Minął tydzień. Tydzień dosyć normalny w porównaniu do tych cięższych dni, które na szczęście były już przeszłością. Wiktor się nie odzywał, ja tak samo nie powiedziałam nic Fabianowi. Nie wiedziałam, czy dobrze postępuję. Iza mnie przekonywała przez długi okres czasu, że ma wszystko pod kontrolą i nie jest dzieckiem. Jednak rozmowa z Bartkiem nie dawała mi spokoju przez jeszcze długi czas. Kilka następnych dni wspominałam ten moment, w którym powiedział, że Wiktor nie jest kimś komu można zaufać i odmówił mi pomocy. Nie miałam mu tego za złe, zdziwiłabym się w sumie, gdyby w ogóle się zgodził. Nie wyobrażałam sobie też, jak to wszystko miałoby wygląda. Bo co? Pójdzie do Wiktora, powie mu, że ma się od nas trzymać z daleka i wszystko wróci do normy? Nie, tak łatwo nie mogło być. Życie to nieustanna plątanina kłopotów, trudów i wyzwań, które przeplatają się z normalnym spokojnym i szczęśliwym życiem. Jeśli istnieje ktoś na tym świecie, kto w swoim życiu nie doświadczył ani razu smutku, zmartwienia i strachu chcę go poznać, i dowiedzieć się, co nie co na temat jego sposobu na bezproblemowe funkcjonowanie.
Nie licząc moich zmartwień z powodu Izy i Wiktora, w szkole naprawdę było lepiej. Nawet nie zauważyłam, gdy obecność Bartka obok mnie przestała mi przeszkadzać i zaczęła przynosić nieoczekiwane skutki. Byłam pewniejsza siebie i spokojniejsza, gdy z nim rozmawiałam. Nie spóźniałam się już na lekcje, więc skończyłam z nadrabianiem materiału na przerwach. Testy, do których musiałam uczyć się dwa razy więcej niż zwykle z tego powodu już były za mną. Mogłam odetchnąć.
Bartek i Iza zdziałali cuda, a pewnie nawet nie zdawali sobie sprawy z tego jak wielkie. Tak naprawdę to rozmowa z chłopakiem ostatecznie przekonała mnie do wczesnego chodzenia spać. Było ciężko, oczywiście, że było i byłam na to gotowa. Z początku przestawienie organizmu na inne biegi przynosiło mi więcej zmęczenia niż zwykle. Bywało, że w nocy budziłam się nawet pięć razy, ale mimo to zasypiałam ponownie, mając przekonanie, że w końcu się do tego przyzwyczaję. Mimo tych siedmiu dni, które minęły w zaskakującym tempie wciąż miałam niechciane pobudki, ale było ich zdecydowanie mniej. Samopoczucie trochę mi się poprawiło, bo wciąż miałam zawroty głowy, ale nie byłam tak osłabiona jak wcześniej. Iza powiedziała, że powinnam pojechać z tym do lekarza i o dziwo Bartek poparł ten pomysł.
Siedziałam z nim wtedy sama na przerwie. Jak zwykle przeglądał coś w telefonie, ale w pewnym momencie przerwał ciszę. Chciał wiedzieć jak się czuję i czy już jest lepiej. Odpowiedziałam, że osłabienie i zmęczenie ustało, ale wciąż mam problemy z głową. Nie wiem nawet, kiedy powiedziałam mu też, że Iza zaproponowała mi wizytę u lekarza. Może i Bartek nie zrobił mi jakiegoś kazania na ten temat, ale jego odpowiedź: Też uważam, że powinnaś iść wprawiła mnie w wystarczający zachwyt aby po powrocie do domu po prostu paść na łóżko z wielkim uśmiechem.
Z tego całego zabiegania ostatnich dni nawet nie zwróciłam uwagi na dość istotny szczegół, który w spokojniejszych warunkach wywołałby u mnie panikę. Bartek był w moim domu, siedział w moim tymczasowym pokoju i co najważniejsze - sam do tego domu się nie dostał. Uświadomiła mi to moja mama, która niedzielnego wieczora usiadła przy mnie, gdy jadłam kolację. Akurat pisałam wtedy z Izą i Fabianem na czacie. Jak zwykle szczerzyłam się do telefonu, czytając żarty mojego przyjaciela, zapominając o tym, że niedługo opuści naszą klasę. Mama podpatrzyła, że ciągle się uśmiecham i wesoła spytała:
- Piszesz ze swoim chłopakiem?
Mało brakowało, a zakrztusiłabym się jedzeniem, które akurat przeżuwałam. Mama cicho się zaśmiała, na co ja zdziwiona zmierzyłam ją spojrzeniem. Nerwowo pokręciłam głową, bo jeszcze nie rozumiałam o co jej chodzi.
- Przecież ja nie mam chłopaka - powiedziałam słabo, przełykając ostatni kęs kanapki, którą omal się nie zakrztusiłam.
- A ten przystojny, który cię odwiedził w czwartek to kim niby jest? - spytała mama. Mimowolnie się zarumieniłam i zmieszana zaczęłam bawić się palcami, odkładając telefon na bok. Zapomniałam o tym fakcie, że ktoś musiał go wpuścić do domu a skoro mamy nie było wtedy, gdy się obudziłam nie zwróciłam nawet na to uwagi.
- Mamo, on nawet nie jest moim kolegą - powiedziałam, zakładając kosmyk włosów za ucho. Zaczęło się, pomyślałam.
- To bierz się za niego póki jest wolny i nie ma dziewczyny - powiedziała mama, na co parsknęłam śmiechem. Te jej pomysły. Mimo tego, że miała już pięćdziesiąt lat na karku wciąż zadziwiała mnie swoimi pomysłami i czasem - słownictwem.
- A skąd ty to wiesz? - spytałam z lekkim uśmiechem, który momentalnie zszedł mi z twarzy, gdy zobaczyłam minę mojej mamy. - Mamo? - była szeroko uśmiechnięta, a to oznaczało tylko jedno. - Mam nadzieję, że nie zrobiłaś mu przesłuchania, gdy spałam
- Muszę wiedzieć z jakimi chłopakami umawia się moja córka - powiedziała, wzruszając ramionami.
Uderzyłam czołem w blat stołu, wyobrażając sobie jakie moja mama mogła zadawać mu pytania i co o mnie opowiadała. Poczułam się strasznie skrępowana i zawstydzona. I jak ja miałam mu wtedy spojrzeć w oczy? Moja mama pewnie zapoznała go już z każdym onieśmielającym faktem z mojego dzieciństwa, gdy nie potrafiłam nawet mówić. Mogłam nie zasypiać po raz czwarty, przynajmniej uniknęłabym takiego wstydu, karciłam się w myślach.
- O co go pytałaś? - jęknęłam ze strachem, obawiając się odpowiedzi jakiej mi udzieli.
- O to, czy ma dziewczynę, czy dobrze cię traktuje, czy jesteś bardzo wkurzająca - mówiła, na co moje oczy stopniowo się poszerzały. To są jakieś żarty, pomyślałam. - Nie panikuj tak - zaśmiała się cicho, kręcąc głową z dezaprobatą. - To naprawdę sympatyczny chłopak. Cały czas się uśmiechał i nie wyglądał na urażonego moimi pytaniami. Podobasz mu się
Prychnęłam, dopijając herbatę. Byłam pewna, że naopowiadała mu dodatkowo różnych kompromitujących historii z mojego życia. Postanowiłam jednak nie przejmować się tym, dopóki Bartek sam nie da mi wyraźnie znać, że powinnam żałować czwartego pójścia spać i pilnować by mama z nim nie rozmawiała.
- To bardzo miły chłopak - powiedziała mama, a ja zmierzyłam ją zdziwionym spojrzeniem, marszcząc brwi. - Często się śmiał, gdy rozmawialiśmy o tobie, jest kulturalny, zabawny, mądry - idealny chłopak dla ciebie
- Mamo, jak on wyglądał? - spytałam, nie wierząc w to, co przed chwilą usłyszałam. Zaczęłam tworzyć w głowie scenariusze, w których Bartek przyjeżdżał później a mama rozmawiała, np. z Michałem lub Fabianem. Chociaż oni odpadali, bo wiedziała jak wyglądają i kim są, więc pewnie nazywałaby ich po imieniu.
- No przecież rozmawiałaś z nim - powiedziała, kręcąc głową z dezaprobatą. Spojrzałam na mamę znacząco, sygnalizując, że nalegam by mi odpowiedziała. - Bardzo wysoki brunet w czarnej kurtce i czerwonej koszuli w kratę. Był tak wysoki, że musiał się schylać, gdy przechodził przez drzwi. Przedstawił się jako Bartosz
Wyprostowałam się na krześle, analizując każde słowo, które usłyszałam. To nie mógł być nikt inny, a tym bardziej Fabian czy Michał, którzy przecież byli blondynami.
Po tym, jak mama wychwalała zachowanie jak i samego Bartka trochę się uspokoiłam. Zdecydowanie sytuacja przedstawiałby się gorzej, gdyby Bartek zachowywał się jak przeważnie w stosunku do osób starszych. Nawet próbowałam się dowiedzieć z czystej ciekawości, co chłopak o mnie mówił, jednak mama zdecydowanie oznajmiła mi, że nie zamierza mi tego zdradzać i to jest tajemnica. Uśmiechała się przy tym szeroko, więc nie musiałam się obawiać, że Bartek naopowiadał mamie jakiś bzdur, że piję alkohol, opuściłam się w nauce i ogólnie popadłam w złe towarzystwo. Chociaż to ostatnie jest po części prawdą.
Tego dnia w szkole miałam pojechać wraz z Bartkiem do szpitala. Z tego, co mi było wiadome jego rodzice pracują i powinien pojechać odwiedzić dziewczynkę o imieniu Madzia, która, jak już wiedziałam, była chora na raka. Bartek dodał jeszcze, że Magda zazwyczaj przebywała w specjalnym szpitalu w Szczecinie, bo tam jest zdecydowanie lepsza opieka nad osobami chorymi, więc do końca nie rozumiałam, co ona robiła w tamtej chwili w Gryficach. Podejrzewałam wiele możliwości, począwszy od tej, że rodzice po prostu chcieli by ich córka choć przez kilka dni była bliżej nich i na krótki okres czasu zmienili jej szpital. Jednak to wydało mi się mało prawdopodobne i przestało mnie to interesować, bo najważniejsze było to, że to dziecko, jak się domyślałam, jest w szpitalu pod stałą opieką. Ewentualnie mogła też przechodzić przez remisję, więc jej objawy okresowo zanikły, ale to brałam pod uwagę jedynie przewlekłej odmiany choroby. Może i nie uczyłam się szczególnie dużo na ten temat, ale odkąd pamiętam temat nowotworów wydawał mi się bardzo obcy, mimo tego że straciłam przez niego dwie bliskie mi osoby. Dlatego też z tematami tych chorób uczyłam się trochę nadprogramowo i wiedziałam o tym więcej niż przeciętny uczeń naszej szkoły. Spodziewałam się, że Bartek również był w tym temacie podobny do mnie.
Przyszłam ubrana w czarne dżinsy, fioletowy sweter, pod którym miałam założoną białą koszulę, przez co sprawiałam wrażenie eleganckiej, gdy biel kołnierza wystawała spod wełnianej góry. Do tego ubrałam czarne trampki, a właściwie jednego buta, bo przecież moja noga wciąż była w gipsie. Oprócz tego ze względu na chłodniejsze dni założyłam również szarą skórzaną kurtkę. Włosy jak zwykle miałam rozpuszczone a na moim nosie gościły czarne oprawki. Z moich nadgarstków zwisały jedna fioletowa i dwie srebrne bransoletki.
Bartek stał przy gabinecie dyrektora jak zawsze. Nerwowo spoglądał na zegarek, co chwilę rozglądając się wokół. Założył czarną koszulkę z nietypowym nadrukiem, ciemnoniebieskie dżinsy, a na to wszystko swoją czarną skórzaną kurtkę. Wydawało mi się, że włosy wyjątkowo sprowadził tego dnia do jako takiego ładu, co wbrew moim przypuszczeniem prezentowało się o wiele lepiej niż jego poprzedni harmider na głowie. Na pewno nie tylko mi odpowiadał taki jego wygląd, bo z daleka już zauważyłam dziewczyny, które skrycie go obserwowały i chichotały, wskazując na niego.
Dokuśtykałam się do niego i dopiero, gdy stanęłam przed nim zauważyłam, że wyglądał nieco inaczej. Nie umiałam stwierdzić jednoznacznie, co się w nim zmieniło, ale wyczuwałam znaczącą różnicę. Zmierzył mnie wzrokiem, nie ukrywając swojego zdziwienia. Trochę się zestresowałam ową sytuacją, więc delikatnie skinęłam głową na drzwi do gabinetu. Bartek jakby wyrwany z jakiegoś transu otworzył je i przytrzymał bym mogła spokojnie wejść do pomieszczenia. Mruknęłam ciche podziękowania i już po chwili znaleźliśmy się w gabinecie.
Dyrektora nie było, czego na początku nie zauważyłam, bo musiałam solidnie odkaszlnąć przez zapach kawy drażniący mój nos. Okno naprzeciw nas było lekko uchylone, więc chłód z zewnątrz dotarł do mnie w mgnieniu oka, co poskutkowało tym, że okryłam się kurtką jeszcze bardziej. Bartek podszedł do biurka i wziął z niego kartkę, na której codziennie składaliśmy podpisy. Chwycił na oślep długopis z kubka przedstawiającego wizerunek naszej szkoły i kilkoma płynnymi ruchami załatwił robotę. Swoją drogą naprawdę zabawnie wyglądał, gdy schylał się nad biurkiem, które sięgało mu zaledwie do ud. Bycie wysokim zdecydowanie nie było jakoś bardzo opłacalne, ale widziałam po nim, że już dawno przyzwyczaił się do swojego wzrostu.
Podeszłam do niego powoli o kulach i chwyciłam delikatnie długopis, który pospiesznie zostawił na biurku. Podpisałam się starannie i podałam Bartkowi kule, które on ułożył w kącie gabinetu. Zapowiadało się naprawdę nieciekawie, bo wizyta w szpitalu, gdzie jakiś czas temu założyli mi gips bez kul i w dodatku w towarzystwie chłopaka, który wszędzie mnie nosił z pewnością zwróciłoby uwagę pielęgniarek i lekarzy.
Zarzucił mnie na swoje plecy i zanim w ogóle zdążyłam jakoś się zaasekurować przed upadkiem pospiesznie wyszedł z pomieszczenia. Trochę speszona oplotłam ramiona wokół jego szyi, spodziewając się jakiejś kąśliwej uwagi z jego strony. Tego dnia jednak było inaczej, on był inny i miałam nadzieję, że nie w tym negatywnym znaczeniu, bo sama wizyta w szpitalu sprawiała, że czułam się gorzej a co dopiero jego zachowanie mogło mnie dodatkowo dobić.
Gdy już prawie wyszliśmy ze szkoły usłyszałam krzyk i dobrze znany mi głos, wołający moje imię. Obróciłam powoli głowę i zobaczyłam Izę, która w szybkim tempie schodziła po schodach. Lekko szturchnęłam Bartka w ramię i poprosiłam, żeby chwilę zaczekał. Nie krył swojej dezaprobaty i obrócił się w stronę mojej przyjaciółki, która była już obok nas. Wymruczał pod nosem, żebym się pospieszyła, bo już powinniśmy być w drodze do szpitala.
Iza była tego dnia ubrana w siwy sweterek sięgający do bioder, niebieskie dżinsy i zwykłe trampki we wzór w panterkę. Związała długie brązowe kręcone włosy w kitkę a pojedyncze kosmyki opadały na jej obojczyk. Na lewym ramieniu przewieszoną miała czarną torbę z książkami. Ciężko oddychała, czyli najwyraźniej goniła nas przez jakiś czas, co nie wychodziło jej zbyt skutecznie ze względu na swoje kolano. Przez chwilę stała lekko pochylona, trzymając się za kolana. Jeszcze brakowało mi jej kontuzji do kompletu nieszczęść, pomyślałam przez chwilę, ale odetchnęłam z ulgą, gdy wyprostowała się, starając uspokoić oddech.
Moja przyjaciółka wzięła głęboki wdech. Kątem oka zauważyłam jak zniecierpliwiony Bartek gromił ją spojrzeniem, z czego ta nawet nie zdawała sobie pewnie sprawy, albo wyraźnie jej to nie interesowało. Spodziewałam się jego wyrzutów skierowanych później do mnie o takie przedłużanie, więc również zmierzyłam przyjaciółkę ponaglającym wzrokiem.
- Weronika, dokąd jedziesz tym razem? - spytała, a ja przez chwilę starałam się zrozumieć o co jej chodzi, bo byłam prawie pewna, że wcześniej informowałam ją o tym, że prędzej czy później pojadę z Bartkiem do szpitala. Nie mówiłam jej powodu, ale wyraźnie dałam jej do zrozumienia, że ze mną jest wszystko w porządku i nie powinna mieć powodów do obaw. Widocznie się myliłam, bo moja przyjaciółka sprawiała wrażenie całkowicie obłąkanej w bieżącej sytuacji.
- Jadę do szpitala. Myślałam, że ci opowiadałam o tym - powiedziałam. Iza przez chwilę nie rozumiała, ale rozpoznałam po jej wyrazie twarzy, że właśnie sobie o czymś przypomniała. Coś z nią wyraźnie było nie tak. Przejmowała się czymś, a ja nie miałam możliwości zapytać się jej o co dokładnie chodzi, bo specjalne przedłużanie naszego pobytu w szkole z pewnością nie szło w parze z dobrym humorem Bartka przez resztę dnia.
- Zapomniałam, przepraszam - powiedziała, spuszczając wzrok zakłopotana. Pokiwałam głową, nie chcąc dalej przedłużać i mruknęłam ciche pożegnanie w jej stronę przemieszane z obietnicą, że zadzwonię później. Kłamała i byłam tego pewna w stu procentach. Nie chciała się przede mną przyznać, że zapewne nie słuchała mnie, gdy jej o tym mówiłam. Zdenerwowana podrapała się po tyle karku i już chciała się odwrócić, ale ktoś nam przeszkodził.
Usłyszałam dziwnie znajomy mi głos wołający imię chłopaka, który właśnie miał mnie na plecach. Bartek cicho westchnął poddenerwowany i poprawił uchwyt pod moimi udami, jak zwykle podrzucając mną. Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam zbiegającego po schodach Wiktora. O nie, pomyślałam. Ubrany był w szarą bluzę z kapturem, czarne luźne spodnie i brązowe lekko ubłocone buty. Skrzywiłam się na ten widok, ale natychmiast opanowałam reakcję. Nawet jeśli to był Wiktor, czyli osoba, której wprost nienawidziłam to musiałam trzymać się zasad i nie pozwolić sobie na zbyt wiele między innymi na ocenianie go na podstawie dość niechlujnego wyglądu tamtego dnia. Jedyne różnice jakie w nim wypatrzyłam to był jego ogolony zarost i delikatnie przystrzyżone końcówki włosów.
Ukradkiem obserwowałam reakcję Izy, która widocznie chciała jakoś niepostrzeżenie odejść od nas i najlepiej wyparować gdzieś byśmy zapomnieli, że w ogóle tu była. Jednak Wiktorowi nie umknęło, że znajduje się obok niego i zaraz po tym jak znalazł się obok nas objął ją ramieniem i przyciągnął do siebie. Zacisnęłam mocniej dłonie na ramionach omal nie raniąc się paznokciami, które nawiasem wspominając zaczęły mi się wbijać w skórę. No cóż, warto było wspomnieć, że zazwyczaj miałam naprawdę długie paznokcie, z którymi należało się obchodzić ostrożnie, jeśli nie chciałam skończyć z zadrapaniami. Iza była wyraźnie zakłopotana i próbowała się daremnie uwolnić z jego uścisku. Za późno, stwierdziłam w myślach, gdy Iza po kilku próbach w końcu się uwolniła z całkowicie czerwonymi policzkami. Na twarzy Wiktora pojawił się uśmiech, który sprawił, że miałam ochotę wybić mu wszystkie zęby w przeciwieństwie do Izy, którą wyraźnie tym onieśmielił. Co to miało być? Pokręciłam głową z dezaprobatą obserwując jak moja przyjaciółka spuszcza wzrok na podłogę i bacznie przygląda się brązowemu podłożu.
W tamtym momencie byłam wdzięczna Bartkowi, który wyraźnie miał dość tego przedstawienia, które przed nami urządzano i zdenerwowany warknął kierując swój wzrok na Wiktora:
- Czego chcesz? Streszczaj się
Czarnowłosy momentalnie spojrzał na Bartka, jakby przypominając sobie o jego obecności. Uśmiechnął się sarkastycznie i jak gdyby nigdy nic się nie stało podszedł do niego wyraźnie rozbawiony zaistniałą sytuacją. Nienawidziłam go, to nawet mało powiedziane. Nie jestem mściwą osobą ani kimś kto życzy komuś źle, ale on budził we mnie te wszystkie emocje, których do niedawna nie znałam i nie podejrzewałabym siebie nawet o ich posiadanie. Nie zdawałam sobie nawet sprawy, jak bardzo można za kimś nie przepadać, gardzić nim i życzyć mu jak najgorszego losu. Wstyd było mi przyznać, że tak właśnie wyglądały moje stosunki co do Wiktora.
- Tomek chce z tobą porozmawiać - powiedział głosem, którego dźwięku nie znosiłam i mogłam go odtwarzać w głowie w nocy zamiast najstraszniejszych horrorów. - Mówi, że to pilne
- Powiedz mu, że nie mam teraz czasu - Bartek wycedził przez zęby, po czym chciał już się odwrócić, ale powstrzymała go dłoń Wiktora, który przypadkiem bądź nie dotknął też mojej łydki. Gdyby nie Bartek i gips, który cały czas ciążył na mojej nodze nie widziałabym przeszkód w tym by rzucić się na chłopaka i... No właśnie. I co? Nie byłam jakoś supersilna i pewnie nie miałabym z nim nawet żadnych szans, bo mimo wszystkiego to on był tam chłopakiem, i chcąc czy nie to on miał znaczną przewagę nade mną.
Bartek zmierzył go pytającym spojrzeniem, na co Wiktor w milczeniu wykonał jakiś dziwny gest. Według moich domyśleń zasygnalizował mu, że ktoś zadzwonił do Bartka, albo to on musi wykonać telefon - nie byłam pewna. Chłopak wyraźnie spoważniał, a ja czułam jak jego mięśnie wyczuwalne pod moimi nogami się niebezpiecznie spięły. Miałam złe przeczucia a rozbawienie Wiktora wprowadzało do mojej głowy jeszcze większy mętlik, a ja daremno próbowałam to sobie jakoś wytłumaczyć.
- Zadzwonię do niego później - powiedział Bartek mniej zdenerwowanym głosem, co ani trochę mnie nie uspokajało. Wiktor pokiwał delikatnie głową i odwrócił się w stronę Izy, która widocznie zapomniała o swoim planie i stała jak wryta wciąż obserwując podłogę. - Wiktor
Na dźwięk jego imienia chłopak momentalnie się odwrócił i posłał Bartkowi pytające spojrzenie. Bartek głęboko westchnął, jakby nad czymś się poważnie zastanawiał i po chwili się odezwał:
- Kończymy z tym
Momentalnie z mojego serca spadł kamień ogromnych rozmiarów, o których nawet nie wiedziałam. Nie wiem dlaczego po tym jednym zdaniu poczułam tak niewyobrażalną ulgę. Czułam się jakby jakaś niewidzialna lina, która mnie oplatała zaczęła się powoli zaciskać a ja z każdą chwilą traciłam powietrze, gdy do moich uszu docierały kolejne słowa ich rozmowy, będące niczym kod, który starałam się marnie rozszyfrować. Mogło być wiele rozwiązań a tylko jedno było poprawne, a najgorsze było to, że nie umiałam domyślić się które. Jednak w chwili gdy Bartek z takim zdecydowaniem oznajmił koniec, z czymkolwiek miał zakończyć, poczułam jak lina automatycznie się poluzowuje a ja momentalnie łapczywie zaczynam brać upragniony oddech omal nie krztusząc się tlenem, który zaczynał wypełniać moje ściśnięte płuca, ale wciąż nie mogłam jej zdjąć. Czekałam na coś jeszcze, sama nie wiedziałam na co dokładnie. Zależało mi po prostu na uwolnieniu się z uwiązania, słysząc coś co mi na to pozwoli. Przeczuwałam same złe rzeczy pokroju narkomanii, dealerów, alkoholu i kto wie co jeszcze. Bałam się, najzwyczajniej w świecie opanował mnie strach, który później częściowo się ulotnił.
Z twarzy Wiktora w jednej chwili odeszły wszelkiego rodzaju uczucia, a on jakby sam zbladł i jego skóra w pewnym momencie porównywalna była do pergaminu a jego źrenice szybko się rozszerzyły, co sprawiło, że jego oczy były niemal czarne. Otworzył je szerzej, przez co mogłam temu przyjrzeć się uważniej i w niedowierzaniu obserwował Bartka. Widziałam w nim coś nieprawdopodobnego - on się bał i byłam tego pewna. Iza widząc jego momentalne zbladnięcie i strach, którego nigdy wcześniej w nim nie widziała ani ona, ani ja podeszła do niego powoli. Wyciągnęła delikatnie i powoli do niego rękę, a ja już miałam przeczucie, że to się źle skończy. Jednak zanim w ogóle zdążyłam jakkolwiek zareagować i ją ostrzec Wiktor wykonał jeden płynny zamach ręką, która później z głośnym plaskiem zderzyła się z twarzą Izy.
Przerażona oglądałam jak moja przyjaciółka powoli zatacza się i opada na ziemię pod wpływem siły uderzenia. Nie mogłam na to tak bezczynnie patrzeć, nie interesował mnie już nawet Wiktor, któremu w oczach zaświeciły się nieznane mi ogniki a jego twarz opanowała złość. Moja nienawiść na chwilę się ulotniła, a zaczęła mnie interesować jedynie postać Izy bezwiednie klęczącej na podłodze. Zeskoczyłam z pleców Bartka dosyć nieostrożnie przez co zderzyłam się ze ścianą znajdującą się za mną. Ból rozchodzący po moich plecach nie obchodził mnie zanadto i w mgnieniu oka zaczęłam skakać w stronę Izy, która bezczynnie klęczała na podłodze z dłońmi ułożonymi na swoim policzku. Nie czekając na żadną reakcję z jej strony uklęknęłam obok niej i przytuliłam ją do siebie bardzo mocno, jak jeszcze nigdy. Iza automatycznie wybuchła płaczem wtulając się we mnie i oplatając mnie mocno w pasie rękami. Schowała głowę w moim ramieniu i mamrotała co chwilę niewyraźne, bo przerywane przez szloch przeprosiny. Nie miałam zamiaru wygarniać jej błędu, przed którym tyle razy ją ostrzegałam. Miłość, czy zauroczenie, bo w miłość w tym przypadku nie wierzyłam a może i nie chciałam wierzyć była naprawdę ślepa, i doprowadziła do jej krzywdy, znowu. Objęłam ją jeszcze mocniej i delikatnie masowałam jej ramiona, by dodać jej otuchy.
W międzyczasie widziałam jak Wiktor rzucił się wściekły na Bartka, wywołując tym samym panikę wśród licealistów i we mnie. Obserwowałam to wszystko jakby w zwolnionym tempie, obawiając się o Bartka. Na korytarzu rozległy się krzyki, w których wyraźnie dało się wychwycić piski uczennic i wołanie o pomoc. Momentalnie wokół nas znalazła się grupka osób, które starały się powstrzymać jego szał i odciągnąć od Bartka, którego zaczął okładać pięściami. Z moich ust automatycznie wydobył się niekontrolowany pisk a oczy zaszkliły się momentalnie, gdy widziałam jak Wiktor, który był w jakimś amoku zadawał kolejne ciosy Bartkowi. Nie mogłam na to patrzeć. Schowałam głowę za włosami mojej przyjaciółki i zamknęłam mocno powieki prowokując tym samym łzy do spływania po moich policzkach. Mimo to ciekawość w końcu zwyciężyła i uchyliłam jedno oko, obserwując to co się działo. W grupce znajdującej się obok nas wychwyciłam wzrokiem kilku nauczycieli, którzy próbowali jakoś uspokoić Wiktora i odciągnąć od Bartka. Ku mojej uldze Bartek już nie był okładany pięściami a sam objął kontrolę nad tym co się działo i przycisnął Wiktora do ściany. Zaraz po tym obok znaleźli się nauczyciele, którzy trzymając go mocno zaprowadzili gdzieś.
Iza wyczuła mój strach i objęła mnie jeszcze mocniej, na co odpowiedziałam tym samym. Mogłyśmy się udusić, nie interesowało mnie to. Starałam się opanować łzy, które spływały po moich policzkach. Nie miałam pojęcia, czego właśnie byłam świadkiem, nie docierała do mnie świadomość tego. Jednak gdy już zdałam sobie sprawę z tego, że Wiktor po raz kolejny skrzywdził Izę, ale oprócz tego śmiał okładać pięściami Bartka coś we mnie pękło. Bańka, która jeszcze dawała Wiktorowi jakieś minimalne szanse stała się jedynie wyobrażeniem, które już nie miało prawa istnieć. Nienawidziłam go całym sercem i nie kryłam przed sobą chęci na to by życzyć mu wszystkiego, co złe. Nie byłoby mi go żal, bo znów ośmielił się skrzywdzić osoby, na których mi zależy tylko, że tym razem - w sposób fizyczny. Mimo iż siniak na policzku Izy zejdzie to byłam pewna, że jej psychika będzie dawać o sobie znać o wiele częściej. Bartek był silniejszy, o niego się nie bałam aż tak, ale to nie zmienia faktu, że gdy był okładany ciosami moje serce prawie stanęło. Wiktor w moich oczach już był skończony. Byłam pamiętliwą osobą i krzywdy, które mi wyrządzono zawsze miałam w pamięci. I choć o tym nie mówiłam otwarcie to nigdy o nich nie zapominałam. Wiktor mógł być idealnym przykładem na to, że te blizny wyrządzone gdzieś głęboko w moim sercu będą na tyle duże, że nie będę chciała ich rozdrapywać a co dopiero dawać mu kolejne szanse.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz