił głową. - Z nią? Ślub? Nigdy
          Pomijając już bardziej specyficzne poczucie humoru pana Strzeleckiego niż moje, poczułam się z deka urażona, ale nie na tyle by od tak odpuścić sobie udzielenia mu jakiejś riposty. W sumie sprzeczki z nim były nawet miłe. Nawet nie wiem kiedy nasze relacje tak się zmieniły. Rozmawialiśmy ze sobą w miarę normalnie bez żadnego skrępowania, droczyliśmy się, czasem były sprzeczki. Muszę przyznać, że powoli jego towarzystwo zaczęło mi odpowiadać odkąd, co druga jego wypowiedź przestała być warknięciem.
- Z nim? Ślub? Nigdy - powiedziałam, przedrzeźniając jego ton. Nie wyszło ani trochę podobnie, bo Bartek ma zbyt głęboki i niski głos, ale nauczyciel i tak wybuchł szczerym śmiechem.
- Przecież wy jesteście dla siebie stworzeni - powiedział pan Strzelecki, ocierając teatralnie niewidzialne łzy.
- Bardzo słaby żart - powiedzieliśmy, o dziwo, to samo w tym samym momencie, co jedynie wywołało kolejną salwę śmiechu nauczyciela.
          Bartek podobnie jak ja miał dość i mrucząc ciche pożegnanie wyszliśmy z sali, gdzie pan Strzelecki prawdopodobnie umierał ze śmiechu. Pokręciłam z zażenowaniem głową, przypominając sobie, co powiedział. Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie wyobraziła sobie nas jako parę młodą stojących w jakiejś sali weselnej i odbierających szczere gratulacje od rodziny. Energicznie pokręciłam głową by wybić sobie tą wizję z głowy.
          Chłopak podszedł do krzesełek ustawionych obok siebie, które pełniły funkcje ławki na tym piętrze. Pomógł mi usiąść na jednym z nich a potem wyciągnął telefon z kieszeni spodni i zmierzył mnie spojrzeniem swoich zielonych tęczówek. Skinęłam na niego głową.
- Wrócę po pierwszym dzwonku - powiedział, na co pokiwałam głową.
Bartek jeszcze przez chwilę mnie obserwował, ale po chwili odszedł w kierunku schodów. Westchnęłam. No cóż, zostałam sama. Może nie do końca sama, bo wokół mnie wciąż przechadzali się uczniowie, ale właśnie w takich sytuacjach samotność jest najbardziej odczuwalna. Właśnie w chwilach, gdy siedzisz sobie sam na ławce, a dookoła ciebie toczy się życie towarzyskie innych. Bo przecież bycie samotnym nie musi koniecznie oznaczać braku jakiejkolwiek żywej istoty wokół ciebie.
          Chciałam wyciągnąć telefon z plecaka by jak zwykle w takich momentach wpatrywać się w ekran, proszący o podanie hasła aby odblokować telefon i liczyć sekundy, minuty do końca przerwy, i rozpoczęcia lekcji. To mnie w pewnym sensie uspokajało. Jednak nie dane mi było nawet otworzyć plecaka, gdy obok mnie usiadł nie kto inny jak wysoki blondyn o czekoladowych oczach. Spojrzałam na niego pytająco. Fabian wyglądał jakby zbierał się do powiedzenia czegoś, ale mógł wydusić z siebie ani słowa. Cicho westchnęłam. Nawet nie zdążył się przebrać. Wciąż miał na sobie czarne dresy, w których zapewne pojechał na mecz. Również czuć było od niego lekki zapach potu, ale nie przeszkadzał mi on. Mimo że nie należał do najprzyjemniejszych to dało się wytrzymać.
          Siedzieliśmy w milczeniu chyba z minutę, gdy w końcu postanowił się odezwać. Wyprostował się i spojrzał na mnie.
- Przepraszam, Wera - powiedział, a ja lekko się skrzywiłam słysząc zdrobnienie mojego imienia. Nie przepadałam za nim, ale lepszych wersji zarówno Iza jak i Fabian nie umieli wymyślić. - Za dzisiaj. Zachowałem się okropnie, ignorując cię przed meczem
- Nie przepraszaj, koniec końców jakoś sobie poradziłam z dotarciem do bliższych miejsc - powiedziałam, na co on zrobił zdziwioną minę. - Chciałam cię poprosić o doprowadzenie mnie do miejsc bliżej boiska. Nie podobało mi się towarzystwo, w którym posadził mnie Bartek. Poza tym pomimo, że macie po metr dziewięćdziesiąt wysokości każdy to nie byłabym w stanie was zauważyć
           Fabian pokiwał delikatnie głową, uśmiechnęłam się pokrzepiająco i dźgnęłam go w bok. Prychnął cicho i szturchnął mnie w ramię. Po raz pierwszy tego dnia wybuchłam szczerym śmiechem. Ten blondyn zawsze potrafił zdziałać cuda i rozśmieszyć mnie. Czasem się zastanawiałam czy w przypadku konieczności wyjazdu na pogrzeb nie zaprosić go ze sobą. Nie zdziwiłabym się gdyby rozśmieszył mnie nawet wtedy, on miał po prostu do tego talent. Taki lekkoduch jak on sprawiał, że czasami mu zazdrościłam podejścia do życia. Do wszystkiego podchodził z takim niespotykanym luzem i spokojem. Nigdy nie stresował się niepotrzebnie, w przeciwieństwie do mnie, bo ja przejmowałam się nawet najdrobniejszymi szczegółami.
          Nagle ktoś zajął krzesełko z mojej prawej strony. Odwróciłam się ostrożnie i zastygłam w miejscu, widząc Izę. Była zdenerwowana, bo cały czas dygotała kolanami, próbując je choć trochę uspokoić, kładąc na nich dłonie. Miała zaciśnięte usta i bała się spojrzeć w moją stronę. Nie podobał mi się ten widok, Fabianowi zresztą też. Obserwował Izę zza moich pleców i już chciał się odezwać, gdy Iza nagle gwałtownie odwróciła głowę w moją stronę. Byłam pochylona w jej stronę, więc przez ten chaotyczny ruch omal nie znokautowała nas obydwu.
- Weronika, przepraszam - powiedziała tak szybko, jak się odwróciła. - Skupiłam się na sobie i na tym jak bardzo źle się czuję, a zapomniałam, że ty też nie masz najłatwiej. Byłam załamana, ale nawet nie pomyślałam o tym, że ty też możesz nie czuć się najlepiej - powiedziała na jednym wdechu. - Poza tym zawsze mi powtarzałaś, że jeżeli nie dodzwonię się do ciebie za trzecim razem mam odpuścić, bo zapewne jesteś zajęta i nie możesz odebrać - cicho westchnęła. - Jestem czasem taka bezmyślna
- Kiedyś ci zmienię nazwę mojego kontaktu, albo nagram w końcu automatyczną sekretarkę - powiedziałam, na co Iza i Fabian parsknęli śmiechem. - Weronika śpi, proszę zadzwonić później albo Weronika jest zajęta, proszę zostawić wiadomość i zadzwonić kiedy indziej. Tylko nie za minutę. Co o tym sądzicie? - odpowiedzieli mi śmiechem. - I tak, wiem, że czasem jesteś bezmyślna
          Fabian uśmiechnął się szeroko, a Iza cicho się zaśmiała. Również szeroko się uśmiechnęłam i zwróciłam swoje szare tęczówki znów na przyjaciółkę.
- Nie przepraszaj - powiedziałam cicho, tak by tylko ona i ewentualnie blondyn mogli usłyszeć. - Sama też nie jestem bez winy. Mogłam cię chociaż powiadomić, że jadę na mecz - powiedziałam, na co Iza delikatnie pokiwała głową.
- Dlaczego płakałaś? O czym on mówił? - spytała Iza, na co cicho westchnęłam.
- Pokłóciłam się z nim, chyba tak to można określić - powiedziałam, a Iza skinęła głową bym kontynuowała. - Wspominał, że nie umiałabym porozmawiać z osobą chorą na raka. Wkurzyłam się, bo przypomniała mi się moja ciocia i babcia. Zdajecie sobie pewnie sprawę, jak ciężki to jest dla mnie temat? - spytałam, na co obydwoje kiwnęli głowami. - O to poszło. Uciekłam do altanki obok Gryf Areny, później dołączył do mnie Bartek i porozmawialiśmy. W pewnym sensie poznaliśmy się lepiej, co nawet wyszło na dobre dla nas obydwu. Może teraz jakoś przetrwamy w swoim towarzystwie te trzy tygodnie?
- Po tym, co dzisiaj zobaczyłem myślę, że nawet na tych trzech tygodniach się nie skończy - powiedział Fabian z łobuzerskim uśmiechem, zabawnie poruszając brwiami.
          Zarówno ja, jak i Iza zmierzyłyśmy Fabiana zdziwionym spojrzeniem. Co oni sobie wszyscy dzisiaj ubzdurali? Najpierw pan Strzelecki mówi o jakimś ślubie, który pewnie i tak nie będzie miał miejsca, bo Bartek musiałby być naprawdę wytrwałą osobą by w ogóle wytrzymać z taką zrzędą jak ja, o ile w ogóle miałby taki zamiar.
- Widziałem dzisiaj was na meczu - szturchnął mnie w ramię na co ja prychnęłam. - No wiesz, nie mam pojęcia co się stało, że się potknęłaś i zaczęłaś spadać, ale naprawdę szkoda, że nie miałem aparatu przy sobie. Zrobiłbym wam zdjęcie, gdy tak cię trzymał - Fabian wyszczerzył się w jeszcze większym uśmiechu, a ja miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Już prawie zapomniałam o tym wydarzenie, zapewne dlatego, że było tak niespodziewane i Bartek trzymał mnie na tyle krótko w swoich ramionach, że nawet nie zdążyłam sobie tego uświadomić.
- Weronika, co się wydarzyło? - spytała od razu Iza z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Dajcie mi obydwoje spokój - powiedziałam starając się brzmieć poważnie, ale śmiech, który mimowolnie wkradł się na moją twarz psuł całe wrażenie. - Po prostu straciłam równowagę, bo zbyt gwałtownie wstałam i on mnie złapał. Pomógł mi usiąść i tyle, przecież to po części jego zadanie - ma pilnować bym sobie nie zrobiła jeszcze większej krzywdy.
- Przecież to jest niemożliwe, żebyś nie wpakowała się w większe tarapaty, niż te w jakich jesteś - zażartował Fabian. Zaśmiałam się sarkastycznie i zgromiłam go spojrzeniem.
          Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę, gdy zadzwonił dzwonek na lekcje. Przejechałam wzrokiem szybko po wszystkich uczniach, krążących po korytarzu, ale nigdzie nie wychwyciłam twarzy Bartka. Iza zauważyła, że widocznie kogoś wypatruję wśród postur licealistów.
- Szukasz swojego księcia? - spytała. W odpowiedzi od razu prychnęłam na jej określenie Bartka. - Na pewno byś go zauważyła. Przecież ten chłopak ma prawie dwa metry wysokości - mówiła, a ja przestałam zwracać na nią uwagę. - Naprawdę śmiesznie razem wyglądacie
- W jakim sensie? - mruknęłam cicho, rozglądając się wciąż w poszukiwaniu mojego pomocnika.
- Ty taka niska się przy nim wydajesz - powiedziała Iza, nie ukrywając śmiechu. - To zarazem jest też strasznie urocze
- Od kiedy wasza dwójka - wskazałam na Fabiana i Izę - zaczęła mnie z nim swatać? Macie jakąś zmowę z panem Strzeleckim, czy co?
- Jaką zmowę? O co chodzi? - Fabian od razu wychwycił wiadomość, której nie powinnam powiedzieć. Ugryzłam się w język za późno.
- Nieważne - mruknęłam, machając ręką, sygnalizując koniec tematu. Powróciłam do szukania Bartka, którego wreszcie wypatrzyłam.
          Zauważyłam jak wchodzi po schodach na piętro, na którym się znajdowałam. Twarz skierowaną miał w ekran telefonu, więc zapewne nie zauważył jeszcze, że mu się przyglądam. Po chwili zrobił coś, co prawdopodobnie sprawiło, że moje serce na ułamek sekundy przestało pracować. Natychmiast odwróciłam wzrok, by ukryć rumieńce, które pojawiły się na mojej twarzy po tym jak zobaczyłam sposób w jaki przeczesuje włosy dłonią. Normalnie pozostawało to nagrać, obrobić, przybliżyć na jego twarz, spowolnić wideo i wabik na dziewczyny lub jakiś tandetny materiał do reklamy szamponu przeciwłupieżowego gotowa. Nie wiem jak to się działo, że zawsze zapominałam o tym, jak Bartek jest zabójczo przystojny. I kogo ja chciałam oszukać? Zapewne każda dziewczyna chciałaby wiązać przyszłość z kimś takim, niektórym pewnie nie przeszkadzałby nawet fakt, że jego charakter jest nawiasem mówiąc straszny. Cicho jęknęłam pod nosem, zamykając oczy i odchylając głowę do tyłu, trafiając na parapet.
          Bartek stanął przed nami, na Izę nie zwrócił uwagi, a do Fabiana lekko skinął głową, na co mój przyjaciel szeroko się uśmiechnął. W moim umyśle zapaliła się czerwona lampka, bo nie wiedziałam o co mu chodzi. Schował telefon do kieszeni i podał mi rękę, którą z ociąganiem i delikatnym zawahaniem chwyciłam. Podciągnął mnie do siebie tym razem zbyt gwałtownie i za mocno przez co wpadłam na jego klatkę piersiową. Przez chwilę czułam pod opuszkami palców jego mięśnie. Przeklęłam w myślach i na jednej nodze jak poparzona odskoczyłam od niego. Pokręcił z zażenowaniem głową, widząc, że staram się obserwować wszystko co się rusza, tylko nie jego. Zarzucił mnie na plecy a ja natychmiast owinęłam luźno ręce wokół jego karku, jak małe dziecko, które boi się spaść i skinął głową na Fabiana.
- Przekaż Woźniewskiej, że idę z nią do dyrektora - powiedział, na co moje oczy natychmiast się rozszerzyły. Po chwili przypomniałam sobie akcję, jaka miała miejsce w klasie, gdy Bartek wściekły uderzył pięścią w ławkę, przy której później siedziałam. Wyglądała z zewnątrz na całą, więc się tym nie przejmowałam. - Musimy uzgodnić kilka spraw

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mrs Black bajkowe-szablony