Jak Iza postanowiła tak musiało być i dwa tygodnie później, gdy impreza była już potwierdzona przez nauczycieli, i grono pedagogiczne musiałam się obowiązkowo stawić u niej w domu by, jak to ona określiła, urządzić się na bóstwo. Parsknęłam śmiechem, wspominając jej poważny ton i groźny, że osobiście po mnie przyjedzie, jeśli nie spotka mnie u siebie o równo trzynastej. Nie rozumiałam, dlaczego chciała zaczynać szykowanie aż cztery godziny przed planowanym rozpoczęciem. Do tego czasu znając siebie mogłam wdepnąć obcasem w jakąś kałużę, albo pobrudzić się jedzeniem. Tak, będę nosiła obcasy. Nie wiem czy Iza przypadkiem nie zapomniała, że ja i szpilki to nie najlepsze połączenie, bo oprócz siebie mogłam wyrządzić krzywdę komuś innemu.
Z mamą już dawno ustaliłam, że wyjedziemy z domu w pół do trzynastej, zostawi mnie pod bramą i pojedzie z powrotem do domu. Cieszyła się, że wychodzę gdzieś i to nie jest tylko szkoła, i zajęcia. Przez naprawdę długi czas siedziałam zaszyta w domu z dala od cywilizacji, przeistaczając się powoli w dzikusa, który poza szkołą nie wychyla się nawet z poza swej jamy.
Minione dwa tygodnie były dość nietypowe dla mnie. Fabian zmienił klasę trzy dni po naszym wspólnym wyjściu do miasta. Iza nie była smutna, a przynajmniej taką udawała. Wiedziałam, że w środku była naprawdę smutna, ale skutecznie udawało się jej to ukryć, jednak już nie przede mną. Bartek mnie ignorował, można powiedzieć, że wszystko wróciło do porządku dziennego, który panował przed jego karą. Codziennie po lekcjach szłam chociażby na godzinę do Madzi, nadwyrężając tym samym nogę, którą przecież miałam oszczędzać. Nie interesowało mnie to, szczerze mówiąc. Byłam gotowa spędzić kolejne tygodnie noszona przez Bartka, ale nie robiłam tego w tym celu. Historia, którą mi opowiedział wywarła na mnie na tyle duże wrażenie, że nie potrafiłam ignorować tego, co Madzia może przeżywać gdzieś w środku.
Jak postanowiłam wcześniej pod bramą podwórka Izy znalazłam się za siedemnaście minut trzynasta. Weszłam powoli na teren posesji i od razu w oczy rzucił mi się pas pięciu połączonych domów rozciągający się po lewej stronie bramy. Moja przyjaciółka zamieszkiwała ostatni, więc aby się do niej dostać musiałam przejść przez olbrzymie podwórko. Dzień był ponury, dopiero przestało padać, więc wygląd podwórza nie zachęcał by na nie wkraczać. Wszędzie było szarawo, w powietrzu czuć było zapach mokrego gruntu a niebo pokrywały same deszczowe chmury.
Gdy zaczęłam niepewnie kroczyć przez teren podwórka poczułam się dość specyficznie, jakby ktoś mnie obserwował. Czasem miałam takie wrażenie i nie musiało być ono koniecznie uzasadnione. U Izy bywałam rzadko, ale orientowałam się mniej więcej co tam się działo. Rozejrzałam się szybko po oknach domów i za szybą pierwszego dostrzegłam ruszającą się firankę. Wszystko jasne, nawet pan Kusiak, wścibski mężczyzna nie mógł sobie odpuścić zbadania, kto ośmielił się postawić nogę na po części jego podwórku. Cicho westchnęłam i ignorując wścibskiego sąsiada dotarłam do celu, którym był dom mojej przyjaciółki.
Zapukałam delikatnie w drzwi, które po chwili otworzyła mi kobieta w czarnych włosach związanych w kitkę. Uśmiechnęła się na mój widok i po obowiązkowym przywitaniu przepuściła mnie w drzwiach.Krzyknęłam głośno, że już jestem i przywitałam się z resztą domowników. Nie czekając dłużej przerzuciłam torbę z ubraniami przez ramię i weszłam do pokoju Izy.
Ściany były pomalowane na fioletowo, a podłogę pokrywały panele, których część przykrywał ciemny dywan. Na przeciwko wejścia było duże okno, które zdobiły kaktusy i storczyki, stojące na parapecie, dodając temu miejscu o wiele więcej życia, zważywszy na nastrój na zewnątrz. Na prawo od wejścia zauważyłam ścianę w całości pokrytą zdjęciami jej, mnie i Fabiana razem. Na niektórych była sama, na niektórych tylko ze mną lub z Fabianem, a na jeszcze innych byłam po prostu ja z blondynem. Oprócz tego jej ścianę ozdabiały szkice, których ona zawsze wstydziła się nam przedstawiać, po części pewnie dlatego, że bez dokładnego przyjrzenia się nie mogliśmy rozpoznać co one przedstawiają. Na swój sposób były jednak wyjątkowe i w pewnym stopniu wyjątkowe. W kącie stało duże łóżko z fioletową kołdrą, poduszką i białym prześcieradłem. Zaraz obok niego było biurko, na którym panował istny chaos. Wszędzie walały się małe karteczki z zapisanymi informacjami, zadaniami, ważnymi datami. Nie rozumiałam jak Iza się w tym odnajdywała, o ile w ogóle potrafiła. Za to na lewo od drzwi była ogromna jasna szafa z lustrem zawieszonym na jej drzwiczkach. Iza była straszną maniaczką ubrań, więc szafa tych rozmiarów nie zdziwiła mnie. Obok szafy znajdowała się mała komoda, na której postawiony był czarny telewizor, który w żadnym wypadku nie kontrastował z otoczeniem.
Moja przyjaciółka od razu wstała z łóżka, na którym do tej pory siedziała i otworzyła swoją ogromną szafę. Zaczęła wyjmować z niej po kolei różne sukienki, a właściwie wyrzucała je za siebie czasami trafiając ubraniami mnie. W końcu wyciągnęła to, czego pewnie tak uparcie szukała. Była to sukienka sięgająca trochę powyżej kolan z czarnym dołem i jasnofioletową górą, które były oddzielone od siebie ciemnofioletowym pasem. Uwiązanie było na szyi, więc spodziewałam się, że to ja będę musiała zawiązać dwa paski w supeł.
Skinęła na mnie bym pokazała kreację, którą ja mam zamiar ubrać na wieczorną imprezę. Sięgnęłam do swojej torby i wyciągnęłam z niej moją ulubioną sukienkę, którą kupiłam już dawno, ale nie miałam okazji jej założyć. Sięgała do połowy ud, więc jak na mnie to był naprawdę zbyt wyzywający ubiór, ale starałam się na to nie zwracać uwagi. Jej góra to był pomarszczony lekko turkusowy materiał, który w dotyku był ku zaskoczeniu naprawdę gładki. W talii był szeroki pozłacany pas, który prezentował się niezwykle elegancko. Dół prezentował efekt przypominający porwaną na strzępy spódnicę, której fragmenty nachodzące na siebie tworzyły naprawdę piękną kompozycję.
Iza, widząc moją kreację złapała się za głowę i otworzyła szeroko usta. Zaśmiałam się, obserwując jej reakcję.
- Weronika, skąd ty to masz? - spytała wyraźnie zszokowana.
Nie odpowiedziałam tylko pokręciłam głową z deka zawstydzona.
Postanowiłyśmy się jeszcze nie przebierać i obejrzeć jakiś film, po którego zakończeniu zaczęłybyśmy szykowanie. Iza podała mi laptopa i poleciła szukanie jakiejś komedii, w czasie gdy ona poszła po przekąski. Znalazłam tytuł, który akurat trwał półtora godziny, więc dawał nam wystarczająco czasu na wyszykowanie się i w dodatku był wysoko oceniany przez internautów. Zawołałam Izę i po chwili obydwie siedziałyśmy wygodnie ułożone na łóżku dziewczyny, podjadając popcorn. Po skończonym seansie, na którym co chwila wybuchałyśmy gromkim śmiechem uznałyśmy, że to pora by zacząć przygotowania.
Najpierw poszłam umyć tłuste od popcornu dłonie, wytarłam je i wróciłam do pokoju, gdzie Iza podłączała już lokówkę do kontaktu. Postanowiłam zacząć od sukienki. Obróciłam się do Izy plecami, bo mimo iż byłyśmy przyjaciółkami od dawna przebieranie się w czyjejś obecności zawsze mnie krępowało. Dopiero, gdy sukienkę miałam już nałożoną dotarło do mnie, że tak ubrana w taki mróz na pewno szybko zmarznę, ale postanowiłam nie zwracać na to uwagi. Najwyżej opuszczę kilka dni w szkole. Kreacja leżała na mnie idealnie i doskonale podkreślała moje ciało. Uśmiechnęłam się, przeglądając się w lustrze odgarniając włosy, które niesfornie opadały na moje ramiona.
- Co powinnam zrobić z włosami? - spytałam Izy, która siedziała obok okna, podkręcając swoje i tak naturalnie kręcone włosy. - Związać, czy zostawić rozpuszczone?
- Siadaj - poleciła i zwolniła mi krzesło, na którym wcześniej siedziała.
Wykonałam jej polecenie a ona niemal natychmiast chwyciła w dłoń kilka kosmyków moich włosów, owijając wokół nagrzanej lokówki. Dosłownie chwilę zajęło jej wykończenie fryzury i spryskanie jej ochronnym lakierem. Od razu podbiegłam do lustra, przeglądając się w nim. Miałam pięknie pofalowane włosy, które niesfornie opadały na moje ramiona.
Oprócz fryzury Iza uparła się, że powinnam zrobić jeszcze chociaż lekki makijaż. W pierwszej chwili wyśmiałam ją, bo nie wyobrażałam sobie siebie pomalowanej. Iza westchnęła ciężko, wyciągnęła z mojej torby futerał na okulary i zdjęła oprawki z mojego nosa, chowając je do środka. Uśmiechnięta kazała mi lekko oszołomionej jej zachowaniem usiąść z powrotem na krzesło i przystąpiła do pracy.
Muszę przyznać, że robienie makijażu było naprawdę specyficznym uczuciem, a co dopiero chodzenie tak przez najbliższe kilka godzin. Było mi niewygodnie ciężko się do tego przyzwyczaić, bo nie da się ukryć, że nigdy się nie malowałam, co jest bardzo rzadko spotykane wśród moich rówieśniczek. Jednak przyznam Izie rację, że gdy zobaczyłam się w lustrze czułam się jak ktoś zupełnie inny. Podkreślone oczy, delikatny odcień różu na ustach i ledwo widoczny turkus pokrywający mojego powieki - wszystko prezentowało się tak idealnie, a ja wyglądałam po prostu pięknie. Na ten jeden dzień wyglądałam jak nie ja. Brak okularów pozbawiał mnie tego pozoru prymuski i pilnej uczennicy. Taka zmiana może i niekoniecznie mogła przynieść oczekiwany skutek, ale to była sprawa drugorzędna.
Iza była gotowa chwilę później, więc obydwie zarzuciłyśmy na siebie kurtki, chwyciłyśmy torebki w dłonie - w moim przypadku pozłacaną, a w kreacji mojej przyjaciółki matowo fioletową - i założyłyśmy buty, oczywiście na obcasie. W moim wyglądzie postawiłam ogólnie na turkus i elementy złota, które dostałam kiedyś na urodziny. Tak naprawdę jedynie buty musiałam dobrać sobie sama. I to były właśnie buty na obcasie na oko dziesięciocentymetrowym z elementami złota. Gdy włożyłam je na swoje stopy i postawiłam pierwszy krok omal nie straciłam równowagi. No tak, przecież ja nie chodziłam na obcasach zazwyczaj, a w domu nie miałam okazji poćwiczyć.
- Jeśli się w tym nie zabiję to będzie cud - westchnęłam, wywołując cichy śmiech u mojej przyjaciółki.
Weszłyśmy wraz z mamą Izy i Kasią do samochodu stojącego już obok domu. Pani Sawicz miała zawieźć nas pod szkołę i pojechać z młodszą córką na zakupy. Jak się spodziewałam, wychodzenie gdziekolwiek, mając na sobie sukienkę do połowy ud i rajstopy nie było dobrym pomysłem. Na szczęście do szkoły dojechałyśmy szybko w ogrzewanym aucie. Wybiegłyśmy jak oparzone do przodu, omal nie potykając się o własne obcasy i gdy tylko dotarłyśmy do korytarza szkolnego od razu rzuciłyśmy się odruchowo do grzejnika, który był obok nas. Rozgrzałyśmy zmarznięte ciała, co chwilę nam zajęło. W międzyczasie spojrzałam na zegarek, który wskazywał dziesięć minut do siedemnastej i oficjalnego rozpoczęcia imprezy. Zdążyłyśmy, pogratulowałam nam w myślach.
Gdy już miałyśmy odejść od kaloryfera i wyruszyć w poszukiwanie naszego przyjaciela, Fabian sam nas znalazł i na pewno w pierwszej chwili nas nie poznał. Spojrzałyśmy na niego odruchowo. Miał na sobie beżowe dżinsy, które ubierał według na niego na jedynie specjalne okazje. Oprócz tego założył fioletową koszulę w czarną kratę, której pierwsze od góry trzy guziki pozostawił nie zapięte. Wiecznie rozmierzwione włosy sprowadził do ładu, używając przy tym zapewne pół tubki żelu.
Zmierzył nas najpierw zdziwionym spojrzeniem, ale po chwili zaśmiał się szczerze a my trochę ciszej mu zawtórowałyśmy.
- Piękne panie - zaczął, czym wywołał u nas mimowolne parsknięcie śmiechem. - Widziałyście może dwie dziewczyny ubrane o wiele bardziej oryginalnie? - spytał, a na moją twarz wkradł się szeroki uśmiech, ukazujący moje białe zęby. - Jedna z nich ma długie kręcone włosy, zapewne ubrała koszulkę z dziwnym nadrukiem, dużym dekoltem i do tego dżinsy - Iza prychnęła cicho, udając obrażoną. - Druga nosi okulary i pewnie ma na sobie jakąś starą bluzę, podarte dżinsy i obdarte trampki - tym razem już cała nasza trójka wybuchnęła gromkim śmiechem. - Co się stało z moimi grzecznymi dziewczynkami?
- Pojechały na wakacje - powiedziała Iza, trzepocząc znacznie wydłużonymi rzęsami.
Uśmiechnięci od ucha do ucha zaczęliśmy kierować się w stronę sali gimnastycznej, gdzie miała odbywać się cała zabawa. Już na korytarzu dobiegły do mnie łomoty i głośna przerobiona muzyka, która aż zachęcała do tańca sama w sobie. Pociągnęłam Fabiana i Izę za ręce, pospieszając ich tym samym aż dotarliśmy do sali, która wystrojona była jak nigdy.
Szyby okien były przyciemnione, nad nami wisiała wielka kula dyskotekowa mieniąca się tęczowymi kolorami, co jakiś czas na odgrodzony od reszty parkiet buchał dym z efektów specjalnych w akompaniamencie krzyków zachwycenia uczniów. Atmosfera była niesamowita i już w wejściu mogłam wyczuć zapach mieszaniny perfum męskich i damskich, antyperspirantów, i wody kolońskiej. Muzyka była tam jeszcze głośniej niż na korytarzu, a w oddali sali ujrzałam stanowisko didżeja. W całej sali panował lekki półmrok oświetlany jedynie przez efekty specjalne, których swoją drogą było naprawdę sporo. To chmary dymu, to światła na ścianach w różnych kolorach a nawet bańki mydlane, do których nawet nie wiem pobiegła Iza z Fabianem. Jak dzieci, pomyślałam i ruszyłam za nimi.
Nasza zabawa polegała głównie na tańczeniu i wykorzystywaniu efektów specjalnych do wygłupów. Z tym drugim najbardziej popisywał się Fabian, który biegał w chmarze dymu, rozdmuchując ją po wszystkich obecnych wokół. Ja z Izą zajęłyśmy się tańcem do hitów puszczanych przez didżeja. Dopiero po kilku przetańczonych piosenkach zauważyłam w oddali stół z jedzeniem a mój brzuch jak na zawołanie dał o sobie znać. Dałam Izie znać, że wrócę za chwilę i wskazałam na stół, który automatycznie stał się moim celem.
Musiałam się przepychać przez tańczące osoby, które co chwilę jak na złość obijały się o mnie. Czasem nie miałam tyle szczęścia i trafiła we mnie akurat spocona od tego gwaru osoba. Czym prędzej wybiegłam z tłumu ludzi ubranych odświętnie i dotarłam do stołu, którego nakrycie wyglądało naprawdę smakowicie. Przemierzyłam wzrokiem po chrupkach, krążkach cebulowych, mini burgerach, pizzy, a nawet owocach, ale nie znalazłam czegoś co akurat chętnie bym zjadła. Zrezygnowana nalałam sobie soku pomarańczowego z przezroczystego dzbanka i od razu upiłam porządnego łyka.
Przez pierwsze minuty imprezy, w których byłam oddzielona od Izy i Fabiana strasznie mi się nudziło, ale akurat gdy zamierzałam do nich wrócić ktoś mi w tym przeszkodził.
- Weronika? - usłyszałam za sobą dobrze znany mi głos.
Odwróciłam się a widok, który ujrzałam wprawił mnie w osłupienie. Czarna koszula idealnie opinająca mięśnie, delikatnie podarte dżinsy, włosy ułożone do góry z widoczną pomocą żelu i te oczy, które lustrowały mnie dokładnie od stóp do głowy, lekko rozchylone usta i zmarszczony nos. Nigdy nie widziałam go w tak przystojnej odsłonie, albo po prostu nie zwracałam na to uwagi.
- Michał? - spytałam, rozpoznając w tym chłopaku mojego kolegę, którego ostatnio unikałam nawet na zajęciach tenisa.
Pokiwał delikatnie głową. Westchnęłam mimowolnie, bo nie spodziewałam się po nim, że może w taki sposób mnie zaskoczyć. Brakowało mi słów do tego by opisać w jakie zakłopotanie mnie wprawił.
- Nie poznałem cię - przyznał po chwili, sprowadzając mnie na ziemię.
- Ja ciebie też nie rozpoznałam - powiedziałam szczerze, niemal od razu ze zdenerwowanym tonem głosu. Chyba wyczuł moje zażenowanie, bo lekko się uśmiechnął.
Zapanowała między nami ta nieznośna ciszy, której się obawiałam najbardziej przewidując nasze spotkanie, które musiało w końcu nastąpić. No ale nie w takiej sytuacji, pomyślałam. Byliśmy pomiędzy bawiącymi się licealistami, którzy co chwilę obijali się o mnie, wywołując moją irytację. Poza tym muzyka na tyle głośna sprawiała, że nawet nie wiedziałam czy on coś mówił, a może po prostu cały czas milczał, czekając aż ja zacznę.
- Nie spodziewałem się ciebie tutaj - powiedział. Nie wiem dlaczego jego słowa sprawiły, że poczułam delikatne kłucie w klatce piersiowej. Może to był po prostu stres? Bo przecież nigdy nie przejmowałam się tym, że inni postrzegają mnie jako szarą myszkę, która woli książki od imprezy. Akurat w tamtej chwili to był fakt, bo zdecydowanie bardziej wolałam leżeć w łóżku opatulona kołdrą z każdej strony, ucząc się na zbliżający test z biologii. Michał widocznie zauważył, że coś jest ze mną nie tak. - Nie chodziło mi o to, że...
- Chciałam w końcu wyjść z domu - przerwałam mu, uśmiechając się wymuszenie. Nie chciałam by kończył to bezsensowne tłumaczenie, dlatego posunęłam się do kłamstwa. - Ostatnimi czasy złamana noga bardzo mnie ograniczała a teraz jeszcze rehabilitacja
- No tak, przecież jeszcze nie wróciłaś na treningi - powiedział z lekkim uśmiechem.
Postarałam się ukryć zawód, który opanował mnie. Nasze rozmowy zawsze musiały zejść na temat zajęć, tenisa, turniejów i tak dalej. To mnie czasami przytłaczało, bo ile można gadać wciąż o tym samym? Między nami znów zapanowała cisza, która wprawiła mnie w to samo co wcześniej - irytację. Nie mogliśmy znaleźć wspólnego języka poza kortem i to mnie dodatkowo dobijało - fakt, że nie umiemy się ze sobą porozumieć.
Chciałam się pożegnać i wrócić do Izy by nie tkwić w bezsensownym milczeniu, gdy nagle głośna typowo imprezowa muzyka zmieniła się w coś spokojniejszego. Ballada, pomyślałam jedynie nim zdążyłam coś powiedzieć.
- Zatańczysz? - usłyszałam głos Michała.
Gwałtownie skierowałam swój wzrok na niego i zobaczyłam jak lekko się uśmiecha, wyciągając przed siebie dłoń, którą zapewne miałam ująć. Najpierw myślałam, że się przesłyszałam, ale gdy zrozumiałam, że on naprawdę to zrobił nie mogłam w to uwierzyć. Nie podałam mu dłoni, bo nie chciałam się skompromitować. Już na co dzień czasem potrafię być straszną pokraką i nie umiem wykonać najprostszych czynności, a co dopiero na parkiecie. W dodatku w dziesięciocentymetrowych obcasach! Przeklęłam w myślach Izę i to, że zgodziłam się przyjść w takich butach.
Nie zdążyłam nawet wyrazić zgody, gdy poczułam jak zdecydowanie większa dłoń Michała kieruje mnie przez tłum tańczących par do kolejnych dźwięków ballady. Nim w ogóle uświadomiłam sobie, że zaraz się skompromituję po całej linii staliśmy już w mniej tłocznym miejscu na środku sali. Stanęłam na przeciwko niego i spojrzałam w jego niebieskie tęczówki wyraźnie przerażona.
- Nie umiem tańczyć - ostrzegłam go, mając nadzieję, że w ten sposób odrzucę go od siebie i nie będzie podejmował tego ryzyka jakim są opuchnięte palce u nóg, które z pewnością podepczę prędzej czy później.
- Ja też nie - przyznał z szerokim uśmiechem. Prychnęłam cicho, powtarzając w głowie jego słowa. - Daj spokój, będzie zabawnie
- Coś takiego nigdy nie kończy się dobrze... - zaczęłam.
- Po prostu daj mi rękę - powiedział i nim zdążyłam wykonać polecenie ujął moją dłoń w swoją, i ułożył ją na swoim barku, który odruchowo delikatnie ścisnęłam. - I drugą - powiedział, po czym moją lewą dłoń splótł ze swoją, przyciągając mnie bliżej.
Nasze klatki piersiowe stykały się ze sobą, gdy my kołysząc się do muzyki nerwowo spoglądaliśmy na siebie. A raczej ja byłam zestresowana i pewnie nie wykonałabym żadnego ruchu, gdyby nie prowadzenie Michała. Kroki wymierzałam nieświadomie i ku mojemu zaskoczenia ani razu nie poczułam stopy chłopaka pod butem, co mnie trochę pocieszało w tej sytuacji.
- Nie umiesz tańczyć, co? - spytałam, a na moją twarz wkradł się lekki uśmiech zadowolenia, bo taniec powoli zaczynał mi się podobać.
- Nie chciałem cię stresować - powiedział, patrząc mi głęboko w oczy.
To ci się nie udało, pomyślałam, ale nie powiedziałam tego głośno. Moje serce kołatało, miało zdecydowanie przyspieszony puls i myślałam, że zaraz wyskoczy mi z piersi. Patrząc w jego oczy koloru nieba zdałam sobie sprawę jak blisko siebie jesteśmy. Starałam się nie denerwować za bardzo, dlatego odwróciłam głowę w inną stronę i zaczęłam oglądać inne pary. Ścisnęłam mocniej dłoń, którą splótł z moją, dając mu do zrozumienia, że nie chcę żadnych niespodziewanych ruchów, których się obawiałam. Po chwili rozluźniłam się i taniec, a raczej kołysanie się w rytm ballady zaczęło sprawiać mi przyjemność.
Po skończonym tańcu w duchu odetchnęłam z ulgą. Wróciliśmy do stolika, przy którym się spotkaliśmy i Michał podał mi kolejną szklankę soku. Mruknęłam ciche podziękowanie. Od razu upiłam łyk napoju.
- Całkiem dobrze tańczysz - powiedział, a ja cicho się zaśmiałam, omal nie wypluwając wnętrzności mojej jamy ustnej.
Zaczęliśmy rozmowę o wiele luźniejszą niż wcześniej. Nie czuliśmy tego skrępowania, za co byłam cicho wdzięczna, bo rozmowa naprawdę mnie wciągnęła i mimo że nie rozmawialiśmy o czymś ważnym to, i tak brałam to na serio.
W pewnym momencie, gdy pogawędka wyraźnie nam się kleiła zauważyłam, że Michał czymś się zestresował a to wyraźnie oznaczało, że zamierzał poruszyć poważniejszy temat. Skinęłam głową pokrzepiająco.
- Chciałaś wiedzieć o czym mówiłem Bartkowi - powiedział, a moje źrenice automatycznie się rozszerzyły. Zapomniałam całkowicie o Bartku, tak, to głupie, ale przez te kilka minut spędzonych z Michałem zaprzestałam myślenia o wysokim brunecie. A co dopiero miałam pamiętać o jego rozmowie z blondynem. - To coś naprawdę ważnego. Nie musisz się martwić, że cię obraziłem lub postawiłem w złym świetle
- Więc co mu powiedziałeś? - spytałam, chcąc się w końcu dowiedzieć co takiego skłoniło Bartka do zainteresowania się mną a w tamtej chwili nie było nikogo wokół nas, kto mógłby mi przeszkodzić w poznaniu tajemnicy.
- Powiedziałem mu, że zakochałem się w tobie
Takiego szoku nie przeżyłam chyba jeszcze nigdy. Musiałam powtórzyć w myślach to zdanie jeszcze kilka razy by jego sens dotarł do mnie w całości. Michał, ten Michał, którego znałam z treningów tenisa i kiedyś nawet byłam nim zauroczona był zakochany. A puenta tej historii była taka, że wybranką jego serce byłam... Ja. Niemożliwe. Nigdy nie dopuszczałam do siebie myśli, że coś takiego może się wydarzyć, że mogę coś takiego usłyszeć. Najgorsze było to, że w tej chwili, którą wyobrażałam sobie wiele razy, gdy wyznawana jest mi miłość zamiast skoczyć w ramiona tego jedynego ja stałam oszołomiona i nie mogłam wydusić z siebie nawet jednego dźwięku.
Moje oczy już dawno pewnie przypominały dwa spodki a do ust bez problemu można byłoby mi wsadzić piłeczkę do ping - ponga, gdy w końcu odzyskałam mowę. Przełknęłam głośno ślinę, zastanawiając się co mu powiedzieć, bo przecież nie odwzajemniałam jego uczuć. Dlaczego to wszystko musiało być takie skomplikowane? Może i miałam niską samoocenę, ale nie wierzyłam by ktokolwiek mógłby się we mnie zakochać. We mnie, no proszę, przecież to śmiechu warte, pomyślałam, ale to nie był żart a ja nie byłam w ukrytej kamerze. Byłam na imprezie i od dobrych kilku minut w milczeniu wpatrywałam się w chłopaka, który wyznał mi, że się we mnie zakochał.
- Ja... - gdy w końcu wydobyłam się na słaby szept, którego i tak Michał pewnie nie usłyszał przez gwar, i hałas ktoś jak na złość musiał nam przerwać.
- Tylko nie on - powiedział Michał, wpatrując się w kogoś za mną.
Powoli się odwróciłam a przede mną stanęła postura znacznie wyższego ode mnie bruneta o zielonych oczach ubranego w niebieską koszulę w kratę, jasne spodnie i z ułożonymi włosami. Nie wiem co Michał musiałby zrobić by pod względem wyglądu dorównać mu.
- Mam sprawę do obgadania z nią - powiedział, po czym chwycił mnie delikatnie za nadgarstek. Stałam znowu jak słup soli, ledwo odzyskałam przytomność i świadomość tego co się dzieje, gdy znów ją straciłam.
Bartek zaczął powoli przeciskać się ze mną przez tłok uczniów, których nagle naschodziło się wokół jakiegoś zamieszania, o którego istnieniu nie miałam nawet pojęcia. Wyciągnął mnie z sali i zaczął kierować mnie do dobrze znanego mi, a raczej nam miejsca - ciemny kąt, z którego widać było schowek sprzątaczek, ciemny kąt holu, w którym Bartek kiedyś nie doprowadził mnie omal do zawału.
Puścił mój nadgarstek w chwili, w której dotarliśmy do miejsca. Byłam na niego zła. Byłam wręcz wściekła, za to co zrobił. Po raz pierwszy w moim życiu i jak myślałam - ostatni, ktoś się we mnie zakochał a on jak gdyby nigdy nic się wydarzyło zabrał mnie od Michała. Nie chciałam nawet myśleć o tym jak mógł się czuć w tamtej chwili.
- Co tobie powiedział? - spytał ostro Bartek. O nie, nie będę tak pogrywać, pomyślałam i po raz pierwszy zechciałam naprawdę kłócić się z nim, zapominając o tym ile ma na mnie haków, i o tym, że jedno pstryknięcie jego palców, i moje życie zburzy się a ruiny będzie ciężko odbudować.
- Prawdę - warknęłam równie ostro, co on. Mój wściekły ton jedynie bardziej go poddenerwował, ale nie interesowało mnie to. - Powiedział mi w końcu, co takiego sprawiło, że raczyłeś zwrócić uwagę na kogoś takiego jak ja! - wykrzyczałam mu prosto w twarz.
- Uważasz, że akurat ten fakt do tego doprowadził? - spytał, krzyżując ręce na klatce piersiowej. - Nie bądź śmieszna, nie interesuje mnie w kim się zakochują chłopacy
- To w takim razie dlaczego w ogóle się mną zainteresowałeś?! - krzyknęłam wściekła. Miałam zamiar wyrzucić mu prosto w twarz, co przez te kilka tygodni tliło się w moim sercu i chciało jedynie rozpalić we mnie prawdziwy ogień. - Nie jestem zabawką! Nie masz prawa do tego by wykorzystywać każdą dziewczynę i później wyrzucać ją ze swojego życia jak śmiecia! Nic nie uprawnia cię do tego! Choćbym nie wiem przez co byś przechodził w życiu to krzywdzenie innych nigdy nie będzie usprawiedliwione! Ktoś ciebie skrzywdził i się mścisz w tak chory sposób?! - krzyczałam, nie wiedząc nawet, że trafiam w sedno sprawy. - To nie jest rozwiązanie tych problemów! - przystopowałam na chwilę i zmierzyłam go wściekła spojrzeniem. Nim zdążył cokolwiek powiedzieć zaczęłam znów, tym razem spokojniej. - Skrzywdziłeś mnie już wystarczająco, więc przestań się mną bawić i daj mi o tobie zapomnieć
Bartek nie krył swojego zdziwienia moją prośbą. Spojrzał na mnie z pogardą w oczach, tak jak tego nienawidziłam. Przez chwili lustrował każdy element mojej twarzy, wliczając w to zmarszczone ze złości brwi, zaciśnięte lekko usta i oczy, w których tęczówkach kryły się wyrzuty.
- Zapomnieć? - prychnął, po czym parsknął śmiechem. Już otwierałam usta by coś powiedzieć, gdy zrobił coś czego nie spodziewałabym się po nim nigdy.
Ujął w swoją dłoń moją szyję, przyciągając mnie bliżej do siebie i pocałował mnie. Szok, w który mnie wprawił nie pozwolił mi nawet na zrobienie czegokolwiek. Nie wiem, czy powinnam go odepchnąć czy odwzajemnić pocałunek, ale to nie miało znaczenia, bo mogłam stać jedynie nieruchomo, czując jego wargi na swoich. Uczucie, które temu towarzyszyło było niesamowite, nie do opisania w słowach. Nie czułam jakichś motylków w brzuchu, o których tak dużo czytałam, a jedynie jego miękkie niczym płatki kwiatu usta, które delikatnie muskały moje przez kilka sekund. Z zegarkiem w ręce nie postawiłabym, że trwało to dłużej niż cztery sekundy.
Gdy się odsunął nie wiedziałam jak mam się zachować i czy powinnam w ogóle cokolwiek mówić, bo nie byłam przygotowana na takie obrót spraw. Cicho prychnął pod nosem, widząc mój szok, przygryzł dolną wargę i pokiwał niemal niezauważalnie głową.
- W takim razie powodzenia - powiedział, po czym po prostu mnie zostawił oszołomioną takim przebiegiem spraw.
Zsunęłam się po ścianie znajdującej się tuż za moimi plecami, mrużąc powieki, próbując przypomnieć sobie co działo się przed chwilą z dokładnością co do sekundy. Dopiero w tamtej chwili zdałam sobie sprawę z tego jak ciężko oddychałam. Trochę czasu zajęło mi przyswojenie myśli, że przed chwilą całowałam się po raz pierwszy w moim życiu, w dodatku z Bartkiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz