piątek, 29 lipca 2016

24. Chwila słabości, której będzie się żałować już zawsze.

          Jak to się stało, że dwa dni po stracie mojej przyjaciółki, następnie i przyjaciela, siedziałam w toalecie, w kabinie drugiej od lewej strony, opierając się plecami o drzwi, a w dłoni błyszczała mi żyletka, która jeszcze była srebrzysto, i nieskazitelnie czysta? Odpowiedź jest jedna: nie wiem. Wszystko potoczyło się zbyt szybko, za dużo rzeczy i problemów spadło na mnie niczym grad jakichś meteorytów, którego nie jestem w stanie uniknąć i muszę go przyjąć na siebie.
          Iza nie odzywała się do mnie od tamtej pory, jak mówiła tak i mnie unikała na każdej przerwie. Fabiana spotkałam raz, a właściwie na niego wpadłam, gdy biegł pewnie jak zwykle spóźniony na trening. Zmierzył mnie szybko spojrzeniem, po czym na jego twarz zawitała złość i mnie zostawił. Najgorsze w tej całej sytuacji, że powodu ich złości mogłam się jedynie domyślać. Czy Fabian usłyszał moją rozmowę z Olką i wyciągnął z tego zupełnie inne wnioski? A może byłam ofiarą jakiegoś spisku przeciw mojej osobie? Jednego byłam pewna, czego już mniej byli moi byli przyjaciele - w życiu nie powiedziałam czegoś takiego o co podejrzewała mnie Iza nikomu. Pamiętałabym to, a poza tym nigdy by mi taki pomysł nie strzelił do głowy. Owszem, przesadziłam w rozmowie z Olką, ale nie na tyle by wyciągnąć z niej takie wnioski.
          Uczniowie wciąż śmiali się ze mnie w najlepsze, nie zważając na to, że już ledwo to wytrzymywałam i byłam na skraju załamania nerwowego. Nawet jakbym miała zamiar Bartkowi wszystko wygarnąć to albo mnie unikał, albo był nieobecny w szkole. Chociaż pewnie i tak bym nie odważyła się na odnowienie kontaktów z nim, o ile jakiekolwiek wcześniej mieliśmy, skoro posunął się do takiego kroku. Chciałam mu pomóc, starałam się jak mogłam, ale on był zbyt twardy bym mogła jego zewnętrzną skorupę jakkolwiek rozłupać na części.  Bolał mnie w dodatku fakt, że mimo tego ile krzywd mi tym wyrządził ja nie potrafiłam przestać czuć czegoś do niego.
          Nawet Michał, który kilka dni wcześniej wyznał mi przecież, że się we mnie zakochał ignorował mnie. Nie wiedziałam czy był zdenerwowany, czy może ja zrobiłam coś o co mógł się obrazić. Chociaż po tym, co miało miejsce z Izą nie zdziwiłabym się, gdyby okazało się, że ktoś nagadał również jemu bzdur, w których popełniałam rzeczy, na które w życiu bym się nie odważyła.
          Odgarnęłam niesforne kosmyki włosów opadające mi na twarz za ucho i oparłam głowę o drzwi za mną. Już nie płakałam, bo zwyczajnie nie miałam czym. Nawet płacz zaczął mi sprawiać ból, gdy i tak opuchnięte już oczy bolały jeszcze bardziej. Specjalnie by to ukryć kupiłam podkład, który miałam zamiar odłożyć, gdy mój stan się polepszy. Jeszcze mi brakowało by do statusu wariatki dołączyli mi : straszydło.
          Oprócz tego nie obeszło się bez kłótni moich rodziców o kolejne zwykłe bzdury. Nie da się ukryć, że akurat teraz kłócili się częściej niż zwykle. O ile do kłótni przywykłam, tak do na tyle często występujących już było ciężej. W domu panowała cisza, której nie można było przerywać, chyba że w celu kolejnej awantury. Poza tym Wojtek wciąż milczał, nie odzywał się do mnie przez co trochę się tym martwiłam. Potrzebowałam kogoś, kto mógłby przywrócić mi nadzieję w lepsze jutro. Codziennie pisałam do Wojtka kilka długich wiadomości, w których opisywałam jak się czułam, co się wydarzyło i jak wiele nerwów to wszystko mnie kosztuje. Milczał jak zaklęty, nie odpisał na żadną z nich.
          Między innymi właśnie dlatego posunęłam się do takiego kroku. Siedziałam na zimnej i trochę mokrej posadzce, obracając w dłoni żyletkę, której przyglądałam się z każdej strony jakbym była w jakimś amoku. Odkąd pamiętam wyklinałam się takiego zachowania i osób, które to robią nie rozumiejąc dlaczego posuwają się do samookaleczenia. Srebrzysty kolor, czysta i lśniąca z każdej strony, dzięki czemu byłam w stanie zobaczyć swoje odbicie. Mizerna, nie mająca w sobie ni krzty życia dziewczyna, która miała zamiar popełnić z czystej ciekawości największe głupstwo w swoim życiu.
          Prychnęłam cicho i zdjęłam trampka z prawej stopy, później białą skarpetkę, którą włożyłam do buta. Odłożyłam to na bok i przyłożyłam zimne ostrze do zewnętrznej strony mojej nogi tuż przy kostce. Czekałam na przypływ odwagi by przejechać po skórze raz, dwa, może i trzy. Powtarzałam sobie w duchu, że robię to by choć na chwilę poczuć ulgę, co kompletnie nie miało sensu. Ale czy samookaleczenie w jakimkolwiek stopniu ma sens i może być usprawiedliwione?
          Nagle przed moimi oczami pojawił się obraz mojej rodziny, którą mimo kłótni i tak mocno kochałam. Jednak krzyki, które czasami były moim nieustannym towarzyszem doprowadzały mnie do szału i chciałam gdzieś uciec, jak najdalej od nich. Ich bezsensowne powody kłótni, głosy, które wydawały się być przepełnione wzajemną nienawiścią, krzyki, czasem spokojniejsze sprzeczki. Zatopiłam ostrze żyletki w skórze, nie za głęboko, ani nie za płytko i ignorując ból pociągnęłam szybko przez kilka centymetrów. Pierwsze cięcie.
          Później twarze mojej dwójki kochanych przyjaciół, których bezmyślnie straciłam, nie wiedząc nawet dlaczego i nie podjęłam prób walki. Przypomniałam sobie jak po raz pierwszy się spotkaliśmy. Iza zajęła mi moje miejsce, gdy uczęszczałyśmy do zerówki, a ja się rozpłakałam. Nie lubiłyśmy się na początku i we wszystkim rywalizowałyśmy. Doszła nowa uczennica do klasy? Rozpoczynała się między nami rywalizacja o to, która najpierw się z nią zakoleguje i będzie z nią rozmawiać na przerwach. Uśmiechnęłam się na samą myśl o tym. Poznanie Fabiana było mniej kolorowe, bo jako sześciolatka chciałam się z nim pobawić samochodzikami, gdy byliśmy w zerówce. Zaczął na mnie krzyczeć, że nie chcę abym się z nim bawiła, a przez kolejne lata nasze kontakty się pogarszały a my się co raz częściej kłóciliśmy. Nie wiem jakim cudem staliśmy się najlepszymi przyjaciółmi. To wszystko wydarzyło się tak nagle, gdy z wrogów i rywalek awansowaliśmy na zdecydowanie wyższy poziom. A teraz ich straciłam? Samotna łza spłynęła po mojej lekko uśmiechniętej twarzy przez te wspomnienia. Ponowiłam czynność. Drugie cięcie.
          I na koniec stanęła przed moimi oczami twarz Bartka. Jego piękne oczy o kolorze intensywnej zieleni, idealne rysy twarzy, usta, które miałam okazję pocałować, a raczej stać nieświadoma, gdy to on wykonywał całą robotę. Przypomniały mi się nawet jego urocze dołeczki w policzkach, gdy się uśmiechał do mnie w szpitalu. Jego niski, głęboki głos, który w normalnej rozmowie bez kłótni i nieporozumień był naprawdę przyjemny do słuchania. Później przypomniał mi się obraz, gdy był okładany pięściami przez Wiktora i moje przerażenie. Radość, gdy obydwoje siedzieliśmy z Madzią w jej sali. Strach, gdy mówił, że pożałuję, jeśli odważę się jej zrobić krzywdę. Zaufanie jakim mnie obdarzył, gdy wyjawiał mi, że miał dziewczynę, z którą zerwał, nie mówiąc mi już powodu. Ale z jego całej osoby najbardziej lubiłam zdecydowanie jego nadzwyczajny wzrost. Czasem mnie wkurzał i irytował - to prawda. Ale nie do ukrycia jest to, że jest to dla mnie jedna z jego największych zalet, które posiada jak każdy inny człowiek. Mimo swoich wad, charakteru i sposobu bycia ja wciąż nie umiałam przekonać się do tego, że on nie jest dla mnie i muszę z niego zrezygnować. Wydawało mi się, że jest bliżej niż myślałam. Strata jego, bo postanowił wyjawić mój sekret bolała najbardziej, dlatego trzecie podejście było najbardziej brutalne. Trzecie i ostatnie cięcie.
          Spojrzałam na całą zakrwawioną kostkę, po której czerwona ciecz spływała strugami do pięty, a następnie na niebieskie kafelki podłogi toalety. Dopiero w tamtej chwili dotarło do mnie, co tak naprawdę zrobiłam i jak bardzo głupie to było. Nie przyniosło to żadnej ulgi i powinnam zostać okrzyknięta Idiotką Roku, jeśli myślałam, że będzie inaczej. Na krótką chwilę bólu po oderwaniu ostrza od skóry zapomniałam o bólu psychicznym, bo właśnie doświadczałam normalnej reakcji. Jeśli ból sprawiają człowiekowi dwie rzeczy to on mimowolnie bardziej skupi się na tej, która sprawia mu większe cierpienie - w tym wypadku było to cięcie po skórze. Jednak to w końcu ustanie, w przeciwieństwie do tego, co działo się w mojej psychice, a blizny po cięciach pozostaną na zawsze. Przeklęłam w myślach i podniosłam się.
          Wzięłam papier toaletowy, którym otarłam kałużę krwi, która powstała na kafelkach. Otarłam też stopę, ale krwawienie, jak można łatwo się domyślić, nie ustawało. Wciąż z ran sączyła się czerwona ciecz, więc założyłam skarpetki, które jak na złość były białe. Wypchałam miejsce z raną papierem toaletowym, naciągnęłam mocniej nogawkę i mimo specyficznego uczucia w tych okolicach wyszłam z kabiny. Umyłam ręce pod strumieniem zimnej wody, a zakrwawioną żyletkę owinęłam w papier i wrzuciłam do plecaka. Nie chciałam pozostawiać po sobie śladów.
          Gdy wyszłam z toalety do moich uszu dobiegł dźwięk dzwonka, który wołał mnie na lekcje, na tą godzinę spokoju od zaczepek i kpin, po których znów nastanie przerwa. Spuściłam wzrok na podłogę, naciągnęłam kaptur swojej bluzy na zamek błyskawiczny, którą akurat tego dnia założyłam i w ukryciu chciałam móc się przedostać do klasy bez kąśliwych uwag. Zaczęłam szybkim krokiem kierować się na oślep do mojego celu.
          Udawało mi się to, dopóki jak na złość na kogoś nie wpadłam. Odbiłam się od jego torsu i tak naprawdę skrawek ubrania wystarczył bym zrozumiała jakiego pecha miałam tego dnia. Czerwona koszula w kratę i ten zniewalający zapach wody kolońskiej pozwalały mi domyślić się na kogo trafiłam bez konieczności zadarcia głowy do góry, i upewnienia się. Bartek. Naprawdę nie miałam tego dnia szczęścia.
- Powinnaś bardziej uważać - powiedział. Daruj sobie, prychnęłam w myślach, słysząc jego głos, który może i nie wyrażał kpiny, i rozbawienia, ale wciąż budził we mnie mieszane uczucia.
          Oczy zaszły mi momentalnie łzami i chciałam go wyminąć, ale nie pozwolił mi na to. Chwycił mnie za nadgarstek w chwili, gdy już byłam jakiś kawałek od niego oddalona przez co gwałtownie obrócił mnie w swoją stronę.
-  Zostaw mnie - powiedziałam, gdy widziałam już jego twarz. Po jego wyrazie rozpoznałam, że obecna sytuacja wcale go nie bawi, wręcz przeciwnie - wydawał się być zdziwiony moim zachowaniem. - Zrobiłeś ze mnie pośmiewisko, mówiąc im o tych przeklętych rysunkach. Co ja ci takiego zrobiłam, że dalej czegoś ode mnie chcesz?
          Wykorzystałam moment, w którym zamarł i tym samym poluźnił uścisk. Wyrwałam mu swoją rękę i ruszyłam w stronę klasy, tak jak wcześniej miałam zamiar. Nie zwracałam uwagi na jego reakcję, bo musiałam mu przyznać, że gdy chciał potrafił być dobrym aktorem, ale usilnie nie dawało mi to spokoju. Co jakiś czas przypominały mi się jego zdziwione zielone tęczówki, które próbowały odnaleźć w mojej twarzy powód tej złości, a jednocześnie smutku, którego pewnie się domyślił, że wywołany był przez niego.
          Lekcje mijały mi na bazgraniu w moim brudnopisie jakichś komiksów, do których nie przykładałam się za nadto, co jakiś czas przysłuchiwałam się nauczycielowi i tak naprawdę tylko to mi pozostawało. Iza siedziała w ławce, w której niegdyś była ze mną tego dnia wraz z Karoliną, co jakiś czas zerkając na mnie z pogardą. Na pewno zdawała sobie sprawę jaki ból mi sprawiała, zdecydowanie większy niż to kłucie w kostce. Ona naprawdę mnie znienawidziła, zapomniała o naszym wspólnym dorastania i zastąpiła to zawiścią do mnie. Pomijam już fakt, że siedziałam z tyłu i litery na tablicy były rozmazane, a gdy już postanowiłam coś zapisać nie mogłam się rozczytać.
          Po lekcjach czułam się wolna od wszystkich zmartwień chociaż na jakąś niecałą godzinę, zanim miałam pojechać autobusem do domu. Wyszłam poza teren szkoły czym prędzej, bo nie musiałam już na nikogo czekać i usiadłam na pierwszej ławce, którą wyhaczyłam wzrokiem. Siedziałam pośród kilku knajp, obok lodziarni, w tym samym miejscu, gdzie dowiedziałam się o Wiktorze. Mogłam pójść zmienić miejsce, ale nie zrobiłam tego. Iza wtedy martwiła się moim zdrowiem, które naprawdę nie było w najlepszym stanie, bała się o moją reakcję, gdy dowiem się, że odnowiła z nim kontakt po tym jak nas skrzywdził.
          Odruchowo wyjęłam telefon z kieszeni i zaczęłam przeglądać naszą historię rozmów. Najpierw z Izą, a potem z Fabianem. Wspominałam żarty, pytania o zadanie domowe, plany rozbojów, które nigdy się nie ziściły, chwile gorsze i lepsze, kłótnie, jak w każdej znajomości. Mimowolnie po moim policzku po raz kolejny tego dnia spłynęła samotna łza, którą starłam wierzchem dłoni. Nie chciałam już płakać, bo to mi w niczym by nie pomogło. Tak czy siak ich straciłam i odpuściłam zdecydowanie zbyt łatwo. Byłam zbyt słaba, co udowadniała jedynie rana na mojej kostce, która wciąż mnie bolała.
          Złapałam się za nią i delikatnie pomasowałam, co wywołało jedynie wzmożony ból. Syknęłam cicho, czując rwanie i czerwoną ciecz, która przesiąkła przez moją skarpetkę, i pozostawiła ślad. Musiałam wyrzucić ubranie, zanim mama by się dowiedziała. Cicho westchnęłam i wyprostowałam się na ławce, obserwując niebo jak zaczarowana. Tego dnia było takie niebieskie i bezchmurne, wyróżniało się od tego co prezentowało się ostatnimi dniami. Wpatrywałam się w nieskazitelny błękit, gdy ktoś zaczął się do mnie zbliżać.
          Przymknęłam delikatnie powieki. Nie chciałam patrzeć, kto akurat postanowił się mną zainteresować. Wsłuchując się w kroki, które słyszałam bardzo wyraźnie, zważywszy na dość niespotykaną miejską ciszę, jaka akurat wtedy wokół mnie panowała ignorowałam nieznajomego, mając nadzieję, że mnie minie. Po tym co zrobiłam nie miałam ochoty na rozmowę, nieważne kto by to był. Popełniłam jedno z największych głupstw w całym moim życiu i najgorsze było to, że blizny nie pozwolą mi o tym zapomnieć. Chciałam zamknąć się gdzieś, odizolować od innych.
          Jeśli gdzieś we mnie tliły się jakieś nadzieje, że osoba, która szła w moim kierunku po prostu wybrała drogę na skróty i wcale nie chciała ze mną rozmawiać to zniknęły w momencie, w którym usłyszałam jak ów nieznajomy siada obok mnie. Wciąż nie raczyłam go obdarować moim spojrzeniem, bo byłam niemal przekonana, że spotkam się z kolejnymi drwinami.
          Przez kilka pierwszych chwil od momentu, w którym usiadł obok mnie nie odzywaliśmy się do siebie, a cisza zaczęła mnie krępować.
- Może w końcu na mnie spojrzysz?
Jak powiedział tak zrobiłam niemal od razu, bo akurat jego się nie spodziewałam. Od razu rozpoznałam ten głos. Bartek siedział obok mnie podpierając łokcie na kolanach i wpatrując się uważnie we mnie. Miał na sobie jak zwykle czarną kurtkę i tego samego koloru dżinsy. Przez jego ramię przewieszoną miał czarną torbę na książki, lub cokolwiek co on nosił do szkoły. Nie wiedziałam jak mam zareagować. Czy powinnam mu zrobić awanturę, która i tak w niczym by mi nie pomogła? A może po prostu go zostawić i uciec od niego, gdzie pieprz rośnie?
          Nie wybrałam żadnej z tych opcji, czekałam aż Bartek się odezwie i powie czego ode mnie znowu chce. W końcu musiał mieć jakiś interes w zaczepianiu mnie, prawda? Oparł swoje plecy o ławkę i w ciszy przeniósł swój wzrok z mojej żałośnie mizernej twarzy na budynek przed nami, który okazał się być zwykłą knajpą z kebabami, pizzą i innymi niezdrowymi przekąskami.
- Byłbym idiotą, gdybym spytał cię o to, dlaczego z dnia na dzień stałaś się pośmiewiskiem w całej szkole - westchnął. Prychnęłam pod nosem w odpowiedzi. Pytaniem było czy mógłby być na tyle głupi by pytać mnie o to do czego sam doprowadził? Nie chciałam dać po sobie poznać, ale zaczęłam mieć wątpliwości. - Nie wiem czy chcesz słuchać jakichś tłumaczeń, ale dla mojego spokoju powiem ci, że to nie byłem ja i o całej sytuacji dowiedziałem się dzisiaj. Mimo to wciąż mi nie wierzysz, prawda?
- Tak - powiedziałam bez zastanowienia. Pokiwał delikatnie głową, ale dobrze wiedziałam, że oczekiwał takiej odpowiedzi, nie tylko wnioskując po tym jak się do niego odniosłam wcześniej. Westchnął głośno i skierował spojrzenie na mnie. Widząc jego tęczówki tak monotonnie wpatrujące się we mnie miałam dość. Pytanie cisnęło mi się samo na usta i bynajmniej nie interesowało mnie co może odpowiedzieć, i czy jest w stanie jeszcze bardziej mnie tym popchnąć w kierunku krawędzi całkowitego załamania. Nie miałam nic do stracenia, więc chciałam wiedzieć czy powinnam mieć jakiekolwiek nadzieje, że nie będę w tym wszystkim sama. - Dlaczego w ogóle ze mną rozmawiasz? Przecież ty nie interesujesz się dziewczynami, które są wyśmiewane
          Zmierzył mnie z deka zdziwionym spojrzeniem. Na początku naprawdę myślałam, że to tylko gra, ale znów zaczynałam mieć nadzieje, że on szczerze chce mi pomóc i może to był błąd, i nie powinnam zagłębiać się w tą znajomość, ale mimowolnie podejmowałam to ryzyko. Jeśli on nie był winny i nie maczał palców w moim aktualnym horrorze jaki przeżywałam na własnej skórze to nie miałam powodów by się bać, a przynajmniej nie było ich wiele.
- Mówisz tak, jakbym znał cię tylko i wyłącznie dlatego, że od kilku dni jesteś na językach całej szkoły - powiedział. Zmarszczyłam delikatnie brwi i zamrugałam kilka razy, by dać mu niemy znak, proszący o rozjaśnienie sytuacji. - Mógłbym cię spytać o to samo, tylko w trochę zmienionej wersji. Dlaczego rozmawiasz ze mną? Przecież mówiłaś, że chcesz o mnie zapomnieć
          Prychnęłam cicho pod nosem, słysząc jak wykorzystuje moje własne słowa przeciwko mnie. Jego stara technika, która działała zawsze, a szczególnie wtedy, gdy podczas rozmów nie myślałam o tym, co mówię. Uśmiechnął się cwaniacko, a ja mimo mojej depresji, w którą powoli wydawało mi się, że popadam odwzajemniłam delikatnie gest.
- Ale jak na złość mi na to nie pozwalasz - powiedziałam cicho. Do końca nie wiedziałam czy chcę to wypowiedzieć na głos, czy może powinnam zachować tą uwagę jedynie w moim umyśle. Bartek parsknął cicho. Spodziewałam się tej reakcji.
- I nie licz, że to zrobię - odparł. Odpowiedź, której mi udzielił mogłam zrozumieć na wiele sposobów, więc zanim zaczęłam mieć na cokolwiek nadzieje chciałam dokładnie wszystkie możliwości przeanalizować. - Odpowiedz mi na jedno pytanie - powiedział, a właściwie rozkazał. Mimo to pokiwałam niepewnie głową, choć szczerze obawiałam się o co mnie spyta. - Naprawdę chcesz zapomnieć, czy powiedziałaś to pod wpływem emocji?
           Przecież jego przenikliwość czasem była naprawdę przesadzona. Nieważne co bym powiedziała on i tak wiedział czy kłamię, czy mówię prawdę. Za każdym razem trafiał w sedno, co dowodziło jedynie, że musi być w tych sprawach jakimś ekspertem lub kimś doświadczonym. Pewnie nawet gdybym okłamała go co do pytania, to i tak znałby prawdziwą odpowiedź. W takim razie dlaczego pytał? Sama nie znałam odpowiedzi, a w taką przenikliwość jak on obdarzona nie byłam.
- Byłam na ciebie wściekła, więc mówiłam to co mi ślina na język przyniesie - powiedziałam szczerze, poprawiając kosmyki włosów, które usilnie starały się popsuć swój ład i porządek na mojej głowie. - Połowy z tych rzeczy, o których wspominałam nie pamiętam
           Bartek wyraźnie chciał coś jeszcze powiedzieć, ale przerwały mu wibracje w jego telefonie. Wyciągnął go z kieszeni i po krótkiej chwili, w której przeczytał zapewne wiadomość, spojrzał w moją stronę, i powiedział:
- Do zobaczenia
Patrzył na mnie i czekał na odpowiedź. Przypomniało mi to sytuację, gdy wychodził z mojego domu i role były odwrócone - to ja czekałam aż on zszokowany odpowie i pożegna się ze mną. Może i sytuacja przedstawiała się znacznie inaczej, ale to było nieistotne.
- Do zobaczenia - odpowiedziałam, nie wysilając się nawet na lekki uśmiech, bo mimowolnie od kilku minut gościł on już na mojej twarzy.
           Chłopak wstał z miejsca i włożył telefon do swojej lewej kieszeni. Myślałam, że zaraz odejdzie, a mi pozostanie odprowadzenie go wzrokiem, ale on nagle zamarł w bezruchu. Nie wiedziałam o co chodzi, bo po prostu stanął, a jego wzrok wbił się, jak mi się zdawało, w podłoże obłożone szarym chodnikiem. Spojrzałam w to samo miejsce, w które patrzył on i osłupiałam. Moja kostka z raną, która wciąż widocznie dawała o sobie znać mimo prowizorycznego opatrunku złożonego z dużej ilości papieru toaletowego za bardzo rzucała się w oczy. Mój prawy but w miejscu, gdzie była rana przesiąkł czerwoną cieczą, a krew ponadto przebijała się jeszcze przez kawałek nogawki moich niebieskich dżinsów i białej skarpetki. Tylko ślepy nie zauważyłby tak dużej czerwonej plamy. Spuściłam zażenowana wzrok, było za późno na jakikolwiek odwrót, bo chłopak już to zauważył i był zdecydowanie za bystry na żałosne kłamstwo, które mogłam starać się mu wciskać.
           Mimo że milczał czułam jego złość i zdenerwowanie. Nagle sięgnął po mój plecak i otworzył którąś kieszeń, a ja bezczynnie wpatrywałam się jak przeszukuje go od góry do dołu w poszukiwaniu czegoś. Domyślił się, że żyletka, która mogła na tą chwilę przybrać kryptonim narzędzia zbrodni była gdzieś w mojej torbie. Nie mylił się, po chwili wyciągnął z torby papier, którym owinęłam żyletkę. Nawet nie pokusiłam się by ją obmyć z mojej krwi.
           Zgniótł w dłoni papier i wrzucił go do śmietnika, który stał obok mnie. Chwilę milczał, ale ja wiedziałam, że powstrzymywał się od wybuchu złością. W tamtej chwili dziękowałam Bogu, że obdarzył Bartka takim wzrostem, bo nie musiałam oglądać jego wściekłej twarzy.
- Jesteś głupia - wycedził przez zęby. Całą miłą atmosferę szlag trafił, tak naprawdę na moje własne życzenie, a ja czułam jak przez moją głupotę i chęć ulżenia sobie, bo przecież tyle załamanych nastolatek się cięło mogłam stracić kolejną osobę, co ważniejsze - jedyną, która się mną w tej sytuacji zainteresowała. Gdzie podział się mój rozum wcześniej? Nie mam pojęcia, raczej uciekł gdzieś i powrócił, gdy było już po wszystkim, a ja popełniłam jeden z najgorszych ruchów w całym moim życiu. - Jak mogłaś się pociąć?!
           Z jego ust brzmiało to jak wyrok dla mnie, skazujący na karę, której nie chciałam za nic odprawiać. Przy Izie i Fabianie popełniłam błąd braku ducha walki o nasze relacje, dlatego jeśli człowiek jest mądry po szkodzie to chciałam zrobić wszystko by nie dopuścić do podobnej sytuacji po raz drugi.
- Byłam załamana. Wszędzie gdzie bym nie poszła czułam się źle, w szkole, w domu, nawet wśród rodziny. Nikt mnie nie słuchał. Wołając o pomoc czułam się jak echo, którego i tak nikt nie usłyszy! - mówiłam, jak w jakimś amoku. Bartek przerwał mi głośnym kąśliwym parsknięciem.
- Nic ciebie nie usprawiedliwi! Choćby nie wiem w jak złej sytuacji byś nie była nic nie usprawiedliwia człowieka do podjęcia takich kroków! - jego słowa bolały, raniły jeszcze bardziej od żyletki, ale wiedziałam, że miał rację. Jak zazwyczaj nie mylił się. - Samookaleczenie się nie zasługuje nawet na miano głupoty!
- Wiem! - krzyknęłam, wstając gwałtownie z ławki. Nie zwracałam uwagi na ból rozchodzący się po mojej kostce. Oddalony był ode mnie na jakieś sześć metrów, więc powoli zaczęłam do niego podchodzić. - To była najbardziej nieprzemyślana rzecz, jaką zrobiłam w całym moim życiu i żałuję tego!
           Prychnął głośno i skrzyżował ręce na klatce piersiowej. Z jednej strony nie rozumiałam, dlaczego wkurzył się aż tak, ale z drugiej przypominał mi to co się działo wewnątrz mnie. Gdy tylko rana dawała o sobie znać przeklinałam się za to, co zrobiłam i naprawdę tego żałowałam. Wpatrywał się w widok za mną, ignorując mnie. Po jego twarzy widziałam jak ze złości zaciska zęby, a jego mięśnie się napinają.
           Po chwili obrócił się na pięcie, kręcąc głową z dezaprobatą, a ja patrzyłam jak powoli odchodzi ode mnie. Przez moment wpatrywałam się osłupiała jak z każdą sekundą oddala się co raz bardziej. Nie ma mowy, tym razem nie odpuszczę, zmotywowałam się w myślach i pod wpływem impulsu pobiegłam przed siebie, ignorując rwący ból w kostce.
           Wyprzedziłam go i stanęłam kawałek przed nim, torując mu drogę. Zignorował mnie i miał zamiar przejść obok, nie zwracając uwagi na to, że właśnie stałam przed nim. Złapałam delikatnie jego nadgarstek i ignorując piorunowanie mnie spojrzeniem zielonych tęczówek zaczęłam swój monolog, w którym chciałam przekazać Bartkowi choć część tego, co właśnie odczuwałam.
- Naprawdę tego żałuję i będę żałować do końca życia, bo pozostaną mi blizny na zawsze, które nieustannie będą mi przypominać o mojej głupocie. Nie myślałam nad tym, co robię i tak właściwie samo zdobycie żyletki, i cięcie się pamiętam jak przez mgłę. Wiem, że coś takiego miało miejsce, ale nie umiem dostrzec jak do tego doszło i nie potrafię zrozumieć, jak mogłam być tak głupia... - mówiłam, a każde słowo brzmiało co raz słabiej. Przynajmniej Bartek wciąż stał w miejscu i mimo gromienia mnie swoim surowym spojrzeniem, nie odchodził. - Wiem, że nic nie może mnie usprawiedliwić, bo popełniłam głupstwo świadomie i pewna tego, co chce zrobić. Jeśli to ma być moja przestroga przed popełnianiem takich nieprzemyślanych decyzji na przyszłość to wytrzymam życie z tą świadomością, że kiedyś miałam ten jeden moment słabości, w którym mój rozum i zdrowy rozsądek zapomniały o swoim istnieniu...
- Zacząłem wątpić, że je w ogóle posiadasz - wycharczał. Może i to nie był najmilszy ton jakiego mógł użyć, ale cieszyłam się, że się do mnie odezwał. - Obiecaj mi to
           Zdziwił mnie swoją prośbą, ale nie miałam zamiaru zwlekać z odpowiedzią. W końcu wiedziałam jakie on miał podejście do obietnic i nie zamierzałam zawieźć go niedotrzymaniem jej.
- Obiecuję - powiedziałam, niemal natychmiast po usłyszeniu jego pytania. - Już nigdy nie podejmę kroków, którymi sama siebie skrzywdzę
Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu po czym Bartek głośno westchnął, wyminął mnie i ruszył przed siebie.
          Nie odwracałam się tym razem, bo wiedziałam, że już znacznie się uspokoił i mogłam się nie martwić o to, że będzie się gniewać. W paśmie nieszczęść, które przytrafiały mi się ostatniego dnia i mojego desperackiego ruchu, którego chciałabym całym sercem nie popełniać znalazł się ten jeden mały powód do tego by nie tracić wiary w to, że jeszcze mam szansę na ułożenie tego wszystkiego. Zero bezmyślnych decyzji, już nigdy nie chciałam popełniać tego samego błędu.
- Mam sprawę - usłyszałam głos za sobą. Odwróciłam się powoli i jak później się okazało Bartek stał kilka metrów za mną, obserwując mnie i trzymając w dłoni smartfona. Uniosłam brwi do góry i lustrując go pytającym spojrzeniem dawałam znak by powiedział coś więcej. - Jutro po lekcjach czekaj tu na mnie. Musimy o czymś porozmawiać, a teraz nie mam na to czasu
- Dobrze - powiedziałam ze słyszalnym wahaniem. Ta propozycja była tak nagła i niespodziewana, że nie wiedziałam czy dobrze postępuję. Ale czym ryzykowałam? I tak nie miałam nic do stracenia.
           Bartek, słysząc moją zgodę pokiwał delikatnie głową i ruszył w kierunku parkingu przy szkole. Uśmiechnęłam się delikatnie i chwyciłam torbę, którą chłopak zaraz po odnalezieniu żyletki rzucił gdzieś w bok.
           Zaczęłam kierować się w stronę dworca, co jakiś czas sycząc z bólu spowodowanego ranną kostką. Moje rozumowanie może i było błędne, ale skoro Bartek zwrócił uwagę na mnie z powodu błędu, który popełniłam to chyba aż tak bardzo bym go nie żałowała. Ponadto zaproponował z własnej inicjatywy spotkanie, na którym miał zamiar poinformować mnie o jakiejś sprawie. Nawet jeśli to nie miało być nic głębszego cieszyłam się, że mogłam z kimś porozmawiać, gdy ostatnie dnie spędzałam głównie w ciszy zamknięta w sobie. W rozmyślaniu o tym, co może chcieć ode mnie Bartek doszłam do stacji, z której pociąg miał mnie zawieźć do domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mrs Black bajkowe-szablony