Obserwowałam zszokowana Izę, która powoli zaczęła się oddalać. Pokiwałam z dezaprobatą głową i dogoniłam ją, co wcale nie było łatwe. Spojrzała na mnie z udawaną wyższością, na co prychnęłam.
Po chwili weszła do naszej ulubionej lodziarni, do której zawsze zachodziłyśmy, gdy tylko ją mijałyśmy i była otwarta. Może i był październik, w dodatku chłodniejszy niż zwykle, ale to nie przeszkadzało właścicielce w prowadzeniu swojego biznesu. W lato i gorące dni można było skosztować pysznych lodów, za to w zimniejszą porę kobieta podawała gorącą czekoladę i kawę, a mała lodziarnia wybudowana w alejce niedaleko naszego liceum zamieniała się w kawiarnię. Uwielbiałyśmy tam spędzać czas. Sprzedawczyni znała nas bardzo dobrze - miła starsza pani przyodziana w czerwony fartuch. Często ją odwiedzałyśmy w czasie przerw, stąd dobrze znała pory w jakich przychodziłyśmy. Można powiedzieć, że byłyśmy stałymi klientkami i miałyśmy naprawdę sporą zniżkę.
Nie musiałyśmy długo czekać, aby kobieta podeszła nas obsłużyć. Widząc mój stan zszokowana zakryła usta dłonią, a ja żeby ją odstresować zaśmiałam się cicho.
- To nic takiego - powiedziałam pokrzepiająco. - Spadłam ze schodów
- Dziecko, jak ty to zrobiłaś? - wyszeptała zszokowana.
Iza i ja wybuchłyśmy cichym śmiechem, widząc jej reakcję.
- Proszę pani, to Weronika - powiedziała Iza, gdy jako tako uspokoiła swój głos. Prychnęłam cicho, słysząc jej tłumaczenie. Iza bynajmniej nie powinna tego mówić. Bywało, że i ona robiła sobie krzywdę przez przypadek w wyniku wyłącznie swojej nieuwagi.
Starsza kobieta pokręciła głową z dezaprobatą i zapytała nas o zamówienie. Iza powiedziała, że to co zawsze i usiadłyśmy przy stoliku. Odłożyłam plecak na krzesełko obok i czekałyśmy aż właścicielka przyniesie nam zamówienie.
Wnętrze lokalu było bardzo przytulne. Od zawsze byłam miłośniczką tych mniejszych lodziarni, bo moim zdaniem piękno tkwiło w prostocie, a nie rozbudowanych budynków z umiejscowionymi w każdym kącie tekturowymi reklamami. Ściany pokryte były kasztanowym drewnem, a podłogę pokrywały beżowe kafelki. Jedynym minusem podłoża było to, że w chłodniejsze dni bardzo często się brudziło od błota wniesionego do środka przez klientów i wyglądało zdecydowanie mniej estetycznie. Pomieszczenie stosunkowo było małe, bo zmieściło się w nim jedynie pięć stolików i piętnaście krzeseł. Na lewo od wejścia był cały mechanizm robienia lodów, kawy, kakao, ciasta i kto wie, co jeszcze staruszka miała w zanadrzu. No i tuż nad drzwiami powieszony był cały cennik tego, co można zamówić.
Po chwili podeszła do nas kobieta, kuśtykając lekko, trzymając w obu dłoniach brązową tackę z naszym zamówieniem. Zazwyczaj pracowała tu sama, czasem pomagała jej córka, która z tego co czasem nam opowiadała pracowała jako księgowa. Na początku września złożyłam Izie propozycję by pomóc starszej kobiecie w interesie w okresie wakacji, nie oczekując jakiejś zapłaty. Bezinteresowna pomoc w uroczej kawiarence brzmiała naprawdę kusząco, przynajmniej dla nas, więc moja przyjaciółka bardzo się podekscytowała i zgodziła od razu. Wiem, że był dopiero październik, ale nasze wakacje zapowiadały się naprawdę niesamowicie.
Podała nam zamówienie. Chwyciłam w oziębłe dłonie ciepły kubek z gorącą czekoladą i szczelnie go objęłam palcami, układając go na moich kolanach by już teraz się rozgrzać. Zaczęłam delikatnie dmuchać w zawartość kubka.
- Weronika, ja mówię poważnie - powiedziała cicho Iza, jakby bała się, że ktoś nas usłyszy. Oprócz nas w pomieszczeniu była jedynie staruszka, która powoli powędrowała na zaplecze by nam nie przeszkadzać, a szkoda, bo lubiłam jej towarzystwo. Zmierzyłam ją pytającym spojrzeniem. - Dlaczego chodzisz tak późno spać?
A już miałam nadzieję, że odpuściła, pomyślałam i odłożyłam kubek na stolik, o którego blat oparłam się łokciem. Cicho westchnęłam i zaczęłam przyglądać się śladom butów na jasnych kafelkach.
- I po co drążysz ten temat? - spytałam retorycznie. Skrycie wiedziałam, że nie odpuści. - Zaproponowałaś nam wyjście gdzieś we dwie tylko po to, by prawić mi teraz wyrzuty? Iza, ja nie mam pięciu lat...
- A tak się zachowujesz - mruknęła. Niezadowolona mlasnęłam ustami, biorąc łyka gorącego napoju. Odpuściłam, gdy poparzyłam się w język. Przeklęłam w myślach, wiedząc, że ból będzie mi doskwierał przez najbliższe dwa dni.- Z tą różnicą, że pięciolatka zrozumiałaby, że chodzenie późno spać i zarywanie nocy nie prowadzi do niczego dobrego - powiedziała. Głęboko westchnęłam.
- Daruj sobie - powiedziałam, czym wywołałam u Izy nerwowe zaciśnięcie ust w cienką linię. - Próbowałam wcześniej się kłaść, ale nie potrafię. Zazwyczaj budzę się wtedy w środku nocy i już nie mogę zasnąć
- Więc nie śpisz do rana, wstajesz i idziesz do szkoły? - spytała, a ja z lekkim zawahaniem pokiwałam głową. - To chore, Weronika. Może powinnaś udać się do lekarza?
Przewróciłam teatralnie oczami i schowałam twarz w dłonie. Może i było mi jeszcze trochę zimno, ale dłonie miałam rozgrzane, więc przyłożyłam je do policzków. Cicho wypuściłam powietrze z ust i zaczęłam bawić się moją grzywką, owijając kosmyki wokół palca.
- Ile razy mam ci mówić, że czuję się dobrze i nic mi nie dolega? - spytałam, jakby oczekując, że w końcu odpuści. Daremne nadzieje, ona nigdy nie odpuszczała.
- Nie możesz spać, masz zawroty głowy, boli cię brzuch co jakieś dwa dni niby bez powodu, jesteś osłabiona i zmęczona. Widzę to, bo co jakiś czas ziewasz - zaczęła wyrzucać z siebie coraz kolejne to dolegliwości. - Rzeczywiście, jesteś okazem zdrowia! - prychnęła z wyczuwalnym sarkazmem.
- To objawy, Iza - odparła cicho, prostując się na krześle. - Objawy to nie choroba
- Powtórzę ci te słowa, gdy się okaże, że zachorowałaś na jakiegoś raka - powiedziała. Pokręciłam głową zmęczona jej ciągłym wypominaniem mi mojego planu chodzenia spać. Mogłam odpuścić i przystanąć na jej prośby, ale wiedziałam, że i tak nie dotrzymam obietnicy. Ja po prostu byłam głucha na jakiekolwiek uwagi innych. - Co się musi stać byś wreszcie zrozumiała, że pakujesz się w bagno? Chcesz wylądować na ostrym dyżurze?
- Przesadzasz - skwitowałam.
- Tylko i wyłącznie ty tu przesadzasz - powiedziała Iza. - Zrób to dla mnie - chodź wcześniej spać - spojrzała na mnie błagalnie, na co cicho parsknęłam. To już na mnie nie działało, pomyślałam.
- Iza, z moim wcześniejszym chodzeniem spać jest podobnie jak z twoją nauką chemii - powiedziałam, by rozładować atmosferę. Wybrałam dość dziwny z pozoru pomysł, bo powołałam się na nienawiść Izy w stosunku do chemii. Udało mi się osiągnąć cel, bo moja przyjaciółka oburzona omal nie wstała z miejsca, a ja parsknęłam szczerym śmiechem.
- Tylko, że chemia i twoje zdrowie to są dwie różne rzeczy - powiedziała Iza, a ja lekko uśmiechnięta czekałam na jej monolog. - Chemia nic wspólnego ze zdrowiem nie ma, no może oprócz tego, że tracę nad sobą kontrolę, gdy uczę się do testów. Mam ochotę wyrzucić książki przez okno, bo to jest jakaś czarna magia. Nie wiem, kto wpadł na pomysł by wprowadzić taki przedmiot do szkoły, ale z pewnością geniuszem nie był, przynajmniej dla mnie. Bo do czego mi się w życiu przyda chemia, skoro ja nawet nie zamierzam kształcić się w kierunku związanym z tym przedmiotem? - mówiła, a ja co jakiś czas rozkojarzałam ją cichym śmiechem. - Na pewno będę musiała korzystać z pierwiastków lub jakichś właściwości gazów na co dzień. Wyczuwasz ten sarkazm? - odparła z przekąsem. Nie wytrzymałam i głośno wybuchnęłam śmiechem.
Iza mimowolnie do mnie dołączyła i po chwili obydwie zwijałyśmy się ze śmiechu na krzesłach. Śmiałyśmy się dobre kilka minut, zanim do pomieszczenia ktoś nie wszedł. Z trudem się uspokoiłyśmy, a ja spojrzałam na osobę, która właśnie weszła do lodziarni. Sebastian, przeszło mi przez myśl, gdy go zobaczyłam. Był wysoki, ale nie tak jak Bartek. Bartka przerastał prawie każdego chłopaka przynajmniej o głowę, więc nikt nie mógł się z nim równać. Czarne włosy miał postawione na żelu a na jego twarzy był kilkudniowy zarost. Ubrany był w czarne dżinsy, białą koszulkę a z jego karku zwisały nieśmiertelniki. Gdy nas zauważył zrobił niewyraźny grymas twarzy i zawołał właścicielkę. Pod wpływem spojrzenia jego niebieskich tęczówek momentalnie chciałam skulić się, lub zapaść pod ziemię.
Moja przyjaciółka to zauważyła i skinęła delikatnie na mój napój, żeby odwrócić moją uwagę. Spojrzałam na niego niewyraźnie i zobaczyłam, że szkiełka od moich okularów zaczynają parować. Zdjęłam czarne oprawki z mojego nosa i przetarłam zmęczone oczy dłonią. Zatrzymałam opuszki palców na śladach tuż pod moimi oczami. Mogłam się założyć, że właśnie czułam delikatnie odbarwioną odcieniem podchodzącym pod nietypowy fiolet skórę. Zamknęłam oczy. Iza miała rację, wykańczałam się sama, ale nie potrafiłam czegoś z tym zrobić.
Nagle drzwi po raz kolejny się otworzyły a do pomieszczenia wszedł Bartek i Michał. Jeszcze ich tu brakowało, pomyślałam, nie wierząc w to jakiego mam pecha. Czy oni nie mogli wybrać sobie innego miejsca tylko musieli wejść akurat do tej lodziarni. Cicho westchnęłam i spojrzałam na swój kubek. Izie najwyraźniej też nie pasowała ich obecność, bo zamilkła i również zajęła się swoim napojem.
- Nie przeszkadzajcie sobie - dobiegł do mnie głos Sebastiana, który lustrował mnie wzrokiem, na ślepo wyciągając pieniądze z portfela, który, nawiasem mówiąc, pękał w szwach. Kolejny, który ma bogatych rodziców i chwali się tym każdemu kogo spotka. - Udawajcie, że nas nie ma
- Łatwo mówić - mruknęła Iza pod nosem, co wywołało sarkastyczny uśmiech u Sebastiana. - Nie mogliście wybrać innego miejsca na schadzki?
- Nie wydaje mi się by to było zajęte - odparł Sebastian, zajmując stolik obok naszego. Uśmiechnął się sarkastycznie do Izy. Dziewczyna cicho fuknęła. Nawet nie zauważyłam kiedy chłopacy złożyli zamówienie.
Po chwili dosiadł się do niego Michał. Bartek oparł się o blat przy kasie. Ze względu na swój wzrost pochylił się lekko do przodu. Zabawne mogło się wydawać, że cała ta trójka miała podobny styl ubierania się. Każdy miał założone czarne dżinsy i tego samego koloru skórzaną kurtkę. Jedynie Michał miał ubraną pod spodem czarną koszulkę z dziwnym nadrukiem, a Bartek zmienił swoją bluzę na czerwoną koszulę w czarną kratę. Nie mam pojęcia, jak mogłam tego nie zauważyć. Czym prędzej odwróciłam od niego wzrok, żeby nie spalić się ze wstydu. Zaczynałam mieć wrażenie, że on nawet w worku po ziemniakach wyglądałby przystojnie, co naprawdę zaczynało mnie peszyć. Na szczęście nie zauważył, jak go obserwowałam, bo spoglądał w ekran telefonu.
- A co tobie podać, skarbie? - starsza kobieta spytała Bartka. Uśmiechnęłam się lekko, słysząc jak zwraca się do klientów. Była naprawdę bardzo miła.
- Woda - powiedział Bartek, nie odrywając wzroku od ekranu telefonu. Uroczo zmarszczył brwi, gdy coś czytał. Widocznie był nad czymś skupiony.
Właścicielka podała mu butelkę i nie odebrała żadnej zapłaty, co mnie trochę zdziwiło, ale nie chciałam drążyć tematu. Nie chciało mi się jednak wierzyć, że Bartek i jego koledzy byli częstymi gośćmi w tym lokalu. Wypiłam łyk ciepłej czekolady i podkuliłam nogi pod siedzeniem. Założyłam z powrotem okulary i spojrzałam wymownie na Izę, która nie zwróciła na mnie uwagi. Akurat wtedy musiała zacząć oglądać blat drewnianego stolika.
- Już nie udawaj takiego sportowca, Bartek - powiedział kąśliwie Sebastian. Bartek podniósł na niego pytające spojrzenie, ignorując telefon. - Mógłbyś chociaż raz zamówić coś gazowanego, nie wspominając już o alkoholu
Cudem powstrzymałam się od złośliwego komentarza na temat demoralizacji. Jak można być tak bezmyślnym i namawiać kogoś do obrania złej ścieżki? Przecież to jest gorsze od samego złego zachowania, bo wciąga się w to innych mniej asertywnych ludzi. Bartek parsknął śmiechem i schował telefon do kieszeni. Miałam przeczucie, że to nie wróży nic dobrego. Martwiłam się, że ma jakieś problemy. Tak, martwiłam się. W końcu mimo tego, jak bardzo bym nie chciała - on nie był mi obojętny. Kluczem do tego wszystkiego było po prostu zdać sobie z tego sprawę.
- To świństwo - powiedział, a ja w duchu odetchnęłam z ulgą. Jednak nie był na tyle głupi, by pozwolić innym sobą sterować. Całkowicie się z nim zgadzałam.
- Oczywiście, że tak - rzucił Sebastian z sarkastycznym uśmiechem.
- Ma rację - powiedział Michał, lustrując Sebastiana wzrokiem. - To świństwo, nic więcej
- Świetnie, że się dogadaliśmy - odparł czarnowłosy z przekąsem.
Kontynuowali swoją rozmowę, a ja z każdą kolejną chwilą chciałam po prostu rozpłynąć się i uciec od nich jak najdalej. Nie lubiłam takiego towarzystwa i gardziłam tymi wszystkimi używkami, prochami, alkoholem, wszystkim o czym akurat przy mnie i Izie postanowili porozmawiać. Głównie to Sebastian się udzielał mówiąc, że Bartek i Michał są strasznie drętwi. Michał upierał się, że nic z tych rzeczy, które wychwalał jego znajomy nie jest dobre dla zdrowia i jest zwykłym świństwem. Bartek się nie odzywał. Opierał się o blat i przeglądał coś w telefonie, co jakiś czas popijając łyk wody. Co jakiś czas patrzyłam znacząco na Izę, ale ona wyglądała na pochłoniętą tym co dzieje się między chłopakami.
Pewnie nie przejmowałabym się tym i dokończyła picie mojego napoju, gdyby w mojej głowie znów nie uruchomiła się ta dobrze mi znana pralka. Było źle, zawsze gdy miałam zawroty głowy kilka razy w małym odstępie czasu było źle. W dodatku tego dnia były silniejsze niż zwykle. Nie zaprzeczam, że wydarzyło się naprawdę wiele w ciągu zaledwie kilku godzin, ale to nigdy nie miało aż takiego znaczenia w kwestii mojego zdrowia. Złapałam się delikatnie za głowę i dopiłam napój. Przymknęłam powieki, odkładając kubek z powrotem na blat. Starałam się uspokoić, ale nijak mi to wychodziło.
- Bartek? - głos Sebastiana wyrwał chłopaka z zamyślenia. - Ostatnio rozmawiałem z Anką. Wiesz o kogo mi chodzi, co nie?
- No wiem - powiedział zrezygnowanym tonem Bartek, chowając telefon do kieszeni. - I czego takiego się dowiedziałeś, że postanowiłeś się ze mną tym podzielić? Chyba zdajesz sobie sprawę z tego, jak bardzo mnie to nie interesuje?
- Podobasz się jej - Sebastian poruszył znacząco brwiami.
- Powiedz mi coś, czego nie wiem - odparł Bartek, czym wywołał śmiech u jego dwóch kolegów a mi zrzedła mina, słysząc te słowa.
Cóż, Bartek miał naprawdę wysokie mniemanie o sobie, czego mu się nie dziwiłam. Przecież prawie każda dziewczyna w szkole widziała w nim swój ideał. I jak na nieszczęście - ja byłam jedną z nich. No może nie aż tak przesadnie, ale nigdy nie ukrywałam przed sobą, że on mi się podoba, bo nie lubiłam okłamywać siebie samej. Gdzie w tym sens? Po co oszukiwać samego siebie?
- Nie interesujesz się nią? - spytał zszokowany Sebastian.
- Jest mi obojętna jak każda inna - odparł Bartek.
I znów poprawił fryzurę, przeczesując ją palcami. Zaczął robić to specjalnie, czy mi się po prostu wydawało? Byłam pewna, że mam całe czerwone policzki, ale tłumaczyłam to ciepłem, które panowało w pomieszczeniu.
Mówili coś jeszcze między sobą. Nie chciałam na to zwracać uwagi, a nawet nie mogłam. Moją głowę zaczął rozrywać straszny ból. Chwyciłam się za czoło i mocno ścisnęłam powieki, pod wpływem uczucia porównywalnego do wiercenia mi dziury w czaszce. Takie momenty dopadały mnie naprawdę rzadko, dlatego uznałam, że to dobry pretekst do tego bym mogła opuścić towarzystwo chłopaków i udać się gdzieś indziej. Iza zauważyła kątem oka, że gorzej się poczułam i ze znudzonego wyrazu twarzy przybrała przerażony. Wstała szybko z miejsca i wzięła nasze kubki. Odniosła je do kasy, mrucząc ciche podziękowanie za skuteczne ocieplenie nas.
Chłopacy przerwali swoją rozmowę, widząc zdenerwowanie Izy. Poczułam się trochę lepiej, głowa przestała tak boleć jak wcześniej, więc pokiwałam delikatnie głową, by dać mojej przyjaciółce znać, że nie musi histeryzować na zapas. Iza widocznie odetchnęła z ulgą i wyprostowana powiedziała do chłopaków:
- Teraz możecie już sobie gadać do woli - oznajmiła, zakładając plecak na ramię. - Skutecznie nas wykurzyliście
- Nawet nie zauważyłem, że siedzicie obok nas, skarbie - powiedział Sebastian z ironicznym uśmiechem. Iza głośno prychnęła i mruknęła coś pod nosem. Uśmiechnęłam się lekko, przeczuwając, że wyszeptała obelgi skierowane do Sebastiana. - A dlaczego już idziecie? Nie przeszkadza nam wasze towarzystwo, prawda chłopacy? - skierował swój wzrok najpierw na Michała, potem na Bartka.
Michał z uśmiechem powiedział, że mogłybyśmy zostać, bo przyjemnie jest siedzieć w naszym towarzystwie, nawet jeśli się nie odzywamy. Bartek zmierzył nas wzrokiem i po chwili cicho odetchnął.
- Przecież widzisz, że już się zbierają - mruknął niewyraźnie. - Nie powstrzymujcie ich
Cicho westchnęłam, chociaż on nie udawał kogoś innego i sztucznie miłego. To była jedna z tych rzeczy, które najbardziej w nim lubiłam. Kolejną było jego nieowijanie w bawełnę i prawdomówność, nawet jeśli mogła kogoś zaboleć.
Podniosłam się z krzesła, jak się później okazało, za gwałtownie i zbyt szybko. Zakręciło mi się mocno w głowie i musiałam oprzeć się o blat stolika. Nikomu z obecnych tam osób nie umknęło uwadze moje zachowanie. Było widać, że Michał się przejął.
- Wszystko w porządku? - spytał ze słyszalną troską w głosie. Parsknęłam w myślach. Odezwał się do mnie po raz pierwszy tego dnia i w dodatku spowodowane to było moim pogorszeniem samopoczucia. Akurat w takich sytuacjach przypominał sobie, że ma język i może się do mnie odezwać. Nie chciałam mieć mu tego za złe, ale nie potrafiłam zapomnieć o tym, jak określił nas mianem przyjaciół.
Stawienie chociażby jednego kroku, a raczej drobnego skoku było moim kolejnym błędem. Nie wiem, czy to był sposób w jaki się poruszyłam, czy kolejny zawrót głowy, albo może jeszcze gorsza opcja - chwilowe zasłabnięcie. Straciłam równowagę i powoli zaczęłam spadać.
Gdy zawisłam w powietrzu przez chwilę jeszcze nie rozumiałam, co się wokół mnie dzieje, ale po tym jak uderzył we mnie charakterystyczny zapach wody kolońskiej pojęłam, że Bartek po raz kolejny tego dnia popisał się swoim refleksem. Tym razem trzymał mnie na tyle długo bym sobie uświadomiła, że to jest coś niesamowitego. Mogło to wyglądać co najmniej komicznie, nie jestem pewna, bo nie byłam w stanie tego zobaczyć. Wiedziałam jedno - poczułam się od razu lepiej. Czułam jego ręce podtrzymujące moje plecy, bym nie spadła. Spojrzenie jego zielonych tęczówek lustrowało mnie w zaskakującym tempie, pewnie nie zdając sobie sprawy jak bardzo mnie tym peszy. W jego oczach widziałam jedynie coś w stylu zakłopotania i zmartwienia. Kara, tylko i wyłącznie dlatego się martwi, tłumaczyłam sobie w myślach. Nie mogłam rozróżnić uczuć, jakie w tamtej chwili mnie wypełniały. Po raz kolejny tego dnia moje ciało było całkowicie sparaliżowane, a ja nie mogłam powiedzieć nawet jednego głupiego słowa.
Bartek westchnął cicho i podniósł mnie do pionu. Dopiero wtedy zobaczyłam twarze innych w pomieszczeniu. Iza zakryła usta dłonią, pewnie wciąż była zszokowana moim nagłym zasłabnięciem. Skinęłam jej tylko delikatnie głową, sygnalizując, że już jest lepiej. Michał wyglądał równie na zszokowanego, co Iza z tym, że z jego twarzy wyczytałam jeszcze coś pokroju złości. Nie rozumiałam tego. Sebastian przez chwilę był zdziwiony, ale gdy stanęłam o własnych siłach udał, że nas od początku ignorował.
- Nawet poza szkołą nie można cię zostawić bez opieki - mruknął cicho pod nosem Bartek. Głośno przełknęłam ślinę, uświadamiając sobie, co przed chwilą miało miejsce. Pewnie cała moja twarz w tamtej chwili była czerwona, bo czułam jak moje policzki zaraz spłoną ze wstydu.
- Przepraszam - wyszeptałam słabo.
Chłopak wziął kule oparte o moje krzesło i podał mi je. Skinęłam głową w podziękowaniu i czym prędzej opuściłam budynek. Wymruczałam jeszcze ciche i nieśmiałe pożegnanie do staruszki.
Gdy tylko poczułam świeże powietrze nie kryłam swojego zadowolenia. Głośno odetchnęłam z ulgą i zaczęłam kierować się za Izą. Usiadłyśmy na pobliskiej ławce. Iza wyraźnie była zamyślona, więc delikatnie szturchnęłam jej prawy bok. Spojrzała na mnie smutno, po czym odwróciła wzrok na pobliski pub. Cicho westchnęłam, wiedziałam o co jej chodzi. Moje zdrowie, znowu to samo.
- Nigdy nie zasłabłaś - powiedziała to, czego się spodziewałam. - Obiecaj mi coś
- Nie dam rady chodzić wcześniej spać - westchnęłam, przewidując czego oczekuje.
- Dasz - powiedziała zdecydowanie.- Musisz. A ja jako twoja przyjaciółka zrobię wszystko, żeby taka sytuacja jak dzisiaj nigdy się nie powtórzyła - powiedziała smutno, ale zarazem zdecydowanie. Mogłam usłyszeć pewność w jej cichym głosie. - Jeśli będzie taka konieczność, mogę nawet siedzieć przy tobie w nocy abyś zasnęła
Zaśmiałam się cicho i delikatnie ją objęłam. Zdziwiła się tym ruchem, ale odwzajemniła uścisk. Wydawało mi się, że bała się mnie w ogóle dotknąć myśląc, że wyrządzi mi tym nie wiadomo jaką krzywdę. Niech jej będzie, poddałam się, więc spróbuję.
- Swoją drogą cieszę się, że Bartek cię złapał - powiedziała, gdy się odsunęłyśmy od siebie.
- Ja też - powiedziałam, na co ona zdziwiona delikatnie zmarszczyła brwi. - Gdyby mnie nie złapał upadłabym. Logiczne, Iza - wyjaśniłam jej.
- Nie o to chodzi - powiedziała moja przyjaciółka. Uniosłam lekko brew, przeciągając się leniwie na ławce. - Nieważne
Nagle rozbrzmiał dzwonek telefonu. Iza jak oparzona wyjęła komórkę z kieszeni i widząc nazwę kontaktu jakby zbladła. Odebrała i odeszła kawałek ode mnie. Zdziwiona obserwowałam ją i przysłuchiwałam się rozmowie. Byłam pewna, że to nie był Fabian. Przy jego telefonie tak by się nie zachowywała. Jej mama też odpadała, bo Iza wyraźnie zwracała się do chłopaka. Była poddenerwowana i chciała szybko skończyć rozmowę. Gdy w końcu jej się to udało podeszła do mnie, starając się ukryć swoje zdenerwowanie. Nie miałam zamiaru owijać w bawełnę. Nigdy tak się przy mnie nie zachowywała, więc nie chciałam odpuścić dopóki nie dowiedziałabym się prawdy.
Iza podeszła do mnie z lekkim uśmiechem. Nieszczery, wymuszony, pomyślałam, ale mimo to odwzajemniłam gest. Byłam pewna, że nie powie mi kto do niej zadzwonił, więc pozostawało mi dowiedzieć się na własną rękę. Skoro ona kłamała, ja też będę, wydałam sobie jasny cel.
Otworzyłam szerzej oczy i zaczęłam przeszukiwać moje kieszenie. Iza zdziwiona wpatrywała się w to, co robię. Otworzyłam mój plecak i zaczęłam udawać, że czegoś panicznie szukam w torbie między książkami.
- Weronika, co się stało? - spytała Iza, widząc moje udawane przerażenie.
- Nie mogę znaleźć telefonu. Pewnie zostawiłam go w środku - skłamałam, wskazując budynek.
- Jesteś pewna? - spytała, gdy odłożyłam zrezygnowana plecak obok ławki.
- Nie - brnęłam w kłamstwo dalej, ale nie widziałam innego wyjścia. Znałam ją, nie powiedziałaby mi prawdy. - Ale proszę cię, pójdź sprawdzić, zanim oni go zauważą.
Nie lubiłam kłamać i udawać, szczerze twierdząc - brzydziłam się tym. Ale musiałam i tym się usprawiedliwiałam. Iza ruszyła do lodziarni i w momencie, gdy równie zdesperowana co ja otworzyła drzwi i weszła do środka rzuciłam się na telefon, który w pośpiechu zostawiła na ławce. To nie do niej podobne, ale stres czyni swoje. Szybko go odblokowałam wpisując hasło: 0112 - dokładniej pierwszy grudnia, czyli data urodzin Fabiana. Otworzyłam historię odebranych połączeń i zaniemówiłam, widząc imię: Wiktor.
- Weronika, nie ma go! - dobiegł mnie jej głos, gdy wychodziła z budynku.
Jak oparzona odłożyłam telefon na ławkę i powróciłam do udawania.
- Przeszukam jeszcze raz plecak - stwierdziłam, ale powstrzymała mnie Iza.
- Przepraszam - powiedziała, na co zszokowana pokręciłam głową. - Wiesz, że to Wiktor dzwonił, prawda? - powiedziała, na co cicho westchnęłam. - Wiem, że udajesz. Nie wyciągałaś telefonu, gdy byłyśmy w środku - powiedziała a ja skinęłam głową, chwaląc w ten sposób jej spostrzegawczość. - Bałam się tobie powiedzieć, że z nim rozmawiałam, bo wiedziałam jak zareagujesz. Wolałam to zrobić w ten sposób - milczałam, cały czas wpatrywałam się w knajpę przed nami. - Weronika? Powiedz coś, proszę - mówiła ze zaszklonymi oczami.
- Jesteś głupia - powiedziałam ostro, na co ona mruknęła ciche: Wiem. - A Fabian? - spytałam zła.
- Nie mów mu o tym - wyszeptała, a po jej policzku spłynęła samotna łza, którą od razu starła. I tak ją widziałam. Nie mogłam wyjść z wrażenia jak bezmyślna ona jest, pakując się w to samo po raz drugi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz