Nie mogłabym opisać w skrócie wszystkiego, co wydarzyło się w moim życiu, a właściwie życiu Izy przez tego człowieka. Wiktor, jak twierdziła Iza, był dla niej po prostu ideałem. Miał czarne włosy, które opadały mu na kark. Był wysoki, ale jak już wile razy wspominałam, nie tak jak Bartek. Swoją drogą nie wiem dlaczego innych chłopaków porównuję do niego. Wiktor nie należał wcale do tych miłych chłopaków z wiecznym uśmiechem na ustach. Palił, pił, wagarował, więc gdy Iza powiedziała mi, że chyba się w nim zakochała omal nie wyszłam z siebie. Rozumiem, że serce nie wybiera, ale jak można pokochać kogoś takiego kim był Wiktor?
To było w pierwszej klasie gimnazjum, gdy Wiktor uczęszczał do tej samej szkoły co my. Nie zdał raz, więc był w równoległej klasie. Co jakiś czas mieliśmy z nim zajęcia łączone, które Iza w całości wykorzystywała na obserwowanie go. Gdyby ktoś na początku roku powiedział mi, co się wydarzy wyśmiałabym go i poleciła odwiedzenie dobrego lekarza, oczywiście - w geście żartu. Jednak przeżyliśmy coś, czego nie oczekiwaliśmy.
W miarę upływu czasu Wiktor zainteresował się Izą, bo w końcu całe przerwy i niektóre lekcje go obserwowała. Gdy pytałam ją wtedy o Fabiana mruczała coś w stylu, że zakochała się w kimś innym. Nie rozumiałam jej, ale jako przyjaciółka mimo jej głupoty musiałam być przy niej. Spodziewałam się, że to nie jest towarzystwo dla niej. On był z zupełnie innej półki, tej niższej. Nie chcę nikogo skreślać na podstawie rodziny w jakiej się wychowywał. Jego matka była uzależniona od alkoholu, był jedynakiem a ojciec ich zostawił. Widząc go i to w jaki sposób się zachowuje nie potrafiłam zrozumieć zainteresowania nim Izy.
Wiktor kiedyś dosiadł się do nas na przerwie i zaczął rozmawiać z Izą, która była jakby wniebowzięta jego obecnością wśród nas. Fabian i ja dawaliśmy mu widoczne znaki, że na nas nie podziała i najchętniej trzymalibyśmy go od siebie z daleka, tak jak wcześniej. Ale Iza była zbyt naiwna i wierzyła, że to miłość. Nikt nie ma pojęcia, jak ciężko było mi nie niszczyć jej idei, choć po upływie czasu, sądzę, że powinnam to zrobić zdecydowanie wcześniej i samą znajomość z nim wybić z jej głowy. Później to była kwestia czasu, gdy Iza zaczęła pakować się w kłopoty, stopniowo większe, z których ja z Fabianem nie potrafiliśmy jej wyciągnąć.
Był czwartek, marcowy wieczór, gdy do mnie zadzwoniła. Była zapłakana, do teraz to pamiętam. Nic nie potrafiłam zrozumieć z jej szlochu, dopóki nie powiedziała jednego zdania: On chciał mnie wrobić w kradzież. Iza była na komisariacie, sama. Wiktora złapali później i został podjęty specjalnym tokiem nauczania z daleka od jego rówieśników.
Cały zarys sytuacji Iza przedstawiła mi i Fabianowi dopiero tydzień później, bo nie mogła wyjść z szoku. Wiktor powiedział jej, że bardzo mu na niej zależy. Była w siódmym niebie, bo jej uczucia zostały odwzajemnione. Niestety, to była jedynie przykrywka, gdy jego prawdziwym celem było po prostu wrobienie kogoś w obrabowanie sklepu na osiedlu niedaleko naszej szkoły. Podobno dopiął wszystko na ostatni guzik i wszystko wskazywało na Izę, która nie dość, że z kradzieżą nie miała nic wspólnego to nawet o niej nie wiedziała.
Z perspektywy czasu uświadomiłam sobie, że to wydarzenie naprawdę umocniło naszą przyjaźń a Iza wreszcie uświadomiła sobie, że jednak należy mnie słuchać, gdy mówię, że ktoś jest dla niej nieodpowiedni. Nie wybieram jej chłopaków, ja po prostu nie chcę by przeżyła to samo.
Dlatego w chwili, gdy zobaczyłam jego imię zapisane w jej telefonie miałam ochotę porządnie wyżyć się najpierw na niej, a później znaleźć jego i rozszarpać za to co zrobił jej w przeszłości. Jak ona mogła pakować się w to samo po raz drugi? Nie rozumiałam jej, a gdy poprosiła mnie żebym nic nie mówiła Fabianowi myślałam, że sobie żartuje. Oczywiście, że się jej nie posłucham. Wiktor skończył gimnazjum w specjalnym zakładzie, nie interesowałam się tym. Do liceum, jak się okazało, uczęszczał tego samego co my, tylko, że cały czas urządzał sobie wagary. Widziałam go jeden raz i o jeden za dużo.
Siedział na murku niedaleko szkoły i rozmawiał z Sebastianem. Podciął trochę swoje włosy a na twarzy miał delikatny zarost. W pierwszej chwili, gdy go zobaczyłam nie mogłam uwierzyć w to, że po raz kolejny wkracza do naszego życia. Jednak Iza, jak i on nie spotykali się, wręcz unikali siebie nawzajem stąd byłam trochę spokojniejsza, ale wciąż ich obserwowałam by tym razem się nie spóźnić z pomocą. Po raz kolejny zawiodłam. Zdałam sobie z tego sprawę, gdy Iza odnowiła z nim kontakt i chciała to przed nami ukryć. To się posuwało za daleko.
Gdy na spokojnie przeanalizowałam jeszcze raz wszystkie fakty zauważyłam jedną rzecz, która mogła mi się przydać. Skoro Wiktor rozmawiał z Sebastianem bardzo możliwe, że z Bartkiem też miał jakiś kontakt. Postanowiłam jeszcze przemyśleć całą sprawę na spokojnie w domu z dala od Izy, Fabiana i innych osób, które mogły mi przeszkodzić.
Wypad z Izą do miasta skończył się szybciej niż myślałam. Powiedziała, że to rozumie i powinnam wszystko na spokojnie poukładać w mojej głowie. Nie chciałam być na nią zła, ale nie potrafiłam udawać, że wszystko jest w porządku. Jeżeli wyobrażała sobie, że po tych wszystkich wydarzeniach powiem: Hej, nic się przecież nie stało! Możemy się z nim zapoznać lepiej, to bardzo dobry pomysł to grubo się myliła. Tak samo zresztą jak z milczeniem i zignorowaniem tego.
Ze względu na moje złe samopoczucie następnego dnia zostałam w domu. Mamę udało mi się ubłagać by dała mi ten jeden dzień wolnego. Nie chciałam jej mówić prawdziwego powodu, bo pewnie zamiast w domu leżałabym w szpitalu. Moja mama już taka była, że niektóre fakty za bardzo wyolbrzymiała i ze zwykłego zasłabnięcia, na które pomoże odpoczynek zrobiłaby śmiertelną chorobę, w dodatku nieuleczalną. Powiedziałam, że chcę po prostu jeden dzień wolnego winę zwalając na zagipsowaną nogę. Mama się zgodziła i czwartek miałam zamiar spędzić w łóżku. Wieczorem napisałam do Izy krótką wiadomość, że ze względu na moje złe samopoczucie, czego zresztą była świadkiem, zostanę w domu. Nie widziałam jej, ale mogłam przysiąc, że poczuła ulgę z dwóch powodów. Nie byłam na nią na tyle zła, by się nie odzywać i postanowiłam podjąć kroki w celu niewykończenia się, przynajmniej tak myślała.
Myślałam, że będę mogła spokojnie się wyspać i o dziwo poszłam spać o dwudziestej trzeciej, co może nie jest niesamowitym osiągnięciem, ale jeżeli chodzi o mnie to ogromny krok naprzód. Jednak nie poszło tak jak się spodziewałam i miałam trzy pobudki. Pierwszą o godzinie trzeciej w nocy, drugą - dwie godziny później, czyli o piątej rano, no i trzeci raz nieplanowanie wstałam o ósmej. Byłam wytrwała i po ciężkich próbach spałam dłużej niż zwykle. Miałam nadzieję, że kilka, może kilkanaście tak ciężkich nocy i mój organizm już się do tego przyzwyczai. Oby, pomyślałam, zanim zasnęłam po raz czwarty.
Gdy obudziłam się był kwadrans po dwunastej, co wyczytałam z mojego telefonu, który leżał obok mojej poduszki. Oczy trochę mnie bolały, co było u mnie dosyć normalne po takich nocach. Przetarłam je lekko i uznałam, że piąty raz już nie będę usiłować zasypiać. Przeciągnęłam się leniwie na łóżko, wzięłam komórkę i odłączyłam słuchawki. W nocy nie mogłam zasnąć bez muzyki, bo w ciszy panującej wokół mnie wyobrażałam sobie różne rzeczy, przez które nie potrafiłam nawet zmrużyć oka bez ciągłego rozglądania się wokół siebie. Trochę dziecinne, ale cóż. Zobaczyłam siedem nieodebranych połączeń i cztery wiadomości. Westchnęłam cicho, kręcąc z dezaprobatą głową.
Odblokowałam telefon i przejrzałam historię połączeń. Iza chyba nigdy się nie nauczy, pomyślałam, widząc uparcie mojej przyjaciółki. Przejrzałam wiadomości, które wprawiły mnie w niemały szok. Trzy były od Izy, a jedna od Fabiana. Postanowiłam najpierw odczytać esemes od mojego przyjaciela, który wprawił mnie w zdziwienie: Będzie naprawdę zabawnie, Weronika, gdy dowiesz się jakiego będziesz mieć gościa!. Nie mogłam zrozumieć treści tej wiadomości, dlatego leniwie przesunęłam palcem po ekranie i otworzyłam okno wiadomości z Izą. Pierwsza wiadomość była typowa, jak na moją przyjaciółkę: Weronika, po co ci ten telefon?! I dlaczego akurat teraz, gdy muszę cię przed czymś ostrzec ty nie odbierasz?! Ostrzec? Zmarszczyłam brwi i odczytałam drugą: Zbieraj się, ubieraj, sprzątaj, nie wiem co jeszcze! Wiem, że odsypiasz teraz ostatnie dni, ale to naprawdę nie jest dobry pomysł. Zaczynałam się powoli martwić, a treść trzeciej wiadomości wprawiła mnie w całkowite osłupienie: Mam nadzieję, że przeczytasz to w odpowiednim momencie. Tylko nie panikuj. Bartek do ciebie jedzie.
Otworzyłam szerzej oczy i wpatrywałam się w ostatnie zdanie, jakby to był jakiś żart. Sprawdziłam dla pewności datę i przerażona uświadomiłam sobie, że nie było pierwszego kwietnia. Zerwałam się z łóżka i momentalnie pisnęłam, widząc Bartka siedzącego przy biurku. Obserwował mnie, podpierając twarz o swój lewy nadgarstek. Jak zwykle wyglądał bardzo przystojnie. Miał na sobie czarne dżinsy, tą samą czerwoną koszulę w czarną kratę , co poprzedniego dnia i czarną skórzaną kurtkę z podwiniętymi rękawami, więc mogłam również zobaczyć jego srebrny zegarek. Jego zielone tęczówki uważnie mnie lustrowały. Jak zwykle wyraz twarzy miał obojętny i niewyrażający żadnych uczuć, może oprócz znudzenia.
Skutecznie mnie rozbudził z paraliżu, gdy jego wzrok zjechał z mojej twarzy na ubranie, a właściwie moją piżamę. Chyba już nigdy nie założę czegoś tak skąpego do spania. Nigdy bym nawet nie pomyślała, że w tym stroju będzie mnie oglądał jakiś chłopak, więc nie przykładałam wagi do tego w czym śpię, ważne by było wygodne. Akurat wtedy wybrałam sobie żółtą koszulkę, ciasno opinającą mnie w talii i w dodatku ze zdecydowanie zbyt dużym dekoltem, w którym w życiu nie pokazałabym się w szkole ani żadnym innym miejscu publicznym. Odsłaniał mi kawałek białego stanika, przez co automatycznie na moją twarz wkradły się rumieńce. W dodatku jeszcze te krótkie różowe spodenki, zasłaniające ledwo połowę ud. Spod nich również można było dostrzec moją bieliznę, ale całe szczęście w tamtym momencie siedziałam na łóżku.
Pomijając już moje rozmierzwione i poplątane włosy, brak okularów wyglądałam jak nie ja. Panicznie otworzyłam szafę zaraz obok łóżka i kryjąc się za jej drzwiami wyciągnęłam pierwszą lepszą bluzę. Jak się później okazało trzymałam w ręce biały sweter, który już od dawna był na mnie za duży, ale nie chciałam przeszukiwać szafy, więc założyłam go pospiesznie. Przeczesałam włosy palcami i chwyciłam okulary, znajdujące się na półce nad szafką. Cały pokój był bardzo mały a przestrzeń w nim pozostawiała wiele do życzenia. To było jedynie moje tymczasowe miejsce spania dopóki nie ściągną mi gipsu. Usiadłam na łóżku i naciągnęłam sweter najbardziej jak mogłam. Był bardzo stary i nie wiem, czemu jeszcze leżał w szafie. Mama kupiła mi go jeszcze w czasach, gdy miałam nadwagę, więc w tamtej chwili był na mnie zdecydowanie za duży. Nie przeszkadzało mi to, bardzo lubiłam luźne ubrania. Przynajmniej zakrywał ten duży dekolt białej koszulki.
Pokój, a właściwie pokoik był bardzo mały. Naprzeciw wejścia było dużo okno. Ściany pomalowane były na pomarańczowo, a podłogę stanowiły trochę już zniszczone panele. Na lewo od drzwi znajdowała się kanapa, która pełniła funkcję rozkładanego łóżka. Oprócz niej w pokoju były również trzy szafki, biurko i taboret. Wszystko było tak ułożone, że przestrzeń między meblami była bardzo mała i łatwo było w coś uderzyć.
Bartek podniósł się z taboretu i usiadł obok mnie. W dłoni trzymał jakąś kartkę, którą później mi podał i wyciągnął z kieszeni długopis. Podał mi go i wskazał miejsce na papierze, gdzie pewnie miałam złożyć swój podpis. Nie miałam zamiaru go o to pytać, bałam się o to czy w ogóle się odezwę po tym w jakim ubiorze mnie zobaczył. Szybko złożyłam swój podpis na kartce i zmierzyłam Bartka pytającym spojrzeniem. Złożył kartkę na cztery części i położył na szafce, z której wyciągnęłam sweter. Usiadł po raz kolejny obok mnie i cicho westchnął.
- Dyrektor kazał mi sprawdzić twój stan zdrowia - odparł cicho, masując swój kark. Widać było, że jest obolały pewnie po wczorajszym meczu. - I załatwić twój podpis na dowód, że tu byłem. Więc - westchnął głęboko. - Jak się czujesz?
Nie wiedziałam, co mam mu odpowiedzieć. Zapewne miał to wszystko powtórzyć dyrektorowi a on mógł zbagatelizować problem i powiedzieć, że nie mogę opuszczać zajęć z tak głupich powodów. Ale z drugiej strony nie chciałam wyolbrzymiać moich objawów.
- Wczoraj czułam się słabo - powiedziałam cicho. Bartek w odpowiedzi pokiwał głową, pamiętając pewnie jak uratował mnie przed upadkiem. - Miałam zawroty głowy i postanowiłam zostać jeden dzień w domu - przerwałam ziewnięciem.
- Spałaś do dwunastej a mimo to jesteś zmęczona? - spytał zdziwiony. W odpowiedzi lekko pokiwałam głową.
- Długość snu nie ma tu za wiele do znaczenia - odparłam cicho. - Tym bardziej, że w nocy obudziłam się trzy razy
- Nie sypiasz? - spytał prosto z mostu. Lekko pokiwałam głową, spuszczając wzrok na kolana.
Usiadłam po turecku i położyłam dłonie na oziębłych kostkach. Mimo, że miałam ubrane krótkie spodenki, które odkrywały mi więcej niż powinny to dobrze, że nie miałam na sobie luźniejszych i cieplejszych różowych spodni w króliczki. Jak już wcześniej wspominałam nie przykładałam wagi do tego, co ubieram do spania. Bartek pokręcił głową z dezaprobatą i oparł się o ścianę.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że to nie jest dobre dla twojego zdrowia? - spytał, nie obdarzając mnie nawet swoim spojrzeniem. Jak później zauważyłam miał zamknięte oczy.
- Wiem o tym - wyszeptałam zażenowana. Przy nim nie potrafiłam być tak stanowcza jak przy Izie. Miała rację On jest kimś zupełnie innym i sama jego obecność czasem potrafi wprawić mnie w zakłopotanie, a co dopiero rozmowa o mojej głupocie, bo tak najłatwiej to określić.
- Spójrz na mnie - powiedział zdecydowanie.
Zdziwiona wykonałam jego polecenie. W jednej chwili znalazł się bliżej mnie i płynnym ruchem zdjął mi z nosa okulary, które gdzieś odłożył. O dziwo nie byłam speszona, tylko spokojna. Nie wiem, czy to zażenowanie moją bezsennością spowodował brak paniki przy takiej bliskości, czy po prostu zaczęłam się do tego przyzwyczajać. Nie, gdybym była w pełni świadoma tego, co się dzieje to zdecydowanie zaczęłabym się obawiać jego poczynań. Przybliżył swoją twarz do mojej a ja jak w transie obserwowałam każdy jego ruch. Poczułam się tak jak kilka dni temu, gdy zrobił to samo z tym, że teraz miał zupełnie inny wyraz twarzy. Wyciągnął swoją dużą dłoń przed siebie i dotknął kciukiem śladów pod moimi oczami. Swoją drogą miał bardzo ciepłą skórę, więc pewnie jakiś czas już czekał w domu. Już rozumiałam. Pewna część mnie odetchnęła z ulgą, gdy pojęłam, że on tylko przygląda się śladom mojego niedospania.
Oddał mi okulary i odsunął się na bezpieczną odległość, czyli jakiś metr ode mnie. Głośno odetchnął.
- Dziwię się, że jeszcze tego nie zamaskowałaś makijażem - powiedział. W odpowiedzi przewróciłam oczami. No tak, dalej porównywał mnie do innych. - Okulary ci nie wystarczą, a wyglądasz strasznie
Uraził mnie, ale specjalnie się tym nie przejęłam. To był Bartek, chłopak, który dziewczyny w swoim rankingu zainteresowania ma na ostatnim miejscu, może z małymi wyjątkami. Jego opinia nie interesowała mnie na tyle by zaraz po jego wyjeździe rzucić się do autobusu i pojechać kupić kosmetyki, tym bardziej, że uważałam to za stratę pieniędzy. Jeśli już mam kupować jakieś produkty tego typu to tylko i wyłącznie do włosów.
- Nie zauważyłeś, że większość prymusek zazwyczaj nie stosuje makijażu? - spytałam retorycznie, po czym przetarłam oczy, które zaczynały mnie delikatnie piec.
- Zauważyłem, że prymuski myślą o swoim zdrowiu i śpią w nocy - powiedział kąśliwie.
Zamilkłam i już nie zamierzałam się odezwać. Oparłam się o ścianę zaraz obok niego i tym razem to ja zrezygnowana zamknęłam oczy. Najgorsze było to, że on miał rację, on przeważnie miał rację. Usłyszałam jak wstaje, pewnie się zbierał do wyjścia. Otworzyłam delikatnie oczy i zobaczyłam, jak szuka czegoś w kieszeni. Wziął kartkę z szafki i poprawił kurtkę.
Pozwoliłabym mu odejść, gdybym nie przypomniała sobie o czymś ważnym, przynajmniej dla mnie.
- Bartek? - spytałam słabo. Nie mam bladego pojęcia, dlaczego zaczęłam swoją wypowiedź jego imieniem. Zauważyłam, że naprawdę rzadko zwracałam się tak do niego. Spojrzał na mnie pytająco, marszcząc delikatnie brwi, co wywołało u mnie mieszane uczucia. Czy on w ogóle zdawał sobie sprawę jak niesamowicie wtedy wyglądał?
- O co chodzi? - spytał zniecierpliwiony moim milczeniem. Odwróciłam wzrok, bo do momentu, w którym się mnie spytał mimowolnie go obserwowałam.
- Kojarzysz Wiktora? - spytałam cicho, ale usłyszał. Westchnął głęboko i odłożył telefon, który miał w dłoni na szafkę. Usiadł obok mnie i zgromił mnie swoim spojrzeniem.
- Dlaczego o niego pytasz? - spytał, poprawiając włosy, które niesfornie zaczęły mu opadać na czoło. Powoli już się przyzwyczajałam do tego widoku, więc plus dla mnie.
- Sprawy z przeszłości - wyjaśniłam krótko. Nie miałam ochoty, ani nie powinnam mu wszystkiego tłumaczyć. Niezależnie od tego jak ufnie by wyglądał musiałam zachować zdrowy rozsądek. A czasem miałam takie chwile, w których zwierzałam się z czegoś, czego nie powinnam.
Zmierzył mnie zdziwionym spojrzeniem. Pewnie zastanawiał się, skąd go znam. Cóż, nie musiał wiedzieć wszystkiego.
- Dosyć poważne sprawy - powiedziałam cicho, żeby uświadomić mu jak bardzo zależy mi na tym, co chcę od niego wyciągnąć. Skinął delikatnie głową. - Chcę po prostu wiedzieć, jak on się zachowuje. Chodzi mi o to, czy jest godny zaufania?
Bartek parsknął śmiechem, a ja się przeraziłam. To nie znaczyło nic dobrego, czyli Iza pakowała się w kłopoty. Głośno przełknęłam ślinę, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Chłopak, widząc moje przerażenie spoważniał.
- Nawet ja mu nie ufam - powiedział, czym dodatkowo spotęgował mój strach. Iza, przejdziesz koszmar, znowu, pomyślałam, gdy jego słowa odbijały się jak echo w mojej głowie.
- On jest kimś, kogo należy trzymać na odległość i się nie spoufalać z nim. Ze wszystkich osób jakie znam on jest najgorszy - powiedział. Zdjęłam okulary z nosa i schowałam twarz w dłoniach, głośno oddychając. - Jest nawet gorszy ode mnie
No i całkowicie pękłam, gdy usłyszałam ostatnie zdanie. Miałam ochotę przywalić Izie na tyle mocno, by wybiła sobie pomysł ufania mu po raz drugi. Co ona miała w tej głowie, gdy to robiła? Panikowałam, nie mogłam nic zrobić, ona by mnie nie posłuchała. A Wiktor teraz był inny, nie wiem czy gorszy, ale inny, zdecydowanie silniejszy. Wciąż był zagrożeniem, mimo że odbył karę w specjalnym zakładzie. Po moim policzku spłynęła jedna samotna łza, którą od razu starłam.
- Co on... - zaczął zdezorientowany Bartek.
- Wiem, że jest gorszy od ciebie - wyszeptałam słabo, podnosząc spojrzenie na niego. Był zmieszany, nawet zauważyłam zmartwienie na jego twarzy. - Mam pytanie. Czy gdybyś kazał mu coś zrobić, zrobiłby to?
Nie mam pojęcia, co podkusiło mnie do złożenia tej prośby, której na szczęście jeszcze nie wypowiedziałam i mogłam to jakoś odkręcić. Bartek wyraźnie zdziwił się moim pytaniem, ale po chwili głęboko odetchnął i pokręcił głową. Zamarłam. Myślałam, że ma na tyle duże wpływy.
- Może i by posłuchał - powiedział, a ja tylko czekałam na to jedno ale, które zaraz pewnie chciał powiedzieć. - Ale niekoniecznie ja miałabym chęci to robić
- Bartek, proszę - powiedziałam szybko. Ledwo się trzymałam, naprawdę to było dla mnie ważne, bo on był dla mnie jedyną deską ratunku. Skoro Iza znów się z nim skontaktowała to koszmar przeszłości znów powracał. Nie słuchałaby mnie, nieważne ile razy bym ją o to prosiła. Bartek zdziwił się moją prośbą, a bardziej błaganiem. - Nie zależy mi teraz na niczym innym tak bardzo, jak na tym by dał nam spokój - powiedziałam słabo.
- Wam? - powtórzył zdziwiony, jakby nie rozumiał co właśnie usłyszał. Energicznie pokiwałam głową.
- Dokładniej pewnej osobie - powiedziałam cicho, na co Bartek uniósł jedną brew. Nie zamierzałam mu powiedzieć dokładnego imienia. Nie chciałam ryzykować, to wciąż był ktoś, komu nie mogłam w pełni zaufać.
- Tobie? - zapytał, na co od razu zaprzeczyłam. Bartek westchnął, wstał z łóżka i podszedł do szafki. - Zapomnij
I w tym jednym słowie całe moje nadzieje na spokojne dalsze życie zburzyły się niczym wieża z klocków. Podobnie jak w wieży - kilka klocków zabranych u podstaw zburzyło cały mój dotychczasowy spokój. Najpierw Bartek, który co jak co może i mi tak nie doskwierał. Później wypadek, złamana noga, kara dyrektora, w której miałam brać współudział, nieporozumienie z Izą, moje problemy zdrowotne i na dodatek powrót Wiktora. Zaskakujące, w jak bardzo szybkim tempie, bo na przestrzeni zaledwie kilku dni całe życie może zmienić się o sto osiemdziesiąt stopni.
Bartek schował coś do kieszeni, nawet nie wiem co i zaczął się zbierać. Gdy wyszedł do kuchni cały czas śledziłam go wzrokiem. Zaczął otwierać drzwi na taras, gdy jeszcze postanowiłam go zatrzymać:
- Bartek?
Wyszedł. Cicho westchnęłam i spuściłam głowę na podłogę. Zaczęłam wodzić wzrokiem po wzorach paneli, gdy wybudziło mnie z tego otwieranie drzwi.
- Co? - jego głos jeszcze nigdy nie wprawił mnie w taką radość. Mimowolnie lekko się uśmiechnęłam, myśląc podświadomie, że powinnam zacząć liczyć ile razy chociażby delikatny uśmiech odwiedził moją twarz, bo pewnie zacznę tego doświadczać coraz rzadziej.
Wrócił. Już myślałam, że nie usłyszał, ale jednak specjalnie dla mnie znów wszedł do korytarza i niecierpliwie wyczekiwał w przejściu aż powiem mu, po co go zawołałam. Niby takie błahe, a przy relacji z nim zaczynało to mieć dla mnie naprawdę duże znaczenie. I nie próbowałam jego zachowania tłumaczyć czymś innym. Chciał usłyszeć, co mam mu do powiedzenia. Nie było w tym drugiego dna, równie dobrze mógł po prostu wyjść i pojechać.
- Do jutra - powiedziałam i mimo dzielącej nas odległości zauważyłam na jego twarzy delikatne zdziwienie, które dodawało mu uroku, jakby nie miał go wystarczająco, gdy schylał się w przejściu, bo najzwyczajniej w świecie był za wysoki by się wyprostować.
- Do jutra - wymamrotał a ja miałam ochotę piszczeć i krzyczeć ze szczęścia, ale się opanowałam by nie narobić sobie wstydu. Otworzył drzwi i postawił już jeden krok, ale zanim wyszedł obrócił się jeszcze w moją stronę. - I zacznij więcej sypiać - powiedział po czym opuścił korytarz.
Uważnie nasłuchiwałam aż opuści dom i gdy usłyszałam cichy trzask drzwi wyjściowych i warkot silnika z wielkim uśmiechem na twarzy wtuliłam twarz w poduszkę i zaczęłam piszczeć. To było takie typowe zachowanie dla nastolatek, którego zazwyczaj nie stosowałam. W tamtej chwili poczułam się jak zwykła szesnastolatka bez żadnych problemów i mimo, że Bartek pewnie nie zdawał sobie nawet z tego sprawy poczułam się szczęśliwa. Po chwili do mojego nosa dotarł jego zapach, zapach, który naprawdę zaczynał mi się podobać. Intensywny zapach wody kolońskiej unosił się w moim tymczasowym pokoju. Lekko uśmiechnięta na te kilka minut wybaczyłam mu zburzenie mojego spokoju w życiu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz